Rozdział 2, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gaz. Hamulec. Klakson. Gaz. Przyspieszenie. Autobus zatrzymał się na rozklekotanym przystanku w Kampinosie po ponad godzinie. Aleksy wysiadł z pojazdu i od razu go zauważył. Konrad stał oparty o BMW Gabriela z rękoma skrzyżowanymi na piersi i czapką z daszkiem nasuniętą głęboko na oczy.

— Co się stało? — wydusił, patrząc jak Aleksy podchodzi i bez słowa wsiada po stronie pasażera. Obaj zatrzasnęli za sobą drzwi, zapadła głucha cisza.

— Czy uszanujesz, jeżeli ci powiem, że nie chcę w ogóle rozmawiać?

— Tak — odpowiedział natychmiast i odpalił silnik. 

Dotrzymał słowa; przejechali w całkowitym milczeniu między drzewami, aż do bram Akademii. Aleksy wysiadł bez słowa i powoli, wyzuty z wszelkich myśli udał się do mieszkania. Otworzył drzwi i zawołał Gabriela, ale odpowiedziała mu cisza. Jedynie ciche wycie wiatru dobiegało zza panoramicznego okna. Wziął głęboki wdech i opadł na krzesło w kuchni, zbyt wyczerpany, by zrobić cokolwiek. Wiedział, że powinien wypić jeszcze napar od Gabriela, albo coś zjeść, ale tłumienie w sobie gniewu odebrało mu resztki sił. Ten letarg i otępienie trzymało go w swoich szponach, dopóki po kilku minutach Gabriel wpadł do loftu. Wtedy dopiero wrażenie ociężałości zniknęło; zobaczył piękne lazurowe oczy, w których tonął za każdym razem i dzika furia rozgorzała w piersi Aleksego na nowo.

Podniósł się z zamiarem wyrzucenia z siebie wszystkiego, gdy nagle Olszewski zamknął za sobą drzwi i szybkim krokiem przeszedł dzielącą ich odległość, po czym położył dłonie na jego ramionach. Bez słowa rozpoczął powolną, skrupulatną wędrówkę smukłych palców po całym jego ciele.

— Co ty robisz? — wydusił w końcu, gdy Gabriel stanął za jego plecami i przesunął dłońmi zwinnie między jego łopatkami, raz jeszcze po ramionach, aż po sam dół pleców, gdzie przy pasku od spodni nadal tkwił nóż.

— Sprawdzam, czy nie ma na tobie oparów magii — rzucił, przykucając i przesuwając dłońmi po jego nogach. Skupiony, sprawiał wrażenie zainteresowanego wyłącznie tym, czy Gomorra rzuciła przekleństwo, ale tym razem ta opieka nie rozczuliła Aleksego. Sapnął i gwałtownie obrócił się do niego przodem, ale Gabriel wstał i bez żadnej reakcji kontynuował badanie. Złote włosy opadły na zmrużone oczy, gdy dotykał palcami jego piersi.

— Więc pewnie czujesz ten smród Śmierci?

Gabriel na chwilę zamarł, ale w końcu znów podjął swoje badanie. Jego twarz nie wyrażała kompletnie nic – perfekcyjna maska, której Aleksy tak bardzo nienawidził. Szczególnie teraz.

— Znalazłeś się blisko śmierci dwa razy, oczywiście, że czuję — odpowiedział spokojnie. Neutralny ton głosu wzburzył Aleksego do tego stopnia, że kotłująca się w nim wściekłość potrzebowała natychmiastowego ujścia. Chwycił Gabriela za podbródek i brutalnie zmusił, by ten na niego spojrzał. Olszewski sapnął zdumiony, wlepiając w niego szeroko otwarte oczy. Aleksy nigdy nie bywał gwałtowny, czy agresywny.

— Nie kłam! — wycedził, pochylając się tak, że ich twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie: — Co dałeś Śmierci w zamian za moje życie?

Po twarz Gabriela przemknęła cała paleta emocji, ale nie drgnął. Mierzyli się spojrzeniami, próbując wzajemnie wybadać myśli i intencje drugiego. Żaden nie zamierzał odpuścić.

— Nie masz z tym nic wspólnego — odpowiedział w końcu Gabriel, prostując się nieznacznie.

Olszewski odzyskał równowagę i bardzo powoli położył dłonie na jego biodrach. Aleksy nigdy nie czuł tak przemożnej ochoty odepchnięcia go od siebie, jak właśnie teraz.

— Nie mam nic wspólnego? — powtórzył głucho i chwyciwszy go mocno za bark drugą ręką, cisnął nim o ścianę. Gabriel sapnął, chwytając mocno bluzkę tuż na wysokości jego bioder. — Jesteśmy partnerami. Jesteśmy razem. Nie mów mi, że nie mam z tym nic wspólnego! Uratowałeś mi życie i chcę wiedzieć, co zaoferowałeś w zamian! Będę drążył, rozumiesz?!

— Nie chcę, żebyś myślał, że jesteś mi coś winien! — odparował Gabriel, przesuwając dłonie powoli na jego plecy. Próbował zmniejszyć między nimi chociaż fizyczny dystans, ale Aleksy pozostawał nieugięty. Zaparł się stopami w podłodze i wolną rękę oparł o ścianę tuż obok głowy Gabriela. — Podjąłem taką, a nie inną decyzję. Z nikim tego nie konsultowałem i gdybym stanął po raz kolejny przed takim wyborem, zrobiłbym to samo. Chcę to zabrać ze sobą do grobu, Aleksy. Daj temu spokój, proszę i...

— Nie dam — wycedził, zaciskając pięść opartą o ścianę. Na przemian ogarniało palące ciepło i dojmujący chłód. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek w życiu tak się bał. Nawet nie wtedy, gdy po raz pierwszy poszedł z ojcem polować na demony; także nie podczas swoich pierwszych samodzielnych dziadów. Nie przeraził się tak ani Teresy, ani Biesa. — A ty nie możesz nam tego zrobić. To nie jest tajemnica, którą możesz przede mną ukryć. Będę drążył i będę pytał! Powiedz mi!

— Aleksy, proszę... — westchnął Gabriel i próbował go objąć, ale Aleksy nie poluźnił uścisku na jego twarzy. Patrzył mu hardo w oczy, aż Olszewski zwiesił ramiona.

— Opowiedz mi, co się wydarzyło. Wiedźma powiedziała, że byłem martwy. Wykrwawiłem się, więc nie wiem, jakim cudem nadal tu jestem. Żywy!

Gabriel długo patrzył na niego bez słowa. Aleksy nie umiał nic wyczytać z jego oczu, ale przez jedną krótką chwilę wydawało mu się, że dojrzał w nich tęsknotę. Tę samą, którą dostrzegł, gdy wrócił do Akademii po dwóch latach tułaczki. Teraz ją rozpoznawał. Ten delikatny błysk łagodności w błękitnych tęczówkach.

— Przyszła — powiedział cicho, przesuwając dłońmi po dole jego pleców. — Dokładnie taka jak ją opisywano. Piękna dama w bieli z kosą w dłoni. — Słyszał żal w jego głosie. — Profesor Jadłowski szył twoje udo, a Konrad cię reanimował. Znowu. Ledwo trzymał się na nogach, ale nie odpuszczał...

Aleksy rozluźnił uścisk na jego podbródku, a wtedy Gabriel przysunął się bliżej, jakby szukał ukojenia w jego ramionach.

— Przyszła i stała w nogach twojego łóżka, a kiedy się poruszyła... Aleksy nie mogłem cię oddać — wyszeptał, a łzy popłynęły po jego policzkach. Aleksy nie miał siły, by je zetrzeć, po prostu patrzył na niego, z trudem łapiąc kolejny oddech. — Dopiero co cię odzyskałem. Mieliśmy razem mieć długie, szczęśliwe życie... Tyle lat czekałem... Nawet w snach nie marzyłem, że ty i ja... A teraz to dostałem, nie mogłem tego stracić...

— Co jej dałeś? — zachrypiał, czując jak fala ostrego bólu, rozsadza mu pierś; ostry, dojmujący skurcz, który trzymał w swym uścisku jego serce.

— Ukląkłem i po prostu błagałem. Wiedźmarz może rozmawiać ze Śmiercią, wiesz o tym... Podania mówiły, że potrzeba tylko swojej krwi... — ciągnął, przymykając na chwilę oczy, by odzyskać spokój. — Chciała mojej duszy, więc jej ją dałem.

Aleksemu zakręciło się w głowie. Przeważył się na bok i z hukiem uderzył barkiem o ścianę. Gabriel natychmiast oplótł go mocno rękoma i wcisnął się w jego pierś.

— Oddałeś jej duszę? — powtórzył głucho, czując jak zimna ściana, o którą oparł czoło, przynosi mu tylko chwilową ulgę. Po tej burzy emocji, które opadły, jak ucięte nożem, czuł się po prostu pusty.

Jako guślarz odprawiał duchy, dawał spokój zagubionym duszom. Tym się zajmował, ale nikt nie pomoże Gabrielowi po jego śmierci. Żaden człowiek ze Świata Cieni nie zbliży się do Śmierci i nieważne, jak bardzo Aleksy byłby zdesperowany, nie mógłby odprawić takich dziadów, nawet za cenę własnego życia. Bo Śmierć nie oddaje tego, co należy do niej.

— To jest w porządku... Nie chciałem ci mówić, bo nie chciałem, żebyś myślał, że jesteś mi coś winien, że... Musisz to spłacić, czy mi wynagrodzić... — szeptał Gabriel, gładząc go uspakajająco po plecach. — Zrobiłem to, bo chciałem. Wiem, jakie są tego konsekwencje...

— Jestem ci coś winien?

— Błagam cię, przestań to robić... Wymykasz mi się... — szepnął Gabriel, wspinając się na palce i obejmując go mocno, oparł brodę na jego barku. — Zostaw to. Nie wracajmy do tego. Wiem, co mnie czeka, ale...

— Wiesz, co cię czeka?! — wydusił i gwałtownie się wyprostował, odpychając od siebie Gabriela. Widział ból na jego twarzy, gdy jego ręce zawisły w powietrzu. — Będziesz jej towarzyszył, oglądając to, co robi innym ludziom! Jak zabiera ich od rodzin, jak ściąga dusze z pola walk i z makabrycznych wypadków! Będziesz przy niej, dopóki nie stracisz zmysłów i porzuci cię gdzieś samotnego, błąkającego się po lesie albo innym pustkowiu!

— Jeżeli to jest cena za bycie z tobą choć trochę dłużej, to zgadzam się na to. Aleksy ja już dobiłem targu, nie odwrócisz tego! — jęknął, podchodząc o krok i widząc, że Aleksy się nie cofnął, znów objął go ciasno ramionami.

Aleksy pamiętał to podanie tylko dlatego, że traktowano je w zasadzie jak legendę. Poza tym, wszystko, co wiązało się ze Śmiercią fascynowało ludzi. Nie tylko Aleksego, ale wszystkich od zawsze. Podobno kiedyś żył człowiek, który wynegocjował ze Śmiercią swoje życie. Kilka lat później inny guślarz, który widział śmierć niewinnego człowieka, zabitego przez demona zarzekał się, że wraz ze Śmiercią na miejsce przybył duch Handlarza Śmierci: zmęczony, zbolały i nieszczęśliwy. To właśnie czekało Handlarzy Śmiercią, którzy dobijali targu ze Śmiercią. Wieczna niedola i samotność. A Gabriel stał się jednym z nich, żeby ratować Aleksego.

Objął Olszewskiego, przyciskając policzek do jego głowy. Gabriel jęknął z ulgą i wtulił się w niego tak mocno, jakby od tego zależało jego życie. Jakby nic innego się nie liczyło.

— Nie chciałem, żebyś się dowiedział... Nigdy... Bies i Teresa prawie cię zabili, więc zapach śmierci jest na tobie, ale... Wierzyłem, że nikt tego nie zauważy — szeptał gorączkowo, wplatając palce we włosy na potylicy Aleksego. — Wszystko dobrze. Ja tego chcę...

— Nic nie jest dobrze — wyszeptał Aleksy, ignorując łzy spływające mu po policzkach. 

W ciągu ostatnich dwóch lat spotkał więcej niż setkę duchów. Widział ich żal, ich bezsilność i złość, na to, co działo się dookoła nich, a w czym nie mogli już uczestniczyć. Śmierć, zostawienie bliskich bolały, ale wieczna samotność i cisza w tym radosnym świecie doprowadzały do szaleństwa. 

Gabriel w końcu pozwolił mu usiąść i zaczął krzątać się po kuchni, przygotowując dla niego wywar.

— Przygotowuję ci wywary wzmacniające — wyjaśnił w końcu Gabriel, rozpaczliwie próbując rozgonić burzowe chmury, jakie pojawiły się między nimi. — Straciłeś dużo krwi, ale to już wróciło do normy. Natomiast uderzyłeś głową o marmur, do tego to rozerwane udo i... ogólnie masz słaby organizm po tych dwóch latach spartańskiego życia.

— Nie mogłeś mi tego od razu powiedzieć? — mruknął Aleksy, patrząc jak wyskrobuje z fiolki ostatnie krople zawiesistego płynu. 

Nieważne jak dużo pracował i ile obowiązków piętrzyło się w jego grafiku, zawsze gdy przygotowywał napary zwalniał; dokładny, precyzyjny i diabelnie skuteczny. Pluł sobie w brodę, że nie dostrzegł wcześniej jak silny jest Olszewski. Powinien to wiedzieć, a on się dał oszukać tej anielskiej buzi i karminowym ustom na swoim ciele. 

— Nie nawykłem... — odpowiedział ze słabym uśmiechem. — Nie nawykłem do odpowiadania na pytania. Jestem raczej skryty, nawet jak na wiedźmarza...

— Co ty nie powiesz — sarknął Aleksy i bez słowa skargi przyjął szklankę z zielonkawym płynem. Z ponurą satysfakcją zauważył, że przyzwyczaił się już do smaku wymiocin. Wychylił pół wywaru i powstrzymując się od wyplucia, przełknął. — Chcę, żebyś mnie poinstruował, jak robić interesy z wiedźmą.

Nie wymyślił jeszcze żadnego konkretnego planu, jak uratować Gabriela i jego duszę, ale przeczuwał, że Gomorra będzie mu potrzebna. A skoro nie interesowały jej pieniądze, musiał się nauczyć, jak z nią handlować, żeby nie wpakować się w tarapaty.

Olszewski wyprostował się gwałtownie i spojrzał na niego czujnie.

— Po co, ci ta wiedza? Jestem wiedźmarzem, zrobię wszystko, co będziesz chciał. Nie ma znaczenia, czy prywatnie, czy do pracy... Wystarczy, że powiesz — odpowiedział ostrożnie, siadając po drugiej stronie stołu. — Masz bardzo wygodną sytuację, bo twoim chłopakiem jest wiedźmarz. Nie musisz się wikłać w rozmowy z innymi wiedźmami.

— Powiedziałbym, że zawodowo to do dupy sytuacja — mruknął Aleksy i wypił resztkę naparu. Odstawił szklankę i walcząc z mdłościami, przełknął. — Chcę wiedzieć, jak dobijać targu z innymi wiedźmami.

— Po co?

— Bo są rzeczy, w których nie chcę, żebyś brał udział.

— Ukrywasz coś przede mną? — zapytał Gabriel, patrząc na niego czujnie. 

Tym razem Aleksy dobrze wiedział, co próbuje zrobić. Starał się zręcznie zmanipulować rozmowę, żeby odsunąć jego myśli od głównego tematu.

— Nie więcej, niż ty przede mną — odparował ostro, podnosząc się powoli z krzesła. Gabriel spojrzał na niego urażony, ale zupełnie to zignorował. — Idę dowiedzieć się więcej o tym Free Markecie, a ty przygotuj jakieś notatki, wskazówki, czy cokolwiek co pomoże mi negocjować z wiedźmą. Albo będę to robił sam metodą prób i błędów.

— Przecież masz mnie! Jestem naprawdę dobry w zaklęciach i wywarach, nie rozumiem, dlaczego mnie nie poprosisz! — sapnął, wyraźnie poirytowany. Wstał od stołu i podążył za Aleksym. — Zrobię wszystko, co chcesz, przecież wiesz!

— Bo widzę, w jakie bagno weszła Julka i jeżeli pomagająca mi wiedźma ma iść na dno, to nie chcę ciebie w to wciągać — warknął Aleksy i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, że echo przetoczyło się po korytarzu.

Nie kłamał. Teraz gdy mieli nawet te szczątkowe informacje o tym, co robi Julia Cieśla, bez trudu domyślił się, że mogą potrzebować wiedźmy. To wiedział każdy guślarz: wiedźmę można zneutralizować tylko inną wiedźmą. Gabriela nigdy nie chciałby w to wciągnąć. Mógł iść z nim na łowy, głowić się nad miejscem pobytu Antoniego, ale nie pozwoli mu się wplątać w kolejną sytuację, z której wyjście będzie niemal niemożliwe albo go nie będzie wcale. Nie, gdy przeciwnik parał się tak niebezpieczną magią. Profesor Malinowska miała niemal sześćdziesiąt lat i całe życie spędziła w Akademii. Nigdy nie poszła na łowy, może jedynie jako obserwator. Zajmowała się teorią, przygotowaniem wiedźm i wiedźmarzy do działań na własną rękę, ale nie zebrała wystarczająco doświadczenia, by im pomóc – szczególnie w takiej sprawie. Gomorra wydawała się natomiast świetną kandydatką do ubrudzenia sobie rąk i ewentualnego poniesienia strat. Świadomość, że Gabriel może się błąkać ze Śmiercią po świecie przez setki lat, jeżeli nie wieczność, sprawiła, że Aleksy stracił resztki skrupułów, jakie jeszcze posiadał. Wydawało mu się, jakby w jednej sekundzie jego serce skuto lodem.

Wyłączył sumienie.

Wiedział, co zrobi; patrząc w pełne miłości oczy Gabriela, znalazł wyjście z tej sytuacji. Nieidealne, obarczone ogromnym ryzykiem, ale mające szansę powodzenia. Potrzebna mu do tego Gomorra.

I Antek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro