Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Ja wiem, że ty jesteś jak kot i chadzasz własnymi ścieżkami! Gabryś też to wie, ale mogłeś się chociaż pożegnać, jak cywilizowany człowiek! Zwłaszcza w obecnej sytuacji – warknął Konrad, patrząc na niego znad skoroszytu z dokumentami.

 Leżał rozciągnięty na swoim łóżku, a z jego oczu ciskały gromy, gdy Aleksy półżywy wszedł do pokoju. Nie miał siły i ochoty w ogóle z nim rozmawiać: był fizycznie i psychicznie wrakiem. Nie zostało z niego nic. Odarty ze swojego pancerza, był podatny na każde zranienie, najdrobniejszą myśl, czy choćby jedno słowo wypowiedziane pod jego adresem.

– Nie dałem rady – odpowiedział na tyle spokojnie, na ile był w stanie, ściągając z siebie przepoconą koszulę, a potem bandaż.

– Biegałeś pół dnia! Czy pożegnanie to taki straszny wyczyn?!

– Tak. Poza tym miałem przemożną ochotę wybić temu Niemcowi zęby – odpowiedział szorstko.

Zebrał się w sobie, żeby wytrzymać, żeby znowu nie zwinąć się w kłębek i nie wyć ze strachu i gromadzonego całe życie bólu. Zbierał opatrunki i ciskał je do kosza, robiąc to z dużo większą dokładnością, niż na to zasługiwały. Konrad odłożył papiery i usiadł na łóżku, patrząc na niego badawczo.

– Jesteś zazdrosny – stwierdził cicho, ale jego głos zdradzał dreszcz ekscytacji.

– Nie, po prostu grają mi na nerwach takie koguciki. 

– Bzdura, ty jesteś obrzydliwie zazdrosny! – zaprzeczył z zachwytem Konrad tym razem już dużo głośniej. Aleksy wywrócił oczami i pochylił się, by wyciągnąć świeże ubrania ze sterty swoich rzeczy. Z rozdrażnieniem zauważył, że tylko jego połowa pokoju jest taka chaotyczna. – Nic się nie przejmuj, ja znam całą historię ich relacji. To Gabryś go rzucił, kompletnie nic do niego nie czuje. Nie mógł o tobie zapomnieć, a że go lubi, to powiedział mu, że nie chce go skrzywdzić. W sumie dowalił mu najgorszym możliwym tekstem, bo zapytał, czy mogą zostać przyjaciółmi.

– Nie musiałem i nie chciałem tego wiedzieć – jęknął Aleksy, celując w niego palcem. – Po ostatniej rozmowie tutaj, w tym pokoju, obiecałeś mi, że jeżeli będę z tobą szczery, to przestaniesz mówić o mnie i Gabrielu. Byłem szczery, a ty dalej gadasz!

– Mówiłem o Gabrielu i Marc'u i o tym, że kompletnie między nimi nic nie ma, a nie o was – zauważył obronnym tonem Konrad, ale jego szeroki uśmiech sugerował, że jest zachwycony obrotem sprawy. Aleksy chwycił swoją zapoconą koszulkę i cisnął nią w przyjaciela.

– Oh, zamknij się.

– Obrzydliwe! Co za smród! – jęknął Konrad, gdy Aleksy bez chociażby cienia skruchy zamykał za sobą drzwi do łazienki. Wziął długi prysznic w nadziei, że zmyje z siebie część bólu i żalu, ale gdy przebrany w stare dresy wyszedł z łazienki, czuł się tak samo podle jak wcześniej. Rzucił się na łóżko i bardzo długo wpatrywał w sufit. Walczył ze sobą. Kręcił się, wzdychał i próbował czytać. Choć wybijała północ, nie miał ochoty spać, a Konrad pochylony nad raportem ze spotkania z Wąpierzem, całkiem zapomniał o otaczającym go świecie. W końcu Aleksy się poddał i wziął z szafki telefon, po czym wystukał wiadomość do Gabriela.

Aleksy: Przepraszam, że się nie pożegnałem. Wszystko dobrze? 

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

Gabriel: Nic się nie stało. U nas wszystko dobrze, dojechaliśmy na miejsce. Zostawiłem Konradowi maść dla ciebie, smaruj nią żebra dwa razy dziennie. Szybciej ci wtedy zejdzie opuchlizna. 

Aleksy stłumił w piersi westchnienie i wystukał kolejny tekst.

Aleksy: Dzięki. Co z tym Ognistym Koniem?

Aleksy nawet nie opuścił telefonu, mając nadzieję, że Gabriel od razu odpowie. I tak się stało.

Gabriel: Dzisiaj nic nie widzieliśmy, ale jutro pojedziemy dalej wzdłuż autostrady i zobaczymy czy uda nam się coś znaleźć. Daliśmy sobie spokój, zwłaszcza, że cudem udało nam się znaleźć wolne pokoje.

Aleksy zagryzł wargę, odkładając telefon na pierś. Starał się nie myśleć o tym, że Gabriel pewnie teraz śpi w jednym pokoju z Marc'em. Wysokim, pewny siebie i radosnym facetem, który może dodać Olszewskiemu skrzydeł, bo nie boi się tego, kim jest. Z mocno bijącym sercem, wpatrywał się w ścianę tak długo, aż Konrad poszedł spać, a za oknem wzeszło słońce. 

Przetarł opuchnięte z braku snu oczy i przysiągł sobie, że dojdzie ze sobą do ładu, ale najpierw złamie temu Niemcowi nos. Dla własnego spokoju ducha i satysfakcji.

※  ※  ※

Mijające dni Aleksy spędził przede wszystkim na oczyszczającym wysiłku fizycznym, śnie, jedzeniu za dwóch i samotnych wędrówkach po puszczy Kampinoskiej. Tylko po tak intensywnym dniu był w stanie zasnąć. Nie rozmawiał z Konradem ani Lidką, nie wysyłał też wiadomość do Gabriela. Próbował w całkowitym odosobnieniu przetrawić to wszystko, co powiedział mu Konrad i co sam czuł. 

Był gejem. Kochał mężczyznę. Taka była prawda, z którą już dawno powinien był się pogodzić. Obdarzył uczuciami cudownego, ciepłego człowieka, który zasługiwał na wzajemność. Aleksy też zasługiwał na szczęście. W imię czego do tej pory sobie tego odmawiał? Co mu to dało? 

Biegał po lesie, powtarzając sobie, że zasługuje na miłość, przyjaźń i szczęście. Dlaczego pozwolił, by nieuzasadniona agresja mu to odebrała? 

Podświadomie uciekał od ojca. W ciągu ostatnich dwóch lat znajdował cały szereg wymówek, żeby nie wrócić do domu; a nawet ograniczyć sam kontakt do niezbędnego minimum. Oddalił się od niego, odseparował od tej ślepej furii i odpoczął. Był samotny i nieszczęśliwy, ale te długie miesiące dały mu czas, żeby z jego ciała i serca zniknęły słowa nienawiści, które latami sączył w niego niczym jad, więc gdy teraz pojawił się w Akademii, w to puste miejsce po nich Gabriel z łatwością wlał swoją miłość, a Konrad tę drogocenną przyjaźń.

Aleksy zatrzymał się pod bramą do Akademii i wsparłszy się na biodrach, wziął głęboki wdech. Promienie słońca tańczyły na jego twarz, a subtelne podmuchy lekkiego wiatru smagały skórę. Ciężkie kajdany doświadczeń, które pętały jego nogi, ręce, szyję i duszę powoli opadały: niemal słyszał ich grzechotanie, gdy z każdym przebiegniętym kilometrem w puszczy opadały na miękką ściółkę. Czuł się najlepiej, od kiedy sięgał pamięcią, był gotowy wziąć to, co otaczający go ludzie chcieli mu podarować. Przede wszystkim był gotowy przestać odpychać od siebie Konrada. Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie będzie ignorował jego telefonów, że nie będzie go zbywał. 

Z tym przekonaniem wszedł do pokoju, gotowy, by powiedzieć o tym przyjacielowi, ale go nie zastał. Westchnął rozczarowany, ale po chwili namysłu pospiesznie się umył i przebrał, po czym lawirując między roześmiany studentami, skierował się do dziekanatu. 

Akademia była miejscem z wyjątkową atmosferą. Pamiętał, jakie wywarła na nim wrażenie, gdy w wieku szesnastu lat po raz pierwszy postawił tu nogę. Społeczność. Zgrana niczym jeden wielki organizm grupa ludzi, których łączyła tajemnica i Świat Cieni pełen niebezpieczeństw. Pojawiały się między nimi różne animozje i były większe lub mniejsze sympatie, ale od kiedy się tutaj pojawiali, nauczyciele kładli im do głowy, że przede wszystkim są partnerami. Wszyscy. Nikt inny nie zrozumie ich walki z demonami i przenikającego zimna, gdy stykają się z duchami. Mogli się nie lubić, nienawidzić wręcz, ale musieli się chronić. To nieustannie im powtarzano.

Aleksy przeszedł przez galerię i zagłębił się w korytarz, gdy dostrzegł zbitych w grupkę studentów. Zmarszczył brwi i podszedł bliżej. Młodziutki chłopak stał naprzeciwko ducha. Ludzie dookoła niego kręcili głowami, a nieszczęsny student blady jak ściana coraz bardziej się kulił. Aleksy widział tę postawę nie raz; przytłoczenie, przerażenie i wrażenie niemożności podjęcia własnej decyzji. Ten dzieciak był po prostu zrezygnowany. 

– Co się tutaj dzieje? – zapytał Aleksy, ostrym głosem, patrząc jak młody guślarz, ujmuje wyciągniętą dłoń ducha. Większość z zebranych musiała być na pierwszym roku, a pozostali niewiele starsi, jak nieszczęsny wybraniec do odprawienia dziadów. 

– Ten duch zgwałcił i zamordował za życia dwie osoby, ale nie chce się odczepić od Maksa od rana, więc odprawia gusła... – wyjaśniła pewnym siebie głosem dziewczyna. Trzymała ręce skrzyżowane na piersi i patrzyła na ducha z nieukrywaną nienawiścią.

– Stój! Każ mu się wynosić – rzucił oschle Aleksy, robiąc kilka kroków wprzód. Dobrze pamiętał te gusła w Akademii. To właśnie tu się wprawiał w odprawianiu dziadów, tutaj zrozumiał, że to jest droga, którą chce podążać. Zabijanie demonów go nie interesuje. Chce pomagać zagubionym duszom odnaleźć spokój. 

Tylko nie takim jak ten sadysta przed nimi.

– Próbował, ale... Nie daje rady – wyjaśniła dziewczyna. 

Aleksy podszedł zdecydowanym krokiem. Nim ktokolwiek z nich zdążył zareagować, wykorzystał moment, że duch przywołał fizyczną powłokę i złapał go za nadgarstek.

– Wynoś się. Tutaj nie dostaniesz ukojenia! – Nie spuszczał wzroku z krzywiącego się w mieszaninie wściekłości i rozpaczy dziada. Głos miał mocny i zdecydowany. 

Odmówienie duchowi wymagało więcej siły niż pomoc w łagodnym odejściu z tego świata. To była praktyka zdobywana przez lata. Trzeba było kilka razy się sparzyć, żeby w końcu zrozumieć, jak to działa. A przede wszystkim wyrobić w sobie hart ducha, żelazną wolę i pewność co do swoich racji. Jeszcze więcej siły wymagało odesłanie ducha wbrew jego woli, ale wielu guślarzy nabywało tej umiejętności pod koniec swojej edukacji albo nawet później. 

Często później rezygnowali z pracy. 

– Odrobiłem swoją pokutę! – zawył duch, patrząc na niego z nienawiścią. 

– Nie odpuszczam ci! Idź i pokutuj za grzechy, których się dopuściłeś! – warknął Aleksy, zaciskając palce na jego nadgarstku. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż duch puścił chłopca, zamigotał i zniknął, zawodząc żałośnie. 

Przy odmawianiu spokoju takim dziadom zawsze istniało ryzyko, że będą krzywdzić innych ludzi. To było ryzyko wkalkulowane w ich zawód. Odpowiedzialność i sumienie. Musieli sobie je wyrobić albo mieć ku temu naturalne predyspozycje. Słabi guślarze nie dostawali pozwolenia na pracę w terenie po ukończeniu Akademii. Młodzi guślarze musieli sobie odpowiedzieć na dwa pytania; czy wina dziada jest większa, czy mniejsza od szkód, które mogą potencjalnie wyrządzić, dalej tułając się po świecie; jaki jest stan psychiczny ducha? Czy jest skupiony na swojej pokucie, czy swoją egzystencję poświęci na sianiu zniszczenia i bólu wśród żywych ludzi?

Nie wszystkie duchy miały świadomość tego, że mają wybór. Bywało, że te, które za życia dopuściły się strasznych czynów, po swojej śmierci tylko wałęsały się po świecie, płacząc i jęcząc. Istniały podejrzenia, że jest to związane z inteligencją człowieka, zanim zmarł. 

To, co dla Aleksego było najtrudniejsze to odesłanie ducha, który na to nie zasługiwał. Popełnił tak przerażające zbrodnie, że powinien spędzić dekady, cierpiąc w samotności, ale trzeba było odprawić na nim gusła, bo był niebezpieczny dla żywych. Aleksy później zawsze miał ogromnego kaca moralnego.

– Jesteś za słaby – powiedział, obracając się do chłopaka. Maks stał ze zwieszonymi ramionami, patrząc na niego spode łba. – Ty decydujesz, zrozum to – dodał i obróciwszy się, ruszył w stronę klatki schodowej, prowadzącej na trzecie piętro. Choć słyszał szepty za plecami, nie obrócił się ani razu.

Tak jak podejrzewał, Konrad siedział za plecami Lidki, rozparty na krześle. Wystukiwał wściekle wiadomości, nie zwracając na nikogo uwagi.

– Cześć – zaczął Aleksy, obrzucając Lidkę zaintrygowanym spojrzeniem. Od kiedy był tu ostatnio, przybyło dokumentów i segregatorów, a w kącie pomieszczenia ustawiono dodatkowe biurko. Podejrzewał, że tam siadał Gabriel albo profesor Jadłowski, gdy jej pomagali.

– Jesteś! – sapnął Konrad, podnosząc się raptownie z krzesła. – Od trzech godzin próbuję się z tobą skontaktować!

– Przecież wiesz, że nie biorę ze sobą telefonu kiedy biegam – mrukną Aleksy, sięgając po wodę dla gości. 

Nalał sobie do szklanki i wypił ją jednym haustem. W ostatnich dniach w ogóle nie dotykał telefonu. Chciał pobyć sam ze sobą: żeby pozbierać swoją duszę ze strzępków i zbudować wokół siebie nowy, solidniejszy mur, potrzebował czasu i samotności.

– Musimy odłożyć naszą zemstę na tym kundlu – odparł szybko Konrad, wyraźnie się krzywiąc. Aleksy też chciał mieć już za sobą eliminacje Biesa. Ogromny, diabelnie niebezpieczny demon, który zabrał im przyjaciela w tak młodym wieku. Nikt z nich nie chciał pozwolić mu nadal chodzić po ziemi. – W podwarszawskiej Zielonce na placu rozbiórki duch zamordował jednego z pracowników budowy, zajmujących się elektryką.

— Skąd wiadomo, że to duch, a nie wadliwa instalacja?

— Został zmiażdżony drzwiami — odpowiedziała Lidka, podnosząc głowę znad monitora. Aleksy dopiero teraz zauważył, że jest blada jak ściana. — Dosłownie krew i wnętrzności wypłynęły spod drzwi, ale nie mogą się do niego dostać. Duch zablokował drzwi i okna. Każdego, kto w ogóle próbuje wejść do środka, obrzuca ciężkimi przedmiotami. Kilka osób zostało rannych.

— No to chyba twoja działka, co? — zapytał Konrad, bezwiednie poprawiając stos dokumentów na jej biurku. Obdarzyła go słabym uśmiechem.

— Wiem, że rektor Godlewski obiecał wam, że teraz będziecie mogli zapolować na Biesa, że dostaniecie tyle czasu, ile potrzebujecie, żeby go zabić, ale ten duch... Nie mam innych guślarzy w Akademii, a Nika i Marc nadal nie wrócili...

— Idziemy, idziemy. Twoja prośba jest dla mnie rozkazem — powiedział szybko Konrad, czyniąc przed nią przesadnie dworski ukłon. Uśmiechnęła się szerzej i zerwawszy się z miejsca, uściskała go. Potem chciała objąć Aleksego, ale cofnął się o krok, wskazując wymownie na mokrą koszulkę.

— Jesteście najlepsi... Gabryś zostawił dla was swoje auto — powiedziała szybko i wróciwszy do biurka, wyciągnęła z szuflady kluczki. — Uważajcie na siebie, bo ten duch... Myślę, że z nim też jest coś nie tak...

— Jak ze wszystkim ostatnio — odpowiedział enigmatycznie Aleksy, chwytając pilota od BMW. Obrócił się i wraz z Konradem opuścili dziekanat. Tym razem nie mieli co liczyć na pożegnanie. Gabriela nie było, a Lidka tonęła po uszy w robocie. Aleksy uśmiechnął się do siebie i spojrzał kątem oka na przyjaciela. — Widzę, że przeszedłeś do ataku? Pełen podryw?

— Za to tobie idzie do dupy. Nie odzywasz się do Gabrysia, więc mnie wypytuje o twoje samopoczucie i w sumie nie do końca wiem, co mu powiedzieć, poza tym, że biegasz po lesie jak popieprzony.

— Możesz powiedzieć, że mi lepiej — odpowiedział cicho Aleksy, starając się przywołać na twarzy uśmiech, który nie byłby grymasem. 

Nim Wilczyński zdążył zapytać, przyspieszył i pierwszy wszedł do pokoju. Spakowali najpotrzebniejsze rzeczy, po czym bez powiadomienia kogokolwiek wsiedli do auta. Wyjechali spod uczelni wąską dróżką, by po kilkunastu minutach wyjechać do miasta. Nie mieli wiele czasu do zmierzchu, a Aleksy chciał spróbować wejść do środka jeszcze dzisiaj.

Odblokował telefon i szybko otworzył skrzynkę z wiadomościami. Gabriel z właściwym sobie taktem nie naciskał. Wysłał zaledwie dwie wiadomości, a potem zwyczajnie dał mu przestrzeń, której potrzebował.

Gabriel: Hej, jak się miewasz? Jak żebra? Znaleźliśmy go, to był faktycznie ognisty koń. Jest naprawdę piękny.

Gabriel: Co słychać? Rana nadal cię boli? Lek powinien ci starczyć jeszcze na jakieś trzy, góra cztery dni, więc może poproszę profesor Malinowską, żeby ci uwarzyła nowy?

Aleksy oparł się barkiem o szybę, czytając teksty raz za razem. Przez ostatnie dwa lata niemal nie reagował na kontakt ze strony ojca i przyjaciół. Sporadycznie informował o nawale pracy, ale przeważnie był sam ze sobą. Gdy już musiał, najczęściej rozmawiał z Lidką, która proponowała mu zlecenia. Poza tym był całkiem sam, więc teraz potrafił docenić bliskość Konrada obok siebie i troskę Gabriela. 

Aleksy: Jest lepiej, chyba wystarczą trzy dni. Złapaliście ognistego konia?

Już miał to wysłać, gdy po chwili namysłu dodał: Przepraszam, że się nie odzywałem. Uważaj na siebie.

Ręka mu zadrżała, ale w końcu wcisnął przycisk. Wiadomość została dostarczona do Gabriela. Zablokował ekran i opuścił aparat na uda.

— Wszystko gra? — zapytał po chwili Konrad, bez cienia typowej dla niego wesołkowatości. — Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć w dziekanacie...

— Nic się nie stało — odciął pospiesznie, wzruszając ramionami. — Chyba nie chcę o tym gadać. W każdym razie jeszcze nie.

— W porządku.

— A u ciebie wszystko dobrze? — zapytał po chwili Aleksy, obracając się powoli w jego stronę.

Usta Konrada rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, gdy ze wzrokiem wbity w jezdnię wjeżdżał na Wisłostradę.

— Tak, teraz już dobrze — odpowiedział po chwili i płynnie przerzucił bieg. Po raz pierwszy, od kiedy wrócił do Akademii on i Konrad po prostu siedzieli i cieszyli się sobą, jakby dopiero teraz odnaleźli wspólny język. Telefon Aleksego zawibrował. Podniósł go i uśmiechnął się lekko.

Gabriel: Cieszę się, że już lepiej. Nie przeciążaj tego żebra, dobrze? Potrzebny jest czas. Ognistego konia znaleźliśmy, ale Marc pozwala Luisowi się wprawiać, więc trochę nam to zajmie. Nauka w terenie jest najlepsza. Będę na siebie uważał. Ty też.

Aleksy odłożył telefon i z szerokim uśmiechem wbił wzrok za okno. Nadal nie był pogodzony ze sobą, nadal czuł pewien opór, ale pozwalał powoli miłości rozświetlać mrok. 

Gabrielowi szło to naprawdę dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro