Rozdział 13, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Dzięki za pomoc, dzieciaki. Gabryś, odprowadź je z powrotem do domu — powiedział spokojnie Wilczyński, włączając również swoją aplikację z udostępnianiem położenia.

— Co?! Nie! Mowy nie ma! Nie możecie mnie tutaj zostawić — zaperzył się, patrząc na nich wściekle, ale oni podjęli już decyzję. 

Aleksy wiedział, że Olszewski jeszcze długo będzie na niego zły, ale jakkolwiek by mu nie ufał, on i Konrad stanowili zespół zaprawionych w bojach guślarzy. Wydarzenia ostatnich dni dobitnie pokazały, że działają jak jeden organizm, że potrafią odczytywać swoje myśli i zamiary, zanim drugi w ogóle się poruszy. Poza tym nie chciał, żeby Gabriel był z nimi, jeżeli jednak coś znajdą. Nie zamierzał mu tego mówić, ale zwyczajnie nie chciał ryzykować jego życiem i zdrowiem. Jeszcze nie.

— Wchodzicie?! Idziemy s wami! — zawołała zachwycona Kasia i postawiła krok do przodu, ale Aleksy powstrzymał ją wyciągniętą ręką, zanim wbiegła do lasu.

— Ktoś musi odprowadzić dzieciaki, a potem przyjechać po nas autem, bo pewnie wyjdziemy po drugiej stronie lasu i nie będziemy już mieli sił się tutaj dowlec — odpowiedział szybko Wilczyński, wciskając telefon głęboko do kieszeni spodni. — Spróbuj dogadać się z tym dupkowatym komendantem i sprawdzić, czy niczego nie spaprali przy mapie, a my ci damy znać, jak skończymy.

— Chyba was... — zaczął Gabriel, ale Konrad już wszedł do głuszy, nie czekając na dalszą dyskusję. 

Aleksy spojrzał przelotnie na wykrzywioną w grymasie prawdziwej furii twarz Olszewskiego, a potem ruszył za przyjacielem. Szybkim krokiem oddalali się od gruntów rolnych, zostawiając za sobą oburzone dzieci i drżącego w tłumionym gniewie Gabriela. Po kilku przebytych metrach Aleksy wyciągnął noże myśliwskie i podał jeden Konradowi. Niewiele mogło im to pomóc przy spotkaniu z Biesem, ale przyzwyczajenie było silniejsze. Długie ostrze przyjemnie ciążyło w dłoni, dając nieco ukojenia.

Podążanie tropem demona nie było trudne. Gęsto rosnące drzewa uniemożliwiały mu swobodne przemieszczanie się, więc ocierał się o nie, zdrapując korę i łamiąc gałęzie. To właśnie te zniszczenia były ich drogowskazami.

— Boję się go trochę, jak tak wychodzi z siebie... — mruknął po kilku krokach Konrad, gdy przystanęli, by przyjrzeć się zaroślom. Aleksy stuknął go w ramię i wskazał konar po lewej stronie. Bies lekko skręcił w tym miejscu i potem znowu szedł prosto, zagłębiając w las. — Wiesz... Zawsze jest taki słodki i uczynny, nie podnosi głosu, a jak się wkurzy... Mam wrażenie, że złapie mnie zaraz za gardło i przeklnie.

— Yhym...

— Nie boisz się go? — zapytał z nutą zaciekawienia, przystając na jednej z większych przestrzeni pokrytej dywanem z soczyście zielonego mchu. Ziemia tutaj była nierówna, jakby po długich opadach deszczu położyło się na niej kilka krów.

— Niespecjalnie — odpowiedział krótko, zadzierając głowę. 

Bies mógł się tutaj przyczaić, gdy dzieci uciekły. Może czekał, aż znowu wejdą do lasu. Aleksy zastanawiał się, gdzie później poszedł. Widząc pełne niedowierzania spojrzenie Konrada, wzruszył ramionami. Wiedział, że Gabriel będzie zły, ale był jego ostoją, domem, na który czekał tyle lat. Nie umiał się go bać.

— Mogę nocować na kanapie w hotelowym holu, ale proszę spróbuj poprawić mu humor...

— Konrad, on cię nie pobije — powiedział w końcu, parskając śmiechem. 

Bies już tutaj nie wrócił. Ptaki świergotały nad ich głowami. Zwierzęta, bardziej niż ludzie, były uwrażliwione na obecność demonów; nie zbliżały się do nich i wyczuwały je, zanim te w ogóle pojawiły się w okolicy. To stanowiło dobra wskazówka przy szukaniu gniazd demonów. W pobliżu legowiska nie znajdowano żadnej żywej istoty.

— Sprawiał wrażenie, jakby chciał mnie wywlec przez gardło na lewą stronę.

— Zachwycony nie był, ale na pewno rozumie czym była podyktowana ta decyzja — odpowiedział spokojnie Aleksy i przyspieszył kroku, przy okazji obchodząc dookoła kilka drzew.

Starał się mieć otwarty umysł i szukać nie tylko otarć na korze, ale także innych śladów. Czegokolwiek, co wskazywałoby również na obecność guślarki. Nierozsądnie byłoby skupić się tylko na zagrożeniu ze strony Biesa.

Krążyli po Parku Narodowym jeszcze kilka godzin, ale gdy zalesienie się przerzedziło, Bies dużo zręczniej przemykał między drzewami i stracili ślady otarć. Tropili go bez wytchnienia: szukali odcisków na ściółce, ale minęło zbyt wiele dni. W końcu dobrnęli do wąskiej leśnej drogi i usiedli na skraju rowu melioracyjnego.

— Ty do niego napisz — burknął Konrad, opadając plecami na suche liście i patyki. 

Aleksy dał sobie spokój z mówieniem mu, że zaraz stanie się pożywką dla kleszczy i wyciągnął telefon z kieszeni. Otworzył aplikację i wystukał wiadomość.

Aleksy: Skończyliśmy. Mógłbyś po nas przyjechać?

Gabriel: Będę za 30 min.

— Jest wkurzony? — zapytał Konrad, unosząc głowę. 

Aleksy wywrócił oczami i oparł przedramiona na łokciach, analizując wszystkie informacje, jakie mieli. Poszukiwał czegokolwiek, co mogło im do tej pory umknąć. Co oni i Wiktor mogli przegapić? Czy tajemnicza guślarka też jest w to zamieszana? Czy jeszcze gdzieś się tutaj czai?

Burczało mu w brzuchu, kręciło się w głowie z braku wody, ale nie chciał się kłaść. Nadal rozmyślał gorączkowo; musieli czegoś nie zauważyć. Dlaczego Bies szaleje na tak dużej przestrzeni? Te demony zwykle nie zabijały ludzi, jeżeli nie były niepokojone. A nie było takiej szansy, żeby tyle osób w ciągu trzech miesięcy weszło prosto do jego gniazda. Demony bardzo dobrze ukrywały swoje legowiska. Nawet dla łowcy znalezienie leża było tak trudne, jak wyszukanie czterolistnej koniczyny na łące. Wiktor polował, był dla bestii zagrożeniem, ale pozostali? I dlaczego Bies wyszedł aż na skraj lasu? Dlaczego tak się odsłonił? Dlaczego tak ryzykował? Takie demony zachowywały się podobnie do większości dzikich zwierząt w Polsce — zaszczute atakowały, ale ignorowane szły w swoją stronę. 

Analizowanie dowodów przerwało mu przyjemne dla ucha mruczenie silnika BMW, które powoli toczyło się po leśnej drodze, by po chwili zatrzymać się tuż przed nimi. Konrad i Aleksy ostatkiem sił wgramolili się do środka i zamknąwszy za sobą drzwi, opadli bez życia w fotelach. Gabriel podał im po siatce słodyczy i kanapek i butelki wody. Wrzucił wsteczny i docisnął pedał gazu.

— Dowiedziałeś się czegoś? — zapytał Aleksy, gdy przełknąwszy kilka kęsów kanapki, zebrał nieco sił. Gabriel nie odwracał wzroku od drogi, na tyle ile mógł omijając wystające korzenie.

— Dzieci opisały mi dokładnie Biesa — wyjaśnił neutralnym tonem, wrzucając drugi bieg, gdy silnik zaprotestował głośno na równym terenie. — Czerwone oczy, liczne rogi przypominające jelenie poroże, długie ręce podobne do ludzkich, ale ostro zakończone pazurami, głowa osadzona nisko na karku, muskularna pierś. Bez wątpienia to był Bies.

— Nie wrócił już po dzieci. Ptaki śpiewają, ślady są niemal zatarte... Nie wydaje mi się, żeby miał w pobliżu gniazdo... Sprawdzałeś komendanta Świderskiego? — zapytał, zerkając na niego kątem oka. Tym razem Olszewski trzymał dłoń na skrzyni biegów, a sztywno wyprostowane plecy zdradzały oznaki napięcia.

— Tak, musiałem wszystko poprawić.

Reszta podróży upłynęła w milczeniu. Zbyt zmęczeni i poirytowani z różnych powodów, w niemym porozumieniu udali się do hotelu, gdzie spożyli pyszny obiad i po krótkiej naradzie zgodzili się, że od świtu zaczną przeczesywać las, w miejscach w których znaleziono zwłoki i stamtąd pójdą dalej w głąb puszczy. Będą szukali śladów Biesa rotacyjnie parami, a w tym czasie trzeci będzie przesłuchiwał świadków i nanosił zebrane informacje na mapy w komisariacie.

Konrad wymówił się zakupami, utrzymując, że ma ochotę na czekoladę, a na jutro przydadzą im się izotoniki, po czym zniknął, zostawiając ich samych w pokoju. Zanim wyszedł, rzucił Aleksemu porozumiewawcze spojrzenie, które ten całkiem zignorował. Rozciągnięty na łóżku, z nogami skrzyżowanymi w kostkach i rękoma założonymi za kark obserwował Gabriela, który siedział przy stoliku kawowym i ze wzrokiem wbitym w ekran laptopa, przeglądał coś w skupieniu.

— Zamierzasz odpocząć? — zapytał po chwili Aleksy, czując delikatny dreszcz przebiegający mu po kręgosłupie. 

Dobrze wiedział, o czym mówił Konrad, Gabriel potrafił przerazić. To nie była jego twarz ani nawet wypowiedziane beznamiętnym głosem słowa, czy stalowy błysk w oku, ale ta aura, która go otaczała. Na co dzień wyobrażał ją sobie, jako coś miękkiego, miłego w dotyku. Teraz było to coś na kształt najeżonego ostrzami pancernego muru. Nie każdy miał zdolność tak klarownego przedstawiania swoich emocji bez użycia słów, czy gestów.

— Nie jestem za bardzo zmęczony, to nie ja biegałem po lesie — rzucił cierpko, zerkając na niego znad monitora. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Gabriel spuścił oczy z powrotem na ekran.

— Znalazłeś coś ciekawego?

— Nic, poza kilkoma prześmiewczymi artykułami w social mediach — przyznał, zapisując coś w notesie. 

Aleksy obserwował, jak złote kosmyki opadają mu na oczy i zagryza skuwkę, przesuwając wzrokiem po notatce. Widział delikatnie drgnięcie wargą i szybki ruch błękitnych tęczówek, gdy śledził kolejne posty na Facebooku. Aleksemu zrobiło się przyjemnie gorąco i powoli zaczął dopuszczać do siebie myśl, że to on jest tym, który teraz będzie trzymał Gabriela za rękę, tym z którym będzie jadł śniadanie i śmiał się do rana. 

— Chodź do łóżka — powiedział w końcu Aleksy, starając się brzmieć w miarę nonszalancko. Gabriel zamarł i raz jeszcze na niego spojrzał. Tym razem w jego wykutej z lodu postawie pojawiło się pęknięcie. Kolce na pancernym murze zamigotały. — Wszyscy jesteśmy zmęczeni chodzeniem po lesie i gadaniem z nierozgarniętymi mundurowymi. Chodź, odpocznij.

Gabriel powoli zamknął laptopa i niespiesznym krokiem przeszedł dzielącą ich odległość. Gdy tylko się pochylił, Aleksy chwycił go mocno w swoje objęcia i przekręciwszy się na bok, przeciągnął na druga stronę. Olszewski parsknął i bańka pasywnej wściekłości zniknęła. Mur się rozpadł i Aleksy znów mógł dotknąć tego, co znajdowało się za nim: ciepła, czułości i łagodności.

— Jutro randka numer dwa, spacer po lesie — mruknął Aleksy, wtulając twarz w jego obojczyk.

Gabriel położył zakleszczoną między nimi dłoń na jego udzie a drugą ręką objął go na tyle na ile pozwalała mu plątanina ciał. Aleksy poczuł, jak Olszewski wreszcie się uśmiecha, przyciskając policzek do jego czoła.

— Myślałem, że polujemy na Biesa.

— Połączmy przyjemne z pożytecznym — odpowiedział Aleksy, a Gabriel stłumił w piersi śmiech, zaciskając palce na jego nodze.

Aleksy oszołomiony zapachem drogich perfum i jego sprężystym ciałem w swoich ramionach wtulał się w nie mocno, odbierając jego obecność wszystkimi zmysłami. Myślał, że gdy już pokonał swoje demony, teraz wszystko będzie już takie... łatwe, spowszedniałe. Tymczasem im głębiej wchodzili w ten labirynt uczuć, tym mniej Aleksy był czegokolwiek pewien. Badali wzajemnie swoje dusze, muskając je delikatnie opuszkami palców stworzonych z miłości. Z czasem coraz śmielej i śmielej. Myśl o tym, co się stanie, gdy wreszcie chwycą się pewnie w ramiona, wzbudzała w nim nieokreślony, słodki niepokój. Ta wizja była z jednej strony szalenie ekscytująca, a z drugiej napawała go przejmującym strachem. Z Konradem wszystko było łatwe, naturalne. Śmiali się i nieumyci padali nieżywi do łóżek w jakimś obskurnym hotelu, by następnego dnia zajadać śniadanie w McDonaldzie i polować na demony. Razem śpiewali w samochodzie i dzielili się ostatnim piwem. Z perfekcyjnym i zarazem tajemniczym Gabrielem nic nie było łatwe. Doskonale się maskował w czasie lat nauki, pokazując im tylko to, co chciał. Dopiero teraz Aleksy zaczął zauważać, drobne rysy, pęknięcia w tej perfekcyjnej Masce. Gabriel miał zawsze absolutną kontrolę nad sytuacją. Otaczał Aleksego opieką, miał go na oku i wydawał się mu ulegać, ale tak naprawdę to on kontrolował sytuację: nie dopuszczał go zbyt blisko, jakby się bał, że odkryje coś, co go przestraszy. 

Aleksy wziął go razem ze świadomością całej tej aury niedopowiedzeń i sekretów, która go otaczała. Tak, jak Gabriel przyjął cały bagaż traumatycznych doświadczeń, jakie on wniósł do ich związku.

Brał zachłannie to, co Olszewski tak boleśnie wolno mu racjonował i chciał więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro