Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budzik rozbrzmiał o świcie i obaj bez słowa utyskiwań podnieśli się z łóżek. Nadal byli obolali, ale większość szram na ich ciałach zbladła i przybrała różowawy kolor.

— Chodźmy na śniadanie — odezwał się ponurym głosem Konrad. Aleksy skinął głową, zatopiony w swoich rozmyślaniach. Zeszli do jadalni, gdzie jako jedyni goście o tak wczesnej porze skorzystali z suto zastawionego szwedzkiego stołu i w pośpiechu wypili kawę. 

Komendant był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu: odgrodził cały teren i pouczył podkomendnych, więc gdy Aleksy i Konrad zjawili się na miejscu, natychmiast zabrano ich na komisariat. Tam czekała na nich kawa, poczęstunek i Wójcik z całym pakietem dokumentów posegregowanym na kilka stosów.

— Ślęczał pan nad tym całą noc — odezwał się Konrad bez powitania. Mężczyzna spojrzał na niego ponuro i chwycił kubek z małą czarną. Zapewne już kolejną tego poranka.

— To moja część roboty. Nie pomogę wam w środku — odpowiedział krótko i gdy zajęli miejsca naprzeciwko niego przy dużym, szarym stole, ostrożnie przesunął w ich stronę dwa naręcza dokumentów. Jeden bardzo cienki, a drugi dość pokaźny.

— Ofiary śmiertelne — wskazał palcem pierwszy stosik. — Brutalne pobicia, napaści, próby gwałtu. — Postukał piętrzące się obok kartki. — Zakres poszukiwań to trzy kilometry od tego przeklętego domu, bo w samym domu nie znalazłem kompletnie nic. Ostatnimi mieszkańcami była Helena i Tomasz Abramscy. Najpierw zmarł mąż, a potem żona. W niedługim odstępie czasu. Oboje ze starości i w szpitalu. Działka należy do prawnuków mieszkających w Gdańsku.

— Świetna robota — powiedział natychmiast Aleksy i razem z Konradem od razu sięgnęli po informacje o morderstwach. Młody mundurowy podstawił przed nimi ciastka i kubki z kawą. — Coś się wydarzyło w nocy?

— Podobno był straszny huk, jakby rzucał czymś o ściany.

— Rzucała. To kobieta — poprawił go Konrad, pochylony nad dokumentami. Przerzucił kilka stron raportu policyjnego i odłożył akta na bok. Podobnie Aleksy. Jedną z ofiar był bezdomny zabity przez kolegów z ulicy, a drugi to młody chłopak, który nie chciał oddać złodziejowi telefonu i został tak nieszczęśliwie uderzony w głowę, że łupnął potylicą o krawężnik.

— A to ma znaczenia? — zapytał bez cienia pogardy komendant, odsyłając gestem oficerów.

— Ogromne — wyjaśnił Konrad, gdy zostali sami. Sięgnęli po kolejne papiery ze stosu dokumentów, w których zarejestrowano przypadki z ciężkimi pobicia. — Najprostszą i najbezpieczniejszą metodą odesłania ducha z tego świata to zrozumienie powodu, dla którego nadal tu jest. Zjawy, które zostają na tym świecie, mają jakieś niezałatwione sprawy z żyjącymi. My, guślarze, pomagamy im doprowadzić je do końca, a potem one zwykle chętnie odchodzą. W gruncie rzeczy egzystencja ducha tutaj jest bardzo nieszczęśliwa, przepełniona samotnością. Tylko guślarze i wiedźmy mogą ich widzieć, więc są raczej skazani na samotną tułaczkę.

— A jeżeli ona nie będzie chciała odejść? — ciągnął komendant, sprzątając dokumenty, które odkładali.

— Zmusimy ją, ale to nigdy nie jest łatwe — westchnął Konrad, pochylając się nad kolejnym drukiem.

— I nie jest w porządku wobec ducha — dodał Aleksy, patrząc na mężczyznę kątem oka. — Niech pan sobie wyobrazi, że ginie pan nagle i żona nie wie o pieniądzach, które pan odkładał dla was przez całe życie. Pieniądze, które mogłyby jej zapewnić spokojne i szczęśliwe życie po kres jej dni. Niech pan sobie wyobrazi tę niemoc, gdy nagle jakiś guślarz przychodzi i bez pytania po prostu pana odsyła.

— Skurwysyństwo — przyznał komendant, kiwając ze zrozumieniem głową.

— Więc zanim ją zmusimy do odejścia, chcielibyśmy wiedzieć, dlaczego tutaj jest i czy możemy jej pomóc, a wtedy...

— Mam! — krzyknął nagle Konrad, podtykając Aleksemu dokumenty, który rzucił trzymaną teczkę i chwycił podsunięte mu akta.

Sprawa dotyczyła Teresy Śliwickiej, wiek 23 lata, która pewnego listopadowego wieczora pięć lat temu wracała z pracy w Warszawie do domu. Tego dnia do niego nie dotarła. Ulicę od nawiedzonego domu zaczepiła ją grupa mężczyzn. Została wielokrotnie brutalnie zgwałcona, w tym również odbyła się penetracja przedmiotami. Znaleziono ją ledwo żywą w krzakach, a potem zawieziono do szpitala w Wołominie. Lekarzom udało się uratować jej życie.

Ze zdjęcia patrzyła na nich dziewczyna, która poprzedniego dnia próbowała zepchnąć ich ze schodów i obiecała śmierć w męczarniach. Sfotografowano ją prawdopodobnie zaraz po przewiezieniu do szpitala. Aleksy widział metalowy fragment łóżka i plastikową kotarę za jej plecami.

— Co się z nią dalej stało? — zapytał Aleksy, podając teczkę komendantowi. Ten chwycił ją bez słowa i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

— Nie ma siły, żebyśmy pomogli jej znaleźć tych facetów, a nawet jeśli... Ona nie oczekuje przeprosiny, ona chce się na gnojach zemścić. Swoją drogą, ja też — burknął Konrad, krzyżując ręce na piersi. 

Aleksy pociągnął solidny łyk czarnej kawy, patrząc bez słowa na ścianę przed sobą. Konrad miał rację. Będą musieli ją odesłać wbrew jej woli. Czuł się z tym paskudnie, że będzie odchodziła z tego świata tak skrzywdzona i nieszczęśliwa, nie zaznawszy spokoju. Przede wszystkim jednak Aleksy musiał zdusić w zarodku cień strachu, który w nim zakiełkował. Odprawianie guseł wbrew woli dziada było nie tylko złe moralnie, ale też bardzo niebezpieczne dla guślarza. Akta w Akademii są pełne opisów spraw, w których duch, zabrał guślarza ze sobą na drugą stronę. Widząc zaciśnięte w wąską kreskę usta Wilczyńskiego, podejrzewał, że on myśli o tym samym.

Podniósł się z krzesła, a gdy Konrad poszedł przedyskutować kilka spraw z komendantem, Aleksy stanął przy oknie i wyciągnął telefon. Na szczęście duch zniszczył tylko szybkę i nadal mógł go używać. Stuknął w komunikator i wybrał czat z Gabrielem. Wiedział, że wczoraj fatalnie zakończył połączenie, ale nie zamierzał iść na walkę z duchem bez napisania mu czegokolwiek. Szczególnie z takim duchem i po tym, jak zaczął wreszcie sam dochodzić ze sobą do ładu. Powoli pozwalał sobie na dopuszczenie do swojego serca promyków dobra.

Aleksy: Jak tam koń?

Gabriel: Upolowany. Jak duch?

Aleksy: Wkurwiony. Wracasz do Akademii?

Gabriel: Pracujemy nad tym. A wy, co zrobicie? Jechać do was?

Aleksy: Nie jesteśmy aż tak poobijani.

Gabriel: Mało śmieszne.

Aleksy postukał palcem w parapet, bijąc się z myślami. Rozbolał go brzuch i serce mocno uderzało o żebra, wybijając wojenną melodię w duszy Aleksego. Sam nie wiedział, po co tak naprawdę w ogóle rozpoczął tę rozmowę. Czy chciał dać sobie jakiś cel, zanim wejdzie do domu i stawi czoła Teresie? Powód, żeby żyć dalej? Myślenie wielce do niego nieprawdopodobne, ale nie pamiętał, by kiedykolwiek mierzył się z tak rozwścieczonym duchem. Tak żądnym zrobienia mu fizycznej krzywdy.

Aleksy: Jak wrócimy, pójdziemy razem na kawę?

Gabriel: Chętnie.

Aleksy zawahał się. Napisał w polu tekstowym "Na randkę?", ale nie był pewien, czy powinien to wysłać. Czy był gotowy tak szybko rzucić się na głęboką wodę? Z drugiej strony dwa lata to wystarczająco długi czas na przemyślenia i stawianie małych kroczków.

— Hej, Romeo! — krzyknął Konrad i Aleksy skasował wiadomość, po czym wcisnął telefon do kieszeni. Podszedł szybkim krokiem do przyjaciela, a ten podetknął mu pod nos wydruk z komputera. — Dziewczyna nie żyje. Rodzice znaleźli ją martwą w rodzinnym domu, w jej pokoju, trzy dni po wyjściu ze szpitala. Nie potraktowano tego, jak morderstwo, tylko samobójstwo, chociaż za przyczynę zgonu podano zatrzymanie akcji serca. Sprawców gwałtu nigdy nie zidentyfikowano.

— Zatrzymało jej się serce, bo banda chorych psycholi ją zgwałciła — wydusił Aleksy i zgniótł kartkę w dłoni. — Nie mamy wybory, nie znajdziemy ich. Nie moglibyśmy też pozwolić jej ich zabić, a sądząc po tym, w jakim jest stanie, to wtrącenie napastników do więzienia i tak by jej nie usatysfakcjonowało.

— Mam to samo zdanie. Idziemy na dywersję.

Aleksy spojrzał na niego krzywo, ale nic nie powiedział. Widział po jego ponurej twarzy, że gdyby to zależało tylko od nich, to znaleźliby skurwysynów i pozwolili jej rozerwać ich na strzępy.

Razem z komendantem, który odmówił udania się na odpoczynek, wrócili do opuszczonego domu. Wysiedli z radiowozu i do ich uszu dobiegły odgłosy głuchych uderzeń z wnętrza domu.

— Znowu zaczął. Chyba go strasznie rozwścieczyliście — mruknął jeden z młodych mundurowych, patrząc na nich kątem oka. 

Aleksemu zaświtała w głowie myśl, by poprosić o pomoc stojącą obok młodą policjantkę, ale w końcu nawet nie powiedział tego na głos. Teresa nienawidziła mężczyzn i obecność kobiety byłaby niewątpliwie pomocna, ale nie mogli ryzykować życia kogoś spoza ich kręgu. No i podejrzewał, że policjantka też nie byłaby zachwycona jego pomysłem.

Ubrani w kurtki, by chociaż odrobinę osłonić ciała od otarć i innych potencjalnych urazów i uzbrojeni tylko w swoje zdolności, weszli do środka innym oknem, niż poprzedniego dnia. Tym razem nie dała im nawet czasu do rozeznania się w sytuacji. Aleksy ześlizgnął się z parapetu i postawił stopę w pokoju dziennym, a chwilę później pofrunęło ku nim krzesło i kilka desek. Obaj rzucili się na ziemię, a potem bezskutecznie próbowali się zbliżyć do Teresy. Aleksy cudem umknął przed ogromną, mahoniową szafą, którą na niego pchnęła. To był dla nich znak. Wyskoczyli z domu i przygarbieni, uciekli pod siatkę.

— Idzie nam do dupy! Nawet nie pozwala nam się do siebie zbliżyć — wydusił Konrad.

Potrzebowali kontaktu fizycznego z nią. Gusła można było odprawić tylko wtedy, gdy dotknęło się dziada. W ten sposób znajdowały ukojenie i drogę na tamtą stronę. Młodym duchom, które nie umiały przybrać materialnej formy, wystarczyło pomóc: nauczyć je. Każdy guślarz znał teorię i umiał przeprowadzić przez nią ducha. Problemem były zjawy, które nie chciał odejść. Kontakt fizyczny z nimi mógł skutkować poważny zadrapaniem, pogryzieniem lub innym, cięższym obrażenie. Im były silniejsze, tym więcej energii wysysały z guślarza, który je odsyłał. W ten sposób odprawiając dziady, guślarz mógł umrzeć razem z duchem.

— Jutro. Wrócimy tu jutro. Ledwo trzymamy się na nogach — odparł Aleksy i dowlókł się do furtki, a zanim Konrad. 

Agresywna walka i ucieczki wewnątrz domu całkiem pozbawiły obu energii. Żaden z nich nie był w nastroju do rozmowy. W całkowitym milczeniu wrócili do hotelu, gdzie Konrad zaszył się w pokoju, a Aleksy przeszedł ścieżką usypaną z drobnych kamyków na drugą stronę kompleksu. Tam w zaciszu rozłożystego dębu znalazł opustoszałą altankę. Usiadł na ławce i oparł skroń o drewniany filar, wodząc w zamyśleniu wzrokiem po przeciwległym brzegu stawu.

W jednej z sal inspirowanych trylogią Sienkiewicza odbywało się wesele. Młoda dziewczyna z tatuażami i roześmiany chłopak przebiegli sosnową aleją, trzymając się za ręce i śmiejąc w głos, a goście rzucali im ryż, skandując głośno. Panna młoda miała glany, a pan młody krwiście czerwoną koszulę i wzorzyste spodnie od garnituru. Aleksy obserwował ich radosną imprezę przez niemal trzy godziny, aż na mostku między altanką a salą weselną pojawiło się dwóch młodych mężczyzn. Rozmawiali o czymś z zaangażowaniem i Aleksy parsknął, gdy w końcu pochylili się ku sobie i pocałowali. Najpierw delikatnie, a potem coraz śmielej. Burza namiętności, wspierana zapewne alkoholem wystraszyła rozchichotaną grupę dziewcząt, które stały na drugim mostku nieopodal.

— Wszechświat jawnie ze mnie kpi — zachrypiał z rozbawieniem, opadając plecami na ławkę, na której spędził ostatnie godziny. Przesunął dłonią po twarzy, próbując stłumić śmiech. Parsknięcie zamarło mu w piersi i Aleksy zerwał się na równe nogi. 

Wiedział, jak odesłać Teresę.

Wpadł do pokoju, gdy Konrad pochylony nad laptopem studiował zdjęcia z raportów innych guślarzy, najpewniej szukając inspiracji.

— Jak spacer? — zapytał głucho, nie odwracając wzroku od ekranu.

— Wiem, jak odwrócić uwagę Teresy — powiedział, zamykając za sobą drzwi. 

Podszedł do przyjaciela i przyciągnąwszy sobie krzesełko, wyjaśnił mu cały swój plan ze wszystkimi szczegółami. Z twarzy Konrada zniknęło znużenie i choć przez chwilę zwątpienie zamigotało w jego oczach, to w końcu uśmiech ulgi przyozdobił jego zmęczoną twarz. Po godzinie mieli już ułożony plan, z którego Aleksy nie był w żadnym razie dumny, ale nie miał innego pomysłu, jak odprawić ją z tego świata.

Mieli zamiar wrócić do nawiedzonego domu razem z nastaniem świtu, bo jeżeli plan Aleksego nie wypali, musieli znaleźć inne rozwiązanie, a zgodnie stwierdzili, że nie mają bladego pojęcia, co robić. Konrad przewertował wiele raportów dotyczących trudnych guseł, ale poza bezpośrednim atakiem nie zastosowano żadnych innych taktyk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro