Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiedziony bardziej instynktem niż jakimkolwiek pomysłem, udał się do mieszkania Gabriela, nie mówiąc Konradowi ani słowa. Wiedział, że nie musi. Przyjaciel na pewno się domyśli, gdzie jest. Wziął ze sobą klucze, których do tej pory nie oddał, a także piżamę, ubrania na zmianę i raporty.  

Pomarańczowo-czerwony blask rozświetlał każdy zakątek loftu, gdy Aleksy wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Otoczyła go przyjemna cisza, jakby mieszkanie na niego czekało. Jesteś tu, gdzie powinieneś być, zdawało się do niego mówić. Uśmiechnął się słabo pod nosem i odłożył swoje rzeczy na podłogę. Cienie pionowych żaluzji rozciągały się po skąpanym w bieli salonie, zapraszając, by nie stał w progu i wszedł głębiej. 

Przygotował kilka prostych kanapek na kolację. Nie umiał gotować, nigdy nie czuł potrzeby nauczenia się tego. Poza tym nie miał okazji i kuchni, w której mógłby się zaszyć. Omiótł szybkim spojrzeniem swoje dzieło i machnąwszy ręką, rozsiadł się na miękkich poduszkach z książką w ręku. Wpatrywał się w litery, ale podłe chochliki nie składały się w słowa. Odkładał, to znowu brał do ręki opasły tom, nie mogąc wyrzucić z głowy rozmowy z Lidką. Wyobraźnia podsuwała mu obrazy, wykreowane przez najmroczniejsze zakamarki jego duszy. Uczucie mdłości go nie opuszczało.

Drgnął, dopiero gdy zamek w drzwiach szczęknął i do środka wszedł Gabriel. Blada cera zlewała się ze ścianą, ramiona zwisały w rezygnacji, a krokom brakowało sprężystości. Aleksy w ciszy obserwował, jak zdejmuje buty i przygląda się jego tenisówkom. Podniósł gwałtownie głowę i na jego twarzy zagościł promienny uśmiech, który przegonił cały mrok, jaki czaił się w jego oczach.

— Cześć — przywitał się Olszewski, idąc w jego kierunku. Rzucił okiem stół i przygotowane kanapki. W oczach pojawił się figlarny błysk. — Zaskoczyłeś mnie. Fantastyczna niespodzianka.

— Pomyślałem, że mógłbym... może... zostać na noc? — zagadnął Aleksy, podnosząc się z kanapy. 

Zawsze był wolnym duchem, zawsze działał zgodnie ze swoją intuicją, która ratowała go w terenie, natomiast w relacjach między ludzkich... bywało różnie. Nie mógł jednak przestać myśleć o tym, co Gabriel musiał czuć będąc z Marc'em. Nie dawało mu to spokoju, męczył go obraz tej pięknej, uśmiechniętej twarzy, która musiała skrywać tak wiele bolesnych wspomnień. 

— Tak — wydusił po chwili Gabriel, nie spuszczając z niego wzroku. Był zszokowany? Przestraszony? Aleksy nie umiał powiedzieć.

— Za bardzo się spieszę? — dopytał, podchodząc do niego szybkim krokiem. 

W przeciwieństwie do Gabriela tryskał energią i rozpaczliwie potrzebował wziąć go w ramiona po tym, co usłyszał o jego związku z Marc'em. Twarz Gabriela rozświetlił promienny uśmiech i Aleksy zaczął się zastanawiać, czy to tylko on robi z tego wszystkiego taki wielki problem, czy po prostu ten ból jest tak głęboko schowany, że trudno go dostrzec na pierwszy rzut oka.

— Nie — zaprzeczył gwałtownie i westchnął, gdy Aleksy oplótł go ramionami. Przycisnął policzek do jego obojczyka i przymknął oczy. Przesunął dłońmi po jego biodrach, a potem plecach i zacisnął je na koszuli. — Gdyby nie ostatnie okowy rozsądku, to zaproponowałbym ci, żebyś się wprowadził.

— Mam to potraktować jako ofertę? — zapytał cicho Aleksy, gładząc go delikatnie po włosach.

Bezpieczeństwo. Dom. Błogi spokój. Radość. Zdecydowanie mógłby się do tego przyzwyczaić. Co więcej, chciał. Był gotowy. Pozwolił tej pełnej intymności chwili porwać się i bez wahania zanurzył się cały w tym oceanie szczęścia.

— Pomyślałem, że może gdybyś miał miejsce, do którego chciałbyś wracać, to...

— Nie zniknąłby na kolejne dwa lata? — dokończył usłużnie Aleksy i złożył na jego czole czuły pocałunek. — Zostaję.

— Pójdziemy po twoje rzeczy? — zapytał niemal bezgłośnie Gabriel, ze wzrokiem nadal utkwionym w jego piersi.

Drżenie jego głosu poruszyło najgłębsze struny czułości w duszy Aleksego. Gabriel się bał. Bał się odmowy. Propozycja, którą z początku rzucili mimochodem, teraz zaczęła przybierać bardzo realny kształt. Mogło to im przynieść wspólną przyszłość albo znowu zaprowadzić do biblioteki, w której wszystko się zaczęło. A decyzja należała do Aleksego. Ciało Gabriela napięło się w oczekiwaniu w jego ramionach. Aleksy wreszcie odkrywał tę wrażliwą stronę, którą Olszewski skrywał przed światem. Może z czasem pozwoli Aleksemu zobaczyć jeszcze więcej. 

— Nie mam tego dużo. Szybko pójdzie — odpowiedział niskim głosem, wprost w jego włosy. 

Gabriel poderwał głowę. Ich spojrzenia się spotkały i Aleksy uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Błękitne oczy Olszewskiego zamigotały w świetle lampy niczym brokat rzucony w morskie fale. Wstrzymywał oddech, próbując cokolwiek więcej wyczytać z oczu Aleksego. Czuł to, trzymając go w swoich ramionach. Ta burza niepewności, nieokiełznanej radości i słodkiego oczekiwania odbijały się w karminowych wargach, powoli rozciągających się w uśmiechu zwycięzcy. 

Aleksy pochylił się i rozchyliwszy usta, spletli swoje dusze i ciała w tęsknym pocałunku. 

Żadnej więcej ucieczki.

Aleksy w końcu niechętnie wypuścił go z objęć. Gabriel słaniał się na nogach. Przymykał sennie błyszczące radością oczy i opierał się na nim całym ciężarem, jakby za chwilę miał upaść.

— Przeprowadzka jutro — zadecydował Aleksy, odsuwając go od siebie łagodnie. 

Gabriel sprawiał wrażenie, jakby chciał zaprotestować, ale w końcu mu uległ i usiadł za stołem, śledząc każdy gest Aleksego, gdy ten podsuwał mu kanapki. Zjadał je w milczeniu z taki zaangażowaniem, jakby zaoferowano mu ostrygi albo sushi w wykwintnej restauracji. 

— Moglibyśmy... — zaczął Gabriel, ale zamilkł, widząc jak Aleksy kręci głową.

— Mamy czas — odpowiedział, zbierając puste naczynia. Obrócił się do zlewu, uśmiechając pod nosem. 

Przez chwilę było słychać tylko brzdęk naczyń i szum wody w kranie. Aleksy czuł spojrzenie Gabriela na swoich plecach, a potem rozległo się szuranie krzesłem i Olszewski poszedł do łazienki.

Aleksy wytarł naczynia i oparł się pośladkami o blat, rozglądając ukradkiem dookoła. Było w tym coś przyjemnego, gdy krzątał się po jego kuchni, szukając szklanki, do której mógłby sobie nalać wody na noc. Naszła go myśl, że już niedługo nauczy się, gdzie co leży i będzie kupował potrzebne chusteczki higieniczne, masło, pastę do zębów i inne, bardzo intymne drobiazgi.

Dom. Będzie miał swój Dom.

Bez słowa, z lekkim uśmiechem na ustach minęli się w drzwiach. Łazienka Gabriela była niewielka. Gustownie urządzone w czerni pomieszczenie bez okien z małym prysznicem i umywalką wpuszczoną w długą szafkę z granitowym blatem. Aleksy bez najmniejszego skrępowania namydlił się jego żelem pod prysznic, a potem pospiesznie wytarł wyciągniętym z szafki ręcznikiem. Gdy wyszedł do salonu, rolety były już zasłonięte, a w mieszkaniu panowała zupełna ciemność. Tylko przygaszone światło lampki na antresoli wskazywało mu drogę. Wspiął się ostrożnie po schodkach i położył swoje rzeczy na podłodze nieopodal. Gabriel leżał na boku w za czarnej koszulce z ręką przerzuconą w poprzek wolnej połowy materaca. Aleksy podszedł do niego i Olszewski drgnął. Otworzył oczy i z sennym uśmiechem, wyciągnął ku niemu rękę.

— Chodź — wymruczał, a Aleksy poczuł delikatne łaskotanie w brzuchu, jakby dziesiątki motyli wzbiło się do lotu. 

Wsunął się pod kołdrę i włożył rękę pod lekko uniesioną głowę Gabriela. Przysunęli się do siebie tak blisko, że ich ciała stykały się na całej długości. Było w tym coś czułego, tak intymnego, że przyjemne rozluźnienie rozeszło się po ciele Aleksego łagodnymi impulsami, aż ogarnęła go błoga senność. Odgarnął potargane włosy ze skroni Gabriela i z rozbawieniem zauważył, że zapadł w głęboki sen. On też nie musiał długo czekać ukojenie.

Obudziło ich natarczywy dźwięk telefonu na nocnej szafce. Wibrował wściekle, drażniąc uszy i wygrywając irytującą melodię, dopóki Gabriel po omacku nie przyciągnął go do sobie.

— Halo? — zachrypiał i odchrząknął, słuchając osoby po drugiej stronie. Aleksy obudził się z twarzą wtuloną w jego miękkie włosy i ręką mocno otulającą szczupły brzuch. — Tak, zaraz będę. Czy mogę prosić, żeby zaprowadził ich Pan na śniadanie? Dziękuję i przepraszam za kłopot.

— Zaspaliśmy? — zapytał znużony Aleksy, gdy Gabriel odłożył aparat z cichym stukiem na miejsce.

— Tak i dzisiaj jest mi doskonale wszystko jedno z tego powodu — odpowiedział cicho, obracając się ostrożnie przodem do niego. 

Leżał tak blisko, że Aleksy widział jasne plamki w jego niebieskich oczach i długie rzęsy. Gabriel delikatnie objął go w pasie i uniósł się nad nim. Aleksy przekręcił się na plecy, pozwalając, by nad nim zawisł z szelmowskim, nieco zaspanym uśmiechem.

— Sprowadzam cię na złą drogę — mruknął Aleksy, wyciągając rękę, by dotknąć jego twarzy.

Uśmiechnął się łagodnie, gdy Olszewski wtulił policzek w jego dłoń, przymykając oczy w nieskrywanej radości. Tak swobodny i domowy Gabriel był dla niego czymś nowym.

— Uwielbiam przygody — mruknął, otwierając leniwie oczy. 

Spojrzeli na siebie i uśmiechy zamarły na ich ustach. Atmosfera stężała i obaj poczuli delikatne przeskoki napięcia, gdy Gabriel powoli pochylił się, by go pocałować. Aleksy nie zastanawiał się, gdzie ich to zaprowadzi, gdy razem, zaspani w wielkim łóżku, zapomnieli o otaczającym ich świecie. Nim jednak ich wargi się zetknęły, rozległo się głośne, agresywne pukanie. Otworzyli oczy i spojrzeli po sobie pytająco.

— Gabryś! Powiedz mi, że wiesz, gdzie jest Olek! — Pełen irytacji wrzask Konrada sprawił, że obaj wybuchnęli głośnym śmiechem.

— Nie wierzę, że się nie domyślił. Zabrałem szczoteczkę do zębów. Drugi raz — wydusił Aleksy, patrząc jak Gabriel opuszcza głowę kilka centymetrów nad jego piersią i dusi się w ataku śmiechu. — Naprawdę wszyscy myślą, że ja znowu gdzieś wyjadę?! Przecież powiedziałem, że zostaję!

— Otworzę — odezwał się z rozbawieniem Gabriel i zgrabnie zeskoczył z łóżka. 

Szybkim krokiem zszedł po schodach. Aleksy słyszał, jak otwiera drzwi i Konrad wpada do salonu niczym chmura gradowa.

— Wyobrażasz sobie, że on wziął część swoich rzeczy i zniknął bez słowa?! Znowu! Nie odbiera telefonów! — sapnął wściekle Konrad, chodząc nerwowo po pokoju.

— Tak wiem, Konrad, on... — zaczął Gabriel, ale nie dane mu było skończyć.

— Mówił, że idziecie razem na randkę! Melduje ci się codziennie i kupił ci ciasto! Ciasto! Myślałem, że usiądzie na dupie i przestanie się szlajać po Polsce! — kontynuował swój wywód, zataczając coraz to większe kręgi po salonie. Aleksy przekręcił się na brzuch i podparł na łokciach, nasłuchując go z rosnącym rozbawieniem.

— Posłuchaj, on...

— Zostawił cię! — krzyknął oskarżycielsko Konrad i Aleksy wyraźnie usłyszał w jego głosie nutę nie tylko rozpaczy, ale i furii. Wiedział, że to już granica, której nie może przekroczyć. — Zostawił ciebie i mnie! Mieliśmy być partnerami! Iść razem na te demony i obedrzeć tego Biesa ze skóry razem, a on...

— Jestem na górze! — odkrzyknął Aleksy i podnosząc się do klęczek, oparł się o balustradę nad łóżkiem. — Nigdzie nie wyjechałem, ale dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie gówniane zdanie.

— Kurwa, ty jesteś jak jakiś pieprzony dachowiec! Wpadasz, zjesz i znikasz bez słowa! — wrzasnął wściekle Konrad i minąwszy Gabriela, przeskoczył po kilka stopni i po sekundzie znalazł się na antresoli. — Dlaczego nic nie napisałeś?!

— Byłem zajęty — burknął, nie spuszczając z niego wzroku. Przyjaciel nadal gotował się ze złości. Usiadł powoli na łóżku i oparł się plecami o ścianę. — Przepraszam, że nic nie powiedziałem.

— No ja mam nadzieję, dupku — warknął Konrad i pomasował nerwowo kark. Gabriel również zjawił się na antresoli i z rękoma skrzyżowanymi na piersi, kątem oka patrzył na Wilczyńskiego. — Przerwałem, prawda?

— Tak — westchnął Gabriel i położywszy mu dłoń na ramieniu, dodał łagodnie: — Zjesz śniadanie?

— Chyba lepiej nie...

— Daj spokój — rzucił Aleksy, patrząc na niego wymownie. Gabriel uśmiechnął się pod nosem i dając im nieco przestrzeni, zszedł do kuchni.

— W jakim tempie wy idziecie w ten związek? — wysyczał Konrad, siadając na łóżku obok niego. Podniósł w dwóch palcach kołdrę, dając tym do zrozumienia, że dokładnie wie, co robili dzisiejszej nocy. — W sumie macie tyle lat stażu krążenia wokół siebie niczym satelity, że to jednak nie takie dziwne...

— Zaliczam szybciej bazy, niż ty próby zaproszenia jej na pierwszą randkę — odciął się szeptem Aleksy i zeskoczył z łóżka. Pochylił się, żeby zebrać swoje rzeczy, gdy usłyszał pełne irytacji prychnięcie Konrada.

— To, co innego. Wy się nosicie z tym związkiem prawie dekadę! Dekadę, Aleksy! Ja próbuję ją zaprosić od pół roku...

— Wy też się znacie dekadę — odparował i siadając na pierwszym stopniu, spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. — Po prostu ją zapytaj. Jeżeli odmówi, to twoja sytuacja po prostu się nie zmieni.

— Nie zniosę odmowy — mruknął Konrad, idąc w ślad za nim. 

Gabriel już krzątał się po kuchni, wyciągając zręcznie kolejne jajka z pudełka i rozbijając je na rozgrzanej patelni. Zbyt duża koszulka zsunęła mu się z ramienia, gdy skupiony pochylał się z drewnianą łyżką, mieszając energicznie wrzucony do środka szczypiorek.

Konrad nie kontynuował tematu, tylko usiadł na jednym z krzeseł i z ponurą miną odprowadził Aleksego wzrokiem do łazienki. Nie wymówił imienia Lidki, więc Aleksy się domyślił, że jego zainteresowanie dziewczyną to nadal ścisła tajemnica. Gabriel i Lidka bardzo się zaprzyjaźnili już w latach studenckich, a gdy oboje zaczęli pracować w Akademii, ich relacja najwyraźniej się zacieśniła. Ilość ich wspólnych zdjęć na ścianie była uroczo dominująca.

Przebrał się pospiesznie i wrócił do kuchni, gdzie Gabriel właśnie nakładał jajecznicę. Wziął bez słowa talerze i postawił na stole, a potem przysunął sobie pufę i ustawił ją u szczytu stołu.

— Aleksy, jeżeli dobrze się czujesz... — zaczął Konrad już dużo spokojniej. — Rozmawiałem z Godlewskim, możemy jechać na tego Biesa. Pod warunkiem że dostaniesz zielone światło od Gabrysia albo Jadłowskiego...

— Jadę z wami, więc daj mi czas, żeby załatwić zastępstwa i rozdysponować delegacje — przerwał mu Gabriel, siadając naprzeciwko niego. Gdy poprzednio jedli tu posiłek we dwóch, atmosfera była przytulna, intymna wręcz. Teraz po prostu mieli za mało miejsca. Konrad podał wszystkim chleb i odstawił go na szafkę kuchenną, bo tylko tam było trochę wolnej przestrzeni.

Wilczyński posłał Aleksemu ukradkowe spojrzenie, ale ten wzruszył ramionami i pochylił się nad jajecznicą.

— No co? — rzucił szorstko Gabriel, mierząc go lodowatym spojrzeniem. — Nie mów mi, że siedzę w Akademii, więc nie nadaję się do pracy w terenie.

— Ale Gabryś — zaczął spokojnie Konrad, stopą szturchając Aleksego w kostkę, co ten uparcie ignorował. Nie tylko dlatego, że wściekły Gabriel, był kimś z kim nie chciał się spierać, ale też nie widział ku temu powodu. Olszewski przeszedł pełne szkolenie w Akademii i ukończył ją z pozwoleniem na działanie w terenie. — Wiem, że chcesz jechać, bo Aleksy jedzie, ale... Bies to nie żarty.

— Tak, chcę jechać, bo Aleksy jedzie, a poza tym zawsze chciałem działać przy zleceniach. Utrzymałem kondycję przez te dwa lata i moje ostatnie spotkanie ze Strzygą dowiodło, że umiem zachować zimną krew, więc przestań mnie traktować jak jakiegoś ucznia! — warknął Gabriel, nawet nie podnosząc sztućców ze stołu. Patrzył wściekle na Konrada, który nie był w stanie tego wytrzymać, więc zerknął błagalnie na Aleksego.

— Nie szukaj u mnie wsparcia. Nie będę mu mówił, co ma robić — mruknął Aleksy. Po twarzy Wilczyńskiego przebiegł cień. Rozluźnił ramiona i pochylił się nad jajecznicą. — Poza tym, chciałbym, żeby z nami pojechał.

Gabriel uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem ust, zadowolony ze wsparcia. I poniekąd uznania jego umiejętności. Konrad skinął głową, kapitulując.

— W takim razie zacznijmy przygotowania i spróbujmy wyjechać jak najszybciej  — zawyrokował i z pełną buzią dodał: — Chyba że za bardzo się już dzisiaj zmęczyliście?

— Zazdrościsz? — odparował Aleksy, który skończył jako pierwszy i zbierał właśnie naczynia do zlewu. 

Gabriel parsknął, za to na twarzy Konrada pojawił się teatralny grymas złości. Aleksy pomyślał, że gdyby dołączyć do tego obrazu porannego śniadania Lidkę trzymającą Wilczyńskiego za rękę, to byłoby to jego wyobrażenie idealnych niedzielnych posiłków. Zdecydowanie już się przyzwyczaił do tej myśli, ale obraz Gabriela krzątającego się po domu w samej piżamie nadal był dla niego nieznośny. Czuł mrowienie przechodzące mu po kręgosłupie, gdy spoglądał na jego odsłonięty obojczyk. 

Aleksy z niejaką ulgą zauważył, że komentowanie jego i Gabriela życia prywatnego nie wywoływało w nim już złości, czy zażenowania. Pogodzenie się z samym sobą dało mu zupełnie inny pogląd na wszystko, co go otaczało. Prawdą było, że najpierw trzeba pokochać i zaakceptować siebie, żeby móc naprawdę kochać innych.

— Dupek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro