Widma Przeszłości #1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

9 lat wcześniej

Las wydawał sięgać aż za horyzont. Wysokie drzewa wyciągały ku sobie gałęzie, które splatały się, mieszały między sobą, tworząc zieloną, puszystą powłokę, wyraźnie odcinającą się na tle granatowego nieba. Mocny wiatr targał jeżyny porastające zbocze, ostrzegając Aleksego przed zbliżającą się burzą. Przyspieszył kroku, ale nadal strzelał oczami na boki. 

— Pamiętaj, że w Kampinosie jest dużo demonów — ostrzegał Henryk, gdy odprowadzał go na autobus. — Idź główną drogą. Nie zbaczaj, cokolwiek byś nie usłyszał albo nie zobaczył. Wziąłeś ze sobą srebrne ostrze?

Mając w pamięci słowa ojca, Aleksy pokonał ostatnie metry, udając, że nie widzi ruchu po swojej prawej stronie. Nawet jeżeli nie wszystkie demony żywiły się ludźmi, to lubiły płatać figle. A on nie miał ochoty spędzić w puszczy nocy i ulewy.

Uniósł głowę i zaparło mu dech w piersiach. Ogromna, posrebrzana brama stała otworem, zapraszając przybyłych do środka. Stało się. 

Aleksy został jednym z adeptów Akademii Guślarzy i Wiedźm w Polsce.

Przyspieszył kroku i gdy tylko znalazł się za wysokim, białym murem otaczającym kompleks, poczuł niewyjaśnioną radość, która niczym fajerwerki wybuchła w jego piersi. Podskoczył w geście tryumfu i szybko rozejrzał się dookoła, czy nikt tego nie widział. Był sam, ale pierwsze, ciężkie krople opadły mu na twarz i naznaczyły wysypaną kamieniami drogę pod jego stopami. Przeskoczył zgrabnie stopnie przed głównymi drzwiami Akademii i wszedł do środka, uśmiechając się do siebie szeroko.

Galeria była tak piękna, jak opisywał ją ojciec. Centralną część Akademii, pnącą się wysoko w górę wieńczył dach ze szkła pancernego, przez które widział gęste, burzowe chmury. Powiódł wzrokiem po zwieszonej na ścianach broni i podążył za rozstawionymi znakami informacyjnymi dla pierwszorocznych.

Dla niego.

Korytarze oświetlone ciepłym, jasnym światłem zaprowadziły go do przestronnej auli ze strojnym, kryształowym żyrandolem. Aleksy rozejrzał się dookoła po zbitych w grupach studentach i kilku starszych guślarzach. Rozmawiali z ożywieniem jak uczniowie w jego dawnej klasie. Tematy były jednak raczej niewakacyjne...

Przemknął obok trzech mężczyzn, którzy oparci o rzędy krzeseł, dyskutowali zawzięcie.

— ... i tak to się skończyło. Południce na wschodzie są naprawdę bezczelne! — zawyrokował jeden z nich, kręcąc żywiołową grupą.

— Twierdzisz, że są różnice między Południcami ze wschodu i z zachodu? Znaczące różnice? — dopytywał z powątpiewaniem drugi mężczyzna.

— Oczywiście, że tak! Demony budzące się w określonych przedziałach czasowych to moja specjalność!

Aleksy zerknął kątem oka na dyskutujących i jego spojrzenie skrzyżowało się z jednym ze sceptyków. Mężczyzna zmarszczył brwi i obrócił się ku niemu. Aleksy zapadł się w niewygodnym krześle, jakby mógł w nie wsiąknąć i zniknąć.

— Ty jesteś chłopakiem Karczewskiego, zgadza się?

— Tak, proszę pana — mruknął Aleksy, prostując się z powrotem. Skoro nie udało mu się uniknąć rozmowy, to uważał, że nie powinien przynosić wstydu ojcu.

— Nareszcie — odpowiedział tamten, uśmiechając się półgębkiem. — Już trenujesz? Z ojcem?

— Tak, proszę pana.

— Niczego innego się po Henryku nie spodziewałem — odezwał się drugi, taksując Aleksego wzrokiem. —  Twój ojciec jest legendą, chłopcze. Liczymy, że pójdziesz w jego ślady. Tacy efektywni łowcy są potrzebni.

— Zrobię co w mojej mocy, proszę pana — mruknął, spuszczając wzrok. 

— Przestań męczyć chłopaka, to pierwszoroczniak — rzucił drugi i pociągnął towarzyszy w dół sali. 

Aleksy odczekał, aż przystaną przy katedrze na dole auli i wyciągnął z torby książkę. Kiedy czyta, tylko ojciec mu przeszkadza. Postronni ludzie, zwykle nie zagajają rozmowy. Pochylił się nad tekstem i po kilku sekundach, napięcie ustąpiło. Odpłynął wraz z bohaterami w baśniowy świat. Miejsca, gdzie były wampiry, wilkołaki i inne demony, z którymi nie miał nic wspólnego. Mógł rozsiąść się wygodnie i zrelaksowany, wyobrażać sobie przygody bohaterów...

— Cześć. — Spokojny wyważony głos przywołał go do rzeczywistości. 

Aleksy podniósł głowę i zamrugał zdezorientowany. Tuż obok niego stał młody chłopak o przyjemnym uśmiechu z burzą kasztanowych loków okalających jego twarz.

— Cześć — odpowiedział ostrożnie, zakładając palcem miejsce, które skończył czytać i zamknął książkę.

— Pierwszoroczny? — zagaił, przyglądając mu się z zainteresowaniem.

— Tak.

— Jestem Antek Szarejko — przywitał się, wyciągając rękę. Aleksy wyszarpał palec spomiędzy stron i uderzając się boleśnie w kolano, podniósł się z krzesełka. Uścisnął dłoń chłopak. 

Niewielki tłum w auli zmienił się w duże zbiorowisko. Aleksy w ogóle nie zauważył, kiedy przybyły kolejne osoby.

— Aleksy Karczewski.

— Miło cię poznać — odpowiedział, puszczając jego dłoń. Obrócił się nieco bokiem do Aleksego i uniósł ramiona do góry, jakby chciał chwycić obrzydliwy żyrandol. — Hej! Pierwszoroczni! Zbierzmy się! — zawołał donośnym głosem, rozglądając się dookoła. 

Aleksy zmarszczył brwi skonsternowany, ale kilka osób oderwało się od grupek, w których stali albo podnieśli z siedzeń i ruszyli w ich stronę. 

— Cześć — odezwał się smukły chłopiec o anielskiej buzi. Stanął obok Antka i uścisnął im dłonie. Chwyt miał mocny i pewny. — Gabriel Olszewski. Miło mi — przywitał się, odgarniając wierzchem dłoni mokre, złote kosmyki, które przykleiły się do alabastrowych policzków. 

Aleksemu zaparło dech. Nigdy nie widział nikogo tak pięknego, tak pełnego gracji. Napotkał spojrzenie lazurowych oczu Olszewskiego i natychmiast odwrócił wzrok. Brakowało mu tchu, żołądek zawiązał się w supeł i stracił stabilność w kolanach. 

— Cześć! — rzuciła wesoło wysoka dziewczyna, podchodząc do nich raźnym krokiem i  zwracając na siebie uwagę wszystkich. Skinęła głową Gabrielowi, uśmiechając się łobuzersko, na co odpowiedział jej porozumiewawczym spojrzeniem. Spojrzała na Aleksego i oczy jej zabłysły. — Cześć tobie.

— Cześć — mruknął Aleksy, przenosząc wzrok na zmierzających ku nim bliźniakom, którzy rozmawiali z towarzyszącym im chłopakiem z czarnymi włosami związanymi w kitkę i kolczykiem zwisającym z ucha.

— Cześć wszystkim! Jestem Wiktor, a to bliźniaki Cieśla. Kacper i Julka.

— Witam na pokładzie wszystkich pierwszorocznych — dodał Antek, klaszcząc w dłonie. Powiódł spojrzeniem po zebranych i wskazał im gestem pierwszy rząd przed samym profesorskim biurkiem. — Chodźmy, żebyśmy nie uronili ani jednego słowa w naszym pierwszym dniu w Świecie Cieni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro