Rozdział 10, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kilku minutach drzwi się otworzyły i pogrążeni w rozmowach guślarze, łowcy i wiedźmy wlali się jednolitym tłumem do auli. Marc, przeskakując po kilka stopni z torebką prezentową w dłoni, podszedł do Gabriela. Wręczył mu ją i nie zważając na nic, uściskał mocno. Gabriel poklepał go niepewnie po szerokich plecach i pospiesznie wycofał się z objęć. 

— Karczewski! — zawołał radośnie Kim, podchodząc do niego szybkim krokiem, a za nim Natalia i Olga. Rodzice Kima emigrowali z Chin trzydzieści lat temu i ich syn był pełną duszą Polakiem. Przyznał, że nigdy nie odwiedził swojego rodzinnego kraju i nie mówi po chińsku. Za to topografię Europy znał na wyrywki i specjalizował się w rzadko spotykanych demonach. — A więc jednak żyjesz.

— Jak widać — mruknął, wzruszając ramionami. Rok starszy kolega parsknął śmiechem, stając naprzeciwko niego razem z dwiema guślarkami. — Co słychać?

— Od miesiąca szarpiemy się z bezczelnymi rusałkami — przyznał, krzywiąc się nieznacznie. Z Kimem rozmawiało się nadzwyczaj łatwo. Miał umiejętność lekkiego prowadzenia rozmowy i wycofywania się, gdy rozmówca zaczynał odczuwać znużenie. A u Aleksego następowało to bardzo szybko. — Najpierw tydzień z nimi negocjowaliśmy, żeby przestały uwodzić tych młodych nieszczęśników...

— A potem negocjacje zostały urwane, bo rozbudziły w Kimie takie pożądanie, że rozebrał się nad rzeką — dodała usłużnie Natalia, chowając się za Aleksym, gdy chłopak zamierzył się na nią w niemal komicznej groźbie uderzenia.

— Miałaś nikomu o tym nie mówić!

— Przecież nie mówię, ile centymetrów ma twój... — Kim rzucił się w jej kierunku, ignorując duszącego się ze śmiechu Aleksego i Olgę.

— Tak czy inaczej kolejny tydzień próbowaliśmy nakreślić jakiś plan i mimo wszystko się z nimi dogadać. A ostatnio po prostu na nie polujemy, ale suki schowały się głęboko w wodzie i śmieją się nam w twarz — wyjaśniła Olga, patrząc na niego zbolałym wzrokiem. — Myślę, że wczoraj po raz pierwszy od miesiąca miałam suche włosy.

Aleksy przywitał się z jeszcze kilkoma guślarzami, podczas gdy sala powoli się zapełniała. Mimo wszystko przybyło ich znacznie mniej, niż się spodziewał. Biorąc pod uwagę, że nie wszyscy absolwenci nadawali się do walki w terenie i rekomendowano przejście na emeryturę w wieku pięćdziesięciu lat, to powinno ich być tutaj ponad dwustu, a zebrana grupa na pewno nie była tak liczna. Przybyła nieco może ponad połowa aktywnych guślarzy, łowców i wiedźm. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby odszukać ojca. Ten samotny wilk na pewno nie stawił się na wezwanie.

Obecnych studentów nie zaproszono, więc wszyscy stłoczyli się w pierwszych rzędach i zamilkli, gdy do sali wszedł Godlewski.

— Dziękuję, że przybyliście — powiedział głośno i skinąwszy głową Gabrielowi i Lidce, od razu przeszedł do tematu spotkania, a Gabriel moderował prezentacją z danymi i zdjęciami prezentowaną na ścianie za pomocą rzutnika.

Aleksy usadowiony między Konradem a Kimem, niemal nie słuchał rektora. Ze wzrokiem wbitym w Gabriela obserwował, jak ten w skupieniu przerzuca slajdy i podsuwa prelegentowi aktualne dokumenty. Aleksy pozwalał, by to gorące uczucie, które w nim kiełkowało, rozprzestrzeniło się i zawłaszczyło jego ciało i umysł. Miłość.

Ach, być kochanym wszyscy szczęściem głoszą; Mym zdaniem: kochać jest większą rozkoszą.

("Śluby panieńskie", Aleksander Fredro)

Kochał mężczyznę. Kochał tego wrażliwego, dobrego i dzielnego człowieka i jak mogło to być złe? Jak ta radość, którą obaj teraz odczuwali, to szczęście, które chcieli sobie dać, mogło być obrzydliwe?

Ze stanu miłosnego uniesienia wyrwały go zdjęcia z miejsc odprawiania dziadów i wyeliminowania demonów. Większość z nich emanowała brutalnością, a ciała ofiar pokazywano bez żadnej cenzury. Aleksy widział wykrzywione w grymasie bólu twarze dorosłych i dzieci i coraz głębiej zapadał się w krześle. Teraz postawa Godlewskiego nie wydawała mu się tak oburzająca, jak kilka dni temu.

Odwrócił wzrok, gdy na prezentacji pojawiła się niespełna pięcioletnia dziewczynka z pustą jamą ziejąca w miejscu, w którym powinna mieć usta i brodę.

— Kurwa — wysapał Konrad, zasłaniając dłońmi usta. — Przecież to jebana rzeź.

Aktywność demoniczna wzrosła dziesięciokrotnie w przeciągu ostatniego roku, a ostatnie pół roku było okresem wzmożonej pracy dla wszystkich guślarzy. Większość raportowała o dziwnych zachowaniach demonów, a część z nich — tak jak Olga — wspominali o tym, że bestie  zbierają się w grupy, co nie było dla naturalne. 

Nie wszystkim się udało przeżyć. W ciągu dwunastu miesięcy stracili pięciu guślarzy, wiedźmę i dwóch wiedźmarzy. W tym Wiktora. Ich zgony zostały potwierdzone przez policję, ale około trzydziestu osób nadal pozostawało zaginionych.

Trzydziestu wprawnych guślarzy i wiedźm zapadło się pod ziemię. Prawdopodobnie tkwili na dnie rzeki albo zostali zjedzeni. W tym koledzy Aleksego z roku; Antoni i bliźniaki Cieśla. Sam Aleksy, który bezmyślnie wyłączył namierzanie w swoim telefonie, był niekiedy zaliczany do zaginionych.

Godlewski kontynuował swoje przemówienie, w którym zawarł najbardziej zaskakujące zlecenia z minionego roku. Słowem nie wspomniał o możliwej ingerencji człowieka. W żadnym z tych brutalnych przypadków rektor nie zająknął się o guślarce, o której rozmawiał z Aleksym. Czyżby nikt tego nie zauważył? Przypadki Teresy i Wąpierza były odosobnione? Wykluczone. Nawet jeżeli duch ich okłamał, to na własne oczy widzieli odcisk trampka.

— Idziemy do Lidki i Gabrysia? — zagadnął nagle Konrad, wyrywając go z zamyślenia. 

Aleksy drgnął i rozejrzał się po sali nieprzytomnym wzrokiem. Zapalono część świateł bocznych, tworząc lekki półmrok tak, by nadal była widoczna prezentacja. Rektor Godlewski tłumaczył coś grupie starszych guślarzy. Wszyscy wyglądali na poddenerwowanych.

Aleksy skinął głową, podnosząc się z krzesła. Razem z Konradem i Niką udał się na dół w stronę katedry, gdzie stał Gabriel pogrążony w rozmowie z trzema guślarzami; sprawiali wrażenie wesołych, ale uśmiechy nie sięgały ich oczu. Marc z Mią i Luisem u boku krążył przy Olszewskim niczym wilk wokół łani, po raz kolejny wprawiając Aleksego w irytację.

— Idziemy gdzieś dzisiaj albo jutro? — zapytał Wilczyński, patrząc jak Lidka, wpisuje coś w swój komputer. Spojrzała na niego przepraszająco, kręcąc delikatnie głową.

— Chcielibyśmy, ale Gabryś dostał przydział opieki nad delegacjami z Włoch, Wielkiej Brytanii i Francji, no i grupą Marc'a. A ta grupa z Wielkiej Brytanii jest naprawdę duża... dziesięć osób — powiedziała z lekkim uśmiechem i zebrała dokumenty na zgrabny stosik. — Profesor Jadłowski zajmuje się szpitalikiem, więc zostałam sama z obsługą zleceń, asystowaniem rektorowi i pracą w dziekanacie... Tak mi przykro, chłopaki... Jesteście w Akademii, a nam praca wysypuje się z rąk. Bardzo byśmy oboje chcieli z wami spędzić jak najwięcej czasu, zwłaszcza że Aleksy jeszcze jest z nami...

— Mówisz, jakby miał zaraz zniknąć — burknął Konrad, otwierając jej lnianą torbę, żeby mogła włożyć do niej akta spraw. Aleksy uchwycił spojrzenie Gabriela, rzucone w jego stronę znad monitora. Uśmiechnął się lekko i otworzył usta, by odpowiedzieć, ale został wyprzedzony: — Nie odejdzie, a w każdym razie nie teraz. Nie zostawiłby mnie samego. Musimy jeszcze zabić tego Biesa.

— Dobrze, że to ze mną skonsultowałeś — mruknął Aleksy, patrząc na niego kątem oka.

— Biesa?

— Nie, to czy zostaję.

— Nie ma sprawy — rzucił z szelmowskim uśmiechem, udając, że zupełnie nie zauważył przytyku. — No i Gabryś musi mu jeszcze wybaczyć.

— Co muszę wybaczyć? — zapytał zdumiony, patrząc na nich z niezrozumieniem. 

Najwyraźniej tylko Aleksy nadążał za krętymi drogami, którymi podążał umysł Konrada. Najlepszy dowód na to, że byli bratnimi duszami.

— To już nie jesteś na niego zły za tę zasadzkę na Strzygę? — dopytał Konrad i mrużąc z rozdrażnieniem oczy, spojrzał w kierunku Aleksego. Ten tylko wzruszył ramionami. Może i byli sobie przeznaczeni w walce, ale robienie sobie z niego żartów nadal było dla Aleksego jedną z najlepszych rozrywek. Szczególnie gdy wściubiał nos w nieswoje sprawy.

— Nie jestem — odpowiedział ostrożnie Gabriel i jego usta wykrzywiły się w rozbawieniu. — Aleksy umie dobrze negocjować.

— Jakaś zabawa się szykuje? — zapytał Marc, pojawiając się niczym duch u boku Gabriela. 

Aleksy z trudem powstrzymał się, żeby nie wywrócić oczami. Drażniło go w tym mężczyźnie wszystko. To, że stanął tak blisko Olszewskiego, że stykali się ramionami. Wyraźnie zaznaczał teren i patrzył na Aleksego z wyższością, dając mu do zrozumienia, że nie ma tu czego szukać. Ten nonszalancki ton, którym dawał wszystkim do zrozumienia, że świat kręci się wokół niego.

— Nie. Game over

Słowa, które pomyślał, bezwiednie wypłynęły z jego ust. Zacisnął mocno wargi, ale było już za późno. Idiotyczny tekst usłyszeli wszyscy otaczający go ludzi i konsternacja malująca się na ich twarzach, mówiła mu, że naprawdę palnął tragiczną głupotę. Spanikowany machnął im na pożegnanie, po czym ruszył w stronę schodów prowadzących ku wyjściu z auli. Mimo wszystko Marc zrozumiał. Słabo maskowany grymas złości i zimne oczy niemal świdrujące go na wylot nie pozostawiały złudzeń, że Schneider jest świadom tego, że stracił swoją ostatnią szansę.

— Game over? O co chodziło? — zapytał zaintrygowany Konrad, doganiając go w połowie schodów. 

Aleksy z trudem stłumił w piersi jęk. Ten wyskok, będzie go teraz prześladował. Zwykle nie odzywał się w większej grupie, więc tym bardziej wypowiedziana przez niego w emocjach głupota zapadnie wszystkim w pamięć. Z drugiej strony takiemu błaznowi z wywindowanym w kosmos ego należało się, żeby w końcu usłyszał coś, co podetnie mu skrzydła.

— Nie słyszałeś? To nowe młodzieżowe słowo roku.

— A co oznacza?

— Odpierdol się — odpowiedział bez zająknienia, nawet nie obracając się w stronę stołu prelegenta, gdy opuszczali aulę. 

Przy balkonach skręcili w stronę zachodniego skrzydła, gdzie był ich pokój. Mimo wszystko Aleksy odczuwał satysfakcję, nawet jeżeli powiedział to z bardzo niskich pobudek; zazdrości i niegasnącej irytacji osobą Marc'a. Nie powinien się wtrącać do relacji Gabriela i Schneidera. Nie pretendował w końcu do roli kolejnego macho, ale to Niemiec pierwszy zaczął tę podjazdówkę, wtedy w stołówce. Nie zamierzał już w ogóle pozwalać takim ludziom jak Marc Schneider i Henryk Karczewski mieć wpływ na jego życie.

— Wkręcasz mnie znowu, nie? — zapytał urażony, siadając z rozmachem na obrotowym krześle. 

— Nie tym razem. W każdym razie nie do końca.

— Od razu mi lepiej — sarknął Konrad i wyciągnął ręce w górę, rozciągając się z lekkim uśmiechem. — Jak tam bark? Masz trochę siły? Może pojechalibyśmy jutro do Arkadii? Teresa zniszczyła nam większość ciuchów i moglibyśmy pójść do kina... W ogóle chętnie bym się gdzieś wyrwał, żeby zmyć z siebie to szambo, którym oblał nas dzisiaj Godlewski.

— Czy ty nie miałeś zaprosić Lidki na randkę? — zapytał z rozbawieniem Aleksy, wskazując gestem na leżący na biurku stos raportów. — Podaj mi akta i zakreślacz.

— Sam słyszałeś — westchnął Konrad, obracając się do niego z naręczem dokumentów. Położył je na jego wyciągniętej dłoni i rozsiadł się w krześle z marsową miną. — Jest zajęta... Muszę wyczekać moment, to nie jest takie proste... Kiedyś sam zrozumiesz...

— Yhym — rzucił Aleksy i podciągnął się na łóżku. Poprawił poduszkę i usiadł oparty o ścianę, opierając dokumenty na ugiętej nodze.

— Nigdy nie byłeś szczególnie towarzyski, a od ukończenia Akademii całkiem się wyalienowałeś. Przyjaźnimy się, ale... kurcze, relacje, szczególnie te intymne z innym człowiekiem to bardzo zawiła i delikatna sprawa. Nie jestem nadal przekonany, czy takie walenie wprost to najlepsza opcja... Wybacz, ale nie masz za wiele doświadczenia, żeby ci tak od ręki uwierzyć — wyjaśnił Konrad, postukując w zamyśleniu palcami w blat stołu. Nie szczypał się, ale w sumie Aleksy nie miał do niego o to pretensji. 

— A ty masz doświadczenie? — zapytał Aleksy, wyjmując z ust zakreślacz. Uniósł brew, patrząc na niego pytająco.

— Nie miałem dziewczyny, ale... spotykałem się z kilkoma — przyznał ostrożnie, mierząc go zaintrygowanym spojrzeniem. — Co ty robisz?

— Szukam wskazówek — mruknął i w tym momencie telefon zawibrował w jego spodniach. Wyciągnął go niezgrabnie z kieszeni i odblokował ekran.

Gabriel: Game over?

Aleksy: Słaby jestem w angielskim.

Aleksy mógł sobie przyznać medal. Kilka godzin w związku i przyprawił swojego chłopaka o zażenowanie, a sam zrobił z siebie pośmiewisko. No cóż, brak zainteresowania kontaktami społecznymi przez całe jego życia odbijał mu się właśnie czkawką. Telefon zawibrował po raz kolejny.

Gabriel: Pouczyć cię?

Aleksy: Chętnie. Jutro wieczorem?

Gabriel: U mnie. Najpierw nauczę cię słownictwa związanego z kolacją i piwem.

Aleksy: To brzmi jak świetny plan.

Mimo wszystko uśmiechnął się do siebie i zablokowany telefon odłożył na szafkę nocną. Najwyraźniej jednak głupie teksty nie ośmieszyły go w oczach Gabriela do tego stopnia, by przestać się do niego odzywać na jakiś czas.

Chciał się bardziej przejmować Godlewskim i tym, co się teraz dzieje w ich świecie cieni, ale nie potrafił. To nie była jego walka. Zadaniem rektora Godlewskiego, było rozwikłanie tej tajemnicy i naprostowanie sytuacji z demonami. Innymi słowy, to jego obowiązkiem było pojmać winnego. Aleksy miał wykonywać zlecenia jak każdy inny guślarz. 

Poza tym nie umiał zdusić w sobie tej radości, wypełniającej każdy milimetr jego ciała i dającej mu taką siłę, że mógłby teraz przenosić góry. To cudowne wrażenie, że stoi na szczycie świata i wykrzykuje, że kocha siebie i jest szczęśliwy! Kocha Gabriela i ma najlepszego przyjaciela na świecie...

— Co się tak szczerzysz? — zapytał podejrzliwie Konrad, sięgając po jedną z książek, które czytał Aleksy. — Czytasz Houellebecqa? Cząstki elementarne? O czym to w ogóle jest?

— Oglądałem memy — wyjaśnił i podniósł głowę, by spojrzeć na książkę, którą przyjaciel trzymał w dłoniach. — O facecie z obsesją seksu.

— Czytasz erotyki?! Oglądasz memy?!

— No widzisz przecież — rzucił i ignorując pełne zdegustowania prychnięcie, pochylił się nad dokumentami. 

Kątem oka zerknął na Konrada, który otworzył pierwszą stronę i zagłębił się w powieści. Stłumił rozbawieniem i ponownie zdjął skuwkę z zakreślacza.

Kilka rzeczy zwróciło jego uwagę w raportach już wcześniej, więc teraz po spotkaniu w auli na spokojnie zdecydował się je zaznaczyć.

"... Grzenia uparcie budził małe dziecko, do tego stopnia, że musiało być hospitalizowane..." — Grzenia to dobry duszek domowy, który zaopiekowany potrafił bez końca nucić dzieciom kołysanki.

"Chabernica połamała bawiącym się w ogródku dzieciom nogi" — Chabernica to wyjątkowo surowa demonica, ale jej zadaniem było pilnowanie, żeby dzieci nie deptały zboża. Wyjątkowo zirytowana mogła je nieźle nastraszyć, ale nie łamać im kończyny. Poza tym raport był z marca. Nikt nie zasiał wtedy zboża.

"Całe stado wyrośniętych demonów Licho, co dzień burzyło targ we wsi... deptały pomidory i niszczyły wozy targowe" — owszem Licho uwielbiały płatać figle, ale nigdy nie były istotami stadnymi; działały raczej w ukryciu, ciesząc się ze swoich psot z bezpiecznej odległości od wściekłych ofiar.

— Ta książka to żaden erotyk tylko jakiś filozoficzny bełkot! — sapnął Konrad, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

— Ale jeden z tych braci naprawdę jest uzależniony od pornografii.

Aleksy oparł głowę o ścianę. Jaki związek miały te wzmożone aktywności demoniczne z tajemniczą guślarką? Po co, ta guślarka nauczyła Teresę, jak się materializować? Czy to ona dała Strzydze nóż? Dlaczego?

Gdyby wiedział po co, mogliby się z Konradem przygotować przed kolejnym zleceniem. Powziąć środki bezpieczeństwa przed wyprawą na Biesa, bo podejrzewał, że skoro demon zabił Wiktora, to tajemnicza Guślarka też maczała w tym palce.

Wilczyński w swoim raporcie napisał, że nóż znaleziony przy Strzydze był zwykłym ostrzem myśliwskim, a nie posrebrzaną bronią łowców. Nie wykluczało to, że guślarka stara się zatrzeć za sobą ślady. Odwlec identyfikację, ale przecież nie uda jej się robić tego w nieskończoność. Z takimi zdolnościami i taką wiedzą musi to być ktoś z Akademii, więc w końcu ją rozgryzą. Pytanie tylko, jaki ma cel?

Aleksy zasnął długo po północy z raportami na piersi. Śniło mu się, że był kelnerem na kolacji Lidki i Konrada. Do wysokich kielichów na szampana nalewał im energetyka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro