Rozdział 14, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ten sposób rozpoczęła się pierwsza wigilia Aleksego, zorganizowana z tak wielkim rozmachem, że bardziej przypominała amerykańską komedię niż prawdziwe święta. Zosia otworzyła im drzwi, gdy Lidka, trzymając czubek choinki, komenderowała Aleksym, który dźwigał jodłę. Pojedyncze gałązki drapały jego twarz i szyję, ale z szalikiem naciągniętym pod same oczy próbował wpasować się w niewielki przedsionek. Koniec końców zdecydował, że korytarz jest za wąski i wstawił jodłę do domu przez okno. We trójkę ekspresowo posprzątali salon, rozcięli sznurki na drzewie i rozłożyli gałęzie. Zosia z marsową miną próbowała pozmiatać igły z dywanu, aż w końcu Aleksy stracił cierpliwość i we trójkę – razem z Lidką – pojechali do sklepu z elektroniką. 

Zgodnie ustalili wersję, w której nowy, bardzo lekki odkurzacz ręczny przyniosły krasnoludki.

Ku swojemu zaskoczeniu, Aleksy miał ogromną słabość do Zosi, więc gdy jej oczy zaświeciły się na widok absurdalnie dużego pluszaka, kupił go bez wahania. Podobnie jak ogrodowego królika z lampkami LED, zestaw bajek braci Grimm i polskich podań ludowych. Razem z Lidką wybrali też komplet pościeli na dodatkowy prezent dla ich gospodarzy i karton pieluch dla Hani. Wrócili tak obładowani zakupami, że nie udało im się przemknąć niezauważonymi obok salonu. Zwłaszcza że maskotka Zosi dwukrotnie ją przewyższała.

Podczas ich nieobecności Gabriel posiekał pieczarki i przygotował faszerowane jajka, wyrobił ciasto na pierogi, wyszorował podłogę w kuchni... Ledwo żywy opierał się na łokciach o blat stołu w kuchni, chichocząc pod nosem, gdy Zosia sadzała nową maskotkę na krześle obok niego.

Słońce już chyliło się ku zachodowi, gdy ostatnie potrawy wystawiono na stół, a oni na zmiany biegali do swoich pokoi, żeby ubrać się w coś bardziej odświętnego. Aleksy uśmiechnął się w duchu, widząc komplet, który przygotował dla niego Gabriel. Olszewski wiedział, że nie znosi muszek, krawatów i garniturów, więc spakował mu czarną koszulę ze stójką i półformalne, ciemnoszare spodnie. Gdy przebrany zszedł na dół i stanął obok niego, wydawało mu się, że naprawdę dobrze się razem prezentują. Tym razem Aleksy wyglądał elegancko, tak jak wymagała tego od niego sytuacja. Usztywnił włosy i użył perfum Gabriela, już samo to całkiem zmieniło jego wizerunek. Widział to w jego pełnych zachwytu oczach, gdy wchodził do salonu. Koszula i spodnie świetnie na nim leżały, podkreślając długie nogi i atletyczną sylwetkę. A co najbardziej zaskakujące, czuł się z tym dobrze. Czuł się dobrze z nowym sobą.

Jak zawsze Gabriel miał nienaganne wyczucie smaku. Założył swoją nieodłączną kamizelkę i spodnie od garnituru, a do tego koszulę w kolorze butelkowej zieleni z tej samej kolekcji co koszula Aleksego. Uśmiechał się łagodnie, obejmując go w pasie.

— Dziękuję za dzisiaj — szepnął mu do ucha. Oddech Olszewskiego owiał jego skórę, wywołując na niej gęsią skórkę. Aleksy uśmiechnął się niemrawo i sapnął, gdy Zosia wpadła na niego całym ciężarem. — Wziąłeś na siebie najcięższe zadanie — dodał z rozbawieniem, wskazując brodą na dziewczynkę.

Aleksy pochylił się, chwycił ją za chude bioderka i podrzucił wysoko, aż pod sam sufit, a potem złapał i posadził na swoim przedramieniu. Była tak drobniutka, że wydawało mu się, jakby ważyła nie więcej niż niewielki worek ziemniaków. Zaśmiała się radośnie i wychyliwszy się do przodu, wpadła w ramiona Gabriela. Objął ją mocno i tuląc do siebie, całował po złotych włoskach. Pokój wypełniły najpiękniejszy dźwięk, jaki Aleksy kiedykolwiek słyszał, gdy Gabriel i Zosia śmiali się w głos, łaskocząc i tuląc na przemian.

Zasiedli do stołu i pan Olszewski podniósł opłatek. Aleksy dał się całkiem porwać nastrojowi. Z głośnika ustawionego w kącie salonu rozbrzmiewały łagodne dźwięki kolęd. Za oknem granatowe niebo pokryły gwiazdy, a łagodny półmrok pokoju rozświetlał blask świec i stojących przy oknie lampy z kloszem z przydymionego szkła. Poczuł magię świąt całym sercem.

— Mamy całą rodzinę w komplecie — zaczął Krzysztof, patrząc znacząco na Hanię, Magdę, a potem niego. Aleksy uśmiechnął się niemrawo, czując, jak Gabriel chwyta jego dłoń pod stołem i ściska mocno. — Pamiętaj Lidko, że jesteś zawsze mile widziana. Czekamy na ciebie w każde święta. Twoje telefony są dla nas ogromnie miłe.

Aleksy spojrzał z ukosa na Gabriela, ale ten uśmiechnął się i pokręcił lekko głową, dając mu do zrozumienia, że porozmawiają o tym później.

— Aleksy — odezwał się po chwili, zwracając się bezpośredniego do niego. — Cieszę się, że jesteś tu z nami. Wierzę, że jest to pierwsza z wielu wspólnych kolacji.

— Z przyjemnością, proszę pana — wymamrotał, nie bardzo wiedząc, co powinien odpowiedzieć.

— Przede wszystkim jednak — dodał, odsuwając się od swojego krzesła. — Dziękuję ci, synku, za to, że uratowałeś naszą Madzię i maleńką Hanię. Niech ci świat sprzyja, aniele.

Gabriel uśmiechnął się do ojca, ale nie powiedział nic – to nie skromność, a zwyczajnie szczęście, że dotarł do szpitala i są tutaj wszyscy razem, przy tym stole. Aleksy też się cieszył, bo to właśnie oni byli jego nową rodziną.

Pan Olszewski rozdał opłatek i rozpoczął składanie życzeń od siedzącej po jego prawej stronie żony. Aleksy, zaczynając od Zosi, podchodził po kolei do stłoczonych w jadalni osób. Pochylił się nad małą Hanią, uśmiechając się do niej szeroko.

— Zdrowia i... — zaczął, ale głos zamarł mu w gardle, gdy dostrzegł sznur wisielca przyczepiony na ściance koszyka mojżeszowego. Gabriel przywiązał do niego kolorowymi nitkami ususzone liście i łodyżki nieznanych Aleksemu roślin. Uśmiechnął się i wyprostował. Obrócił się, by znaleźć Olszewskiego i wpadł prosto w jego ramiona. 

Gabriel położył dłonie na jego biodrach i przyciągnął władczo do siebie.

— Życzę ci spokoju, najdroższy. Zresztą sobie poradzimy — powiedział z lekkim uśmiechem Gabriel. Aleksy dobrze wiedział, co miał na myśli, mówiąc o spokoju: pozbycie się Antka i Kacpra.

— A ja ci życzę długiego życia ze mną. O szczęście ja zadbam — odpowiedział z szelmowskim uśmiechem. Wargi Gabriela drgnęły i ich usta złączyły się w czułym pocałunku. Powoli przerwali delikatną pieszczotę i Aleksy oparł czoło o jego, oddychając głęboko. — Żebyśmy wszyscy przeżyli. Niczego innego nie chcę...

— Fuuuuuuuj! Dlaczego dorośli ciągle to robią!? — Tuż obok nich rozszedł się pełen obrzydzenia głos Zosi. Odsunęli się od siebie, patrząc na nią zdezorientowani, a wtedy ona wskazała palcem na Daniela i Magdę. Stanęli nieco z boku z dala od wszystkich. Skryci w półmroku przy świątecznej choince, szeptali sobie czułe słowa. Daniel ze słabym uśmiechem scałowywał łzy z policzków żony.

W trakcie kolacji Gabriel mrugnął porozumiewawczo na Aleksego, wskazując choinkę. Od razu zrozumiał. Z pełnym zaangażowaniem zaczął dopytywać Zosię, czy aby nie widziała Julków w okolicach domu. Nie było szans, żeby tyle demonów znajdowało się na tak małej przestrzeni, ale dziewczynka natychmiast podchwyciła temat. Po krótkiej analizie Aleksy wydał werdykt, że jednak duszki mogą harcować za domem. Zosia ochoczo złapała go za rękę i bez słowa pociągnęła w stronę drzwi. Dusząc się ze śmiechu Aleksy, naciągnął w pośpiechu kurtkę i buty, a już na zewnątrz obwiązał się szalikiem. Zimno szczypało policzki, a śnieg sięgał mu do połowy łydek, ale Zosia brnęła przed siebie z zaciętą miną. Oboje przez ponad pół godziny brodzili w białym puchu, zaglądając pod krzaki róż i między gałęzie akacji.

— Musiały nas usłyszeć i schować się — powiedział w końcu. Podejrzewał, że Gabriel i Daniel umieścili już wszystkie prezenty pod choinką i może przestać odmrażać sobie tyłek w poszukiwaniu duszków, których tutaj nie ma.

— Może powinniśmy...

— Wracajmy, Zosiu. Najwyraźniej to nie ten dzień...

— Chcę być łowcą demonów! Muszę się uczyć! — zawołała i tupiąc wściekle nóżką, wzbijała tumany sypkiego śniegu w powietrze. Posłał jej lekki uśmiech i strzepnął biały puch, który osiadł na jego kurtce, gdy próbował uchronić Zosię przed igłami sosny.

— To zacznij od nauki cierpliwości. Zanim ostatnim razem złapałem demona, siedziałem przyczajony w strugach deszczu prawie tydzień — odpowiedział z rozbawieniem i chwyciwszy ją w pasie, podniósł do góry. Niesiona pod pachą, jak bagaż znowu zaczęła radośnie piszczeć. Z głupawym uśmiechem ruszył do domu, podskakując co jakiś czas, co wzbudzało w niej kolejne napady wesołości.

— Już się martwiłem, że Julki was porwały! — zawołał wesoło Gabriel, wchodząc do przedpokoju w momencie, gdy otwierali drzwi wejściowe. Aleksy postawił zarumienioną Zosię i tupnął kilka razy, strącając śnieg z butów. — Musisz to zobaczyć, Zosiu!

— Prezenty! — zawołała radośnie i porzuciwszy ubrania tam, gdzie stała, puściła się biegiem do salonu.

— Jesteś najlepszą opiekunką dla Zosi, jaka kiedykolwiek postawiła nogę w tym domu — powiedział z rozbawieniem Gabriel, podnosząc jej rzeczy. Machinalnie wywinął rękawy na właściwą stronę i złożył dokładnie szalik. Aleksy uwielbiał tę jego skrupulatność, to, z jakim skupieniem wykonywała nawet najdrobniejszą czynność.

— Chyba lubię dzieci — przyznał po chwili Aleksy, wzruszając ramionami. — Łatwiej mi z nimi rozmawiać niż z dorosłymi.

— A one uwielbiają ciebie — przyznał, ujmując jego dłoń. 

Razem przeszli do salonu, gdzie Zosia już szalała przy stercie kolorowych paczek z wymyślnymi kokardami. Aleksy nigdy w życiu nie widział takiej góry prezentów, pokaźna sterta sięgała do połowy choinki. Zamrugał zdumiony, patrząc, jak dziewczynka chwyta ogromne prostokątne pudełko i podbiega do pani Olszewskiej, a ta czyta imię na etykietce: Magda.

Podeszli z Gabrielem bliżej, gdy poczuł wibracje w swojej kieszeni. Wyciągnął telefon i westchnąwszy, odsunął się na bok, by odebrać.

— Wesołych Świąt, Aleksy.

— Wesołych Świąt, tato — odpowiedział, opierając się barkiem o drzwi na taras. Przesunął się do przodu, gdy stuknął piętą jeden z prezentów. Zosia dopadła do paczki o nieregularnym kształcie i gdy usłyszała, że to dla niej, natychmiast rozerwała papier. Ich oczom ukazała się olbrzymia, kolorowa maskotka stonogi. Uśmiechnął się pod nosem, po raz setny w ciągu tego dnia.

— Przyjechałem do Akademii, ale powiedzieli mi, że pojechałeś na ferie do profesora Olszewskiego.

— Tak — odpowiedział spokojnie. Nie czuł kompletnie nic. Żadnego strachu, żadnej niepewności. — Gabriel jest bardzo rodzinny.

— Inaczej niż my.

— Inaczej.

— Poluję na Antka — powiedział po dłuższej chwili milczenia. Otaczała go cisza, więc Aleksy domyślił się, że ojciec zamknął się w samochodzie, demony tylko wiedzą gdzie. — Zapadł się pod ziemię.

— Szykuje coś na mnie. Podejrzewam, że będzie potrzebował czasu, skoro ostatnio napuścił na mnie Dzikich Myśliwych — westchnął Aleksy. Przeczesał palcami włosy, śledząc kątem oka Gabriela odbierającego prezent od Zosi. Skradł dziewczynce buziaka, a ona przytuliła go mocno i pobiegła po kolejne prezenty. — Rektor powiedział, że wysłał tam guślarzy, ale po demonach nie pozostał żaden ślad.

— Pojechałem tam z nimi — odpowiedział natychmiast. — Ja, kilku moich kolegów łowców i paru młodych guślarzy. Przeczesaliśmy ten las i Kwatery, ale zapadli się pod ziemię. Musiał ich ze sobą zabrać, dokądkolwiek pojechał.

— Jak on ich transportuje...

— Podejrzewam, że ciężarówką. Skoro ma nad nimi kontrolę, może ich namówić do wejścia do przyczepy — odpowiedział, wzdychając wymownie. — Rozmawiałem z Gomorrą...

— Nie wyjdzie dobrze na rozmowie z tą kłamliwą suką. Wiesz, że to ona zdradziła wszystko Antkowi.

— Byłeś nieprecyzyjny, wykorzystała to...

— A ty na pewno będziesz sprytniejszy ode mnie, zwłaszcza że kiedy ostatnio u niej byliśmy, radośnie usiadłeś na krześle i wypiłeś to, co ci dała — sarknął Aleksy, kręcąc z niedowierzaniem głową.

— Gomorra potwierdziła mi, że można stworzyć tak czar, by woreczek z zaklęciem był narzędziem, który nie zostaje z demonem, ale z władcą demona.

– Nie wiem, do czego potrzebowałeś potwierdzenia. Przecież wszyscy trzej widzieliśmy, że Antek wyciąga coś spod kurtki, zanim kazał Myśliwym wypruć mi flaki. Każdy głupi by się domyślił.

— A co mówi twój wiedźmarz? — zapytał nadal spokojny. W głosie Henryka pojawiło się coś nowego – wyrażał się mniej autorytatywnie. Wycofywał się, nie narzucał swojego zdania. Pytał. A może to Aleksy stał się silniejszy i pewniejszy swego?

— Gabriel mówi, żeby mu wpakować kulkę w łeb, co niniejszym uczynię przy najbliższej nadarzającej się okazji — wyszeptał, zakrywając dłonią mikrofon i usta, tak by nikt go nie usłyszał. Gabriel rzucił mu pytające spojrzenie, ale tylko pokręcił delikatnie głową. — Tu nie ma się czego doszukiwać. Nie ma sensu rozwiązywać zagadki manipulacji demonami. Bynajmniej mnie to nie interesuje. Antek poluje na mnie ze swoją cholerną vendettą, więc chcę go dopaść pierwszy...

— Aleksy! — krzyknęła Zosia i zerwawszy się z podłogi, podbiegła do niego. — Prezent! Przestań rozmawiać przez telefon! Są święta! Nie ma pracy!

— Już kończę — obiecał, nieporadnie przyjmując podarek, który bez cienia delikatności wepchnęła mu w ręce.

— Dzieci? — rozległ się uprzejmy głos w telefonie.

— Tak — odparł lakonicznie, wciskając miękką paczuszkę pod pachę. — Wracam do nich. Wesołych Świąt, tato.

— Wesołych Świąt, synu.

Rozłączył się, próbując opanować nieprzyjemnie emocje kotłujące się w brzuchu. Zawsze tak się czuł, gdy rozmawiał z ojcem: przytłoczony, krytykowany, oceniany. Teraz to uczucie było jedynie bladym cieniem tego, co kiedyś nim targało. Wziął głęboki wdech i już miał włożyć telefon do kieszeni, gdy dojrzał informację o wiadomości od Konrada. Uśmiechnął się słabo.

Konrad: Najlepszego, chłopie! Dużo rozumu, więcej chillu i jak najmniej utraty krwi! Jutro wpadniemy do was z Mileną. Dostaniesz prezent, mordo xoxo

Aleksy: Wszystkiego najlepszego! Świetnie, odbierzesz swój prezent.

Konrad: Jak ty nie umiesz w życzenia...

Aleksy: Ty to mówisz?!?! Życzysz mi, żeby nie tracił krwi! W Boże Narodzenie!

Konrad: Zawsze składam jak najbardziej osobiste życzenia, doceń! Uściskaj Gabrysia xoxo

Wkładając telefon do kieszeni, zdał sobie sprawę, że pomimo rozmowy z ojcem, nadal się uśmiecha. Przełożył pakunek do ręki i przeszedł przez salon, po czym usiadł obok Gabriela.

— Wszystkiego najlepszego, kochanie — powiedział Olszewski, wsuwając w jego dłonie malutkie pudełko. Aleksy spojrzał na niego pytająco, ale Gabriel tylko oparł skroń o jego bark, patrząc z czułością na Magdę i Hanię. Aleksy niecierpliwie rozerwał paczuszkę i otworzył ozdobne pudełko na biżuterię. Na białej, aksamitnej poduszce leżała bransoletka; trzy kamienie w kolorze zieleni, bordo i czerni nawleczone na ciemnobrązowe rzemyki. Do misternego wiązania doczepiono jeszcze coś białego, co Aleksemu na pierwszy rzut wydawało się kością.

— Sam to zrobiłeś? — zapytał zdumiony, obracając w dłoniach podarek. Gabriel podniósł głowę i dopiero teraz Aleksy zauważył, że jest zarumieniony. — Dziękuję.

— To amulet. Zaczarowałem go. Będzie cię ostrzegał przed obecnością demona, ale nie ducha. To magia, więc nie mogę ci precyzyjnie powiedzieć, ile metrów od ciebie wyczuje demona – wyjaśnił lekko drżącym z ekscytacji głosem. Wziął bransoletkę od Aleksego i położywszy sobie jego lewą rękę na kolanie, zaczął naciągać troczki. Aleksy patrzył jak ściąga rzemienie i wiąże na nich supeł, upewniając się, że nie jest ani zbyt luźny, ani za ciasny.

— To niesamowite... Dziękuję! Nie wiedziałem, że takie coś w ogóle jest możliwe — wydusił. Z rozpaczą pomyślał o swoim prezencie, który nawet nie umywał się do tego osobistego podarku.

— Mówiłem ci, umawianie się z wiedźmarzem ma swoje plusy — powiedział cicho Gabriel, przesuwając palcami po jego policzku. — Zrobię wszystko, co mogę, żebyś wracał do mnie bezpiecznie.

— Gabrielu...

— A to dla ciebie wujku! Strasznie mizerny ten prezent — westchnęła Zosia, patrząc na Gabriela ze współczuciem, gdy wręczała mu dużą, krwistoczerwoną kopertę.

Gabriel przyjrzał się zaintrygowany swojemu wykaligrafowanemu imieniu, a potem spojrzał na Aleksego, który tylko wzruszył ramionami. Chciał zatrzymać czas, wyrwać mu tę kopertę i wymyślić coś równie niesamowitego, jak ta bransoletka na jego nadgarstku, ale na to było już za późno. Gabriel ostrożnie oderwał kiczowatą, świąteczną naklejkę i wyciągnął zawartość. Przez chwilę lustrował wzrokiem wydruk z komputera z ofertą pobytu na Sycylii, a potem wyjął kartkę z wizerunkiem wesołego bałwanka.

Ty, ja i wyludniona Sycylia?

Tak napisał Aleksy i teraz wydawało mu się to beznadziejnie banalne.

— Pomyślałem... — wydusił, próbując jakoś ratować sytuację, ale zanim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, Gabriel rzucił mu się na szyję, przewracając go na plecy.

— Tak, tak! — wyszeptał wprost w jego ucho, obsypując ulotnymi pocałunkami jego szyję i skroń. — To najwspanialszy, najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem!

Aleksy westchnął z ulgą, obejmując go i przyciskając mocno do siebie. Może jednak nie był takim absolutnie beznadziejnym chłopakiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro