Widma przeszłości #3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

16 lat wcześniej

Lodowaty wiatr listopadowej nocy, którą Henryk wybrał na polowanie, wdzierał się pod kurtkę i bezlitośnie smagał już i tak czerwone policzki, choć Aleksy postawił wysoko kołnierz i opatulił się szczelnie szalikiem. Marzł i nie rozumiał, jakim cudem krzątający się przy ognisku w rozpiętej, skórzanej kurtce ojciec nie zwracał uwagi na otaczającą ich zimową aurę. 

Aleksy wzdrygnął się i przysunąwszy do trzaskającego wesoło płomienia, zajrzał do garnuszka. Śmierdząca owsianka bez żadnych dodatków bulgotała leniwie.

— Mieszaj, Aleksy.

Skinął głową i natychmiast chwycił za drewnianą łyżkę. Zatoczył energiczne koło w nijakiej brei, zachodząc w głowę, jak ojciec chce przekonać do siebie demona tą potrawą. To źle wyglądało i na pewno jeszcze gorzej smakowało.

— Pamiętasz, co ci mówiłem? — zapytał Henryk, zatrzymując się w bezruchu. Poprawiał drewno na opał, które zbierali w lesie przez całe popołudnie i wieczór. Już wtedy Aleksy wiedział, że odzież termiczna na nic się nie zda, przemarzł do kości.

— Tak, tato — mruknął pod nosem. 

Odpowiedziała mu cisza, więc podniósł głowę. Napotkał wyczekujące spojrzenie Henryka, żądające wyczerpującej odpowiedzi. Perfekcyjnej informacji od swojego dziewięcioletniego syna, którego kilka dni temu zabrał z systemu edukacji, deklarując, że od tej chwili będzie się uczył w edukacji domowej. A potem zniknęli i Aleksy już nigdy nie otworzył podręcznika. W każdym razie nie takiego, które rekomendowało polskie ministerstwo edukacji.

— Słucham.

— Czuhajster to z natury dobry demon, pomaga ludziom, uczy przetrwania w lesie. Chroni stada owiec przed niebezpieczeństwem. Należy mu zostawić drewno na opał albo strawę, najlepiej kleik albo owsiankę, bo ma zepsute zęby — wyrecytował Aleksy, natychmiast się prostując. Nienawidził tych przepytywanek. Bolał go brzuch z nerwów, serce tłukło o żebra jak szalone, a on ciągle miał wrażenie, że o czymś zapomniał.

— Zgadza się, tylko przestań klepać formułki — rzucił chłodno Henryk, mierząc w niego palcem. — Masz to czuć o tutaj — wyjaśnił, klepiąc się po piersi. — To ma być twój odruch, instynkt. Działasz natychmiast, a nie przywołujesz definicje z podręcznika. Zrozumiałeś?

— Tak, tato.

Ojciec obrzucił go pilnym spojrzeniem, ale nie powiedział już ani słowa, a Aleksego znów opanowało dojmujące uczucie rozgoryczenia. Zawiódł go po raz kolejny. Odbywali takie rozmowy już od ponad roku i jeszcze ani razu nie udało mu się udzielić odpowiedzi, która zadowoliłaby Henryka. Klepiesz formułki, cytujesz podręczniki odpowiadał niezadowolony.

Aleksy westchnął bezgłośnie i pochylił się nad papką w garnku.

Kiedyś mu się uda. Kiedyś zasłuży na pochwałę. Kiedyś nauczy się nie cytować podręczników. Kiedyś...

Naczynie na ognisku zakołysało się ostrzegawczo, a chwilę później grunt pod ich stopami zadrżał. Henryk dopadł do niego i wyrwał łyżkę z ręki.

— Wchodzisz do dziupli i pod żadnym pozorem się nie odzywasz. Nie wydajesz z siebie żadnego dźwięku. Milczysz i nie ruszasz się! Rozumiesz, co do ciebie mówię?! — wycedził Henryk, wwiercając w niego czarne jak węgiel oczy. Aleksy pokiwał głową, a ojciec wbił mocno paznokcie w jego ramiona. Jęknął, ale Henryk nie zwracał na to uwagi. Wepchnął go do małej dziupli i zasłonił plecakiem. 

Dudnienie w uszach stało się głośniejsze niż bicie serca przerażonego Aleksego. Zasłonił dłońmi usta, patrząc szeroko otwartymi oczami na ojca, który zamarł w bezruchu tuż przy drzewie. Aleksemu wydawało się, że odgłosy kroków stawianych przez potężnego demona dochodziły już tuż zza drzewa i faktycznie, po kilku sekundach po lewej rozszedł się huk, gdy Czuhajster padł na kolana naprzeciwko Henryka i pochylił się ku niemu. 

Przez wąską szczelinę nad bagażami Aleksy widział wielką niczym polski Fiat głowę Czuhajstra, która powoli zniżyła się na wysokość oczu Henryka. Ten nadal tkwił w bezruchu, nawet jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął. 

Człekopodobny demon wyższy od niejednego drzewa bukowego otworzył paszczę, ukazując resztki zębów. Odór zgnilizny rozszedł się dookoła, wypychając z niewielkiej polany przyjemny zapach palonego drewna z ogniska. 

— Dobry wieczór — odezwał się pewnym głosem Henryk, a po policzkach Aleksego pociekły łzy bezbrzeżnego strachu o jedynego rodzica, jaki mu pozostał. 

Podstawowa zasada obcowania z Czuhajsterem mówiła, że nie wolno się ruszać i odzywać. Demon mógł odebrać nawet najmniejszy gest, jako zaproszenie do żywiołowego oberka, a potem przypadkiem w szaleńczym tańcu rozrywał nieszczęśnika na kawałki.

Więc, gdy Łowca musiał porozmawiać z Czuhajstrem szanse na przeżycie wynosiły pół na pół. Zalany łzami Aleksy zasłaniał usta tak mocno, że w pewnym momencie nie mógł oddychać, ale nie odważył się drgnąć. Czekał, aż humorzasty demon na jego oczach rozedrze ojca na pół.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro