Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dni mijały, ale Gabriel pozostawał tak samo zdystansowany: ból i żal skrywał za maską uprzejmego uśmiechu, którego Aleksy całym sercem nienawidził. Olszewski jak zawsze kładł się przy nim każdego wieczora i z tym samym uśmiechem robił kolejne wymyślne śniadanie, ale w jego oczach dostrzegał niegasnący błysk rozczarowania, że Aleksy choć przez chwilę rozważał zostawienie go. Aleksy pluł sobie w brodę, że zamiast to porządnie przemyśleć i porozmawiać na spokojnie, uległ kotłującym się w nim emocjom i powiedział tyle bezsensownych słów tamtego dnia. Zaoszczędziłby im obu bólu i rozczarowania, gdyby podszedł do tematu rozważniej, jak prawdziwy partner, a nie kowboj samotnik.

— Gotowy? — zagadnął Aleksy, podchodząc do niego powoli. Stanął za plecami Olszewskiego i objął go, przytulając policzek do szczupłego barku. Potrzeba bliskości brała się nie tylko z nieustającego pragnienia zmazania swoich win. Po tym, jak przez kilka nieznośnych godzin myślał, że stracił miłość życia, potrzebował co jakiś czas upewnić, że to nie sen i Gabriel naprawdę tu jest.

— Tak, właśnie skończyłem odpisywać na ostatnie zapytanie — westchnął i odginając rękę za plecy, musnął opuszkami palców włosy Aleksego. Właśnie w tych krótkich momentach, gdy poczucie zdrady traciło na sile, Gabriel potrafił znów cieszyć się ich bliskością. A mieli ku temu wiele okazji, bo Olszewski dostał od rektora urlop, aż do pierwszych dni stycznia; miał spędzić czas z rodziną i odpocząć.

— Mam nadzieję, że tryskasz pomysłami, bo ja nie mam zielonego pojęcia, co kupić Zosi — westchnął Aleksy i odsunąwszy się, obrócił go przodem do siebie. Gabriel oparł się pośladkami o kant blatu w kuchni, patrząc na niego z tym nieznośnie irytującym uprzejmym uśmiechem. Aleksy zmełł w ustach przekleństwo i położył dłonie po obu stronach jego bioder. Starał się uśmiechnąć z głębi serca, by samemu zamaskować rozdrażnienie. — A podejrzewam, że oczekiwania są duże.

— Bardzo duże — podkreślił Gabriel, po chwili zarzucając mu rękę na szyję. Przesunął palcami między kosmykami na potylicy Aleksego i nagle przyciągnął go do siebie, całując bardzo mocno w usta. Aleksy westchnął głośno, pozwalając by ta chwilowa ulga całkiem opanowała jego ciało. Obaj się starali zaprzeczyć rzeczywistości i własnym emocjom, żeby to, co tak skwapliwie budowali nie rozpadło się w nicość.

Znalezienie czegoś dla Zosi na święta wydawało się Aleksemu trudne, ale to poszukiwanie prezentu dla Gabriela napawało go prawdziwym przerażeniem. Nie miał choćby pomysłu, co mógłby mu podarować, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń i tego, że prawie go zostawił. Znowu. Chciał, żeby podarowany prezent dał Gabrielowi choć blade wyobrażenie tego, co do niego czuje.

Pożyczyli auto od Lidki i po raz pierwszy w życiu pojechali razem do Arkadii na wspólne, bożonarodzeniowe zakupy. Ciepłe promienie słońca przebijały się przez ciężkie chmury przedpołudniowego nieba, gdy podjechali pod szlaban na tyłach galerii. Choć powoli rozpoczynał się okres przedświątecznej gorączki tego czwartkowego przedpołudnia warszawiacy nadal tkwili przy biurkach, domykając ostatnie zawodowe sprawy zanim ogarnie ich duch prezentowego szaleństwa. Mimo to, Gabriel kluczył po kolejnych kondygnacjach opustoszałego parkingu, szukając jego zdaniem najbardziej dogodnego miejsca.

— A czy to nie jest obojętne? — mruknął Aleksy, zerkając na niego kątem oka. 

Chciał prowadzić, ale Olszewski łagodnie mu przypomniał, że lubi mieć kontrolę nad sytuacją. Szczególnie za kierownicą. Aleksy uśmiechnął się lekko, patrząc jak skupiony spogląda we wsteczne lusterko i zgrabnie wycofuje auto na upatrzone stanowisko.

— Bieganie po parkingu w poszukiwaniu auta za każdym razem, kiedy będziemy chcieli odnieść zakupy byłoby męczące — odpowiedział, wyłączając silnik. Uśmiechnął się lekko do Aleksego i skradł czuły pocałunek, całkiem ignorując pełne niedowierzania spojrzenie, którym go obrzucił.

— To ile ty chcesz tego kupić?! — wydusił, otwierając drzwi z taką siłą, że niemal obił sąsiedni samochód.

— Dla ciebie mam tuzin rzeczy do kupienia, więc pomyśl ile mam dla Zosi i Hani — odpowiedział, wyciągając z kieszeni spodni złożoną kartkę. Rozwinął ją i w przelocie pokazał mu listę zapisaną od góry do dołu drobnymi, schludnymi literami. Aleksy jęknął, patrząc na niego nadal pogrążony w szoku. Nigdy nie kupował prezentów gwiazdkowych, nawet w Akademii. Zwyczajnie nie przywiązywał do tego wagi i zapominał. Tym razem znowu to zrobił; nie miał nawet jednego prezentu dla Gabriela.  Zwyczajnie znów mu to umknęło, choć przecież od kilku dni wiedział, że w tym celu jadą do galerii. — Przynajmniej ty nie musisz nic wymyślać — zauważył Gabriel, spoglądając na niego z rozbawieniem. Ujął jego dłoń i pociągnął w stronę windy.

Aleksy myślał, że zakupy z Konradem przygotowały go na ten dzień, ale świąteczne szaleństwo z Gabrielem miało zupełnie inny wymiar. Olszewski przyszykował się do tych zakupów z typową dla siebie dokładnością. Wołał sprzedawców, pokazując im zdjęcia konkretnych modeli zabawek i poszukiwał porcelany upatrzonej wcześniej na stronie internetowej. Nie rozglądał się po produktach, szukając natchnienia, tak jak to robił Konrad, tylko szybko wynajdywał interesujące go rzeczy i wówczas decydował, który kupi.

— Kiedy zdążyłeś się do tego przygotować? — zapytał ze zdumieniem Aleksy. 

Weszli do sklepu z artykułami domowymi, gdzie Gabriel poprosił o dwa zestawy garnków. Teraz pochylony nad nimi, próbował zdecydować, który powinien kupić.

— Cały rok — odpowiedział, nawet na niego nie spoglądając. — Na bieżąco notuję albo fotografuję rzeczy, które wpadły najbliższym w oko. Prezenty grzecznościowe takie, jak dla rektora czy profesora Jadłowskiego kupuję przez internet.

— Mój mózg nie jest w stanie robić tyle rzeczy na raz — westchnął Aleksy z niedowierzaniem, zaglądając mu przez ramię. Postukał palcem w ucho garnka. — Sprawia wrażenie mało wytrzymałego.

— Masz rację. Weźmiemy jednak ten szary zestaw — przyznał, wkładając wszystko z powrotem do kartonów. — Ty byłeś dla mnie najbardziej problematyczny. Nigdy niczego nie chcesz.

— Chcę ciebie — mruknął Aleksy, wykorzystując sytuację, żeby nieco się zrehabilitować. 

Gabriel spojrzał na niego kątem oka. Mierzyli się długo spojrzeniami, aż w końcu Olszewski się uśmiechnął.

— To masz załatwione.

— Więc niczego więcej już nie potrzebuję.

— A może mnie w niczym, w takim razie?

— No i widzisz, znalazłeś idealny prezent — odpowiedział, uśmiechając się szerzej. Gabriel parsknął i chwyciwszy oburącz karton, ruszył w stronę kasy.

Zgodnie z przewidywaniami Gabriela kilkakrotnie wracali do samochodu. Wpychali kolejne torby do bagażnika, a potem na tylne siedzenie BMW. Lalki interaktywne, tuzin gier planszowych i absurdalnie wielki misiek, który prawdopodobnie będzie wracał z Aleksym na przednim siedzeniu, stanowiły zaledwie preludium do zdobycia wszystkich pozycji z zakupowej listy Gabriela. Jedwabny szalik w perłowym kolorze i szare koszule Vistuli, o które wykłócał się z ekspedientką Olszewski ułożyli za tylną szybą, całkiem zasłaniając widoczności we wstecznym lusterku. Aleksy nie miał pojęcia, jak się ze wszystkim zmieszczą, zwłaszcza, że do Daniela do domu jechali razem z Lidką. Nawet mu powieka nie drgnęła, gdy Olszewski powiedział, że chciałby, żeby spędziła te święta razem z nimi i czy miałby coś przeciwko. Oczywiście, że miał. Chciał zawłaszczyć go dla siebie, dzielić się nim tylko z rodziną i przeżywać pierwsze wspólne święta we dwóch, ale nade wszystko chciał, by Gabriel był szczęśliwy. Po tym wszystkim, co przeszli i gdy to on zawsze odmawiał sobie wszystkiego dla Aleksego, nie umiał powiedzieć mu nie. Nade wszystko nie chciał tego robić.

— Spotkajmy się za godzinę tutaj — poprosił Gabriel, gdy usiedli w kawiarni po odniesieniu kolejnego naręcza zakupów. Popijali powoli kawę, dając odpocząć nogom. Aleksy nie miał siły nawet dowlec się stąd do samochodu, nie mówiąc już o dalszych zakupach.

— Gdzie ty jeszcze idziesz? — jęknął, wychylając ostatnie łyki czarnej kawy aż do samego dna.

— Po prezenty dla ciebie. Chcę, żebyś miał niespodziankę, więc się rozdzielamy — odpowiedział bez zająknienia Olszewski, wkładając między kształtne wargi ostatni kawałek tiramisu. Krew zawrzała w żyłach Aleksego, gdy Gabriel powoli wysunął widelczyk z ust, zostawiając na aksamitnej skórze odrobinę kremu przyprószonego kawą. Wtedy też dotarło do niego, co powiedział Gabriel.

— Ty nie żartowałeś? — wydusił, mrugając pospiesznie. Był pewien, że wygląda jak zdziwiona sowa. Wybuch śmiechu Gabriela utwierdził go w tym przekonaniu.

— Oczywiście, że nie. To moja największa przyjemność dzisiaj — powiedział z łobuzerskim uśmiechem. — Chociaż znam jeszcze kilka innych i do wszystkich jesteś mi niezbędny.

Aleksy przełknął głośno ślinę, czując jak ogarnia go czarna rozpacz. Miał cały dzień, żeby wymyślić, co kupić Gabrielowi, ale dał się wciągnąć w wyszukiwanie prezentów dla pozostałych Olszewskich i zupełnie o tym zapomniał. Znowu.

Patrzył, jak Gabriel wstaje od stołu i posyłając mu ostatni szelmowski uśmiech, oddala się szybkim krokiem. Jego sylwetka niemal natychmiast zniknęła w gęstniejącym z każdą godziną tłumie. Aleksy poczuł w piersi rosnącą panikę. Wyciągnął telefon i zaczął przeglądać strony z sugestiami prezentów dla partnerów. Natychmiast to porzucił, widząc skąpą bieliznę, kubki z głupawym nadrukiem, czy książki. Popukał kilka razy palcem w blat stołu, szukając inspiracji w twarzach mijających go klientów, po czym wystukał wiadomość do Konrada.

Aleksy: Co kupujesz Milenie na święta?

Konrad: Nie chcę cię zawstydzać <emot diabła>

Jęknął, wyłączając chat. Mógł się spodziewać, że Wilczyński nie będzie dobrym źródłem pomysłów. Spojrzał na zegarek i niemal natychmiast wstał. Mógł jednocześnie przeglądać strony internetowe i chodzić po galerii, może go w końcu natchnie. 

Zostało mu jeszcze pięćdziesiąt trzy minuty. 

Niemal biegł, rozglądając się dookoła, jakby co najmniej zgubił dziecko, a nie poszukiwał prezentu. Z goryczą pomyślał, że wreszcie był naj - największym dupkiem i najgorszym chłopakiem. Niekwestionowany lider rankingów. Jakkolwiek by się nie starał, naturalnie nawalał we wszelakich relacjach międzyludzkich. A przecież skupił się na dwóch. Chciał być dobry dla dwóch osób i nawet to przerastało jego możliwości.

Wtedy z przerażeniem zdał sobie sprawę, że nie ma prezentu też dla Konrada. Cały dzień włóczył się z Gabrielem, który miał gotową listę. On tylko pomagał mu wybierać kolory i dodatki. Olszewski kupił bez mała sto starannie wyselekcjonowanych podarków, a Aleksy jedyne, co potrafił to po raz kolejny nawalić. Zatrzymał się w miejscu i usiadł na jednej z ławek, biorąc kilka głębokich wdechów. Zostawiał ich obu. To wychodziło mu świetnie. Miał w tym prawdziwy dar.

Skrzywił się, przekładając nerwowo telefon z ręki do ręki. Wtedy go tknęło. Czas. Jego czas był tym, co im ciągle odbierał. Odchodził, znikał, zatajał i działał na własną rękę.

Pomysły pojawiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niemal natychmiast.

Odszukał w internecie wizytówkę z danymi kafejki internetowej, w której byli stałymi gośćmi i od razu zadzwonił. Właściciel natychmiast przyjął jego propozycję, obiecując przesłać potwierdzenie mailowe i numer konta bankowego, na który ma przelać zaliczkę. Ustalili, że w wybranym przez Aleksego terminie przygotuje im łącze i wynajmie lokal na całą noc. Będą mogli grać, aż świt ich zastanie albo i dłużej. 

Następnie Aleksy zadzwonił do biura podróży i po szybkiej rozmowie z agentem wybrał plan wakacyjny z tygodniowym wynajmem apartamentu nad samym brzegiem morza na Sycylii. Podesłane Aleksemu zdjęcia z prowincji Palermo zapierały dech w piersiach. Bez oglądania innych ofert, opłacił pobyt w styczniu. Przeczuwał, że Gabriel będzie zachwycony. Nawet jeżeli nie był to najbardziej słoneczny okres w roku. W zasadzie wiatr hulał po opustoszałym mieście.

Szybkim krokiem przemierzył galerię w poszukiwaniu sklepu papierniczego, gdzie zakupił kartki świąteczne i inne rzeczy, które mogły mu się przydać do własnoręcznego wykonania karnetów prezentowych. Nawet jemu nie przemknęło przez myśl, żeby wręczyć je w formie wydruku z internetu.

Wychodząc ze sklepu z kolorowymi wstążkami i długopisami z błyszczącymi tuszami, zamierzał udać się wprost do kawiarni, gdy jego wzrok przyciągnął butik z zegarkami wyeksponowanymi na aksamitnych poduszkach. Oświetlone zimnym światłem żarówek LED złote dodatki, błyszczały zachęcająco. Czy istnieje bardziej wymowna alegoria czasu? I bardziej elegancki prezent dla mężczyzny dbającego o wygląd tak jak Gabriel? Aleksemu zostało jeszcze pięć minut do umówionego spotkania, ale zignorował to i z szerokim uśmiechem pchnął szklane drzwi.

Ku jego własnemu zaskoczeniu, decyzję podjął niemal natychmiast. Jego uwagę od razu przyciągnął gustowny zegarek Zeppelin Atlantic z czarną tarczą i skórzanym paskiem. Problemem okazał się grawer, który Aleksy chciał umieścić na deklu. Zegarmistrz odmówił, tłumacząc się tym, że w jego sklepie takich usług się nie świadczy. Z obłędem z oczach zapłacił i puścił się biegiem do jubilera, jedynego miejsca, które przyszło mu na myśl. Przesympatyczna ekspedientka, która znała się na swojej pracy i ją lubiła, natychmiast zaoferowała pomoc. Za dodatkową opłatą wykonali dla niego usługę w tempie ekspresowym i już po pół godzinie Aleksy biegł z pudełkiem w ręku do kawiarni.

Gabriel siedział z nogą założoną na nogę przy tym samym stoliku co wcześniej. Pochylony nad telefonem, wstukiwał niespiesznie jakąś wiadomość. Na blacie przed nim stała kawa w wysokiej szklance z absurdalną ilością bitej śmietany i słodkiego, czekoladowego sosu. Jego ulubione Java Choco Chip Frappucino.

— Przepraszam za spóźnienie — wydusił Aleksy, ściskając mocno w dłoniach papierową torbę.

— Nic nie szkodzi — odpowiedział z uśmiechem Gabriel, wygaszając ekran. Odłożył aparat. Patrzył na niego z trudem maskowanym zaintrygowaniem. — Owocne poszukiwania?

— Bardzo. A u ciebie?

— Też. I kupiłem nam obiad. — Wskazał gestem na torby leżące na krześle obok. Trzy duże zestawy sushi. Aleksy dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest głodny. — Wracajmy. Czeka nas randka.

Istotnie. Gabriel poprzedniego dnia kupił popcorn i przygotował film na wieczór, który mieli spędzić tylko we dwóch, by odzyskać równowagę i wyciszyć się. Uśmiechnęli się do siebie i złączywszy dłonie, powoli przeszli przez galerię. Aleksego nie obchodziło kto i jak na nich patrzył. 

Byli mu obojętni, jak chodnik po którym szedł.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Do czasu wyjazdu do Gliwic życie Aleksego ograniczało się w zasadzie do dwóch rzeczy: morderczego treningu i szaleńczego seksu. Budził się z Gabrielem na swoich biodrach, a już po śniadaniu szli na polanę, gdzie czekał na nich Konrad. Biegali do upadłego po puszczy Kampinoskiej i wracali do Akademii wczesnym południem. Poddawali się serii ćwiczeń na siłowni, które planował dla nich Wilczyński, jedli razem lekki lunch, a potem okładali się na ringu, aż któryś w końcu ogłaszał koniec i nigdy nie robił tego Aleksy. Uderzał najzacieklej, najdłużej kopał w worek treningowy i bez ustanku powtarzał przewroty, zmuszając Gabriela do rzucania nim po sali nawet przez godzinę. Jednak żaden z nich nie zająknął się słowem, że powinni zwolnić albo dać sobie spokój. Nie musieli o tym rozmawiać, każdy z nich wiedział, że te ćwiczenia mają tylko jeden cel; dorwać Antka i Kacpra, zanim oni to zrobią.

Dzień przed wyjazdem na święta rozpętała się burza śnieżna, więc zrezygnowali z biegów po lesie i od samego rana okupowali siłownię. Ci ze studentów, którzy nie wrócili na ferie do domu, korzystali nieśmiało ze sprzętów do ćwiczeń ustawionych pod samą ścianą, najdalej od maty, po której właśnie tarzał się Aleksy z Gabrielem.

— Masz mniej pary niż Aleksy, a i tak wygrywasz — zachichotał Konrad. Siedział po turecku na ziemi nieopodal nich i ocierał pot z twarzy cienkim ręcznikiem, popijając odżywkę białkową z bidonu.

— Wiem, co zrobić, żeby nie był w stanie nawet westchnąć — powiedział niskim głosem Gabriel, siedząc na plecach Aleksego. Trzymał jego rękę wykręconą do tyłu i ani myślał zejść. Konrad stłumił w piersi atak śmiechu, zasłaniając dłonią usta, by ich nie opluć.

— Co to za chwyt?! — sapnął Aleksy, bezskutecznie starając się uwolnić rękę. Z policzkiem wciśniętym w matę, próbował wyswobodzić się już ponad minutę, ale każdy ruch skutkował tylko ostrą falą bólu rozchodzącą się po całym ramieniu. Nic nie przybliżało go do uwolnienia się.

— Domyślam się, że w nocy tego nie mówi — drażnił Wilczyński, korzystając z okazji, że jest wciśnięty w matę. Aleksy wybełkotał w jego stronę niewybredne określenie, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia.

— Wbiłem ci palec w mięsień, czujesz? — wyjaśnił łagodnie Gabriel, dociskając kciuk od wewnętrznej strony powyżej nadgarstka. Aleksy jęknął, przymykając oczy, gdy błysk bólu po raz kolejny uderzył go w zęby. — Nie wywiniesz się z tego.

— Teraz mi to mówisz?!

— Lubię jak jesteś pode mną — odpowiedział spokojnie Gabriel i podniósł się zgrabnie. Konrad nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem, patrząc zaszklonymi łzami, jak Olszewski delikatnie odkłada ramię Aleksego na ziemię. Usiadł obok niego, uśmiechając się bezczelnie.

Aleksy sapnął, podciągając zdrętwiałą ręką. Powoli odepchnął się od podłoża i usiadł ciężko obok Olszewskiego. 

— Naprawdę chcecie jechać do Gliwic w tę zamieć? — zapytał nagle Konrad, spoglądając wymownie na Gabriela. Wilczyński jechał do rodziny, mieszkającej w Warszawie, więc omijał drogi szybkiego ruchu. Nie musiał się specjalnie martwić burzą śnieżną.

— Oczywiście — odpowiedział natychmiast Gabriel. Nacisnął kilka razy na obite przez Kacpra udo i posłał Aleksemu łagodny uśmiech. — Nasze pierwsze święta razem. Chcę, żeby było idealnie.

— Słodziutki jesteś — zaświergotał wesoło Wilczyński, stukając go lekko stopą. 

Aleksy cieszył się, że przyjaciel zdążył coś powiedzieć, zanim sam się odezwał i znowu popsuł atmosferę. Bardzo się pilnował, by nie powiedzieć nic, co mogło by wprowadzić złe wibracje. Do tego stopnia się o to martwił, że zaczął coraz częściej całować Gabriela, by uniknąć rozmowy. Stało się to tak nagminne, że Olszewski zaczął w końcu wybuchać śmiechem, gdy ich usta się stykały. Aleksy wiedział, że on wie. Wie, że się stara i że mu ciężko. I doceniał to. Te objawy wesołości stanowiły pewne niewerbalne zapewnienie, że jeszcze się nie posypał, że nadal łączyła ich żelazna więź, które nic nie zniszczy. Nawet Aleksy.

Wszystko było dobrze, bo obaj od początku mieli rację. Jakkolwiek nadal nie pragnął ich ochronić, zostanie przy nich dawało mu ogromną siłę i patrząc jak trenują, wiedział, że Szarejko będzie musiał się bardzo natrudzić, by znowu położyć swoje ręce na którymkolwiek z nich. Istniała bardzo duża szansa, że skończy wówczas jak Kacper.

Mimo to Aleksy każdego dnia walczył ze sobą; z nieodpartą chęcią ucieczki i samodzielnej walki z Antonim. Głos z tyłu głowy ciągle powtarzał mu, że najbezpieczniej by było, gdyby pod osłoną nocy uciekł. Wsiadł do auta i przemierzając Polskę, złapał Antka w pojedynkę. Zabił. Unicestwił. Zmiótł z powierzchni ziemi i patrzył jak jego ciało płonie na jakiejś odludnej polanie.

A potem patrzył w oczy Gabriela i cała jego furia nagle opadała, jak polane wodą płomienie. Widział w tej ukochanej twarzy resztki żalu, ale przede wszystkim miłość. Niezmierzony ocean lojalności, gorących uczuć i wsparcia. Wtedy przypominał sobie, jak na niego patrzył, gdy rozmawiali pod murami Akademii. Jak wielki miał do niego żal, jak bardzo się bał jego odejścia.

Antoni mógł go zranić a nawet zabić, ale czy odejście Aleksego nie byłoby równie bolesne? Nawet bardziej, bo zadane przez osobę, którą kochał i której ufał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro