Rozdział 15, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleksy cofnął się o krok. Palce zsunęły się z zimnego metalu klamki i świat nagle zawirował, jakby unosił się w przestrzeni bez żadnego podparcia. Osunął się na podłogę.

Kocham go.

Gabriel nie wyznał mu tego w twarz, ale siła z jaką wypowiedział te słowa, uderzyła Aleksego w najgłębsze zakamarki jego duszy. Marc'a na pewno też. Musiał słyszeć to zdecydowanie, tę niezachwianą pewność w głosie.

Aleksy oddychał głęboko, opierając skroń o szkło prysznica. Przyjemne ciepło powoli rozchodziło się po jego ciele. Przyjemny stan, na granicy upojenia alkoholowego, przez który nagle stracił rozeznanie w miejscu i czasie. Jakby wyszedł ze swojego ciała i był kimś zupełnie innym. Zwykłym facetem, w zwykłym świecie, który usłyszał kocham i co więcej – odwzajemniał je. Wiedział to z całą pewnością. Tym razem nie było wahania.

Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy w końcu podniósł się z podłogi i wyszedł z łazienki. Gabriel siedział na kanapie z laptopem na kolanach i stukał wściekle w klawiaturę.

— Mógłbyś sobie już dzisiaj odpuścić pracę — mruknął Aleksy, przechodząc boso przez kuchnię do salonu. 

Stanął nad Olszewskim z rękoma skrzyżowanymi na piersi, pilnując się, by jego twarz niczego nie zdradziła. Najwyraźniej mu się udało, bo nieco blady Gabriel zatrzasnął wieko i posłał mu lekki, bardzo nieszczery uśmiech.

— Mam jutro zajęcia od ósmej, więc musiałem, chociaż kilka spraw dzisiaj załatwić — powiedział, odkładając laptopa na blat i podnosząc się ciężko z kanapy. Westchnął niczym zadowolony kocur, gdy Aleksy ujął jego twarz w dłonie i złożył na ustach czuły pocałunek. — Chętnie wziąłbym jeszcze jeden dzień urlopu...

— Ale nie dasz rady?

— Bez szans — przyznał, oplatając go rękoma w pasie. Napięcie ze szczupłych ramion ustąpiło, a twarz się rozpogodziła. — Ale gdybyś nie miał planów na jutro, może udałoby się nam zorganizować wspólny lunch? Tutaj?

— Ty spróbuj wygospodarować jak najwięcej czasu, a ja zajmę się jedzeniem.

Na jego oczach Gabriel, sekunda po sekundzie, coraz bardziej się wyciszał. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale ten ton głosu, w którym Olszewski rozmawiał z Marc'em wzbudził w nim czujność. To wycofanie, znużenie... Odrobina obronnej nuty i coś jeszcze, coś nieuchwytnego. Aleksy odniósł wrażenie, że to nie była ich pierwsza tego typu rozmowa od rozstania. Marc nadal nie zrozumiał, a pojawienie się Aleksego najwyraźniej pogłębiło jego potrzebę zdobycia Gabriela raz jeszcze. Być może czuł presję czasu na karku? Nie. To nie było to. Po tych kilku spotkaniach z Marc'em i podsłuchanej rozmowie Aleksemu przyszło na myśl, że Schneider zachowuje się tak, jakby próbował bezskutecznie przywołać psa do porządku.

I irytuje się coraz bardziej, gdy ten go nie słucha.

Czekając na Gabriela w pościeli z rękoma założonymi za kark, patrzył bezmyślnie w sufit. Musiał dać Olszewskiemu czas, żeby doszedł do siebie, uspokoił się i przyszedł do łóżka. 

Ich łóżka.

— Myślałem, że już śpisz. — Czuły głos wyrwał go z zamyślenia. 

Gabriel zgasił światło, więc oświetlał go teraz jedynie słaby blask z nocnej lampki obok łóżka. Mimo to Aleksy widział go bardzo wyraźnie. Stłumił w piersi westchnienie i uniósł się na łokciu, obserwując jak podłącza telefon do ładowania i nastawia budzik. Aleksy wyciągnął do niego rękę i gdy ten ją ujął, pociągnął go do siebie.

Ich usta złączyły się w czułym pocałunku, którego Aleksy nie przerwał nawet na chwilę, podnosząc się do siadu. Gabriel uklęknął naprzeciwko niego i westchnął głośno, gdy dłonie Aleksego prześlizgnęły się po jego plecach. Przesunął wargami po skroni Gabriela i przywarł do smukłej szyi. Olszewski wplótł palce w jego włosy, oddychając płytko, gdy jego dłonie pieściły go coraz mocniej. Krew szumiała Aleksemu w uszach, nie był w stanie myśleć o czymkolwiek i był to stan bliski narkotykowej ekstazie. Otumanieni późną porą, zmęczeniem i oczarowani intymną atmosferą, pozwolili porwać się chwili.

— Nie chcę, żebyś robił coś wbrew sobie — wyszeptał Gabriel, gdy Aleksy chwycił krańce jego koszulki i bez wahania z niego ściągnął. 

Powoli, podtrzymując Gabriela dłonią na dole pleców, położył go na szerokim łóżku. Uśmiechali się do siebie nieprzytomnie, gdy Aleksy zawisł nad nim i złożył na jego ustach delikatny pocałunek mający mu przekazać choć odrobinę tych wspaniałych uczuć, które teraz nim targały.

— Więc nie mogę przestać — powiedział zachrypniętym głosem i przesunął dłonią od krawędzi spodni, aż po jego pierś. 

Gabriel wciągnął powietrze ze świstem i poruszył się niespokojnie, gdy przywarł wargami do jego sutka. Wodził po nim językiem, a ten wierci się pod jego dotykiem, jak jego oddech przyspiesza.

Cieszyli się sobą. Napawali bliskością i upijali tym całkowitym poczuciem zaufania. Powoli, zanurzeni w erotycznej ekstazie odkrywali swoje potrzeby i uczyli się map swoich ciał. Dzięki wprawnemu i doświadczonemu Gabrielowi przeżyli tej nocy uniesienia niczym ze snu. Całowali się tak długo i tak intensywnie, że Aleksego bolała broda. Ręce Gabriela naznaczyły dotykiem każdy milimetr jego ciała, a potem przypieczętował obietnicę wspólnej przyszłości czułymi pocałunkami. Tej nocy Aleksy odkrył, jak wielką przyjemność sprawia mu dotykanie mężczyzny. 

Obraz tatuaży Gabriela wyrył się pod powiekami, a palce już na zawsze zapamiętały fakturę jego sprężystego ciała. Ta twarz zastygła w wyrazie absolutnego spełnienia wyżłobiła się głęboko w sercu.

Obudzili się w tym samym momencie, nim słońce wstało na horyzoncie. Bez słowa odnaleźli swoje wargi i przywarli do siebie, a po czułości z poprzedniego dnia nie pozostało nawet śladu. Uczynili kolejny krok naprzód i Aleksy już całkiem zatracił się w tej karuzeli rozkoszy. Wydawało się, że próbowali sobie przekazać to całe skrywane latami pożądanie w tym jednym zbliżeniu. Świat stracił na ostrości, a wszystko inne przestało już być ważne. Istnieli tylko oni i ich wspólne życie.

Gabriel leżał z policzkiem wtulonym w prześcieradło i uśmiechem zadowolenia błąkającym się po zarumienionej twarzy.

— Jesteśmy dla siebie stworzeni — zachrypiał, spuszczając wzrok zawstydzony. Aleksy uśmiechnął się szeroko i raz jeszcze otulił go szczelnie swoim ciałem.

— Skoro tak mówisz, to chyba nie jestem taki słaby w te klocki.

Gabriel zaśmiał się słabo i zagarnąwszy jego rękę, przycisnął ją do siebie. Okręcili się na łóżku i zwróceni twarzami do siebie, tulili się i całowali leniwie. Ani jedno słowo nie zburzyło podniosłości tej chwili. I trwaliby w tym miłosnym uniesieniu zapewne jeszcze długo, gdyby nie zgrzytliwy dźwięk budzika, który rozbił w pył miłosną atmosferę.

— Zaczyna mnie kusić, żeby rzucić tę robotę — mruknął ponuro Olszewski, wciskając twarz w jego szyję, jakby w jego ramionach znów mógł się skryć przed światem. 

Aleksy ucałował go w czubek głowy i wyswobodziwszy się z jego objęć, usiadł na łóżku. Niechętnie wyciągnął rękę po telefon Olszewskiego, chcąc jak najszybciej wyłączyć alarm, którego ostre brzmienie z każdą sekundą coraz bardziej wwiercało się w ten wspólny, słodki  poranka. Gabriel podłożył sobie poduszkę pod głowę i taksował tęsknym wzrokiem nagą pierś Aleksego. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo i Aleksy bez przekonania sięgnął po swoje dresy.

— Zrobię śniadanie. Zdążysz zjeść?

— Tak, poproszę. Potrzebuję jeszcze chwilę — westchnął Gabriel, rozciągając się niczym zadowolony kocur.

Aleksy przygotowywał posiłek w niewielkiej kuchni, gdy Olszewski z ociąganiem wychodził z łóżka i krzątał się po mieszkaniu. Z błyszczącymi oczami i niespiesznymi ruchami, pakował rzeczy do torby, a potem znikł w garderobie pod antresolą. 

Ustawił talerze z kanapkami i rozparty w krześle z kubkiem gorącej, czarnej kawy rozkoszował się tym, co się wydarzyło. Jak z nieszczęśliwego, samotnego wędrowca stał się spełnionym mężczyzną ze swoim miejscem na ziemi. Z ramionami i słodkim uśmiechem, czekającymi tylko na niego.

Olszewski nagle wbiegł do salonu, wiążąc na oślep modny, wąski krawat.

— Jestem karygodnie spóźniony! — krzyknął w odpowiedzi na pytające spojrzenie Aleksego, który już od lat nie żył w żadnym harmonogramie. Nigdy się nie spieszył i specjalnie nie ociągał. Jeżeli nie zdążył na autobus albo na pociąg to siadał na ławce i zaczytując się w kolejnej książce, czekał na następny. Życie dla niego trwało od zlecenia do zlecenia, więc biegający z coraz większą paniką wypisaną na twarzy Gabriel wydawał mu się szalenie interesujący.

— Razem. Lunch. Dzisiaj — rzucił, całując Aleksego w usta po każdym słowie.

— Jeżeli zdążysz — mruknął, wciskając mu w dłoń telefon komórkowy, za co Gabriel wynagrodził go kolejnym, tym razem długim pocałunkiem.

— Zdążę — zapewnił gorąco i wkładając buty w biegu, wypadł z mieszkania. 

Aleksy uśmiechnął się do siebie, gdy w lofcie zapadła cisza. Zdecydowanie mógł się przyzwyczaić do takiego osiadłego trybu życia. Do gorącej kawy w ulubionym – a nie papierowym – kubku, do tych upojnych poranków i tego samego widoku za oknem codziennie.

Jego humor uleciał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy odnalazł Konrada w sali treningowej. Wciśnięty w kąt sali, w wesołym harmidrze ćwiczących na ciężkich sprzętach studentów walił zapalczywie w worek. Aleksy ubrany w luźny dres i szarą koszulkę przez chwilę obserwował przyjaciela z rosnącą pewnością, że wydarzyło się coś złego. Widział to w spiętej linii barków i po sile, z jaką uderzał. Przemknął obok studenta ostatniego roku unoszącego sztangę i podszedł ostrożnie do Wilczyńskiego.

— Cześć — odezwał się ostrożnie.

— Hej — odpowiedział ponuro, ledwo na niego zerkając. 

Aleksy rzucił torbę pod ścianę i oparł się po drugiej stronie czarnego worka, utrzymując go w bezruchu. Konrad natychmiast to wykorzystał i zadał kilka tak mocnych ciosów i kopniaka, że Aleksy musiał zaprzeć się z całych sił, by nie stracić równowagi.

— Wszystko gra? — zapytał spokojnie, po kilku długich sekundach ciszy, podczas których Wilczyński tłuk z coraz większą werwą. Bez pomyślunku, z grymasem słabo tłumionej złości.

— Widzę, że u ciebie jak najbardziej — powiedział, patrząc na niego wymownie. W jego oczach nie było jednak krzty szczęścia, które Aleksy widział za każdym razem, gdy poruszali temat jego i Gabriela. Do tej pory Konrad cieszył się jego radością, ale nie tym razem. — Widzisz, ty odtrącasz Gabrysia i znikasz na dwa lata, a potem jak wracasz to on i tak rzuca wszystko, żeby tylko być z tobą. Ja uganiam się za dziewczyną pół roku, wysyłam czekoladki, przynoszę upominki z wyjazdów i wyręczam ją w pracy, gdy tylko mogę, a mimo to, dostałem kosza.

— Zapytałeś Lidkę? — wydusił Aleksy, na chwilę tracąc koncentrację, co poskutkowało uderzeniem plecami o drewniane drabinki, gdy Konrad po raz kolejny zamierzył się prawym sierpowym. Sapnął zirytowany na siebie za roztrzepanie i poprawił chwyt na worku. — Co powiedziała?

— Przynajmniej darowała mi gadkę o zostaniu przyjaciółmi, chociaż chyba dla niej to po prostu oczywiste  — odpowiedział, wypluwając słowa z rosnącą wściekłością. — Powiedziała, że kogoś ma. Nie miałem pojęcia, że się z kimś umawia.

— Ja też nie — przyznał i wzruszył ramionami, gdy Konrad posłał mu poirytowane spojrzenie, mówiące, że o wielu rzeczach nie ma pojęcia, bo się nie interesuje.

To, co dotknęło Aleksego najbardziej to, to że Konrad był autentycznie załamany. To w tym momencie zrozumiał, że Lidka nie była jego przelotnym zainteresowaniem, chwilowym pragnieniem, a dziewczyną, z którą naprawdę chciał być. Wilczyński dużo mówił i potrafił używać wielkich słów, kiedy zupełnie nie były potrzebne, więc Aleksy traktował jego miłosne zainteresowanie z pobłażaniem. 

Ogromnie się pomylił i to nie pierwszy raz.

— Wyświadczysz mi przysługę? — zapytał nagle Konrad, zatrzymując się w miejscu, po wyjątkowo mocnym, bocznym kopnięciu.

— Hmm... Jasne. Wal.

— Zapytaj Gabrysia, kto to jest. Ja Lidki nie zapytam, a mnie Gabryś nie powie. Chciałbym po prostu wiedzieć — powiedział spokojnie, mierząc go ponurym spojrzeniem. Aleksy skinął głową, chociaż wikłanie się w czyjekolwiek sprawy miłosne było ostatnim, na co miał ochotę. Jednak to Konrad o to prosił, musiał przynajmniej spróbować się dowiedzieć. — Ale ty chyba też źle spałeś, co?

— Spałem jak kłoda — skłamał łagodnie, wzruszając po raz kolejny ramionami. — Dawaj kolejną serię, jestem gotowy.

— Dzięki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro