Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Aleksy! Bez jaj, chłopie... Obudź się, proszę, proszę... 

Aleksemu wydawało się, że pochyla się nad studnią, a Konrad nawołuje do niego z samego jej dna. Tylko zimno przenikało go na wskroś. Nie starczało mu sił, by złapać się krawędzi wanny zapełnionej po brzegi lodem i wyłonić na powierzchnię. Powrócić do życia. Balansował na krawędzi, a czarna wstęga odmętów ciemności ciągnęła go na swoją stronę. Śmierć wygrywała dla niego marsz żałobny. Pochłonęła go.

A potem rozpełzł się błysk i wszystko znów odzyskało ostrość: drżenie auta, chrapliwy oddech Konrada i ten smród starych koców, pod którymi leżał. Próbował wziąć wdech, ale metalowa obręcz śmierci nadal mocno zaciskała się na jego piersi. 

Nadal było mu zimno i to zimno, które opanowało każdy milimetr jego ciała, miało swoje źródło głęboko w nim. To było uczucie śmierci. Każdy guślarz był z nim w mniejszym lub większym stopniu zaznajomiony: jak z ciepłymi promieniami słońca i dotykiem deszczu spływającego po policzkach. Aleksy jeszcze nigdy nie czuł tego tak głęboko w sobie.

— Lidka? Udało ci się do niego dodzwonić? Kurwa... Jesteśmy w Warszawie, próbuję się przedrzeć przez korki... co? Nie. Dalej jest nieprzytomny. Wyślij mi kogokolwiek, bo ja nie wiem, czy Aleksy się w ogóle podniesie... Dziewczyno, on był jedną nogą w grobie! Reanimowałem go!

Auto przyhamowało i Aleksy przesunął się na tylnym siedzeniu. Odgarnął z twarzy koc i zmrużył powieki, starając się przyzwyczaić oczy do złotych promieni słońca, wślizgujących się do auta wprost na jego twarz. 

Chciało mu się pić. I wymiotować. I płakać. I spać.

— Nadal się rusza? Widzisz to na mapie? — dopytywał nerwowo Konrad. Szarpnął kierownicą i uderzył energicznie w klakson, klnąc wściekle. — A gdzie Marc? Mia? Luis?

Aleksy zmusił się do otwarcia oczu. Leżał na tylnym siedzeniu BMW, skąd widział profil Konrada. Wilczyński prowadząc auto jedną ręką, przyciskał telefon do ucha drugą. Ruchy były nerwowe, spojrzenie rozbiegane. Przerwał połączenie bez pożegnania i rzucił aparat na siedzenie obok.

— Konrad? — wydusił w końcu Aleksy, daremnie dźwigając się na łokieć. 

Opadł z powrotem na kanapę, tłumiąc jęknięcie. Przycisnął policzek do obicia, starając się skupić. Mówili o mapie, Lidka próbowała kogoś zlokalizować, czyli nie mogli nawiązać łączności z guślarzem albo wiedźmą. To był ich kolejny środek ostrożności, którego Aleksy nie stosował od dwóch lat. Po prostu wyłączył swoje aplikacje w telefonie, chcąc pozostać niewidzialny dla całego świata. — Kto?

— Gabryś.

— Co? — wymamrotał Aleksy, w ciągu tej jednej chwili jego serce powróciło do właściwego rytmu. 

Przesłyszałem się. 

Pisał z Gabrielem wiadomości jeszcze wczoraj rano. Miał być z Marc'em, Miją i Luisem. Łowca, wiedźmarz i dwóch guślarzy byli przecież zespołem nie do rozbicia, nawet jeżeli jeden z nich był niewprawny. Poza tym Gabriel napisał mu, że poradzili sobie z ognistym koniem.

— Zjadę na bok. Zaczekaj — rzucił przez ramię Konrad. 

Przez dłuższą chwilę manewrował między samochodami i ignorując wściekłe klaksony, przedarł się na pobocze. Włączył światła awaryjne i wysiadł z BMW. Po chwili pociągnął za klamkę od strony nóg Aleksego i wsadził głowę do środka. Pomógł mu usiąść na siedzeniu, po czym zamknął drzwi i napoił Spritem. Wepchnął mu do ust mleczną czekoladę, masując energicznie dłońmi ramiona. Za każdym razem, gdy Aleksy próbował się odezwać, kręcił głową i podtykał mu kolejne kostki z tabliczki. W końcu Aleksy odzyskał siły na tyle, żeby odepchnąć jego rękę.

— Gdzie jest Gabriel?

— Gdzieś w Lasach Sękocińskich. Wrócili z polowania na ognistego konia i Marc z resztą niemal natychmiast wyjechali do Krakowa. Nika nadal nie wróciła, więc kiedy przyszła prośba o sprawdzenie co, tak zawodzi w lesie, powiedział, że sam pojedzie — wyjaśnił Konrad, podtykając mu po raz kolejny napój do warg. Aleksy pociągnął z gwinta z takim pośpiechem, że zaczął się krztusić. Wilczyński poklepał go kilka razy po plecach, drugą ręką sięgając po telefon.

— Poszedł tam sam?

— Miał tylko sprawdzić, co to jest, bo burmistrz i tamtejszy komendant nie potrafili niczego wyjaśnić, a świadkowie byli zbyt przerażeni, żeby dać jakikolwiek opis poza tym, że widzieli człowieka w podartych łachach, który dziwnie się rusza i jęczy wniebogłosy.

Aleksy drżącą dłonią sięgnął po telefon i wybrał numer do Gabriela. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Zrobiło mu się słabo. Opuścił aparat na uda, zmuszając swoje ciało do ruchu.

— Jedziemy. Gdzie Godlewski? Ktokolwiek? — wydusił, wskazując mu drzwi. 

Obaj wyszli na pobocze, a potem Konrad usiadł za kierownicą, a Aleksy obok niego. Chwycił butelkę z Fantą i okrywszy się powoli kocami, skupił na piciu. Będzie potrzebował siły. Sięgnął po batona i odgryzł kawałek, patrząc, jak Konrad ostrożnie włącza się do ruchu.

— Lidka szuka kogokolwiek do pomocy, ale wszyscy w rozjazdach. Godlewski był we Włocławku, teraz jest w drodze, ale będziemy szybciej, więc powiedziałem, że jadę. Nawet jeżeli miałbym cię zamknąć w aucie i pójść sam do tego lasu — odpowiedział sztywno Konrad, rozglądając się dookoła. Z jego twarzy wyzierało zmęczenie, ale w głosie dominowała determinacja.

— Jak długo byłem nieprzytomny? — zapytał Aleksy, znowu próbując dodzwonić się do Gabriela.

 Brak odpowiedzi. Dobrze wiedział, dlaczego wszyscy tak panikują. W przeciwieństwie do niego Gabriel był odpowiedzialny i świetnie zorganizowany. Zawsze przygotowany, z planem działania i przede wszystkim świadom tego, że informowanie o swoim położeniu kogokolwiek jest ważne. Bardzo ważne, chociażby po to, żeby było wiadomo, kiedy i gdzie wysłać kogoś z pomocą. Tak, jak teraz.

— Martwy koło minuty. A spałeś cztery godziny — wyszeptał, zerkając na niego kątem oka. — Aleksy...

— Nic mi nie jest. Jedź do tego lasu — uciął, wydobywając spod nóg siatkę z jedzeniem.

Policjanci dobrze ich zaopatrzyli. Znalazł termos z gorącą, słodką herbatą i napakowane mięsem kanapki. Aleksy wyciągał spomiędzy kromek chleba szynkę, wmuszając w siebie to, co da mu energię i przywróci siły, a żołądek miał zawiązany w supeł. 

Nie zamierzał pozwolić Konradowi iść samemu do tego lasu, a tym bardziej zostawić tam Gabriela na chociażby minutę dłużej niż to konieczne. Słowa Teresy nie dawały mu spokoju. Nie była samotna? Ona z nią była? Kim była tajemnicza ona? Musiała być wiedźmą albo guślarzem, skoro widziała duchy. Był przerażony po spotkaniu z nią. Teraz był już pewien, że człowiek jest zamieszany w to wszystko, że nie ma w tym nic naturalnego i wiedział, że muszą dostać się do Gabriela jak najszybciej. Olszewski mógł teraz stawiać czoła nie tylko demonowi, ale i człowiekowi. A to napawało Aleksego dużo większą grozą.

Podniósł raz jeszcze telefon i zadzwonił do Lidki.

— Aleksy! Jak się czujesz? Czy wszystko...

— Lidka, posłuchaj mnie — przerwał jej szorstko, walcząc z ociężałością. Sięgnął po termos i pociągnął z niego solidny łyk gorącej, słodkiej niczym sam miód herbaty. — Skontaktuj się z guślarzami i wiedźmami w terenie. Nie mogą polować samotnie. Niech rzucą robotę i się pogrupują.

— Nie możesz wydać takiego polecenia. Tylko rektor Godlewski...

— Daj mi spokój z Godlewskim, Lidka! Oni mogą tam zginąć! — warknął, zamykając termos i pospiesznie odkładając go na podłogę. — Biorę na siebie konsekwencje, tylko zacznij wysyłać te cholerne alerty!

Konrad zakręcił ostro i wjechali do Sękocina.

— Gdzie go widzisz? — rzucił chłodno Aleksy, zapierając się mocno na desce rozdzielczej, gdy Wilczyński w pełnym pędzie wykonał skomplikowany manewr na rondzie. Konrad lubił prowadzić, ale niestety bywało, że unikał kolizji tylko dzięki czujności innych kierowców. Tak jak w tej chwili.

— Teraz go widzę! Ostatnia lokalizacja... Zmierza w stronę Stawów Młyńskich...

— Dawaj na Stawy Młyńskie — popędził Aleksy, wskazując palcem na zbiorniki wodne wyświetlane na mapie na monitorze BMW. — Lidka, lokalizacja... Mów, mów...

— Dalej biegnie w stronę stawów — wyszeptała gorączkowo. 

Aleksy słyszał jej urywany oddech równie wyraźnie, jak swój własny, gdy Konrad wszedł w ostry zakręt i przerzuciwszy biegi, wjechał na polankę między stawami a lasem. Aleksy rzucił telefon i obrócił się do torby leżącej za siedzeniem kierowcy, by wyciągnąć z niej noże. Nie mógł ich dosięgnąć. Wściekły wypadł z auta zaraz za Konradem i otworzył tylne drzwi. Wysunął swoją torbę, niemal wetkniętą pod siedzenie i nie zważając na drżenie dłoni, rzucił ją na koce, którymi był wcześniej przykryty. Konrad zatrzasnął drzwi, obchodząc auto i wyrwał mu nóż, po czym ruszył w stronę lasu.

— Wracaj do samochodu! — krzyknął na odchodne Wilczyński.

— Pojebało cię!? Nie puszczę cię samego! — wrzasnął wściekle, pochylając się, by wyciągnąć drugi nóż.

— Ledwo stoisz, będziesz przeszkadzał i... — urwał Konrad i obrócił się w stronę lasu. Obaj zamarli i wyprostowali się, wytężając wzrok. Słyszeli trzask gałęzi i wściekły wrzask demona, a po chwili spomiędzy drzew wypadł Gabriel.

— Gabryś! — wrzasnął Konrad, robiąc krok w jego kierunku.

— Do auta! — krzyknął, nie oglądając się za siebie. Aleksy dał nura na tylne siedzenie, a kilka sekund później z impetem padł na niego Gabriel. Aleksemu powietrze uciekło z płuc, gdy Olszewski przygwoździł go do siedziska. Konrad zatrzasnął za nimi drzwi i rzucił się na przednie siedzenie. Po wnętrzu samochodu rozeszło się donośne kliknięcie, gdy zamknął drzwi po swojej stronie. Opadł płasko na plecy ze wzrokiem wbitym w okno. Ułamek sekundy później ostre niczym sztylety pazury przeorały karoserię, przerywając ciszę.

We trzech zamarli, gdy samochód przechylił się delikatnie na boki, jakby tulony wiatrem. Gdy BMW w końcu znieruchomiało, Aleksy bardzo powoli obrócił się na plecy. Auto znów się poruszyło. Odruchowo chwycił spoczywającego na jego piersi Gabriela, który przywarł do niego całym ciałem, wodząc przerażonym wzrokiem po oknach.

— Co. to. kurwa. jest? — wycedził Konrad, wyginając ciało na bok, by odsunąć się od skrzyni biegów. Bez skutku, był zbyt dużym, by móc się w miarę wygodnie ułożyć na tak niewielkiej powierzchni. Leżenie na boku, gdy demon mógł w każdej chwili wtargnąć do środka, było więcej niż nierozsądne. Nie miałby jak się bronić. 

— Strzyga. Ona ma nóż myśliwski — wydusił Gabriel, podnosząc powoli głowę. Oparł brodę na piersi Aleksego, a potem bardzo powoli uniósł się do góry, by wyjrzeć za okno. Auto znów zadrżało, więc padł z powrotem na niego, biorąc krótkie, łapczywe wdechy.

Aleksy zamknął oczy, po prostu szczęśliwy, że trzyma go w ramionach żywego. Zacisnął dłonie na mokrej od potu bluzie na plecach i przycisnął do siebie tak mocno, że Gabriel wydał z siebie zduszone stęknięcie.

— Przepraszam. Przestraszyłem się — wyszeptał Aleksy, wbijając wzrok w sufit, by ukryć targające nim emocje, które w tej chwili były dużo silniejsze niż strach przed Strzygą.

— Ja też — odpowiedział Gabriel, w końcu opadając na niego całym ciężarem. — Krwiożerczy demon gonił mnie po lesie z nożem myśliwskim... Ona się na mnie zawzięła. W ogóle nie odpuszczała.

— Masz wzięcie, Gabrysiu — syknął Konrad, w jego głosie pobrzmiewało rozbawienie. 

Udało im się. Dotarli do niego, zanim Strzyga zanurzyła zębiska w jego ciele. Obaj czuli ulgę. Bezgraniczną ulgę.

— Jakoś mnie to nie bawi — burknął Gabriel, nadal próbując wyrównać oddech po tym szaleńczym maratonie. 

Wszyscy guślarze i wiedźmy byli do tego przygotowani. Poza zajęciami z teorii odprawiania duchów, warzenia eliksirów i siedzenia w książkach, bardzo dużo trenowali. Wszyscy uprawiali sztuki walki, codziennie biegali i bili się ze sobą na ringu bokserskim. Gdyby to nie był Gabriel, tylko zwykły, niczego nieświadomy człowiek, to na pewno nie przeżyłby takiego spotkania. — Co robimy?

— Odpalam silnik i spadamy? — podsunął usłużnie Konrad, ale w jego głosie nadal nie było krzty powagi. — Możemy ją przeczekać.

— Nie wydaje mi się, żeby chciała zrezygnować. Zaraz zmierzch, a wtedy rozerwie nas na strzępy — odszepnął Gabriel z policzkiem nadal przyciśniętym do Aleksego, który nie przestawał go obejmować. 

Aleksy stłumił w piersi parsknięcie na myśl o niedorzeczności tej sytuacji. Radość z jego bliskości słodkimi kroplami wlewała ciepło do jego umęczonego ciała. Było w tym coś z tragikomedii. Z drugiej jednak strony pędząc tutaj na złamanie karku, natrętny głos w jego głowie ciągle mu powtarzał, że znajdzie zwłoki Olszewskiego. I niewiele brakowało.

— Aleksy? Masz jakiś pomysł, czy rozkoszujesz się tym słonecznym dniem? — zapytał niecierpliwie przyjaciel.

— Zapolujemy — odpowiedział po dłuższej chwili milczenia. — Zastawimy na nią pułapkę.

— Zamieniam się w słuch.

— Nie mam żadnej genialnej taktyki. Liczę na twoją siłę — wyjaśnił stłumionym głosem Aleksy. Mimo wszystko nadal było mu zimno, nadal czuł zmęczenie w ociężałym ciele i kręciło mu się w głowie. — Wyjdę i odciągnę ją od samochodu, a wtedy wyjmiesz większą broń z bagażnika i ją zabijesz.

Był wyzuty z sił. Po tak ciężkich gusłach powinien przez trzy dni leżeć w łóżku i nie wyściubiać nosa spod kołdry, ale nie mogli zostawić jej tutaj żywej. Zwłaszcza jeżeli była tak krwiożercza, jak powiedział Gabriel. Aleksy był tak zmęczony, że w pewnym stopniu jego instynkt został przytłumiony. Miał wrażenie, że na chwilę zamknął swój szósty zmysł w szczelnym pudełku, do którego nie mogą się przedostać żadne zewnętrzne bodźce. 

— Ty chcesz robić za przynętę? — wysyczał Konrad, podciągając się do pół siadu.

— Wykluczone! — warknął Gabriel, podnosząc się na łokcie. Zawisł z twarzą nad jego twarzą. — Przed chwilą odprawialiście gusła, obaj ledwo żyjecie, nie ma mowy, żebyś sam wyszedł na Strzygę!

— On umarł!

— Co?! — wydusił, a jego piękne, niebieskie oczy rozszerzyły się w bezgranicznym przerażeniu.

W tym momencie wydawał się Aleksemu tak bliski, że przez chwilę przemknęła mu ulotna myśl, by go znowu przytulić. Westchnął zrezygnowany i podniósł się, zsuwając Gabriela. Nie mogli tu tak leżeć i debatować bez końca, bo istniała szansa, że ktoś pojawi się na Stawach Młyńskich i Strzyga straci nimi zainteresowanie, a niewinny człowiek przypłaci to życiem. Albo zapadnie zmrok i demon zyska podwójnie na sile. Księżyc jest sprzymierzeńcem wszystkich istot Świata Cieni.

— Żyję, jak widać — odpowiedział oschle, próbując doprowadzić wszystkich do porządku. Czuł się wewnętrznie rozdarty, zmęczony i nie rozumiał własnych emocji. Jakby dostał obuchem w głowę, co w zasadzie niewiele mijało się z prawdą. — Jestem najsłabszy, więc pozwolimy jej rzucić się na mnie z całą siłą. Zrobię wszystko, żeby mnie nie dźgnęła tym nożem, a ty ją wtedy wykończysz. Gabriel ci pomoże i...

— Przecież ledwo siedzisz! — syknął Gabriel, podnosząc się obok niego. 

Samochód znów zadrżał, więc znieruchomieli, patrząc na siebie wyczekująco, jednak nic się już nie wydarzyło.

— Gotowi? — zapytał Aleksy, wyciągając szyję, by spojrzeć na Konrada. 

Przyjaciel opierał głowę o drzwi, trzymając dłoń na kierownicy i patrzył na niego niezdecydowany, jakby naprędce próbował wymyślić jakieś inne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro