Rozdział 4, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ćwiczył jak szalony. Zaczął od coraz szybszych spacerów po lesie, które w końcu zmieniły się w bieg po nierównym terenie. Owalna blizna na udzie powodowała świąd i uczucie ciągnięcia, ale z każdym dniem dokuczało mu to coraz mniej. Na konsultacjach rehabilitacyjnych w Warszawie, pokazano Aleksemu jak ją mobilizować za pomocą masażu, a Gabriel przygotował specjalną maść, którą zmiękczał zrost. Chcąc nie chcąc musiał Konradowi przyznać, że związek z wiedźmarzem o tak złotym sercu, jak Gabriel to worek korzyści bez dna. Na wszystko znał odpowiednią miksturę, którą przyrządzał, gdy tylko Aleksy zaczynał się źle czuć; na pierwsze oznaki przeziębienia, na zmęczenie, na niewyspanie i zakwasy po treningu. Na absolutnie wszystko i tylko dla Aleksego.

— Nie rozumiem, dlaczego on tego dla mnie nie przyrządza?! — sapnął Konrad, gdy siedzieli w cieniu rozłożystego drzewa i rozciągali się przed zejściem do siłowni.

— Nie przypominam sobie, żeby prowadził akcję humanitarną — mruknął Aleksy, bardzo ostrożnie przechodząc do szpagatu. Zapadła na chwilę cisza, bo Wilczyński w milczeniu śledził każdy jego ruch. Gdy Aleksy w końcu wrócił do pozycji wyjściowej, przyjaciel uśmiechnął się pod nosem.

— Jestem jego kumplem! To bardzo irytujące, że wiedźmy i wiedźmarze są tacy skryci — burknął, bez najmniejszego problemu składając się w scyzoryk. Guślarze w zawodzie musieli mieć doskonałą kondycję, elastyczne mięśnie i bardzo dobrą znajomość sztuk walki. Jeżeli chociażby jedno zawodziło, powinni się wycofać z pracy, bo mogli to zwyczajnie przypłacić życiem. Ich kilkudniowe próby odprawienia ciężkich guseł na Teresie zakończyły się zatrzymaniem akcji serca Aleksego i gdyby nie Konrad nie wróciłby z Zielonki żywy. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy na zleceniu. — Wczoraj trenowałeś do upadłego, a dzisiaj jesteś jak nowo narodzony! I ta blizna w ogóle ci już nie dokucza!

— W ogóle to za dużo powiedziane — odparował. Pochylił się i powoli oparł brzuch do zranionej nogi. Wrócił już sprawności, czuł to. Odzyskał pełną motorykę i nie obawiał się, że zrobi sobie krzywdę nawet przy bardziej wymagających ćwiczeniach.

Skryty z natury Gabriel, nie rozdawał wywarów na prawo i lewo, bo nie prowadził organizacji charytatywnej, a poza tym po prostu nie chciał. Nie wspominając o tym, że relacje między guślarzami a wiedźmami od zawsze były uprzejmie chłodne. Nikt nie powiedział tego głośno, ale pod tymi grzecznościami krył się lód nieufności zakopany głęboko z prostego powodu: chęci przeżycia w Świecie Cieni. Nie oczekiwali od siebie niczego, ale też nie wyświadczali sobie darmowych przysług. Współżycie w takim układzie handlowym i uczciwe rozliczanie się zapobiegało niedopowiedzeniom i niesnaskom, którego mogłyby doprowadzić do katastrofalnego w skutkach rozłamu. Gabriel działał w odpłatnym szpitaliku w Akademii, ale nie należało tego mylić z koncertem życzeń prywatnie i Konrad o tym zapominał.

— W sumie jemu zależy, żebyś szybko wrócił do pełnej sprawności — powiedział z łobuzerskim uśmiechem Wilczyński, nieświadomie podsuwając Aleksemu doskonałą wymówkę, by się go pozbyć na resztę dnia.

— A skoro o tym mowa, dzisiaj zostajesz sam na ćwiczenia na siłowni — rzucił, pilnując się, by jego twarz pozostała obojętna.

— Dlaczego? Wybierasz się gdzieś?

— Jadę do Warszawy — wyjaśnił, najpierw ostrożnie złączając nogi, a potem usiadł po turecku. Sięgnął po ręcznik i butelkę z wodą, który zostawił sobie nieopodal. Otarł kark i niespiesznie odkręcił nakrętkę. Nie mógł okazać zdenerwowania, które buzowało w nim od rana.

— Super, jadę z tobą! — zawołał zachwycony, również siadając ze skrzyżowanymi nogami. Oparł się rękoma za plecami, uśmiechając się szelmowsko. — Chciałbym kupić sobie nową latarkę w Decathlonie i moglibyśmy iść do tej kawiarni z zieloną herbatą, skoro jutro jadę złapać Gniotka.

Gniotek jawił się jako podły, mały demon, wielkością przypominającym tłustego kota. Nocą wynajdywał sobie ofiarę, która chrapie i deptał po niej aż do świtu. Rankiem człowiek budził się zmęczony bardziej, niż gdy kładł się spać. Konrad musiał go złapać, gdy księżyc górował na niebie i podły stwór pastwił się nad zleceniodawcą. Wtedy musiał posypać ostrymi przyprawami gniotkowe wnętrzności, które ten wyjmował z brzucha i kładł obok siebie na czas tortur. Potem gdy bestia będzie zajęta wyciąganiem paproszków, musiał go zdzielić po głowie i wyrzucić z domu. To zadanie wymagało dużej precyzji i ostrożności, bo wbrew pozorom Gniotki bardzo szybko biegały i jeżeli Konrad chybi, to demon zniknie na kilka dni.

— Pewnie, tylko najpierw chcę zajechać po kilka zabawek.

Wiedział, że Konrad będzie chciał z nim jechać i już wcześniej przygotował się na taką ewentualność. Gdyby po prostu wyjechał bez mówienia komukolwiek, znowu wzbudziłby niepotrzebne podejrzenia, a łatwiej wyprowadzić w pole Wilczyńskiego, niż Gabriela.

— Zabawek?

— Dla mnie i Gabriela — wyjaśnił, zakręcając butelkę. Starał się, by ton głosu pozostał neutralny, jakby mówił o kupnie koszulki albo trampek, ale tak naprawdę z trudem powstrzymywał parsknięcie śmiechem.

— Chcesz jechać do gejowskiego sex-shopu? — uściślił, opuszczając ręce na uda. Aleksy już wiedział, że osiągnął to, co chciał; Konrad się wycofa.

— Tak, ale myślę, że będę potrzebował tam dłuższej chwili, żeby...

— Ty wiesz, że jest coś takiego, jak zakupy przez internet z dyskretną dostawą?! — wydusił, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Aleksy nie przypominał sobie, kiedy ostatnio tak dobrze się bawił, jak teraz. Czerwony rumieniec rozchodzący się po szyi Konrada i jego zszokowane spojrzenie były warte tego gładkiego kłamstewka.

— Do Akademii nie dostarczają nawet pizzy — przypomniał Aleksy, patrząc na niego spod uniesionych wymownie brwi. Z tym akurat nie kłamał. Zaklęcia ochronne, którymi zmylano spacerowiczów, działały też na kurierów i dostawców jedzenia. Tylko guślarze i wiedźmarze, mogli dojechać do bram uczelni, ewentualnie mogli dosłownie przyprowadzić za rękę człowieka zupełnie niezwiązanego ze Światem Cieni. — To, co? Idziesz? Muszę się ogarnąć...

— Pas! — odpowiedział szybko Wilczyński, kręcąc energicznie głową. — Nie chcę siedzieć w aucie, jak będziesz transportował te... zabawki! Nie mogę myśleć, że ty i Gabryś... Przecież on jest taki niewinny!

— Myślę, że Strzyga, którą wbił w drzewo samochodem, miałaby inne zdanie — zauważył z rozbawieniem Aleksy.

— Prawda.

Już rano, między słodkimi pocałunkami, zagaił sennego Gabriela o auto i od razu je dostał. Wiedział, że zachował się jak skończony dupek, gdy cicho szeptał mu do ucha prośbę, całując jego łabędzią szyję i dotykając twardego brzucha. Nie mógł mu jednak niczego zdradzić, bo Olszewski nigdy by na to nie pozwolił. Wywiązałaby się między nimi kolejna awantura nieprowadząca kompletnie do niczego, a tylko wplątałaby go w ten szalony plan. A tego nie chciał. Gabriel już wystarczająco zrobił i nawet jeżeli po wszystkim odepchnie Aleksego, nie wybaczy mu, to i tak będzie to tego warte.

Gabriel nigdy nie pozwoliłby mu mieć ludzkiej krwi na rękach.


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Słońce skrzyło się na błękitnym niebie, jakby jesień dopiero się zaczynała, a nie chyliła ku końcowi, ustępując miejsca nadchodzącej zimie.  Aleksy wyjął ze schowka okulary przeciwsłoneczne Gabriela i zatknął je na nos. Poprawił wsteczne lusterko i zadarł brodę, by się sobie przyjrzeć. 

Od kiedy wrócił do Akademii a szczególnie, od kiedy zamieszkał z Gabrielem, bardzo dużo się zmieniło. Pozbył się swoich starych, rozciągniętych swetrów i spranych jeansów, a kilka dni temu nawet zdecydował się na kupno laptopa. W tej kwestii zdał się całkowicie na Olszewskiego, który wybrał mu eleganckiego, czarnego MacBook; poręcznego z długo trzymającą baterią, więc mógł go zabierać ze sobą w trasę.

Codziennie też trenował, najczęściej z Konradem, a czasami z Gabrielem i całkiem porzucił niezdrowe posiłki jedzone w pośpiechu, więc nawet bez wywarów Gabriela czuł się lepiej. Lżej.

Rektor przyznał mu płatne wolne na regenerację sił i Aleksy skwapliwie z tego skorzystał. Odpoczywał, uczył się gotować i ćwiczył. Widział, że gdy przechodził korytarzami Akademii kilka dziewczyn się za nim oglądało. W Warszawie kilka razy przyłapał studentki na ukradkowych spojrzeniach i tłumionych chichotach. Doskonale wiedział skąd się to bierze, widział to, gdy patrzył w lustro. Wyprostował się, oczy błyszczały, a skóra odzyskała zdrowy kolor. Miał sprężysty, lekki krok, pomimo urazu, i nie chował się za innymi albo przysłaniać twarz grubą książką. Przyjaciel i ukochany u boku dodali mu siły, skrzydeł.

Wycofał auto i ruszył w stronę Wołomina. Czekał na ten dzień, planował go skwapliwie i uzbrojony w wiedzę, jaką przekazał mu Gabriel, przygotował się, żeby dobić targu z Gomorrą. Powtarzał, jak mantrę co mu wolno, a czego nie. Rysował w myślach scenariusze tego, jak powinna przebiec ta rozmowa, a mimo to, gdy zaparkował auto pod kamienicą, nogi mu się trzęsły. Miał świadomość, że to wszystko obróci się przeciwko niemu, że sam wpadnie w zastawione przez siebie sidła. Stąpał po bardzo cienkim lodzie.

Wziął głęboki wdech i wysiadł z samochodu. Wałkował to setki razy w swojej głowie, ale gdy wszedł po schodach i zapukał do jej drzwi, jego głowa wydawała się pusta, jak pierwszoroczniaka w Akademii.

— Guślarz Karczewski? — przywitała go melodyjnym głosem. Dziś miała na sobie absurdalnie krótką sukienkę z długim rękawem i mocno wyciętym dekoltem. Usta, które podkreśliła czerwoną szminką rozciągnęły się w drapieżnym uśmiechu. — Nie byliśmy umówieni.

— Nie — przyznał Aleksy z trudem panując na głosem. — Wiem, co Handlarz Śmiercią oddał za moje życie.

— Mądry chłopiec — powiedziała, cofając się w drzwiach, by go przepuścić. Wślizgnął się do środka i od razu udał do kuchni, cały czas oglądając się przez ramię, co skwitowała bezczelnym uśmiechem. Stanął pod ścianą z rękoma skrzyżowanymi na piersi, nie spuszczając z niej wzroku. — Czy jest sens oferować ci coś do picia?

— Nie — odpowiedział krótko. — Mam propozycję. Powiem ci wszystko co wiem, o mojej śmierci, a ty powiesz mi wszystko, co wiesz o zaklinaniu duchów i demonów. A potem dobijemy targu.

— Pełen niespodzianek — powiedziała niskim głosem, przysiadając na krześle. Założyła nogę na nogę, bez skrępowania odkrywając przed Aleksym niemal pół pośladka. Uniósł brwi, patrząc na nią wyzywająco. — Podobasz mi się.

— Cieszę się — odpowiedział niezrażony. Gdyby choć trochę interesował się kobietami, to by go uwiodła, a na pewno wytrąciła z równowagi. Nawet on wiedział co robi Gomorra, gdy przechyliła się nieco do przodu, pozwalając by zajrzał jej w dekolt. — Wiedźma, która ocaliła mi życie widziała, jak Śmierć po mnie przyszła. Stała w nogach mojego łóżka. Piękna, biała dama z kosą. Gdy ruszyła, wiedźma użyła swojej krwi i błagała o moje życie. Dosłownie padła na kolana i błagała. Śmierć zażądała jej duszy i wiedźma się zgodziła.

— A wiedźma ma na imię... — dodała, odrzucając włosy na plecy zmysłowym gestem.

— To nie jest istotna dla ciebie informacja. Każda wiedźma może rozmawiać ze Śmiercią, sama mi to powiedziałaś — odparował. 

Od zarania dziejów dar czarów przypadał głównie kobietom, a Aleksy był mężczyzną, więc Gomorra nieostrożnie założyła, że jego życie uratowała wiedźma. Aleksy nie wyprowadzał jej z błędu, bo nie zamierzał zdradzać imienia Gabriela. Nawet, jeżeli za jakiś czas Świat Cieni zacznie o nich mówić i ona się dowie, to i tak będzie już po wszystkim.

Taką przynajmniej miał nadzieję.

— Oh, to takie słodkie, że guślarz kocha wiedźmę — powiedziała cicho, nie spuszczając z niego zaciekawionego spojrzenia.

— Twoja kolej.

— Zgoda. Tym razem, przyniosłeś mi jakiekolwiek informacje — przyznała, poprawiając się na krześle. Pozwolił jej wierzyć, że go uwodzi, że jej kocie ruchy robią na nim wrażenie. — Podejrzewam, że mówisz o ostatnich... wypadkach? Nie bądź taki zdziwiony, słodki guślarzu, jestem wykluczona przez Akademię, ale wiedźma nigdy nie jest do końca wyrzucona z kręgu. Informacja jest największym skarbem tego świata i wystarczy umieć nią dobrze operować.

Aleksy milczał, czekając cierpliwie, aż powie coś więcej. Gomorra jednak specjalnie wszystko przeciągała, tak jak Gabriel go uprzedził. Będzie próbowała go omamić, rozproszyć, żeby nie mógł się skupić przy zawieraniu umowy. Przeklął się w duchu, bo dopiero do niego dotarło, że nie powinien był jej mówić zawczasu, że chce z nią dobić targu. Z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, to czy wtedy w ogóle chciałaby z nim rozmawiać?

— Zgodnie z umową, słodki guślarzu... żeby móc rozmawiać z demonem albo duchem wiedźma musi stworzyć talizman, ta magia tego wymaga. W tym zaklęciu znajdziesz na pewno kość niewinnego człowieka, najlepiej dziecka, a także symbol grzechu albo zdrady. Każdy amulet trzeba przygotować oddzielnie. Osoba, która ma przy sobie taki artefakt może być słyszana przez ducha albo... sterować demonem, który został przeklęty.

— Jak to działa? — zapytał szybko, patrząc na nią wyczekująco. — Wystarczy, że do niego mówi? Wpływa na jego podświadomość? Może wydawać rozkazy?

— Zatrzymaj się, kowboju! — zaśmiała się, płynnie unosząc ręce w obronnym geście. — Za szczątkowe informacje, jakie mi dałeś, tylko tyle ci powiem. Chcesz wiedzieć więcej, przyjdź tu ze swoją wiedźmą. Chcę z nią porozmawiać.

Aleksy wciągnął ze świstem powietrze przez nos, żeby się uspokoić i zacisnął schowaną pod pachą pięść. Zakładał, że powie mu więcej.

— A więc o jakim targu mówiłeś? Czego byś ode mnie chciał, skoro masz wiedźmę, która oddała za ciebie duszę? — zapytała, nie spuszczając z niego drapieżnego wzroku. Musiał być ostrożny, bardzo ostrożny. Jeżeli odrzuci jego ofertę, to nie mógł jej dać teraz zbyt wielu informacji.

— Chcę, żebyś przywołała Śmierć — powiedział spokojnie, ignorując zdumienie przemykające po jej twarzy. Dostrzegł też coś jeszcze. Przebłysk strachu? — Chcę zawrzeć ze Śmiercią umowę.

— Popraw mnie, jeżeli źle cię zrozumiałam — odparowała, prostując się na krześle. Po kokieterii nie pozostało ani śladu. — Chcesz dobić targu ze mną, wykluczoną wiedźmą, a potem ze Śmiercią?

— Tak, dokładnie.

— Czy ty wiesz, że może cię spotkać coś gorszego niż śmierć? — zapytała, najwyraźniej nie mogąc opanować zdumienia.

— Tak. Jestem świadom, że mogę cierpieć za życia, a potem długo po śmierci — odpowiedział szybko, korzystając z tego, że wytrącił ją z równowagi. — Jesteś w stanie to zrobić? — prowokował, utrzymując nieprzejednaną maskę na twarzy.

— Oczywiście — odpowiedziała, nadal nie spuszczając z niego wzroku. Widział jej poruszenie, a jednocześnie bezgraniczne zainteresowanie. Gomorra była szalona i nawet nie znając dokładnego powodu wykluczenia, mógł sobie wyobrazić co zrobiła, że spotkała ją taka kara. — Tylko chyba jesteś świadom, że żadne pieniądze mnie nie usatysfakcjonują, prawda? To nie jest coś, co można opłacić kruszcem.

— A co powiesz na jeszcze ciepłe ciało kogoś ze Świata Cieni?

Gomorra wstała, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż podeszła kilka kroków. Aleksy pokręcił lekko głową, dając jej do zrozumienia by nie zbliżała się już ani kroku.

— A co dasz Śmierci?

— Duszę tego człowieka.

— Jesteś bardzo niebezpieczny, guślarzu Karczewski. Boję się ciebie — powiedziała powoli. Widział tę mieszaninę strachu i fascynacji wypisane na jej twarzy. — Skąd wiesz, że Śmierć przyjmie tę duszę w zamian za duszę twojej wiedźmy? Bo o to ci chodzi, prawda? Chcesz wymiany.

— Bo sam zabiję tego człowieka. A bratobójcza śmierć ma w sobie piętno, które od zawsze przyciąga. Jak ojcobójstwo i dzieciobójstwo — odpowiedział, a ciężar, który nosił w sercu od kiedy powziął postanowienie dobicia targu, rozrasta się w jego piersi. Będzie musiał z tym żyć, z tym, że zostanie mordercą.

— Umowa musi być przypieczętowana, guślarzu. — Wyciągnęła rękę w jego stronę, a on ostrożnie ją uścisnął, pilnując by nie drasnęła go długim paznokciem.

Wiedział, że gdy to wyjdzie na jaw zostanie wykluczony. Nieważne co Antoni zrobił, jakich zbrodni się dopuścił. Powinien doprowadzić go do organów ścigania, gdzie Szarejko czekałby na proces z udziałem Akademii.

A potem Gabriel go zostawi. Taką przynajmniej miał nadzieję, gdzieś głęboko w sercu, gdy przestępował próg domu Gomorry. Nie chciał splamić tego anioła, krwią człowieka, którego przecież dobrze znali; siedem lat uczyli się razem, jedli przy jednym stole, spali w sąsiednich pokojach i razem odprawiali dziady. A Aleksy zamierzał go zabić z zimną krwią i jeżeli taka jest cena za duszę Gabriela, niech tak będzie. Być może, gdy już umrze i jego dusza będzie snuła się po ziemskim padole, jakiś guślarz w końcu się nad nim ulituje i odprawi gusła. To wszystko było warte takiego ryzyka. Bo on miał przynajmniej cień szansy, że ktoś go odeśle. Być może Konrad albo jego dzieci? Może przyjaciel mu kiedyś wybaczy? Gabriel uwiązany do Śmierci, nie miałby takiej szansy przez dziesiątki albo setki lat.

— Zawołam dla ciebie Śmierć, żebyś dobił targu, a potem żebyś zapłacił swoją część. Czyli dwa razy. Tutaj, w tym mieszkaniu.

— Ja dostarczę ci ciało człowieka ze Świata Cieni, w którym serce przestało bić nie później niż godzinę wcześniej. Nie wolno ci go w całości przekazać nikomu, musisz zatrzeć wszelkie ślady tożsamości. Nie wolno ci nikomu powiedzieć o naszym targu i mojej umowie ze Śmiercią.

— Jesteś bardzo szczegółowy, guślarzu — powiedziała, uśmiechając się lekko jednym kącikiem ust. — Twoja wiedźma to nie jest jakiś świeży szczypiorek.

— Nie tylko ja jestem niebezpieczny — odpowiedział, zaciskając mocniej palce na jej smukłej dłoni. Zawoalowana groźba zawisła między nimi, a błysk w oku Gomorry utwierdził go w przekonaniu, że ją zrozumiała. — Zgadzasz się?

— Zgadzam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro