Rozdział 15, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zabiła dwójkę dzieci! Prosimy o natychmiastowe wsparcie!

Duch na skrzyżowaniu ulic Tkaczek i Pełnej w Nowym Gardzie

Po polach biegają i podskakują Światła, ludzie są przerażeni! Przyjedźcie szybko!

Pod oknami gospodarstw na skraju wsi codziennie coś zostawia ślady wielkich ptasich łap i...

Wielki jeleń poluje na naszych myśliwych! Mamy sezon!

Piękne kobiety w lesie zatańcowały mężczyznę na śmierć!

Duch żony nawiedza posła na sejmik – zróbcie z tym coś!!!

...

Aleksy odczytywał nagłówki z rosnącym niedowierzaniem. Weronika musiała w ogóle nie zaglądać do tej skrzynki.

— Dlaczego nie dałaś Konradowi druku ze zleceniem na Cichą? — dopytywała Lidka, podnosząc ostrożnie dokumenty, by przejrzeć ich nagłówki. — Skoro wydrukowałaś te zlecenia, to je widziałaś, dlaczego...?

— Konrad je wydrukował dzisiaj — wydusiła i wskazała gestem na stół. — Kazał mi to posortować, ale ja nie wiem jak...

— Na zlecenia z ofiarami śmiertelnymi! — sapnął Aleksy, patrząc na nią z niedowierzaniem. W końcu poirytowany odwrócił wzrok i zaczął zaznaczać maile. Gdy drukarka ruszyła ze zgrzytem, Lidka zgarnęła wszystkie dokumenty z biurka na jeden stos, robiąc miejsce dla kolejnych. Gabriel już wyciągał zalaminowaną listę z numerami do guślarzy i bez słowa wziął pierwsze zlecenie, jakie podała mu przyjaciółka. Odszedł na bok i po kilku sekundach nawiązał rozmowę. Wyjaśnianie sytuacji zajęło mu kilka sekund, wybrany guślarz natychmiast zrozumiał powagę sytuacji.

— Wszyscy byli na urlopach i pomyślałam, że skoro już te ofiary były, to...

— Jaki ty masz problem?! — warknął Aleksy, nie odrywając wzroku od monitora. Od zawsze dziekanat świetnie działał, to było centrum dowodzenia dla wszystkich guślarzy i wiedźm, szczególnie tych działających w terenie. Nie mogli sobie pozwolić na pomyłki, a na pewno nie na taką skalę. — Cicha zabiła dwójkę dzieci w cztery dni, to daje jedną ofiarę na dwa dni, czyli najpewniej po nowym roku dostalibyśmy maila z informacją, że już zamordowała trzecie dziecko. Ty chyba rozumiesz, że to są ludzie, tak? I guślarze nie zabijają demona w kilka godzin? Czasami to trwa nawet tygodnie!

Lidka zakasała spódnicę i usiadła po turecku na ziemi. Sortowała dokumenty z precyzją i godną podziwu wprawą, jaką nabyła przez trzy lata dowodzenia dziekanatem. Zbędnie wydrukowane stopki maili – do kosza, a zlecenia z ponagleniami – sczepione razem. Na lewo ofiary śmiertelne, na prawo uciążliwe duchy, reszta – pośrodku.

— Jakim cudem wydrukowana jest tylko połowa zleceń? Dlaczego druga połowa nadal wisi w skrzynce? — ciągnął Aleksy, czując narastającą frustrację. Dobrze wiedział, że atakowanie jej teraz to jak bicie w worek w sali treningowej. Nie miał celu, jedynie dawało ujście jego wściekłości. Gabriel oparł się o biurko obok niego i szybko zapisał imię, nazwisko oraz datę na wydruku, a potem położył go na półce. Bez słowa wziął kolejne zlecenie, wybrał numer do następnego guślarza i z telefonem przytkniętym do ucha, pogładził uspokajająco ramię Aleksego. — Wiesz co? Zapomnij. Wyjdź stąd.

— Co? Nie mogę, ja...

— Jeżeli mi powiesz, że nie opuścisz stanowiska pracy, to wyjdę z siebie — warknął Aleksy, wskazując palcem drzwi. Wszystko się w nim gotowało i tylko świadomość, że musi pomóc ogarnąć ten chaos, trzymał go w krześle. Chciał chwycić część z tych zleceń i od razu jechać, tak jak Konrad, ale z powodu Weroniki musiał tu zostać z Gabrielem i Lidką.

— On ma rację, Weroniko. Wyjdź. Przejmuję dziekanat — rzucił Gabriel, patrząc na nią chłodno. Poprawił telefon przy uchu i gdy guślarz po drugiej stronie słuchawki odebrał, zaczął rzeczowym tonem nakreślać sytuację, w której się znaleźli.

Weronika jeszcze przez chwilę patrzyła na nich załzawionymi oczami, wciskając się w szafkę pod ścianą. W końcu pozwoliła łzom popłynąć. Wyszła bez słowa, a gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, dobiegł do nich żałosny szloch, przerywany niezrozumiałymi żalami wylewającymi się potokiem z jej ust.

— Idiotka — rzucił Aleksy, pochylając się nad komputerem. Powoli przeglądał odczytane maile, próbując dojść do tego, od kiedy wiadomości były ignorowane. Weronika nie używała żadnych tagów, żadnych znaczników, więc wyglądało to po prostu jak opuszczona skrzynka z odczytanym spamem.

Aleksy jeszcze tuż przed świętami sprawdził świeżo napływające zlecenia, więc z większością był na bieżąco. Miał je wydrukowane w walizce, którą zabrali ze sobą do Gliwic. Nawet jeżeli nie dotykał ich przez ostatnie dni, to wcześniej wertował je tyle razy, że na wyrywki pamiętał niemal wszystkie. Znalazł ostatni mail ze znajomą zawartością i oznaczył go jako linię krytyczną. W ciągu tygodnia napłynęło nieco ponad pięćdziesiąt maili; niektóre były ponagleniami, ale biorąc pod uwagę ogrom zleceń, które piętrzyły się od roku i, z którymi nadal się nie uporali, to wpadka Weroniki właśnie pociągnęła ich na dno. Jeżeli nie zadziałają szybko, ze wsparciem wszystkich aktywnych guślarzy to może się to skończyć morderstwami na dużą skalę. Wilkołaki i Wąpierze, których nikt nie zneutralizuje, potrafią w ciągu jednej nocy zebrać ogromne żniwo, nie mówiąc już o tygodniu grasowania na obrzeżach miasta.

Aleksy wziął plik świeżo wydrukowanych zleceń i podał Lidce, a ta przesunęła posortowane dokumenty i zagłębiła się w nowych. 

Nie znał zbyt dobrze Weroniki i nie interesowała go jej historia. Przychodził do dziekanatu po wydruki i bez zbędnych rozmów wychodził. Wiedział, że była już kolejną kandydatką po Lidce, ale nie pamiętał imienia żadnej z pozostałych. Weroniki zresztą też, dopóki Konrad do nich nie zadzwonił kilka godzin temu.

Usiadł obok Lidki i wziął do rąk środkowy, najbardziej pokaźny stosik zleceń mieszanych. Takich, które Lidka nie upatrywała jako nagłych albo takie, które w tym momencie mogły jej zdaniem zaczekać. Trzeba się było w nie zagłębić, zanim podejmą ostateczną decyzję.

Gdy minęła północ, Gabriel rozdysponował wszystkie nagłe zlecenia i wprowadził dane guślarzy do systemu. Lidka i Aleksy posortowali i pospinali dokładnie pozostałe maile. Te z uciążliwymi duchami odłożyli na biurko, a resztę podzielili między siebie i rozpoczęli wysyłanie zapytań w sprawie tych demonów, do których lepiej było wybrać się szybciej niż później.

— Weronika jest piątą kandydatką do pracy w dziekanacie i jedyną, która wytrzymała dłużej niż tydzień — westchnęła Lidka, przyjmując z wdzięcznością kubek kawy od Gabriela. Siedzieli na ziemi i oparci o meble, odpoczywali. Aleksy skończył pisać wiadomość do Konrada, gdy Olszewski podał mu drugi kubek z zakochanymi pingwinami.

Aleksy: Wszystkie nagłe zgłoszenia zostały rozdysponowane. Wysyłamy maile z resztą próśb do guślarzy.

Konrad: Zuch chłopak, a my szukamy tej małej suki. Rano dzieciaki wyjdą na sanki i znowu się zacznie. Czekaj na mnie z kolejnym zleceniem.

Aleksy: Dużo tego jest. Wezmę jakiegoś ducha...

Konrad: Duch poczeka. Zrobiłeś swoją robotę. Jak cię nosi, to węsz za Antkiem.

Lidka wyjaśniła im ważną kwestię, która z jednej strony wydawała się oczywista, a jednak zaskoczyła Aleksego. Do pracy w Akademii poza stanowiskami profesorskimi wybierano osoby, które ukończyły siedem lat nauki i zdały egzaminy, ale nie nadawały się do pracy w terenie. Innymi słowy, miały ogromną wiedzę i potrafiły walczyć, ale nie były w stanie stawić czoła demonowi. Rektor szczególnie starał się zapewnić te miejsca osobom, które podobnie jak Lidka nie umiały się pogodzić z ostatecznym werdyktem kolegium i opiniami profesorów. Nie chciały odchodzić ze Świata Cieni.

— Weronikę uczyła jej mama, Anna — zaczęła Lidka, gdy Gabriel przyniósł sobie kubek parującej kawy i usiadł między nimi z ciężkim westchnieniem. — Pani Anna nie była w stanie podjąć się nawet najlżejszych guseł. Mówiła, że przenikające do szpiku kości zimno, jakie czuła wysysało z niej życie i siły witalne. Nie chciała tego doświadczać, a walki z demonami się bała — kontynuowała Lidka, podciągając kolana pod brodę. Aleksy nie był pewien, czy nadal mówiła o mamie Weroniki, czy już o sobie. — Pani Anna sama uczyła córkę w domu, a Weronika nigdy nie miała okazji sprawdzić się w walce i w odprawianiu duchów. Jej wiedza była szczątkowa, zaczerpnięta z książek. Nigdy nie czytała raportów z prawdziwych zleceń, ale deklarowała, że pragnie zostać guślarką w całym znaczeniu tego słowa. Godlewski obiecał jej szkolenie po kilku latach pracy w dziekanacie — dodała i czując na sobie pełne niedowierzania spojrzenie Aleksego, dodała: — Rektor Godlewski naprawdę musiał bardzo szybko wybrać kogoś do dziekanatu, bo poprzednia kandydatka po prostu nie przyszła do pracy... 

Obaj oparli głowy o ściany za plecami i z rękoma wspartymi na kolanach wbili ponure oblicza w biurko stojące kilka kroków od nich. Aleksy, mając w pamięci maile z informacjami o ofiarach śmiertelnych, które zignorowała Weronika, nie potrafił znaleźć dla niej cienia współczucia. Nieważne jak trudną drogą przeszła, by znaleźć się w Akademii.

Nie minęła chwila, gdy głowa Gabriela opadła łagodnie na jego bark. Otulony zmęczeniem Olszewski zapadł w głęboki sen, nie zważając na niewygodną pozycję i jaskrawe światło z żarówek nad ich głowami. 

— Dam tylko na chwilę odpocząć oczom — wymamrotała Lidka. Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, osunęła się na ziemię. Wtuliła policzek w udo Gabriela i już po kilku sekundach pierś unosiła się w miarowych oddechach. 

Nic więcej tutaj nie zdziałamy, pomyślał Aleksy, spoglądając na jaśniejące niebo za oknem. Odchylił głowę do tyłu, przesuwając w zamyśleniu dłonią po kolanie Gabriela, ale sen nie nadchodził. Poczucie winy, że siedzi w bezpiecznej Akademii, podczas gdy Konrad i Kim zasadzają się na jednego z najniebezpieczniejszych demonów, skutecznie wyrywało go z objęć Morfeusza. Wziął głęboki wdech, zaciskając spoczywającą na podłodze dłoń w pięść. 

Tak właśnie wyglądało życie aktywnego w zawodzie guślarzy i wiedźm. Nigdy nie znasz dnia i godziny, gdy zostaniesz wezwany. 

Drzwi zaskrzypiały delikatnie i kilka minut po szóstej do dziekanatu wszedł rektor Godlewski. Jego badawcze spojrzenie prześlizgnęło się po piętrzących się dokumentach i kubkach po kawie, którą pili przez całą noc, aż w końcu zatrzymało się na nich. Aleksy spojrzał wprost w te szare oczy, które wydawały się prześwietlać go na wylot i poczuł tchnienie ulgi: wreszcie pojawił się ktoś, kto może nie rozwiąże ich problemu, ale pomoże im opanować ten chaos.

— Zlecenia? — zapytał szeptem Godlewski, przechodząc powoli przez pomieszczenie. Podszedł do Aleksego, by po chwili wahania ukucnąć obok niego.

— Te z ofiarami śmiertelnymi rozdysponowane — odpowiedział zachrypniętym głosem Aleksy. Zasłonił dłonią usta i odchrząknął. — Gabriel wysłał już część zapytań do guślarzy o resztę.

— Weronika?

— Mam nadzieję, że daleko poza Akademią — burknął, mierząc rektora rozdrażnionym wzrokiem. 

Ten jednak zupełnie go zignorował i poniósł się z podłogi. Przeszedł powoli przez dziekanat, a gdy stanął przed biurkiem, przejrzał pobieżnie poukładane zlecenia i wskazał palcem te, leżące na skraju. Aleksy skinął głową, obserwując, jak Godlewski ostrożnie podnosi jeszcze nierozdysponowane zlecenia. Rektor bez słowa wyjaśnienia zniknął w swoim gabinecie, przejmując od nich maile, które należało rozdysponować szybciej niż później.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Z dniem dzisiejszym Lidia Mazur zostaje przywrócona do pracy w dziekanacie. Ponownie jest w pełni operacyjna i będzie rozdysponowywać zlecenia nadsyłane do Akademii.

Tak brzmiała wiadomość, którą rektor Godlewski wysłał do wszystkich działających w terenie guślarzy i wiedźm. Nie pozostawił nikomu pola do dyskusji, nie rozpisywał się bardziej, niż to było absolutnie konieczne. Rozkaz, który nie podlegał negocjacjom i któremu wszyscy musieli się podporządkować. Łącznie z Kolegium, które nadal utrzymywało swój sprzeciw wobec pracy Lidki w dziekanacie, ale zaatakowani telefonicznie przez Godlewskiego nie mieli żadnego kandydata, który w tak ekstremalnej sytuacji przejąłby centrum dowodzenia.

Podczas burzliwej rozmowy jeden z członków kolegium podniósł głos tak bardzo, że Gabriel, Lidka i Aleksy także go usłyszeli.

— I nie masz, kurwa, absolutnie nikogo na jej miejsce?! Nikogo poza cholerną Mazur?!

Godlewski, który do tej pory w milczeniu wysłuchiwał utyskiwań, wpatrzony w okno, powoli przeniósł spojrzenie na nich. Aleksemu chwilę zajęło, by zrozumieć, że tak naprawdę rektor nie spuszcza wzroku z niego. Miałby osiąść w Akademii i pracować przy Gabrielu? Nigdy więcej nie wyjść na polowanie, ale spędzić resztę życia tutaj? A może tylko na rok, na czas szkolenia nowej osoby? Może...

Kochał ruch. Udusiłby się. Wiedział o tym i Gabriel też. Spojrzał kątem oka na Olszewskiego, który delikatnie pokręcił głową. 

Nie rób tego. 

Widział w oczach ukochanego stanowczy sprzeciw, taki sam, jaki obudził się w jego sercu. Obrócił się w stronę Godlewskiego i pokręcił stanowczo głową.

— Tak, jestem. Zastanawiałem się — skłamał bez zająknienia rektor, przekładając słuchawkę do drugiego ucha. — Od lipca moglibyśmy zatrudnić jednego z tegorocznych absolwentów, ale nie mamy luksusu czekania jeszcze pół roku.

Odpowiedział mu stek bluzgów, które nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Westchnął bezgłośnie, przysiadając na kancie biurka Lidki. Oszczędnym gestem dłoni, wskazał im pozostałe do rozdysponowania zlecenia, by samotnie stanąć do walki z wściekłymi członkami Kolegium.

Po problemach, z których konsekwencjami wszyscy musieli się mierzyć od tygodni, większość guślarzy powitała tę wiadomość z niejaką ulgą. Chaos w dziekanacie miał zostać wreszcie zażegnany i ludzie w terenie będą mogli się skupić na swojej pracy. 

Będzie po staremu.

Jednak część z ich towarzyszy ostentacyjnie nie odbierała od Lidki telefonów. Odbierali maile i odpisywali przyjąłem albo nie przyjąłem, ale poza tym – nic. Nie załączyli żadnych wyjaśnień, nie dali jej żadnego pola do dyskusji. Lidka nie mogła stwierdzić, czy odrzucili zlecenie, bo mają zajęte grafiki, czy dlatego, że takiego demona nie są w stanie z jakichś względów się podjąć. Aleksy siedział obok niej, wpisując kolejne dane do system i widział, że pomimo trudnych warunków w pracy, jej oczy błyszczały w ekscytacji. Wydawała się szczęśliwa z powrotu na swoje stanowisko. A oni obaj razem z profesorem Godlewskim podzielali jej entuzjazm.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Nowy Rok, który tak pieczołowicie planowali z Gabrielem, Aleksy spędził, polując na świeżego Wąpierza, wałęsającego się po wsi na wschodzie Polski. Demon pogryzł kilkanaście osób i drugie tyle zauroczył, ale ponieważ dopiero odnajdywał się w swoim nowym wcieleniu, nadal działał w nieskoordynowany i chaotyczny sposób. 

Gospodarzom jednego z domów w centralnej części wsi wydawało się, że trzykrotnie ktoś przechodził między drzewami późną nocą, o czym od razu ich powiadomili, ale przyznali też, że sad nie jest ogrodzony, więc pijani sąsiedzi niekiedy skracali sobie w ten sposób drogę z jednego krańca głównej ulicy na drugi. 

Aleksy i Konrad zgodnie uznali tę wiadomość za doskonałe miejsce do rozpoczęcia polowania i zasadzili się na demona w piwniczce pod domem. 

Fajerwerki nocy sylwestrowej ucichły, podobnie jak pijackie przyśpiewki i krótkie awantury.  Znaleźli go, gdy kilkadziesiąt minut przed świtem przemierzał sad jabłkowy, kierując się do swojej trumny. Czarna postać w łachmanach brodząca po kolana w bielutkim śniegu. Prawdopodobnie Wąpierz sam tam schował swoją trumnę, gdy jeszcze ziemię pokrywały brązowe liście i wówczas doskonale wtapiała się w krajobraz na tle nagich gałęzi i zmarzniętej ziemi. Jednak gdy wieś okrył biały puch, kryjówka stała się tak bardzo widoczna, że Aleksy dziwił się, że do tej pory nikt jej nie znalazł. Z drugiej jednak strony zimą nikt nie wchodził między jabłonie. 

Pozwolili Wąpierzowi dojść do samego końca sadu, a gdy wzeszło słońce, podążyli jego śladami. Świeży śnieg skrzypi pod ich stopami, a skute mrozem gałęzie chrzęściły, gdy odginali je, żeby przedostać się między drzewami. Smród rozkładu i świeżej krwi znaczącej biały puch prowadziły ich prosto pod las, gdzie kończyła się ziemia gospodarzy. 

— Jest tu — syknął Aleksy, unosząc prawą rękę. Bransoletka od Gabriela parzyła skórę na nadgarstku, jakby wystawił ją nad wrzącą wodę w czajniku.

— Chcę to — odpowiedział cicho Konrad tuż zza jego pleców. Aleksy uśmiechnął się pod nosem, mając w pamięć brutalną odpowiedź Gabriela na tę prośbę Wilczyńskiego.

Przykrytą strzechą trumnę znaleźli tuż pod niewielkim fragmentem drucianego ogrodzenia trzymającego się rdzą na przekrzywionych metalowych rurach wbitych głęboko w ziemię. Otworzyli wieko, gdy blask słońca otulił cały sad i niemal natychmiast cofnęli się o krok pod naporem fetoru rozkładu świeżego mięsa. Z rękoma splecionymi na piersi, pogrążony we śnie leżał Wąpierz. Pokryta rumieńcem szarzejąca skóra na policzku odchylała się wraz z płatem mięsa, ukazując pokryte karmazynem zęby. Brudne włosy zwisały smętnie, zakrywając przymknięte, zapadłe oczy. Biała koszula, w którą ubrano nieboszczyka, pokrywała zaschnięta krew z ostatnich kilku dni.

— To było za proste. Skoro przegapiliśmy noworoczne imprezy, miałem nadzieję na jakieś porządne polowanie — powiedział Konrad, przyglądając się demonowi z nieukrywanym rozczarowaniem.

— Nie, nie miałeś — odpowiedział Aleksy i chwycił leżącą nieopodal łopatę. 

W tym czasie Wilczyński całkiem ściągnął wieko, a Aleksy przedarł się przez chaszcze i wchodząc głębiej, wolną ręką rozgarniał wystające gałęzie. Gdy znalazł się na stabilnym gruncie, chwycił mocno trzon i uniósł ręce wysoko nad głowę, by po chwili opuścić zaimprowizowane ostrze wprost na szyję Wąpierza. Demon gwałtownie otworzył oczy, ale nie drgnął. Światło słoneczne padające na twarz, całkiem pozbawiło go energii. Konrad bez obrzydzenia chwycił głowę za długie brązowe włosy  i wepchnął ją twarzą w dół między nogi Wąpierza.

Aleksy odstawił ociekającą brunatną krwią łopatę i wyjął z torby piersiówkę. Oblał podrygującego demona wódką, a Konrad podłożył ogień. Płomienie strzelił w górę, rozświetlając słabnącą łunę nocy wśród nagich drzew. To ściągnęło uwagę gospodarzy, którzy niemal natychmiast zjawili się z kocami i wiadrami na śnieg. Stanęli zdumieni kilka kroków od ogniska, patrząc pytająco to na nich, to na palenisko.

— Problem Wąpierza rozwiązany — wyjaśnił wesoło Konrad, wskazując kciukiem na pożerane przez płomienie truchło. Gospodyni pisnęła i cofnęła się, ale jej mąż z synami zaintrygowani podeszli bliżej. Z oczami okrągłymi jak spodki obserwowali trumnę.

— W naszym sadzie... — wydusił w końcu mężczyzna. Po chwili drgnął i spojrzał na nich niepewnie. — A zjedliby coś panowie? Na ciepło? Noc zimna była...

— Jest pan aniołem! — zawołał Wilczyńskich, zadowolony klaszcząc w dłonie. — Jestem zziębnięty i nabuzowany energetykami. Tylko dobre śniadanie może uratować ten dzień.

— Gosia? — rzucił gospodarz, patrząc na żonę. Ta bez słowa obróciła się na pięcie i niemal biegiem ruszyła do domu.

Dzieci ośmielone zawadiackim uśmiechem Konrada podeszły i zaczęły niepewnym głosem zadawać mu pytania. Później przy stole w wielkiej kuchni pachnącej rosołem, jabłecznikiem i wędzoną szynką, już w ogóle się nie hamowały. 

— A to wszędzie są te wampiry?

— A diabły?

— Wilkołaki też istnieją?

— Jestem pewny, że ma pan futro z kotołaka!

— I pewnie breloczek z wampirzego kła!

— Ale czad!

Konrad zręcznie udzielał odpowiedzi, dając im tyle informacji, by ich zadowolić, ale jednocześnie nie zdradzić zbyt wiele. Z uśmiechem na twarzy ułagadzał porywcze demony i lekceważąco opowiadał o bardzo niewielu zleceniach, jakie dostają. Zgrabnie z wprawą prawdziwego bajkopisarza wkładał ich życie pomiędzy słowiańskie legendy. Powoli przejmował kontrolę nad rozmowę i żaden z chłopców nie zdał sobie sprawy, że słyszą ciągle to samo, ubrane po prostu innymi słowami.

Aleksy, trzymając widelec w jednej ręce i pochłaniając gorącą jajecznicę, wyciągnął telefon, by sprawdzić dokładny adres w Siedlcach, pod którym rezydował duch – ich kolejne zlecenie. Dom, w którym straszył, znajdował się blisko innych zabudowań i chociaż nie odnotowano żadnych ofiar śmiertelnych, to proszono o szybką reakcję, bo jego zawodzenie i płacz doprowadzały ludzi do szaleństwa. Część osób tymczasowo się wyprowadziła. Aleksy wybrał to zlecenie, bo i tak musieli jechać tamtędy w drodze powrotnej do Akademii.

Skopiował dane i otworzył chat z Gabrielem.

Aleksy: Śpisz?

Gabriel: Dzień dobry także tobie, skarbie. Nie śpię, oglądam nowego Batmana. Zabiłeś Wąpierza? Wszystko w porządku?

Aleksy: Ja byłem batmanem. Tak, spaliliśmy go w jego trumnie. Widzę, że obaj mieliśmy fantastyczny sylwester.

Gabriel: Odrobimy na Sycylii.

Uśmiechnął się do siebie i schował aparat do kieszeni. Minęło już kilka miesięcy, od kiedy związał się z Gabrielem, a meldowanie się po każdym wykonywanym zadaniu wydawało mu się równie rozczulające, jak za pierwszy razem.

Musiał w końcu przyznać rację najbliższym – razem byli silniejsi. To z Gabrielem i Konradem u boku mógł stawić czoło Antkowi. Nawet pomoc Lidki mogła okazać się nieodzowna. Aleksy walczył o życie poza murami Akademii, gdy Kacper zaatakował Gabriela. Gdyby Lidka nie zachowała zimnej krwi, nie wiadomo jak by się to skończyło, więc trzymając się z dala od nich, nie gwarantował ani sobie, ani im bezpieczeństwa. Razem, zjednoczeni, mogli rozgryźć plany Szarejko i dorwać go, zanim odpłaci się Aleksemu za zabicie żony i zabije jego ukochanego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro