Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aleksy nigdy w życiu nie dostał tylu prezentów. Zosia zrobiła dla niego papierowego krasnoludka z czerwoną czapeczką, od Daniela i Magdy dostali z Gabrielem zestaw kubków do kawy, a od państwa Olszewskich ciepłe szaliki i czapki. Wszystko, co mu sprezentowali, miało niezobowiązujący charakter, ale zostało wybrane z niezwykłą starannością. Ubrania dla Aleksego były w ciemnej kolorystyce, w której najlepiej się czuł, a porcelana na białym tle miała rysunek dwóch dłoni muskających się opuszkami palców z wykaligrafowaną sentencją Tam, gdzie ty zmierzasz i ja pójdę.

Gabriel obsypał prezentami, wprawiając z jednej strony w zakłopotanie, a z drugiej strony Aleksy po raz pierwszy z ekscytacją rozrywał kolorowy papier na kolejnych prezentach, gdy w tle rozbrzmiewały radosne śmiechy. Dostał czarny, kaszmirowy sweter, skórzaną torbę na dokumenty, termos i opasły album na zdjęcia, w który znalazł odręcznie napisany bilecik pachnący cynamonem.

Byśmy mogli wrócić do naszych wspomnień, kiedy będziemy siedzieli siwiutcy w naszych bujanych fotelach.

— Potrafisz zawrócić w głowie — szepnął Aleksy, spoglądając na niego kątem oka. Wspomnienie rozmowy z ojcem zniknęło jak szare chmury po letnim deszczu.

— Nawet nie wiesz, jak się staram — powiedział z rozbawieniem Gabriel i musnął wargami jego policzek. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, gdy dłoń Aleksego odnalazła jego. W tle rozbrzmiały pierwsze dźwięki kolęd. Aleksy spojrzał za okno, gdy gwiazdy na granatowym nieboskłonie zaglądały nieśmiało do środka, a ich słaby blask tańczył na anielskich włosach zwisających z wysokiej jodły.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Prezenty wprawiły wszystkich w tak doskonały nastrój, że jedynie Magda i Hania poszły spać po kolacji. Pozostali pod namową Zosi wyszli na zewnątrz i zaczęli toczyć białą kulę ze świeżego puchu po obsypanych śniegiem grządkach. Mieli w planach zrobić największego bałwana w okolicy, a Zosia nawet wyjęła drabinę z kotłowni, by móc mu wbić marchewkę, gdy już skończą. A nawet jeszcze porządnie nie zaczęli.

— Dziękuję za prezent — powiedział Aleksy, gdy razem z Lidką stanęli z boku, przyglądając się Danielowi i Gabrielowi, próbującym przepchnąć okazałą kulę śniegową obok okrytego białym puchem krzaku róż. Aleksy dostał od Lidki elegancki piórnik na cztery, góra pięć przyborów. 

— Nie ma za co — odpowiedziała cicho, wypuszczając powietrze ze świstem. Naciągnęła głębiej wełniane, dwupalczaste rękawiczki i przestępując z nogi na nogę, przyglądała się śnieżnym zabawom. — Bardzo się cieszę, że zostałeś w Akademii. Cieszę się, że jesteście z Gabrysiem szczęśliwi. Jesteście w sobie tacy zakochani... Patrzenie na was to sama radość.

— Przykro mi z powodu tego, co zrobił ci Antek — odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Spojrzała na niego zaskoczona.

Wraz z akceptacją siebie i miłością do Gabriela, przyszło zrozumienie. Nienawiść znikała dzień po dniu, gdy patrzył, jak Lidka otaczała Olszewskiego opieką po tym, co zrobił Marc. Poza tym, żeby go ochronić, wbiła człowiekowi długopis w oko. Wiedział też, ile dziewczyna znaczy dla Gabriela: była przy nim, kiedy tkwił w toksycznym związku i to ona go z niego wyciągała. Aleksy nadal jej nie ufał i nie chciał wtajemniczać w swoje plany, ale zgodził się uchylić jej drzwi do swojego życia. Dla siebie i dla Gabriela.

— Już zawsze będę żyła ze świadomością, że część guślarzy prawdopodobnie zginęła przeze mnie, ale... zrobię wszystko, żeby się zrehabilitować. Dla uczelni i wobec was. Ciebie i Konrada — wyszeptała po chwili, spuszczając wzrok na czubki swoich butów. — Chciałabym, żebyście kiedyś mogli mi przebaczyć. 

— Myślę, że my też tego chcemy — powiedział po chwili namysłu.

— Dokonałam bardzo złego wyboru, ufając Antkowi, zamiast porozmawiać szczerze z Gabrysiem, ale kocham go ponad wszystko. Jest dla mnie jak brat, szczególnie po tym, jak jego rodzina w zasadzie mnie przygarnęła — ciągnęła, poprawiając nerwowo czapkę. Spojrzał na nią pytająco, a on posłała szeroki uśmiech w stronę państwa Olszewskich. — Moi rodzice zmarli w wypadku samochodowym, kiedy byliśmy na trzecim roku w Akademii. Rodzice Gabrysia otworzyli przede mną swoje serca i swój dom. On pozwolił mi stać się częścią tej rodziny, a ja... bardzo go zawiodłam. Nie myśl, że nie wiem. Ma do mnie żal i słusznie. Zachowałam się głupio, naiwnie, bo taki chłopak jak Antek zwrócił na mnie uwagę. A on potrafi zawrócić w głowie — westchnęła z nieukrywanym żalem. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzał na Aleksego ponuro. — Chyba dlatego nigdy nie nadawałam się na guślarkę. Nie tylko brakowało mi werwy i stalowych nerwów, ale jestem zwyczajnie naiwna.

— Dobrze, że jesteś tego świadoma. Zanim zrobisz kolejną głupotę, po prostu pogadaj z Gabrielem.

— Nigdy mnie nie lubiłeś, prawda? — zapytała cicho, odwracając wzrok. 

Nagle wydała mu się taka krucha, podatna na zranienia. Już dawno zniknęła ta wesoła, beztroska Lidka, która myślała, że ma u swoich stóp cały świat. Wydawało jej się, że kochała i była kochana, że ma wspaniałego brata, nową rodzinę i świetną pracę, o którą zabijali się absolwenci. Teraz stała się wyciszona, pełna pokory i ponurej świadomości brutalności tego świata.

— To nie do końca tak — westchnął, machając do Zosi, która energicznym gestem wołała go do siebie. — Ja generalnie nie przepadam za towarzystwem ludzi. Kocham Gabriela i Konrada, ale nadal najlepiej czuję się, gdy jestem w ciszy. Sam. Ewentualnie z nimi. Więc to nie jest tak, że cię nie lubię, po prostu...

— Po prostu nie jestem Gabrielem i Konradem — dokończyła zachrypniętym głosem. Mimo wszystko brzmiała już weselej.

Skinął głową. Spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się lekko. Obojgu to wystarczyło, nie trzeba było więcej słów między nimi. Zosia dopadła do Aleksego i pociągnęła go w stronę trzech, ogromnych kul śniegowych.

— Nawet we trzech nie uda nam się ustawić tych kul na sobie! — sapnął Daniel, patrząc po nich z niedowierzaniem. — Chyba że...

Daniel, jak na strażaka przystało, wymyślił plan na poczekaniu. We trzech ustawili rusztowania do ocieplania domu i wepchnąwszy kulę na ułożone na sobie deski, stworzyli dźwignię z liną doczepioną do haka w BMWu. Razem z panem Olszewskim i Lidką za kierownicą, podnieśli kulę i po kilkunastu minutach udało im się ją umieścić na dolnej części bałwana. 

Pchnięci adrenaliną po pierwszym sukcesie, od razu ustawili też głowę śnieżnego stróża. Gdy skończyli, padli w miękki puch jak nieżywi z twarzami skierowanymi ku niebu. Śmiali się i krzyczeli tryumfalnie, a między nimi tańczyła Zosia, wymachując marchewką, którą wetknęła bałwanowi między oczy z czarnych guzików, siedząc Aleksemu na baranach. Księżyc górował wysoko na niebie w towarzystwie błyszczących jasno gwiazd, gdy z czerwonymi od zimna policzkami wpadli z powrotem do salonu. Pani Olszewska z Lidką przygotowały dla nich gorące kakao, a oni stłoczeni przed wolnostojącym piecykiem w salonie próbowali przegnać zimno z najgłębszych zakamarków ciał. Aleksy śmiał się tak dużo, że policzki go bolały. Nigdy w życiu tyle się nie śmiał, ale z pewną ulgą myślał o lofcie, gdzie znów będą z Gabrielem tylko we dwóch. Oni i ich mały świat.

Przede wszystkim cichy świat.

Parsknął, gdy Zosia rzuciła mu się na plecy. Szybkim chwytem zablokował jej ręce i przerzucił na swoje kolana. W sumie ta nowa część jego życia też była piękna. Szczególnie ją doceniał, gdy Gabriel zamknął za nimi drzwi ich pokoju na poddaszu i spleceni w miłosnym uścisku, zasnęli natychmiast, gdy ich głowy dotknęły poduszek.

Konrad z Mileną stawili się u nich następnego dnia, tak jak obiecali. Gliwicka strażaczka miała w sobie tak nieodparty urok, że w kilka minut oczarowała państwa Olszewskich i Zosię. Aleksy widział jak Wilczyński z błyskiem w oku, obserwował swoją dziewczynę rozmawiającą z Gabrielem i Danielem o ocieplaniu domu, które znowu zostało odłożone w czasie przez śnieżycę. Z brutalną szczerością wytknęła swojemu koledze, że jeżeli chce ocieplać dom sam, to pomoc Gabriela, Aleksego i Konrada skończy się na obłożeniu parteru, bo żaden z nich nie może pracować na wysokości. Guślarz to nie strażak.

Milena nosiła wysoko uniesioną głowę i z przyjemną pewnością siebie prezentowała umięśnione nogi w czerwonej, krótkiej wieczorowej sukience. Wypowiadała się z rozwagą, ale riposty były szybkie i celne. Nie mógł sobie wyobrazić bardziej odpowiedniej kandydatki na dziewczynę dla swojego najlepszego przyjaciela.

— To jaki masz dla mnie prezent? — zapytał Konrad. Podszedł do niego, zacierając ręce, a jego twarz przyozdabiał  kpiący uśmiech. Aleksy westchnął wymownie i wręczył mu kopertę. — Dycha od mamusi? Ale się wysiliłeś!

Mimo komentarza rozdarł niecierpliwie papier i wyciągnął druk emaila z potwierdzeniem całonocnej rezerwacji kafejki internetowej na gry komputerowe dla dwóch. Mina mu zrzedła, gdy raz po raz przesuwał wzrokiem po tekście.

— Pomysł może i beznadziejny, ale przynajmniej przyznaj, że jesteś zaskoczony — odezwał się Aleksy, patrząc na niego kątem oka. Wilczyński jeszcze długą chwilę nic nie mówił. W końcu uśmiechnął się lekko, tak prosto z serca, a wbrew pozorom to był rzadki widok na twarzy tego wiecznego żartownisia. Objął Aleksego ramieniem i poklepał delikatnie.

— Pomysł jest genialny i... zupełnie szczerze, nie pamiętam, kiedy ktoś mnie tak zaskoczył — odezwał się powoli, ważąc słowa. — W sumie świetnie się składa, kupiłem ci kontroler do gier.

— Co kupiłeś?! — sapnął Aleksy, patrząc na niego z rozbawieniem. — Ja nie gram w gry komputerowe!

— Wykupiłeś nam noc w kafejce internetowej! Na gry! Zaczniesz grać, więc to perfekcyjny prezent! Aż jestem sam zaskoczony, jaki jestem przewidujący! — ciągnął, umyślnie ignorując niedowierzanie na twarzy Aleksego. — Widzisz? Czytamy sobie w myślach! Doskonały z nas duet na demony i na gierczenie!

— Jak ty do tego doszedłeś?! — jęknął i gdy Konrad wybuchnął śmiechem, po prostu do niego dołączył. Dał się porwać tej radosnej atmosferze świąt. Cieszył się nią, póki mógł i póki miał ich wszystkich wokół siebie.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Aleksy, Gabriel i Lidka wracali z Gliwic do Akademii bez pośpiechu, nieco śnięci po zbyt obfitym lunchu i wzruszeni do głębi łzami Zosi. Na pożegnanie wtuliła się w Aleksego, stanowczo odmawiając rozstania się z nimi. Tłumaczyli i obiecywali, że wrócą na Wielkanoc, a może i wcześniej, ale ona tylko zawodziła żałośnie, ocierając cieknący nos o szyję, szalik i kurtkę Aleksego. Wypuściła go, dopiero gdy pan Olszewski obiecał, że jeżeli nie przyjadą w marcu, to osobiście zawiezie ją do Akademii. Ten pomysł był dla niej na tyle kuszący, że w zasadzie powiedziała im, że mogą się nie fatygować do Gliwic.

Chłodne kamienie bransoletki przyjemnie zagrzechotały, gdy Aleksy położył dłoń na udzie Gabriela. Z początku nie mógł się przyzwyczaić do jej stale obecnego chłodu. Pierwszej nocy nie spał, a gdy wyszedł spod gorącego prysznica, długo męczyły go dreszcze. Teraz jednak miał wrażenie, że czułby się bez bransoletki nagi i samotny w najgorszym tego słowa znaczeniu, gdyby ją zdjął. Przywykł do niej.

Telefon w jego kieszeni zawibrował i Aleksy niespiesznie go wyciągnął, mrużąc leniwie oczy. Jego oczom ukazała się wiadomość od Konrada, który już dzień wcześniej odwiózł Milenę. Miał u niej nocować, a z samego rana wyruszyć do Akademii.

Konrad: Powiedz mi, że jesteście w drodze do Akademii.

Aleksy: Tak, a co?

Konrad: Kurwa, nikt w tym dziekanacie niczego nie ogarnia, jak nie ma Lidki!!! Ta idiotka Weronika doszła do wniosku, że skoro są święta i guślarze mają wolne, to nie będzie ich niepokoić. P-A-L-I N-A-M S-I-Ę na wszystkich frontach!!! SOS!!!

Aleksy usiadł prosto i bez zastanowienia wybrał numer do Wilczyńskiego.

— Kurwa, w kulki sobie leci — wycedził Konrad bez żadnego powitania. Coś ścisnęło Aleksego w żołądku na dźwięk drżącego głosu przyjaciela, który nie dawał się tak łatwo wytrącić z równowagi. — Właśnie rozmawiałem z Godlewskim.

— Ale możesz po kolei?

— Skrzynka dziekanatu pęka w szwach, a ona tych maili nawet nie otworzyła! — Konrad niczym się nie przejmował. Wściekły po prostu wybuchnął, a sądząc po pogłosie w słuchawce, chodził po korytarzu na uczelni.

— Daję cię na głośno mówiący, żeby Lidka i Gabriel też słyszeli — odpowiedział szybko i odsunął aparat od ucha. Włączył głośnik i przesunął telefon między nich. — Mów.

— Ta nowa, co za Lidkę pracuje, dostała tonę informacji, że guślarze są na urlopach z rodzinami. Ubzdurała sobie, że cała Akademia jest zamknięta jak jakiś spożywczak. Wygląda na to, że dla wszystkich ta kwestia była oczywista i nikt jej nie wytłumaczył, że owszem guślarze nie podejmują wtedy zleceń, ale tych gdzie nie ma zagrożenia życia i ofiar śmiertelnych! Myślała, że nie zajmujemy się absolutnie niczym, bo mamy urlopy. Siedziała więc w dziekanacie, maile się piętrzyły a ona oglądała Breaking Bad! — Wściekły głos Konrada odbijała się echem w aucie, gdy zupełnie wytrącony z równowagi przedstawiał im sytuację. Gabriel zerknął na telefon, jakby spodziewał się, że zaraz usłyszy, że to żart, że nic takiego się nie dzieje. — Może ty mi Lidka wyjaśnisz, dlaczego jej nie poinformowałaś, jak to wygląda?!

— Konrad — zaczęła spokojnym głosem. Z tylnego siedzenia wpatrywała się zszokowana w Aleksego, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć własnym uszom. — Ja nie mogę nawet spojrzeć na numer telefonu żadnego guślarza. Weronika została mi przedstawiona i raz czy dwa jadłam z nią lunch, ale absolutnie jej nie szkoliłam.

— To, kto to kurwa robił? — wycedził Wilczyński i w słuchawce rozległo się głuche uderzenie. Aleksy podejrzewał, że Konrad w coś kopnął. Bardzo mocno kopnął.

— Miała przyjmować zlecenia i poszukiwać wykonawców zgodnie z waszymi preferencjami lub grafikiem, czyli miała po prostu dzwonić i szukać kogoś, kto się tego podejmie. Tu nie ma co szkolić! — wydusiła, rzucając Gabrielowi i Aleksemu zrozpaczone spojrzenie. — W pierwszej kolejności zlecenia z demonami i duchami o największej szkodliwości i brutalności, a na samym końcu te zwyczajnie uciążliwe. Nie ma na to jakiś ścisłych reguł, trzeba myśleć.

— Ona ma, kurwa, Netflixa zamiast zwojów mózgowych! — wrzasnął w ataku złości i trzasnął drzwiami. Słyszeli, jak chodzi po pokoju, a potem siada na łóżku: materac skrzypnął głucho. Konrad wziął głęboki wdech i podjął już spokojniej: — Rozmawiałem z Godlewskim, który jest u rodziny na Pomorzu. Raz do roku, kurwa, na urlopie. Ma do niej zadzwonić i... w sumie nie interesuje mnie, co zrobi. Będzie pewnie do ciebie dzwonił Lidka, ale powiedziałem mu, że jeżeli nie przywróci cię do ogarniania zleceń na cito, to my się z tego nie wygrzebiemy! ZNOWU! Przyjechałem do Akademii dwie godziny temu i wyjeżdżam już na Cichą, która grasuje we wsi pod Łodzią. Zabiła dwójkę dzieci w cztery dni.

Cicha była obrzydliwym demonem, którego należało bez sentymentów jak najszybciej wyeliminować. Polowała na dzieci pod postacią słodkiej dziewczynki o długich kasztanowych włosach, ubranej w długą białą sukieneczce. Wystarczyło, by ledwie musnęła palcem upatrzoną ofiarę, a ta padała bez życia. Zabijanie było jedynym celem jej obrzydliwej egzystencji.

— Czekaj na mnie! — rzucił ostro Aleksy, spoglądając przelotnie na nawigację wbudowaną w kokpit. — Dotrę za dwie, góra dwie i pół godziny...

— Pojedziemy na kolejne razem. Kim już czeka na mnie przy samochodzie. Nie jadę sam — odciął ostro i znów usłyszeli trzask drzwi. — Pomóż Lidce to doprowadzić do porządku. Siedzisz w tych papierach od miesięcy, więc jej się bardziej przydasz. — Po tych słowach po prostu się rozłączył.

Aleksy zerknął do tyłu na bladą jak ściana Lidkę, która już wyciągała telefon. Nie musiał pytać, by wiedzieć, że dzwoni do rektora: bez względu na sytuację nadal obowiązywał ją zakaz przydzielania zleceń, ale jeżeli Konrad nie wyolbrzymiał pod wpływem emocji, to mieli bardzo duży problem. A musieli działać podwójnie ostrożnie, skoro Antek i Kacper pozostawali nieuchwytni.

Gabriel docisnął gazu i prędkościomierz powoli zaczął przesuwać się coraz bardziej w prawą stronę. Teraz już ich nie zbawi kwadrans, czy pół godziny, pomyślał Aleksy, ale nic nie powiedział, dając Olszewskiemu przestrzeń do wyrażenia swojej irytacji. Rzeczywistość dosięgnęła ich dużo szybciej, niż się spodziewali i bożonarodzeniowy humor uleciał, jak powietrze z przebitego balonu.

Jak w takich czasach, kolegium i rektor mogli popełnić tak kardynalny błąd?

Granatowe niebo otuliło ich ciasnym płaszczem nocy, gdy przejechali przez bramę Akademii i Gabriel zaparkował auto na miejscu wyznaczonym dla Lidki. Rektor, podobnie jak Olszewski, nadal w nią wierzył i nie odebrał jej żadnego z przywilejów, jakie miała, kierując jego biurem i zleceniami. Wysiedli bez słowa i od razu udali się do dziekanatu, gdzie w kompletnym chaosie z papierosem w ręku siedziała blada i potargana Weronika. Aleksy nie wiedział, co Konrad jej powiedział, ale rozbiegane spojrzenie i trzęsące się dłonie mówiły same za siebie – ta rozmowa bardzo nią wstrząsnęła. Gdy otworzyli drzwi, podskoczyła, spoglądając na nich kątem oka nerwowo.

— Profesor Olszewski — wymamrotała, spuszczając wzrok. Aleksy nie dostrzegł ulgi na jej poszarzałej twarzy. Ścisnęła mocno palce na dokumentach, czekając na kolejny wybuch skierowany w jej stronę. Bała się tylko o siebie, jak uczniak w szkole, a nie konsekwencji tego, co zrobiła.

— Pokaż tego laptopa — rzucił obcesowo Aleksy, obchodząc biurko. Spojrzał na niego z niezrozumieniem, a potem przeniosła wzrok na Gabriela i Lidkę, którzy skinęli pospiesznie głowami. Podniosła się, a on przeszedł przed nią, brutalnie zmuszając ją, by się cofnęła. Przysunął się na krześle do biurka, a Lidka zaczęła przeglądać dokumenty rozsypane na blacie.

— Co jest co? Przyjęte zlecenia to te? — zapytała rzeczowo Lidka, wskazując palcem na plik kartek, gdzie na samym wierchu widniało zleceniem na Cichą. Aleksy kątem oka dostrzegł dużo wykrzykników w tekście maila.

— Przecież to zlecenie na Cichą jest powtórne — powiedział szorstko Gabriel, zaglądając Lidce przez ramię.

— Konrad wziął to zlecenie — powiedziała cicho, kuląc się za plecami Aleksego.

— Nie Konrad, tylko Konrad i Kim — poprawił ją Aleksy, rozwijając zminimalizowane okienko poczty. 

Zatkało go. 

Konrad miał rację.

Mają przesrane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro