Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleksy kompletnie nie nadawał się do takich zadań. Nie chciał i nie umiał wyciągać informacji, a już szczególnie w sprawach miłosnych. Serdecznie tego nienawidził.

— Potrzebuję auta. Jakiegokolwiek, wyskakuję tylko na chwilę na miasto — rzucił możliwie obojętnym tonem, gdy siadał z rozmachem na krześle przed biurkiem Lidki. Obrzuciła go badawczym spojrzeniem, ale nie zareagował.

— Jeżeli ci nie zapali, daj mu chwilę — westchnęła w końcu, wręczając mu kluczyk od starej Hondy. — Używamy jej do uzupełnienia zaopatrzenia, ale w tym roku już na pewno nie przejdzie badań technicznych, więc...

— Dzięki — rzucił, wpadając jej w słowo. Wyrwał jej kluczyk z ręki i ignorując jej oburzone westchnienie, wyszedł z dziekanatu. 

Przeskakując po kilka stopni, zbiegł na parter, a potem mijając zbitych w grupę studentów w galerii, wyszedł tylnymi drzwiami na parking. Honda typu hatchback stała zaparkowana pod samym murem. Brunatna rdza przebijała się przez czerwony lakier, bok od strony kierowcy był zarysowany na całej długości, a z tyłu widniało wielkie wgniecenie, jakby ktoś uderzył wprost w latarnię, podczas manewru cofania. Aleksemu przemknęło przez myśl, że to może być stare auto Lidki. Wyłączył pilotem blokadę i wsiadł do środka, od razu przekręcając kluczyk w stacyjce. Pospiesznie włączył klimatyzację, ale gdy nawiew nadal wyrzucał gorące powietrze, zaklął i wyłączył. Pozostawało mu otworzyć okno.

Westchnął i wyciągnąwszy telefon, wybrał restaurację, której sushi Gabriel lubił najbardziej. Mówi się, że przez żołądek do serca. Taka idea mu przyświecała, gdy kupował największy zestaw, a potem ostrożnie kładł go w samochodzie na siedzeniu pasażera. 

Udało mu się wrócić do loftu na kwadrans przed tym, jak zarumieniony Gabriela wpadł przez drzwi wejściowe. Postawił swoją torbę z laptopem na ziemi i niedbale zrzucił eleganckie buty.  Błyszczące oczy Olszewskiego natychmiast go odnalazły. 

— Cześć — powiedział niskim głosem, podchodząc do Aleksego. Wspiął się na palce i złożył na jego ustach tęskny pocałunek. 

Aleksy próbował odwzajemnić pieszczotę, ale był zbyt zdenerwowany natłokiem wizji tego, jak źle może pójść ta rozmowa. Przy powitaniu wypadł sztywno i sprawił wrażenie zdystansowanego. Sam zdawał sobie z tego sprawę, ale im bardziej próbował temu zaradzić, tym jego ruchy były bardziej kanciaste, a ciało spinało się przy każdym geście Gabriela. 

Olszewski zlustrował go pobieżnie spojrzeniem spod długich rzęs, ale nie powiedział słowa. Usiedli przy stole, ale żaden z nich nie był w stanie tknąć jedzenia. Aleksemu kręciło się w głowie od gorączkowych prób rozpoczęcia rozmowy, a siedzący naprzeciwko Gabriel, pobladł. Zacisnął usta w wąską kreskę, co powodowało u Aleksego rosnącą panikę. Musiał działać, wiedział o tym, ale koniec końców język odmówił mu posłuszeństwa i nie był w stanie wydusić z siebie słowa.

— Aleksy, jeżeli coś jest nie tak, musisz mi o tym powiedzieć — zaczął w końcu Gabriel, przekładając pałeczki na stole. Refleksy zatańczyły w jego niebieskich oczach, gdy prostował się nieznacznie. Położył przed sobą na blacie splecione dłonie, patrząc na niego z ostrożnym wyczekiwaniem. — Wydawało mi się, że między nami wszystko idzie fantastycznie, ale jeżeli się pomyliłem... Powiedz mi, chcę to naprawić.

— Co?! Nie! — wydusił Aleksy, przeczesując nerwowo włosy. Opadł na krzesło, wbijając w niego zdruzgotane spojrzenie. Nigdy nie był specjalnie towarzyski i ludzie raczej nie zwracali się do niego ze swoimi problemami, a na pewno uczuciowymi. Aleksy miał tragiczne zdolności interpersonalne i dyskomfort, jaki powodowały u niego takie prośby, było widać gołym okiem. Jednak Konradowi nie umiał odmówić. — Z nami jest świetnie! Fantastycznie!

Napięcie opadło z jego ramion i Gabriel ukrył twarz w dłoniach, na chwilę nieruchomiejąc. Aleksy patrzył bezradnie, jak jego chłopak próbuje dojść do siebie. W końcu, gdy Olszewski opuścił ręce, był już spokojniejszy. Aleksy poczuł się jak ostatnia łajza, że doprowadził do czegoś takiego. Mógł po prostu napisać wiadomość po wyjściu z siłowni, a nie obmyślać strategiczny plan omówienia tego w cztery oczy.

Po prostu się do tego nie nadawał.

— Lidka kogoś ma, czy wiesz kogo? — zapytał zmęczony już tym całym szpiegowaniem. 

Zanim wrócił z restauracji z japońskim jedzeniem, zaplanował, że zjedzą, poprzytulają się i jak obaj będą zamroczeni swoją bliskością tak jak rano, to zapyta o Lidkę. Wydawało mu się to bezczelnie wyrafinowane, ale nie miał lepszego pomysłu. Czułe pieszczoty miały ukryć jego irytację i niedorozwój umiejętności tworzenia relacji społecznych.

— Chodzi o Lidkę? — zapytał po chwili, patrząc na niego z niedowierzaniem. Aleksy wzruszył ramionami, siląc się na zakłopotany uśmiech i najwyraźniej zadziałało, bo Gabriel wysunął rękę na blacie. Aleksy ujął ją z ulgą i uścisnął mocno. — Chciałeś zapytać o Lidkę, a wyglądałeś jakby... — Machnął drugą ręką, ostatecznie rezygnując z dokończenia tej wypowiedzi. 

Przez chwilę sycili się swoim dotykiem, splecionymi dłońmi, aż w końcu Aleksy spojrzał na niego wyczekująco.

— Konrad chciał, żebyś mnie wybadał, prawda?

— Męska solidarność — mruknął Aleksy, posyłając mu wymowne spojrzenie. Gabriel westchnął i przycisnął jego dłoń do karminowych ust. Odłożył ją łagodnie na stół, gładząc kciukiem wierzch. Te drobne gesty sugerowały Aleksemu, że nadal jest wzburzony i emocje się w nim kotłują.

— Chciałbym ci powiedzieć, że się słowem nie wydam, bo przyjaźnię się z Lidką, ale... Ja po prostu nic nie wiem — przyznał cicho. Aleksy zamrugał powiekami, patrząc na niego zdumiony. Wydawało mu się, że Olszewski wie wszystko o jej życiu prywatnym, ale najwyraźniej bardzo się pomylił. — Mniej więcej rok temu przyznała mi, że jest z kimś w związku na odległość. Nie chciała zdradzić nawet jego imienia, mówi o nim per kochanie i wiem, że mają bardzo intensywny kontakt. Dzwonią do siebie i dużo piszą, ale poza tym, że powiedziała mi, że na pewno bym go polubił, to nawet nie chce zdradzić, gdzie się z nim spotyka ten raz na dwa, trzy tygodnie.

Kochanie? — powtórzył z niedowierzaniem Aleksy. — Nie znasz nawet imienia?

— Tak, boli mnie to — przyznał z rozbawieniem Gabriel. — Nie wiem dlaczego, jest taka tajemnicza w tej sprawie. Od razu ucieka od tematu. Bałem się, że to jakiś psychopata, że coś jej zrobi, ale... Zawsze wraca tak szczęśliwa z tych wyjazdów. Promienieje, więc... może facet po prostu pracuje w GROM-ie albo coś w tym stylu...

Aleksy ugryzł się w język, zanim zapytał, czy w kwestii psychodelicznych kochanków przemawia przez niego doświadczenie. Po pierwszej wspólnej nocy, ostatnie czego potrzebowali to kłótnia o Marc'a. Zwłaszcza że był raczej typem, który unikał konfrontacji.

— O mnie też mówisz kochanie, jak rozmawiasz z Lidką?

Gabriel wybuchnął śmiechem i szturchnął go stopą w kostkę. Wstał od stołu i nachyliwszy się ku niemu, położył dłoń na jego udzie.

— Nie, o tobie mówię... — wyjaśnił i gdy zdradził rzekomy przydomek, jaki mu nadawał w rozmowie z Lidką, Aleksy poczerwieniał na twarzy. Spojrzał na niego oburzony, ale Olszewski wydawał się w ogóle tym niewzruszony. Wybuchnął serdecznym śmiechem i bez najmniejszego skrępowania poprowadził go na antresolę.

Gabriel znowu spóźnił się na zajęcia, a Aleksy, leżąc całkiem nagi w łóżku, doszedł do wniosku, że gdyby nie Konrad i jego parszywy nastrój w ogóle nie wychodziłby z tego mieszkania. Tutaj wszystko było łatwiejsze i bycie we dwóch uszczęśliwiało go dużo bardziej niż cokolwiek do tej pory.

Jednak lojalność i przyjaźń z Wilczyńskim zwyciężyła. Zwlókł się z łóżka i ubrawszy się w stare jeansy i koszulkę, ruszył do dziekanatu, gdzie za biurkiem nadal pracowała Lidka. Przyglądał jej się przez chwilę, zastanawiając się, czy jest atrakcyjna. Co takiego w niej urzekło jego Konrada? Gabriel był świetnie zbudowany, bardzo przystojny, czuły i zabawny, natomiast Aleksy nie był do końca pewien, co takiego w Lidce mogłoby budzić jakiekolwiek romantyczne uczucia.

— Hej, Aleksy — zagadnęła miękkim głosem, zrywając karteczkę samoprzylepną i naklejając ją na monitor. — Wypocząłeś na mieście?

— Jak nowo narodzony — odpowiedział wymijająco, zajmując z rozmachem miejsce dla interesantów. — Domyślam się, że masz całą listę zleceń. Chciałbym jakieś dostać.

— Gabryś nie dostanie na razie wolnego, Aleksy. Trwają egzamin, rektor go potrzebuje i...

— Zlecenie wezmę ja i Konrad. Gabriel zostanie na uczelni — odpowiedział szybko, nie czując żadnych wyrzutów sumienia, że nie skonsultował tego z nimi oboma. Chciał się zająć przyjacielem tak, jak on opiekował się nim do tej pory. Chciał być go wart i pokazać mu, że się stara, że się zmieniał. 

— Gabryś zaznaczał, że chce z wami jechać...

— Ale nie może, a ty nie masz luksusu usadzenia dwóch guślarzy, tylko dlatego, że trzeci utknął w Akademii — odpowiedział ostrzej, niż zamierzał. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale zupełnie to zignorował. — Daj mi zlecenia, sam coś wybiorę.

— Mogę ci coś przydzielić, w zasadzie powinnam... — zaczęła, wyciągając z szuflady plik sczepionych ze sobą dokumentów. 

Kilka razy zdarzyło się tak, że paru guślarzy pojechało w to samo miejsce, bo nie zaciągnęły się dane z systemu, więc przerzucono się z powrotem na system manualny i za przydzielanie zadań odpowiadali Lidka, rektor, Gabriel albo profesor Jadłowski. Aleksy wiedział, że Gabriel jest wielkim przeciwnikiem tej metody z ubiegłej epoki, ale nie miał przestrzeni, by zająć się usprawnieniami w tej dziedzinie, więc na razie takie rozwiązanie funkcjonowało.

Wyrwał jej z rąk gruby stos, nie dając szansy, by zgodnie z zasadami sama przyznała im zlecenie. Ta reguła zapobiegała wybieraniu konkretnych typów zleceń przez szybszych guślarzy i zostawianiu innym najgorszej roboty. Narzucone z góry prace wymagały od nich ciągłego kształcenia się, wychodzenia poza swoją strefę komfortu i podróżowania po całej Polsce, łącznie z miejscami niemal zapomnianymi przez ludzi. Przede wszystkim jednak nie mogli wybierać tylko tych najlepiej płatnych zleceń, co obecnie Aleksego zupełnie nie interesowało.

Duch, duch, duch, Grzenia, Duch, Majki...

Przerzucał kartki, kręcąc głową z rozdrażnieniem, aż w końcu znalazł to, co mogło zainteresować Konrada. Wyciągnął zlecenie z pliku i ostrożnie spiął pozostałe kartki.

— Biorę Wisielca — powiedział, oddając jej dokumenty i wybrane zlecenie, by wprowadziła je do komputera.

— Może po tym wypadku z Biesem wzięlibyście jakieś łagodne gusła? — zaproponowała ostrożnie, ale nie kontynuowała tematu, widząc jego twarde spojrzenie. — Kiedy wyruszacie?

— Dzisiaj. Ja i Konrad — odparł, podrygując nerwowo nogą.

— Co ci się tak spieszy? — burknęła, wprowadzając dane do systemu. 

Wiedział, że nie ma powodu być na nią zły, każdy może się zakochać i nie ma w tym nic złego, przecież najlepiej to rozumiał, ale gdzieś podświadomie nie mógł jej wybaczyć, że nie wybrała Konrada; najwspanialszego, najbardziej wybaczającego człowieka z ogromnym poczuciem humoru.

Nie odpowiedział na zaczepne pytanie, tylko kręcąc niecierpliwie młynki kciukami, czekał, aż wpisze wszystkie potrzebne dane i odda mu kartkę. Gdy wreszcie skończyła, zerwał się z krzesła i bez pożegnania wyszedł na korytarz.

Aleksy: Gdzie jesteś?

Konrad: Użalam się nad sobą.

Aleksy: A gdzie?

Konrad: W zbrojowni.

Przecisnął się obok studentów z piątego roku, który stłoczeni przed drzwiami sali wykładowej, czekali na egzamin. Dwie dziewczyny trzymały w dłoniach notatki i ostrzeliwały się pytaniami. Z tych kilku odpowiedzi, które Aleksy usłyszał, wnioskował, że są świetnie przygotowane. Ich zacięte miny tylko to potwierdzały. 

Wilczyńskiego znalazł, siedzącego na wysokim krześle przed dwoma metalowymi stołami. W skupieniu sprawdzał ostrza noży myśliwskich, których używano na misjach. Posrebrzana broń była skomplikowana w ostrzeniu, bo zwykle wymagała później nałożenia dodatkowej warstwy srebra. Stąd utarło się, że Akademia kupowała wyposażenie. Guślarze i łowcy brali to, czego potrzebowali ze zbrojowni, a potem odnosili z powrotem, gdy broń wymagała odświeżenia. Raz w tygodniu przez godzinę, każdy rocznik siadał przy stołach, ostrzył noże, polerował broń i pokrywał wszystko srebrem. Po wszystkim broń przechodziła przez inspekcję jednego z profesorów albo łowcy, który przebywał w tym czasie w Akademii i nie jechał jeszcze na zlecenie.

— Świetnie, że jesteś. Zbieraj broń i idziemy. Mamy Wisielca do złapania w Bieszczadach — odezwał się Aleksy, stając obok Konrada. Oparł się pośladkami o blat i wyciągnął telefon, zerkając na przyjaciela kątem oka.

— Wisielca? — zapytał zdumiony, a po chwili jego twarz ozdobił szeroki uśmiech. Podniósł się i zaczął pospiesznie przekładać broń, najwyraźniej szukając odpowiedniej. — We dwóch?

— We dwóch — potwierdził Aleksy, otwierając chat z Gabrielem. 

Wystukał krótką wiadomość. Wydawało mu się, że Olszewski nie miałby pretensji, gdyby wyjechał bez słowa na zlecenie, ale informowanie go o tym sprawiło mu niewysłowioną przyjemność. Miło było mieć z kimś plany i mieć kogoś, kogo mógł o tych planach poinformować.

Poza tym kolejne zniknięcie bez słowa nie mogło wpłynąć dobrze na żaden związek. Nawet on to wiedział.

Aleksy: Jadę z Konradem zapolować na Wisielca.

Gabriel: Przyda mu się... Kiedy?

Aleksy: Teraz.

Gabriel: Co? Jestem w trakcie pięciogodzinnego egzaminu. Nie mogę wyjść.

Aleksy: Myślę, że Konrad musi wyjechać dzisiaj, a jeżeli będę czekał, aż skończysz, to będziemy jechać nocą. Dzień straty, bez sensu.

Gabriel: Jesteś zbyt pryncypialny.

Aleksy: Gniewasz się?

Gabriel: Nie. Po prostu już tęsknie i nie podoba mi się perspektywa spania w pustym łóżku.

Aleksy: Szybko się przyzwyczaiłeś.

Gabriel: Pierwszego dnia.

Aleksy: To dobrze, bo ja też. Poza tym Konrad pochrapuje.

Gabriel: Tak, możesz wziąć auto.

Aleksy: Za dobrze mnie znasz.

Wcisnął aparat do kieszeni i zamrugał defensywnie, widząc wbite w niego spojrzenie Wilczyńskiego. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu odwrócił głowę. Miał wrażenie, że przyjaciel prześwietla go na wylot, zagląda do jego głowy. Widzi dokładnie wszystkie jego najbardziej skrywane tajemnice i odczytuje myśli, nieprzeznaczone dla nikogo.

— Gabriel pożyczył nam auto — wydukał w końcu Aleksy, zgarniając ze stołu byle jaki nóż i łańcuch ze srebra. Nieograniczone zasoby broni z Akademii i auto Gabrysia były olbrzymim luksusem, z którego korzystał chętniej, niż byłby skłonny się do tego przyznać.

— Oczywiście, że pożyczył. On by dla ciebie duszę diabłu zaprzedał — mruknął Konrad, przesuwając broń, tak by zrobić sobie miejsce na wybrane przez siebie ostrza. 

Aleksy wywrócił oczami. Odczekawszy, aż Wilczyński przygotuje dla nich skórzane pasy na broń, obracał bezmyślnie nóż w dłoniach. 

Pasy do broni były bardzo poręcznym, wygodnym narzędziem pracy, ale rzadko przez nich używane, bo za bardzo ściągały wzrok osób postronnych. Skórzana taśma mocno obejmowały biodra, paskiem łącząc się z pasami na udzie i pod kolanem. Można było do nich przyczepić niemal każdą broń z każdej strony, więc bardzo łatwo było ją wyciągnąć w czasie ataku. Z drugiej strony podczas poszukiwań mieli wolne ręce. Tylko że nosząc w ten sposób broń w ciemnej ulicy albo w lesie za bardzo przypominali Van Helsinga. 

Podobno kiedyś jeden z grzybiarzy, który spotkał tak ubranego łowcę w skórzanej kurtce, dostał zawału. W środku parku narodowego. Aleksy czytał ten raport jako jeden z przykładów nieprzewidzianych ofiar podczas zlecenia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro