Rozdział 10, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Tak, słucham? — rzucił wypranym z emocji głosem. Jeżeli nie będzie mógł przyjąć tego zlecenia, to i tak musi je przekazać do dziekanatu, żeby ktoś inny się nim zajął.

— Aleksy — wycedził ociekający dziką furią głos. Aleksy natychmiast go rozpoznał, chociaż fala szoku zmroziła mu na kilka sekund serce. Spodziewał się, że nawiąże kontakt, ale i tak nie był na to przygotowany. Antek. — Ty pieprzony skurwielu. Zabiję cię. Odebrałeś mi ją!

— Powiedz, gdzie i kiedy — odpowiedział Aleksy, starając się zapanować nad drżącym głosem. Oparł cały ciężar ciała o stół i wziął kilka głębokich wdechów, żeby nie stracić panowania nad sobą. 

Gabriel wydawał się czytać w jego myślach: odłożył ścierkę i podszedł szybkim krokiem, by stanąć na palcach i przysunąć ucho do aparatu, tuż przy dłoni Aleksego.

— Myślisz, sukinsynie, że to będzie takie łatwe? Sprawię, że będziesz cierpiał. Zmienię twoje życie w piekło. — Głos Antka drżał. Dyszał w słuchawkę i sądząc po odgłosach w tle, przemieszczał się przy ruchliwej ulicy albo po mieście.

— A co nie masz jaj, żeby stanąć jak równy z równym? — szczuł go Aleksy. Mógł teraz zyskać przewagę, bo Szarejko był ewidentnie wytrącony z równowagi.

— Zabiłeś moją żonę, zasrańcu! — wrzasnął Antek, głośny trzask rozszedł się w słuchawce. — Śmierć będzie dla ciebie wybawieniem, po tym, co z tobą zrobię!

— Dawaj, co masz i przestań się chować, tchórzu. Gdzie siedzisz, szczurze?! W kanalizacji? — warknął Aleksy. Wziął uspokajający wdech, gdy ręce Gabriela oplotły go w biodrach, niczym pas bezpieczeństwa. Znowu poczuł przypływ siły, by stawić czoło rozwścieczonemu Antkowi: — Chowasz się po lasach, zamiast wyjść ze swojej nory. Nie boję się ciebie, Antek. Spotkajmy się, powiedz mi wreszcie w twarz, co masz i skończmy z tym. Ty i ja.

— Będziesz błagał, żebym to skończył, a ja nie pozwolę ci zdechnąć. Będziesz cierpiał — wysyczał i rozłączył się. Oniemiały Aleksy przez chwilę słuchał odgłosu zerwanego połączenia, po czym powoli opuścił telefon. 

Skąd on wiedział?! Jakim cudem tak szybko połączył kropki i dowiedział się, że to Aleksy ją zabił? W jego głosie nie było wahania.

— On jest obłąkany — wydusił Gabriel, odchylając głowę, żeby na niego spojrzeć. Aleksy widział przerażenie w pięknych, szeroko otwartych oczach. — Owładnięty zemstą...

— Będę gotowy — odpowiedział już dużo spokojnie Aleksy, choć wszystko w nim wrzało, każda emocja, każdy nerwy w jego ciele napięły się w postronki.  

Tego nie przewidział. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Antek i Julka wzięli ślub, że w tym szaleństwie są razem w każdym tego słowa znaczeniu. Uderzyła go jeszcze jedna myśl.

Zupełnie nie wziął pod uwagę brata bliźniaka Julki. Popełnił kolejny błąd i w ostatnich dniach po raz kolejny zapomniał o istnieniu Kacpra, a po minie Gabriela wnioskował, że ten pomyślał teraz o tym samym.

Właśnie rozpoczęła się gra, która nie miała już nic wspólnego z absurdalnymi planami wyprowadzenia demonów na ulice. Antek porzucił wszystko, żeby zapolować na Aleksego i miał do pomocy Kacpra i swój Nowy Ruch Odrodzenia. Antoni Szarejko rozpoczął realizowanie vendetty i nie zamierzał się zatrzymać, dopóki nie zobaczy Aleksego wijącego się w bólu, a potem martwego w zapomnianym przez ludzi, demony i duchy miejscu.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Tego samego dnia Daniel zadzwonił do Gabriela z informacją, że Magda urodziła. Od kilku tygodni miał złe przeczucia i tego dnia się ziściły. Pomagał przy manewrach, gdy dowódca wstrzymał ćwiczenia, każąc mu natychmiast jechać do szpitala. Magda dostała straszliwych bóli porodowych i pani Olszewska natychmiast wezwała karetkę, ale gdy lekarze dojechali na miejsce, odeszły jej zielone wody płodowe. Zabrano ją na sygnale do szpitala w Gliwicach, gdzie Daniel dotarł w pełnym umundurowaniu, blady i przerażony, jednak nie pozwolono mu wejść na salę.

Stan zagrożenia życia matki i dziecka.

Potrzebowali wiedźmarza. Potrzebowali Gabriela – małego braciszka, który jak w amoku rzucała się po mieszkaniu i wystawiał na stół kolejne fiolki. Jechał ratować swoją siostrzenicę.

Aleksy owijał składniki w szklanych naczyniach czymkolwiek, co wpadło mu w ręce i pakował ostrożnie do torby, wodząc wzrokiem za ukochanym. Miał złe przeczucia, obaj mieli. Widział to w oczach Olszewskiego, gdy drżącymi dłońmi wyciągał kolejne wiedźmarskie przyrządy.

— Zastanów się na spokojnie, czy wszystko masz. Tam tego nie dostaniesz — powiedział na wydechu Aleksy, wkładając ostrożnie kolejny pakunek do swojej torby podróżnej, którą teraz zabierał ze sobą Olszewski.

— Spakowałeś te fiolki, które wystawiłem na stół? — rzucił nieprzytomnie, patrząc na pusty blat, jakby spodziewał się tam znaleźć cały zestaw eliksirów, choć sam podał Aleksemu kilka rzeczy wprost do rąk.

— Tak — odpowiedział natychmiast Aleksy i odstawił ostrożnie torbę. — Jesteś pewien, że nic z szuflady albo składziku, albo sali wykładowej nie będzie ci potrzebne?

— Tak, gdzie jest Konrad?! — rzucił z rozpaczą Olszewski, wciągając na siebie czarny sweter Aleksego.

— Nie da rady przyjechać szybciej niż za dwie godziny...

— Za dwie godziny chcę być w Gliwicach! — krzyknął piskliwym głosem. 

Aleksy chwycił go mocno za ramiona i zmusił, by na niego popatrzył. Gabriel, który nigdy nie tracił panowania nad sobą, nawet po ataku Marc'a robił wszystko by się nie rozpaść, teraz całkiem zawiodły go nerwy.

— Zadzwoniłem do Lidki. Da ci swoje BMW, czeka już na dole z kluczykami — dodał szybko, nie spuszczając z niego wzroku.

— Kocham cię. Kocham. Kocham — wymamrotał, całując go pospiesznie w usta. Zarzucił torbę na ramię i ruszył w stronę drzwi, a Aleksy za nim. 

Zbiegli po schodach i wypadli na parking, gdzie przy ciemnoniebieskim terenowym BMW stała przestępująca z nogi na nogę Lidka z potargani włosami i przekrzywionymi okularami. Trzymała w dłoniach pilota, a drzwi po stronie kierowcy stały otworem. 

— Powinienem jechać z tobą... — zaczął po raz kolejny Aleksy.

— Zostań w Akademii. Muszę się skupić na Magdzie i Hani, a nie będę mógł tego zrobić, jeżeli będę ciągle oglądał się przez ramię w obawie, że Antek na ciebie czyha — odparował szybko, kładąc torbę na podłodze po stronie pasażera. W tym momencie na parking wjechało dobrze Aleksemu znane srebrne Volvo. Patrzyli, jak parkuje nieopodal i wysiada z niego Henryk Karczewski w czarnej skórzanej kurtce i ciemnych jeansach.

— Najlepiej zostań w Akademii i dzwoń, gdyby coś się stało. Zawsze od ciebie odbiorę — rzucił po raz kolejny Gabriel. Aleksy ujął jego twarz w dłonie i z bijącym oszalałe sercem, pocałował go długo w karminowe usta. Dobrze wiedział, że ojciec patrzy. Dobrze wiedział, że wiedzieli ich uczniowie Gabriela, ale po tym, co się wydarzyło, miał gdzieś jak na to zareagują. Wszystko i wszystkich miał gdzieś. – Zawsze – podkreślił mocnym głosem Olszewski, nie spuszczając z niego zaszklonego wzroku.

— Jedź — zachrypiał. Patrzył, jak Olszewski wsiada i odpala silnik. Zamknął za nim drzwi i oboje z Lidką cofnęli się kilka kroków. Gabriel dojechał powoli do bramy, a potem docisnął gazu tak mocno, że błoto spod kół wystrzeliło w górę. Odprowadzili go wzrokiem, dopóki auto nie zniknęło w gęstwinie puszczy, a wtedy Aleksy przeniósł wzrok na ojca.

— Dzień dobry, panie Karczewski. Czy przyjechał pan po przydział? — przywitała się uprzejmie Lidka, przybierając chłodny, pełen rezerwy wyraz twarzy. Przysunęła się nieznacznie do Aleksego, jakby szykowała się do osłonienia go własnym ciałem.

— Przyjechałem na spotkanie z rektorem Godlewskim — odpowiedział, nie odwracając wzroku od syna. Aleksy wytrzymał to świdrujące spojrzenie, a potem powoli ruszył w stronę bocznego wejścia. — Aleksy!

Zatrzymał się i obejrzał przez ramię na ojca, którego przez całe życie się bał, który dyktował jego cele, marzenia i kreował poglądy, a teraz Aleksy nie czuł kompletnie nic. A na pewno w tej pustce w sercu nie dało się usłyszeć nawet echa dawnej trwogi.

— Musimy porozmawiać. Dzisiaj.

— Nie mamy już o czym rozmawiać. Powiedziałem ci wszystko, co chciałem — odpowiedział szorstko. Gabriel pojechał sam do Gliwic, do swojej szwagierki i bratanicy, które walczyły o życie, a Antek obiecał mu śmierć w męczarniach. Nie miał ochoty i obowiązku ścierać się jeszcze z własnym ojcem.

— Nie chodzi o to... o to, co mi powiedziałeś wtedy... w samochodzie...

— Że jestem gejem? Widziałeś chyba, kim jest mój wiedźmarz — warknął Aleksy, wskazując teatralnie na bramę, za którą zniknęło auto Lidki z Gabrielem w środku.

— Spotkajmy się w twoim pokoju o piątej.

— Mieszkam z Gabrielem.

— Więc w jego mieszkaniu — naciskał ojciec i nim Aleksy zdążył zaoponować, minął go i wszedł szybkim krokiem do budynku. 

Aleksy wziął głęboki wdech, klnąc w duchu na czym świat stoi i wrócił do loftu. Musiał czymś zająć myśli, robić cokolwiek, żeby nie roztrząsać powodu, dla którego ojciec tak nalegał na spotkanie. Z książką w dłoniach usiadł na kanapie i próbował czytać, jednak myśli uciekały w innym kierunku, gdy co chwilę zerkał na leżący obok jego uda telefon. Bał się o Gabriela, który choć był roztrzęsiony, to kategorycznie odmówił, by z nim pojechał. Nie chciał, żeby wystawił, chociażby nos poza mury Akademii i bez owijania w bawełnę powiedział, że w takiej sytuacji nie zaufa za kierownicą nikomu poza samym sobą. Zamierzał złamać wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego, byleby tylko zdążyć, więc Aleksy czekał na wiadomość, że dojechał. Gabriel obiecał mu to jedno słowo w wiadomości, bez względu na to, jak dramatyczna będzie sytuacja.

Drgnął, gdy rozległo się pukanie. Przez chwilę trwał w bezruchu, zwalczając w sobie irracjonalną myśl, że to Antek. Po chwili wstał i odblokował zamek. Henryk Karczewski stał przed nim w drzwiach, obserwując go z niczego niewyrażającą miną.

— Mogę? — zapytał w końcu, wskazując na mieszkanie. — Nie będziemy o tym rozmawiać na korytarzu.

— Wejdź — mruknął Aleksy i niechętnie przesunął się na bok, by zrobić mu miejsce, a gdy ten znalazł się w środku, zamknął drzwi.

 Wszedł głębiej, obserwując, jak ojciec rozgląda się po lofcie i jak zatrzymuje wzrok na dużym zdjęciu przy suwanych drzwiach składziku. Na fotografii widniały roześmiane twarze Aleksego i Gabriela spoglądające w obiektyw. Aleksy nie wstydził się niczego, już nie. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na niego wyczekująco.

— Coś ty zrobił? — zapytał po chwili Henryk, przenosząc czarne tęczówki z powrotem do niego.

— Sprecyzuj.

— Zabiłeś jakąś wiedźmę — wyszeptał. Aleksemu odebrało na chwilę dech. Skąd Antoni i ojciec dowiedzieli się tak szybko?! Panowała głęboka, ciemna noc, gdy wyciągał związaną Julię z bagażnika, a poza nim do domu Gomorry przyjechał tylko Konrad. Aleksy był bezwzględnie pewny, że Wilczyński go nie zdradził. W końcu go tknęło. 

— Gomorra ci powiedziała — wydusił, zaciskając pięść.

— Nie zabroniłeś jej mówić o tym, że zawarłeś z nią intratny interes — odparował natychmiast, podchodząc do niego krok bliżej. — A kiedy pomachałem tej suce pieniędzmi przed nosem, wymsknęło jej się, że ma świetne wywar do sprzedania. Wzmocniony dodatkiem z wiedźmy. Była rozżalona, że nie mogła dodać nic z guślarza, ale umowa jest umową, więc zadowoliła się tym, co jej dałeś. Z tyloma wiadomościami szybko połączyłem kropki, Aleksy.

— Kurwa... — syknął, opadając na krzesło. Wykorzystała lukę w ich umowie i sprzedała tę wiadomość Antkowi i ojcu. Dwóm osobom, które żywotnie interesowały się tematem. Jak mógł być taki głupi, że nakazał jej tylko pozbycia się ciała i zabronił mówienia, co zrobił. Nie zająknął się słowem o informowaniu kogokolwiek na temat samej umowy.

— Jak mogłeś być tak nieostrożny?! Jak mogłeś dać się tak wmanewrować?!

— Czekaj, zabiłem człowieka, a jedyne co cię frapuje to, to że Gomorra rozpowiada o zawarciu ze mną umowy?! — zapytał ze złością Aleksy. Pokręcił z niedowierzaniem głową i zerwał się z krzesła.

— Obudź się, Aleksy! — krzyknął, chwytając go mocno za ramiona, zanim ten rozpoczął nerwową wędrówkę po lofcie. — Jesteś cholernym idealistą! Mam krew niejednego człowieka na rękach, tak samo, jak połowa aktywnych w zawodzie guślarzy i wiedźm!

Aleksy wciągnął ze świstem powietrze, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, ale ten nawet nie drgnął.

— Część z nas przypadkowo zabiła świadka, który nie powinien był znaleźć się na miejscu zlecenia, część nie mogła sobie poradzić z kimś opętanym, a niektórzy musieli się bronić przed wściekłym członkiem rodziny, który nie zaakceptował prawdy! — wycedził, wciskając palce w jego ramiona tak mocno, że wydawało się Aleksemu, iż po piersi pociekła mu krew. — Myślisz, że którykolwiek z nas leciał w podskokach do Akademii i o tym informował?! Że te pieprzone gryzipiórki zamknięte w tych murach cokolwiek by zrozumiały?! Aleksy obudź się! Liczy się dla mnie tylko to, że przeżyłeś! Nic innego nie ma znaczenia!

Aleksy patrzył na niego bez wyrazu, nie mogąc zdecydować czy bardziej był mu wdzięczny, czy się nim brzydził. Potrzebował tego – spotkać kogoś podobnego, innego guślarza, który zabił. W ich działaniach nie było przemocy ani niczego podobnego, wiedział o tym doskonale, ale mimo to chciał usłyszeć, że nie jest jedynym, który pociągnął za spust.

Telefon zawibrował w jego kieszeni. Wyciągnął go nieprzytomnie i odblokował ekran z wiadomością od Gabriela.

Dojechałem.

Przekaż swojemu ojcu, że jeżeli uronisz przez niego choćby jedną łzę, to przeklnę go na tyle sposobów, że żadna wiedźma mu nie pomoże. Wyklęta czy nie.

— To minie — odezwał się Henryk, bez najmniejszego skrępowania patrzył w ekran jego smartphone'a. Aleksemu zajęło chwilę, by zrozumieć, o czym mówi. Odepchnął od siebie ojca z całej siły, czując jak wreszcie wyciszone emocje, znów zaczynają w nim buzować. Przepełniała go wściekłość na Henryka i na siebie, że przez chwilę pozwolił sobie uwierzyć w jego troskę.

— Co ty myślisz, że ja jestem gejem, bo to jest modne? — wykrztusił, zaciskając mocno palce na telefonie. — Kocham Gabriela i tworzę z nim prawdziwy dom, po raz pierwszy w swoim życiu! – Widział szok, malujący się na twarzy mężczyzny. Wiedział, że to był cios poniżej pasa, ale nie obchodziło go to. Nie pozwoli się więcej zranić i umniejszyć swoich uczuć. Nie teraz, nie później. Już nigdy. — Wynoś się. Nie będziesz mnie więcej lekceważył i tłamsił.

— Aleksy, posłuchaj...

— W tej chwili wyjdź z mojego mieszkania! — wrzasnął, czując, jak serce tłucze o żebra. Sparaliżował go strach tego, na co się zdobył. Tym, jak ostateczne to było. Stawienie czoła ojcu i wykrzyczenie mu w twarz kim jest i z kim jest związany, było ostatnim bastionem, jego własnej nienawiści do siebie i braku akceptacji. Teraz gdy wyprostowany, pewny siebie i przepełniony miłością do Gabriela, umiał mu powiedzieć nie, poczuł, że wreszcie uwolnił się z ostatnich okowów, jakie go pętały.

Szarpnął za klamkę, otwierając szeroko drzwi i wskazał palcem korytarz.

— Nigdy. Więcej — powtórzy przez zaciśnięte szczęki, patrząc na niego wyzywająco. Na twarzy Henryka malowało się przede wszystkim niedowierzanie. Aleksy nie wiedział, czego konkretnie dotyczyło; jego orientacji seksualnej czy tego, że nie potakiwał w milczeniu? A może tego, że kazał mu się wynosić? — Chcę, żebyś stąd wyszedł.

Ojciec drgnął jakby rażony prądem, ale opuścił loft bez słowa. Nim zdążył się obrócić, Aleksy zatrzasnął za nim drzwi i zamknął zasuwę. 

Nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. Po raz pierwszy w swoim życiu wyraził swoje zdanie w jego obecności, choć wiedział, że w żadnej mierze nie spotka się z aprobatą.

Oparł się plecami o ścianę i zsunął po niej, aż na podłogę. Wydawało mu się, że powinien czuć żal, coś na podobieństwo strachu. A on – choć trząsł się jak w gorączce – czuł tylko ulgę. Niezmierzoną, wyzwalającą. Ukrył twarz w dłoniach i pozwolił łzom popłynąć po policzkach. 

Był wolny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro