Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Przypomnij mi, ile dni już koczujemy w Borach?! – wycedził Konrad. 

Z twarzą wykrzywioną w grymasie irytacji, rozglądał się dookoła po krajobrazie, który powtarzał się przed ich oczami, jak porysowana płyta z filmem przyrodniczym; strzeliste drzewa z rozłożystymi gałęziami. 

Polowanie zlewało się w ciąg powtarzalnych czynności, które z każdą mijającą godziną wzbudzały w nich rosnącą frustrację, a momentami nawet znużenie. Codziennie przeczesywali parami las, szukając czegokolwiek, co wskazywałoby na obecność demona; przesłuchiwali świadków, ignorując prześmiewcze przytyki, jakoby byli Łowcami Duchów; zjawiali się na komisariacie, mierząc się z oczekiwaniami zupełnie nieprzystającymi do realiów. Mundurowi pochyleni nad swoimi biurkami unosili głowy jak pieski preriowe za każdym razem, gdy Aleksy, Konrad albo Gabriel przekraczali próg. Czuli te wwiercające się w plecy spojrzenia i słyszeli pomruki rozczarowania, gdy przechodzili bez słowa korytarzem do wydzielonej im sali.

Zgodnie z przewidywaniami Aleksego przesłuchania nie wniosły niczego nowego – dorośli, którzy widzieli Biesa, do niczego im się nie przydali. Racjonalizowali to, co zobaczyli, by zapanować nad własnym strachem i nie dopuścić do siebie informacji o istnieniu czegoś, o czym do tej pory czytali tylko w książkach. Kłamali, zaniżając wzrost demona, wypogadzając pysk i zmieniając kolor oczu z czerwonych na czarne. Część świadków w ogóle nie chciała z nimi rozmawiać, utrzymując, że to był niedźwiedź. 

Nie naciskali, nie namawiali. Dziękowali uprzejmie i szukali dalej.

Aleksy spędził wspólne spacery z Gabrielem na długich rozmowach o studentach i gusłach, które odprawił w czasie swojej dwuletniej nieobecności. Ten temat wydawał się nie mieć końca, a przede wszystkim przy okazji pozwalał wybadać grunt dla bardziej drażliwych tematów. Łatwo było szybko się wycofać i zręcznie zmienić tok dyskusji na zabawne czy intrygujące wydarzenia z czasu, gdy się nie widzieli. Olszewski nie zapytał o nic, co wiązałoby się z poruszaniem kwestii emocji i samoakceptacji. Aleksy jeszcze nie umiał o tym mówić; chciał po prostu cieszyć się obecnością Gabriela, dowiedzieć się co robił i gdzie był w tamtym czasie. Czy lubi swoją pracę wykładowcy i czy nadal zamawia tak paskudnie słodką kawę? Czy biega rankiem, jak miał to w zwyczaju? Skąd pomysł na system podczerwieni wokół Akademii? Na usta cisnęły mu sie kolejne pytania, a irytujący głos w jego głowie popychał go do zarzucania nimi Olszewskiego, bo mogła to być jedyna okazja w najbliższym czasie. Nie miało to kompletnie sensu, bo przecież zdecydowali się być razem, więc ich czas tak naprawdę dopiero się rozpoczynał...

Rozmawiało im się tak dobrze, że niekiedy musieli sobie wzajemnie przypominać, że polują na ogromną bestię, a nie cieszą się pierwszym wspólnym wyjazdem do leśnej głuszy. Atmosfera sprzyjała rozluźnieniu; ptaki śpiewały, wiatr czule smagał zielone gałęzie, wprawiając sosnowe igły w wesołe podrygiwania, a stary las dawał widoczność na kilkadziesiąt metrów w dal.

Poszukiwania Biesa z Konradem były dużo bardziej uciążliwe i niekiedy dłużyły się, jakby razem spędzali tam nie godziny, a dni. 

— Dobra! — Wilczyński zatarł ręce, patrząc na Aleksego z bezczelnym uśmiechem. — Opowiadaj, jak wam się układa? Jak się z nim mieszka? Powiedz szczerze, jak to jest codziennie spać z kimś w łóżku? Nie wyobrażam sobie spania z kimkolwiek, kiedy jestem na kacu... Rzygałbym od samego oddechu tej drugiej osoby!

Wilczyński próbował wyciągnąć z niego wszystkie możliwe informacje, zasypując gradem najdziwniejszych pytań, jakie tylko zaświtały mu w głowie. Wypytywał, ciągnął za język i bez zażenowania zbywał jego pełne oburzenia, ostre odpowiedzi. Sam mówił dużo o Lidce, o tym, jak się w niej zakochał i jak pierwszy raz w życiu pomyślał, że fajnie by było mieć do kogo wracać. Chciałby mieć mieszkanie z białą kuchnią i dębowym stołem, przy którym siadałby z nią  i grał w gry planszowe. Przyznał, że dorósł, od kiedy opuścił Akademię, bo chociaż po każdym zleceniu wracał do rodzinnego domu, gdzie czekała na niego mama – zaprawiona w bojach guślarka – to przeciwko demonom stawał sam. Przymus samotnej organizacji wypraw, a potem skrupulatnego planowania wyeliminowania zagrożenia zmusił go do większej rozwagi i wyciszenia.

* * *

— Jedziemy pod Grudziądz — zadecydował o poranku Konrad, patrząc na nich wojowniczo.

Poprzedniego dnia wieczorem Gabriel przejrzał social media i zgodnie z wpisami na Instagramie i TikToku z hasztagiem #potwórzborowtucholskich, tam widziano biesa. Aleksy nie miał pojęcia, jak Olszewski na to wpadł, ale jako jedyny miał dla nich całą listę pomysłów na poszukiwania, więc bez słowa sprzeciwu zgodzili się pojechać w miejsca, które wskazał im na mapie. Nawet jeżeli znalezione zdjęcia przedstawiały tylko połamane gałęzie i zmiażdżone krzaki. Uznali, że chociaż część z nich była efektem działania Biesa.

Gabriel podał Aleksemu swój telefon, a ten poprowadził ich w głąb parku zgodnie ze wskazówkami nawigacji. Płytkie koleiny i wytyczone prosto drogi przecinające się niemal pod kątem prostym wskazywały na to, że często je użytkowano. I faktycznie, po kilku kilometrach ziemnej szosy dojechali do miejsca wycinki drzew sosnowych. Oczyszczone z gałęzi bale ułożono w zgrabne stosy gotowe do załadunku; podtrzymywane palami wbitymi w ziemię dawały wrażenie schludności i uporządkowania, tak bardzo niepodobnego i nienaturalnego dla otaczającej ich flory. Aleksy odpiął pasy i zwróciwszy Gabrielowi jego telefon, obrócił się do tyłu. Konrad trzymał rozciągniętą na kolanach mapę kupioną w sklepiku turystycznym i z niebywałą precyzją wyznaczał im szlak. Tego dnia znów mieli iść we dwóch na poszukiwania, bo Gabriel dostał inny przydział – jednym ze świadków, który zgodził się z nimi porozmawiać, była niespełna dwudziestoletnia studentka architektury wnętrz. Konrad utrzymywał, że ładna buzia Olszewskiego szybciej rozwiąże jej usta, niż jego szerokie bary, albo mrukliwy Aleksy.

— Zaczniemy tutaj, zatoczymy łuk do autostrady A1 i skierujemy się na Osieki. Jak nie damy rady iść, to zadzwonimy po Gabrysia i nas odbierze — wyjaśnił, patrząc znacząco na Aleksego. Ten skinął głową i postukał palcem w sam środkową część lasu, którą mieli dzisiaj sprawdzić.

— To las liściasty, prawda? Przeszukanie go zajmie nam dużo czasu. Nie wiem, czy dojdziemy tak daleko i...

— Aleksy — odezwał się nagle Gabriel. Głos miał dziwnie bezbarwny.— Zapnij pasy.

— Słucham? — zapytał zdezorientowany i podniósł głowę, by na niego spojrzeć. 

Gabriel sztywno wyprostowany patrzył przed siebie, powoli zsuwając rękę z kierownicy na skrzynię biegów. Twarz przybrała niezdrowy, białawy kolor.

— O kurwa — wydusił Konrad i tym razem Aleksy też spojrzał na plac wycinki przed maską samochodu. 

Był tam. 

Bies kucał pomiędzy dwoma stosami ściętych sosen, trzymając na nich swoje długie, zakończone szponami palce. Mierzył ich czerwonymi jak krew ślepiami osadzonymi szeroko na byczym łbie. Spomiędzy uszu wyrastały niezliczone jelenie rogi, a zza nich było widać dywan długiej, szorstkiej sierści pokrywający plecy. Promienie słońca przedzierające się przez liściasty dach padały na pysk, oświetlając podłużną szramę, ciągnącą się w poprzek oka, aż po same chrapy.

Przez chwilę nikt nie drgnął, aż w końcu Gabriel wrzucił wsteczny i docisnął pedał gazu. Bies zaryczał i każdy centymetr ciała Aleksego zadrżał, jakby ziemia zadudniła pod jego stopami. Bestia rzuciła się w ich kierunku, rozrzucając bale na boki i ślizgając się na nich ułamki sekund po tym, jak Gabriel wjechał tyłem w leśną drogę, którą przyjechali.

— Aleksy, zapnij te pieprzone pasy! — wrzasnął, zarzucając rękę na oparcie jego fotela. W połowie obrócony tyłem rzucał okiem na galopującego ku nim Biesa i manewrował rozpędzonym autem. — Aleksy!

Aleksy, obijając się o drzwi przy każdym drgnięciu kierownicą, ocknął się z letargu i chwyciwszy pas, wpiął go w zatrzask. Gabriel docisnął pedał gazu do oporu. Bies był coraz bliżej, rycząc wściekle i łamiąc roślinność przy zboczu. Zbliżał się. Widział jego poharatany pysk i zarysy mięśni na długich ramionach.

— Gabryś! — krzyknął Konrad, mocno zapierając się jedną ręką o fotel i drugą trzymając uchwyt nad drzwiami. Samochód szarpał, ale Gabriel utrzymał go w linii drogi. Bez ostrzeżenia, obrócił się przodem, zaciągnął ręczny i ocierając bokiem BMW o rosnące na skrzyżowaniu drzewo, wjechał tyłem w prostopadłą dróżkę, gdy odległość między nimi a bestią była już minimalna. Bies przebiegł dalej. Olszewski wrzucił bieg i dodał gazu, przecinając skrzyżowanie. Demon zawrócił, obijając się o drzewa i puścił za nimi w pogoń, ale Gabriel wrzucał już kolejny bieg, przyspieszając. Silnik zaryczał. Samochód wystrzelił w górę na niewielkim wzniesieniu i Konrad zaklął rozpaczliwie, ale nie zwolnili.

Słyszeli jego ryk za sobą i czuli miarowy tętent uderzeń czterech, monstrualnych łap, odbijających się echem po aucie, jakby wszyscy byli zamknięci na jednej przestrzeni.

— Gabryś! — wrzasnął ostrzegawczo Konrad. 

Zza połaci lasu wyłonił się widok na szeroką dwupasmówkę. Demon wyhamował na skraju gęstwiny, nie spuszczając z nich paciorkowych oczu, gdy pokonywali ostatnie metry sosnowego lasu i wyjeżdżali na ruchliwą ulicę.

Serce podskoczyło Aleksemu do gardła, gdy auto po prawej stronie wyhamowało z piskiem opon, a za nim kolejne. Gabriel redukował biegi i zręcznie mijał samochody. Przeciął rondo, wjechał na chodnik, żeby uniknąć zderzenia z pieszymi i gwałtownie wcisnął hamulec do samego końca. BMW prześlizgnęło się po zadbanym trawniku i zatrzymało kilka metrów od ceglanego muru.

Żaden z nich nie drgnął. Mijały kolejne sekundy, gdy szumy w uszach powoli cichły, a Aleksy zdał sobie sprawę, że cały czas w tle słyszy syrenę policyjną. Olszewski wziął głęboki wdech, pociągając za klamkę. Wyszedł na zewnątrz, pozwalając, by otaczający ich jazgot wdarł się do środka. Po chwili wetknął głowę z powrotem do środka i bez słowa otworzył schowek po stronie pasażera. Wyciągnął z niego portfel i spojrzał na pogrążonego w głębokim szoku Aleksego.

— Kiedy ci mówię, że masz zapiąć pasy, to zrób to, rozumiesz? — odezwał się przerażająco spokojnym głosem.

— Rozumiem — wydusił Aleksy, odrywając wzrok od ludzi zbierających się przed ich autem. Niektórzy robili im zdjęcia, a byli nawet i tacy, którzy wygrażali pięściami.

Gabriel zamknął drzwi i podszedł do zaparkowanego nieopodal radiowozu, z którego już wyskoczyło do niego dwóch bladych z wściekłości mundurowych.

— Chyba się zsikałem — wymamrotał w końcu Konrad, bardzo powoli odpinając pasy. 

Ręce mu drżały.

— Ja też — odpowiedział cicho Aleksy, wciskając się głębiej w fotel. 

Żaden z nich nie był w stanie wyjść z samochodu. Aleksy miał nogi jak z waty. Nie mógł zwalczyć w sobie odruchu zerkania na Park Narodowy w obawie, że Bies zaraz z niego wyskoczy i znowu rzuci się za nimi w pogoń.

Żaden z nich nie zaoferował zmiany przy kierownicy, gdy Gabriel wrócił do środka. Włożył swoje dokumenty z powrotem do schowka z dokładnością zupełnie niepasującą do sytuacji, w jakiej się znaleźli i odpaliwszy silnik, ostrożnie włączył się do ruchu.

— Możemy podjechać po kawę? — zapytał Olszewski i obaj natychmiast przytaknęli. 

Dając sobie chwilę, by ochłonąć i pozbierać się po tym dzikim pościgu, odczekali z rozmową, aż Gabriel zamówił kawę w Starbucksie. Aleksy i Konrad zajęli miejsca w ogródku, a Gabriel postawił przed nimi tacę z trzema słodkimi, czekoladowymi napojami, które zdaniem Aleksego nie miały nic wspólnego z kawą. Wyciągnął z kieszeni zgniecione pudełko papierosów i włożył grube Malboro do ust. Stojąc przy barierce zapalił zippo i z jedną ręką mocno wciśnięta pod pachę, oparł się pośladkami o kamienny murek nieopodal nich.

Zaciągnął papierosem, przymykając powoli oczy.

— Nie wiedziałem, że palisz — wydusił w końcu Aleksy, sięgając drżącymi dłońmi po kawę. 

Bita śmietana, szoty espresso i dużo czekolady. Mimo wszystko to była idealna przekąska po takim spotkaniu z Biesem.

— Nie palę. Czasami popalam. Przeszkadza ci to? — zapytał, unosząc jedną brew w pytającym geście, autentycznie zainteresowany tym, czy Aleksy ma coś przeciwko. Ten jedynie wzruszył ramionami na znak, że mu to obojętne.

— Kogo obchodzą fajki! — wybuchnął Konrad, patrząc na niego zachwyconymi oczami. — Gdzie ty się nauczyłeś tak jeździć?!

— Mój starszy brat bardzo długo brał udział w nielegalnych wyścigach. To on nauczył mnie prowadzić — przyznał Gabriel, uśmiechając się słabo. Po raz kolejny zaciągnął się mocno papierosem i wziął kubek z kawą. Powoli, z rozmysłem napił się z niego kilka solidnych łyków i kontynuował: — Jestem z nim bardzo zżyty. Wiedział, że jestem gejem chyba szybciej niż ja sam i pewnie nietrudno się domyślić, że inni ludzie też to szybko zauważyli. Daniel bronił mnie w szkole podstawowej, a potem uczył jak się bić, żebym nie dostawał cięgów za to, że jestem homoseksualny. Potem nauczył mnie prowadzić samochód.

— Twój brat nie jest wiedźmarzem, prawda? — zapytał po chwili Konrad. 

Aleksy nie był w stanie wydusić słowa, zalany ogromem nowych informacji o Gabrielu. Nie miał pojęcia, że było mu tak ciężko przed przyjazdem do Akademii i że jest z kimś tak blisko. Z kimś o czyim istnieniu nawet nie miał pojęcia: w ogóle nie wiedział, że Gabriel ma brata. Co wydawało mu się w pewnym sensie ironią, biorąc pod uwagę, że wszyscy przyjaźnili się w latach nauki w Akademii. Cały Olszewski. Zawsze tak było. Niby dużo mówił, a tak naprawdę nie powiedział nic konkretnego. A może Aleksego to wtedy nie obchodziło? Może nie chciał wiedzieć?

— Nie jest. Jest strażakiem, pilotem śmigłowca straży pożarnej — odpowiedział i dało się usłyszeć wyraźną dumę w jego głosie. 

Aleksy dopiero teraz nabrał podejrzeń, że częste wyjazdy Gabriela w latach uczelnianych to były spotkania z bratem. Jak mógł nigdy o to nie zapytać? Niemal natychmiast stanął mu przed oczami wizerunek jednego z mężczyzn, którego widział na kilku zdjęciach w lofcie. Wzrostem musiał dorównywać Konradowi i podobnie jak Gabriel miał blond włosy i niebieskie oczy. Niczego nie zauważył, nie domyślił się... W ogóle o tym nie pomyślał, a przecież podobieństwo było uderzające.

— Jedźcie napisać sprawozdanie dla Lidki i Godlewskiego, a mnie podwieźcie na komisariat. Zmuszę ich, żeby załatwili mi tę plandekę w godzinę — odezwał się Konrad, podnosząc się z krzesła. Zgarnął swój napój i skinął głową z uznaniem. — Gabryś, to było coś niesamowitego. Powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, to jak nic nie powiedzieć.

— Dzięki — odpowiedział Gabriel z szelmowskim uśmiechem. 

Aleksy patrzył na nich bez słowa, zbyt oniemiały, by chociażby wyrazić swój podziw, a był po prostu zachwycony. Gabriel nie wahał się nawet przez chwilę. Zachował zimną krew i z przerażającą precyzją samodzielnie podejmował decyzje, które mogły kosztować życie. Mógł się nie wyrobić na zakręcie w lesie, mógł wbić BMW w inne auto na rondzie. Mogło stać się milion innych rzeczy, które skończyłyby się tragicznie, a on to wszystko wziął na siebie. Byłby doskonałym łowcą demonów, gdyby rzucił pracę w Akademii i naprawdę zdecydował się działać w terenie.

Podwieźli nabuzowanego spotkaniem z Biesem Konrada pod komisariat i nie czekali, aż wejdzie do środka. Gabriel, docisnąwszy pedał gazu, wyprowadził auto z parkingu. Od hotelu dzielił ich kwadrans jazdy samochodem, ale Olszewski nawet na chwilę nie uległ emocjom. Zachowywał się tak, jakby ten atak w lesie nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Tylko czasami Aleksy przyłapywał go na tym, jak zaciskał i rozluźniał drżącą dłoń tuż nad trzonkiem biegów albo potupywał nerwowo nogą.

Zajechali pod hotel i wysiadłszy, skierowali się bez słowa do wynajętego pokoju.

— Odpocznij może? Przejdź się? Ja napiszę maila do Lidki albo zadzwonię do niej — odezwał się cichym głosem Aleksy. Ciężkim krokiem przemierzali nijakie korytarze, wyłożone zieloną wykładziną. Skrzętnie omijali wzrokiem recepcjonistów i innych gości, choć nikt nie mógł przecież wyczytać z ich twarzy, że coś się wydarzyło. Inaczej sprawy miały się z obtartym i ubłoconym autem. — Mówię poważnie. Nie musisz udawać, że wszystko w porządku...

Urwał, gdy otworzywszy drzwi, wszedł do środka, a Gabriel nagle chwycił go za koszulkę na piersi i przycisnął do ściany. Sapnął zdumiony, a wtedy Olszewski przywarł do niego i stając na palcach, wpił wargi w jego usta. Aleksy wiedziony odruchem położył dłonie na jego szyi i odwzajemnił pocałunek. Także każdą kolejną z tych coraz to agresywniejszych pieszczot. Gabriel położył drugą rękę na jego biodrze i przesunął ją na plecy, przyciskając go do siebie tak blisko, jakby chciał stać się z nim jednością. 

Tym razem nie było w tych gestach grama czułości.

To było czyste pożądanie.

Aleksy przez chwilę próbował opanować szok, który mieszał się w żyłach z adrenaliną, a potem po prostu się poddał. Pociągnął Gabriela w stronę kanapy, stojącej naprzeciwko łóżka Konrada i opadł na nią niezdarnie. Olszewski natychmiast to wykorzystał i zgrabnie usiadł na nim okrakiem. Pokój wypełniły coraz to głośniejsze westchnienia, wyrywające się ze spragnionych warg, pomiędzy brutalnie chwytanymi pocałunkami. Aleksego po raz pierwszy w życiu wypełnił taki ogień. Tłumione latami pożądanie i emocje związane z pościgiem, sprawiły, że przestał myśleć i całkiem poddał się temu trawiącemu pragnieniu. Ukąsił Gabriela w wargę, a ten jęknął cicho i wcisnął go w oparcie kanapy. Obaj tego chcieli, obaj ulegli pożądaniu, które wybuchło w nich niczym wulkan. Aleksy wsunął dłonie pod jego luźną koszulkę. Przesuwał mocno palcami po gładkiej skórze, czując pod opuszkami twarde niczym stal mięśnie. Gabriel docisnął do niego biodra i świat zawirował Aleksemu pod powiekami. Chwycił brzeg ubrania Olszewskiego i pociągnął do góry. Gabriel natychmiast uniósł ręce i tuż nad głową przejął od niego koszulkę. Zerwał ją z siebie i rzucił niedbałym ruchem na ziemię. Aleksy omiótł wzrokiem jego wyrzeźbione ciało, z trudem rejestrując tatuaże obok pępka i na piersi, a ułamek sekundy później Gabriel chwycił jego bluzkę z długim rękawem, którą po chwili szamotaniny z niego zerwał. Dotykali swoich ciał spragnieni wzajemnego ciepła i bliskości, nabuzowani adrenaliną i nieprzytomni ze szczęścia. Szczęścia, że się odnaleźli, że żyją i co rano mogą budzić się w swoich ramionach w jednym łóżku.

— Małe kroczki — wydyszał Gabriel, gdy Aleksy przesunął mocno palcami od jego kolana w górę, aż do paska od spodni. 

Gabriel przycisnął czoło do jego, wyrównując oddech. Trzymał dłoń na jego potylicy, pociągając nerwowo jego włosy, gdy pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne. Coraz bardziej pożądliwe. Coś, o co Aleksy nigdy by się nie podejrzewał ani z kobietą, ani z mężczyzną.

— Yhym... Małe kroczki — powtórzył nieprzytomnie Aleksy i z galopującym w piersi sercem położył dłoń między jego nogami. 

Gabriel jęknął głośno, odchylając głowę do tyłu i Aleksy już wiedział, że nie będzie w stanie powiedzieć stop. Nie mógł i nie chciał tego zatrzymywać. Dotykał go niewprawnie, krew wrzała w każdym milimetrze jego ciała. Świat poza pokojem przestał istnieć, gdy Gabriel odpowiadał na jego dotyk. Gabriel kąsał delikatnie jego szyję i przywarł do niej w chciwym pocałunku.

Aleksy był gdzieś na granicy nieba i piekła, absolutnego uniesienia i pragnienia tak dojmującego, że wydobywał z niego najbardziej pierwotne instynkty. Gabriel przycisnął się do niego i z jego ust wyrwał się tłumiony jęk rozkoszy. Aleksy przez dłuższą chwilę nie był w stanie zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Nim jednak jego świadomość powróciła z powrotem do ciała, Gabriel po raz kolejny sprawił, że świat Aleksego zawirował jak szalony, prawo grawitacji przestało działać, a słońce zaczęło wschodzić na zachodzie. Otworzył przed nim drzwi do świata spełnienia, pożądania i pragnienia. Pokazał miejsce, o którego istnieniu Aleksy nie miał pojęcia, a teraz zanurzał się w nim, biorąc chciwie wszystko, co zostało mu zaoferowane.

Z jego piersi wydarł się ochrypły jęk. Nie mógł oderwać wzroku od pogrążonej w ekstazie twarzy Gabriela. 

Wszystkie gesty Olszewskiego niezbicie dowodziły, że ma wprawę, że jest wyśmienitym kochankiem, który potrafi zaspokoić. W przeciwieństwie do Aleksego, którego doświadczenie erotyczne sprowadzało się do prób macania piersi kilku dziewczyn na dyskotekach w Warszawie.

Gabriel zatrząsł światem w posadach, pozwalając Aleksemu całym sobą chłonąć nowe doświadczenia, z radością stając się dla niego oparciem i przewodnikiem. A Aleksy był spragniony tego, by wydrzeć dla siebie jak najwięcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro