Widma Przeszłości #4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Brzydka wielkoucha baba! 

— Ty mały gnoju! — sapnął wściekle Wiktor, patrząc na niego spomiędzy długich włosów. Bez wahania rzucił się w stronę demona, który umknął między jego wyciągniętymi ramionami i z dzikim śmiechem przebiegł przez polanę.

Błudnik pokazał mu język, najwyraźniej soczysta wiązanka przekleństw puszczona w jego stronę w ogóle nie zrobiła na nim wrażenia. Aleksy był przekonany, że wszystkie dziesięć demonów, które od godziny ganiały ich po polanie, już niejednego nieszczęśnika przyprawiły o zawał serca. 

Albo śmierć ze zmęczenia.

Błysnęło światło. Aleksy zmrużył oczy, próbując zlokalizować małą bestię, która dużą monetą o wypolerowanej powierzchni nakierowywała promienie popołudniowego słońca wprost na jego twarz. Oślepiony wodził wzrokiem po miotających się w szale i bezsilności przyjaciołach, aż po drugiej stronie otulonej miękką zieloną trawą przestrzeni dostrzegł szkodnika, który obrał go sobie za cel. Roześmiany manewrował swoim atrybutem do momentu, aż znikąd pojawił się Gabriel i wymierzył mu soczystego kopniaka. Długie uszy zafurkotały na wietrze, gdy przeleciał metr nad ziemią, po czym z głuchym łoskotem uderzył małym ciałkiem w podłoże. Natychmiast usiadł i potrząsnął głową, odganiając zamroczenie. Olszewski ruszył w jego kierunku, choć nie miał przecież pomysłu co z nim zrobić. Ani on, ani pozostała szóstka kolegów z roku nie miała pojęcia, jak się pozbyć uciążliwych demonów. 

O poranku rektor zakomunikował im lekcje w terenie i zachwyceni możliwością poznania tajników pracy łowcy w jego naturalnym środowisku od razu udali się do Kampinosu. A tam Godlewski wprowadził ich prosto w gniazdo Błudnika. Aleksy nie wiedział, że to stadne demony. W ogóle niewiele o nich wiedział: małe, upierdliwe, podobne do brzydkich dzieci, ale nikt o zdrowych zmysłach nie przyjmował zleceń z ich eliminacją. 

— Aleksy! — Głos Kacpra wyrwał go z letargu. 

Obrócił się, ignorując opartego w zrelaksowanej pozie o pień drzewa rektora i ruszył ku trójce przyjaciół. Chwycił demona szarpiącego kurtkę bliźniaka i rzucił nim przez polanę, a potem przysunął się do Julki. Zalana łzami wściekłości dziewczyna trzymała za chudą rękę Błudnika, który wplątał się w długie włosy. Antek i Kacper próbowali ze wszystkich sił unieruchomić bestię, ale drapani i okładani pięściami przez dwa inne Błudniki nie mogli jej pomóc.

— Śmierdzisz starym olejem, głupia flądro! — zawył radośnie demon wczepiony jedną ręką we włosy Julki.

— Stul dziób — warknął Aleksy i podniósł kamień z ziemi, po czym bez sentymentów wepchnął mu go prosto w gardło. 

Demon wybałuszył oczy, nie do końca rozumiejąc, co się wydarzyło. Po chwili puścił włosy Cieśli i wsadził je do żabiej paszczy, próbując pozbyć się skalnego odłamka. Kacper natychmiast to wykorzystał, pchnął siostrę na ziemię i założył demonowi chwyt. Mały Błudnik mógł się względnie szybko z niego wyślizgnąć, ale Antek był szybszy. Złapał Julkę za włosy i razem z Aleksym wyszarpali czerwonego ze złości szkodnika. 

— Powiedział im już pan? — Po polanie rozszedł się rozbawiony głos Konrada. Aleksy obrócił się napięcie, by po chwili dojrzeć przyjaciela siedzącego na trawniku tuż obok rektora z paczką nachos. — Poczęstuje się pan, rektorze?

— A poproszę — odpowiedział Godlewski i odepchnąwszy się od drzewa, wsadził rękę do paczki chrupek. — Jeszcze nie.

Wśród chichotu psotników rozszedł się przyjemny dla ucha dźwięk chrupania. A Aleksy był głodny jak jeszcze nigdy w życiu.

— Dobrze się bawisz? — zironizował Wiktor. Stanęli z Gabrielem tyłem do siebie, by żaden Błudnik ich nie zaskoczył. — Powiedz mi cwaniaku, że od razu wiedzieliście, co robić?

— Oczywiście. Chcę być łowcą, muszę wiedzieć takie rzeczy.

— Stary, to jest Błudnik! To ten fragment podręcznika, który olewasz przed egzaminem! — odparował Wiktor i obaj z Gabrielem zgrabnie uchylili się przed lecącym w ich stronę demonem. Dwa Błudniki już szykowały się do wystrzelenia kolejnego w ich stronę.

— I tak oblejesz, głupi cepie! — zachichotała bestia. 

— No trzymajcie mnie! — wrzasnął Wiktor, rzucając się w jego stronę. Błudnik natychmiast wykorzystał tę okazję i wskoczył Gabrielowi na plecy. Aleksy bez chwili wahania ruszył w jego stronę szybkim krokiem.

— Potrzymam ci chipsy, pokaż im — powiedział z rozbawieniem Godlewski, wyciągając rękę w stronę Konrada. 

Wilczyński oddał mu paczkę i nie przestając się uśmiechać, stanął na środku polany. Nagle zgiął się w pół i spojrzawszy pomiędzy nogami do tyłu wprost na Aleksego, puścił mu oko i powiedział niskim głosem:

— Tędy moja droga! 

— Chyba... — zaczął Wiktor, ale stojący najbliżej Konrada demon wybuchnął głośnym śmiechem i zniknął z towarzyszącym mu pstryknięciem podobnym do zapalanej zapalniczki.

— Kurwa. Po. Prostu. Nie. Wierzę — wydusił Kacper, poprawiając kaptur na głowie nadal gotującej się w furii siostry.

— Ale ton głos to... Wkręcasz nas, nie? — upewnił się Antek, ocierając dłonią twarz. Brudne od wielokrotnego upadku dłonie zostawił na roześmianej twarzy brązowawą smugę. 

— Mooooożeeee... — odpowiedział w zamyśle Konrad, po czym poklepał go po plecach i z nonszalancją dodał: — Ale wyobraź sobie ten widok, jak wszyscy wypinacie tyłki i niczym kociaki mruczycie zaproszenie do...

— Nie mogę zdecydować, czy ci przywalić, czy podziękować — westchnął Wiktor i zgiął się w pół, a w ślad za nim pozostali.

— Tędy moja droga! — krzyknęli chóralnie. Demony zniknęły, a ich śmiech potoczył się po leśnej gęstwinie.

Z tej lekcji wynieśli prostą, ale szalenie cenną nauką: nigdy nie przeceniaj swoich możliwości i nie ignoruj żadnego demona, bo wykończy cię ten najbardziej niepozorny.

No i, zdaniem Konrada najlepszy tyłek na roku miał Gabriel.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro