Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odmówiła. 

W pierwszym odruchu stanowczo przeciwstawiła się jego pomysłowi. Nalegała, żeby przywołać Śmierć innego dnia, bo potrzebuje czasu, żeby się przygotować. Aleksy pozostał jednak nieugięty. Nie tylko dlatego, że chciał działać już natychmiast, ale przede wszystkim dlatego, że nie zamierzał dać wykluczonej wiedźmie czasu na zastawienie sideł, wyprowadzenie go w pole. Wyprzedzał ją, trzymał stery i to on decydował co i kiedy zrobią, nie mógł jej oddać tej przewagi.

Do wieczora miała zakończyć wszystkie przygotowania do rytuału nie tyle skomplikowanego, ile niebezpiecznego. Przerażenie, które błysnęło w jej jasnych tęczówkach, tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nigdy tego nie robiła.

Wyszedł z mieszkania, zanim zdążyła się rozmyślić. 

Potrzebował ucieczki od tego, co zamierzał zrobić. Łaknął bliskości Gabriela, kojącego ciepła jego silnych ramion bardziej, niż powietrza. Wszystko po to, żeby sobie przypomnieć cel.

Odpalił silnik i włączył się do niewielkiego ruchu na bocznych ulicach miasta. Zatrzymywał się na światłach i przepuszczał pieszych na pasach jak w transie, a powinien się skupić – nie prowadził tak dobrze, jak Gabriel czy Konrad. Na parkingu przy centrum handlowym niemal spowodował stłuczkę. Na zakręcie ściął łuk i niewiele brakowało, a zderzyłby się czołowo ze skodą starszego małżeństwa. Uniósł dłoń w przepraszającym geście i nim mężczyzna otrząsnął się z szoku, wycofał auto. Zaparkował niemal pod samym wejściem, ale przez chwilę po prostu siedział w bezruchu. Obserwował klientów, mijających się w automatycznych drzwiach.

— Co ja robię? — pomyślał z rozpaczą, chwilę po tym, jak jedno z dzieci krzyknęło w złości tuż obok jego uchylonego okna, wyrywając go z letargu. Chwycił torbę i wysiadł z auta. 

Tym razem bez wahania poszedł prosto do sklepu fotograficznego. Od jakiegoś czasu to planował, a dziś wydało mu się to idealną przykrywką. To zamknie wszystkim usta, uśpi ich czujność, a jemu pozwoli zagłuszyć ledwie tlące się w sercu wyrzuty sumienia, które jak zaraza przybierały na sile, próbując pochłonąć kolejne skrawki jego duszy.

Robił coś nieludzkiego, coś, co zostanie z nim na zawsze, położy się cieniem na jego życiu, aż do smutnego końca. Planował zabić człowieka i już za kilka godzin przypieczętuje losy ich obu: własny i Antka. W zasadzie jego przyszłość została przesądzona, gdy uścisnął dłoń Gomorry. Musiał dać jej ciało kogoś ze Świata Cieni.

Przeszedł pomiędzy bramkami zakładu, od razu schodząc na bok, by nie zwracać na siebie zbytnio uwagi. Wyciągał z kieszeni telefon, by wydrukować kilka zdjęć z Olszewski, ale zamarł, nim dotknął spodni. Ręce mu się trzęsły i nagle uderzyła go absurdalność całej sytuacji: robienie wspólnych pamiątek z chłopakiem, wydało mu się co najmniej niewłaściwe, godzinę po tym, jak przysiągł kogoś zamordować. To było niewłaściwe. Stłumił głuchy jęk i przysiadł na jednym z wysokich krzeseł nieopodal. 

Był psychopatą. 

A może po prostu dzika desperacja, żeby uratować duszę Gabriela, owładnęła go do tego stopnia, że wszystko inne przestało się liczyć? 

Podłączył do automatu telefon i wybrał kilka ulubionych zdjęć z Olszewskim, po czym nacisnął opcję drukowania. Obserwował półprzytomny, jak automat powoli wypluwa wspólne chwile, które uwiecznili w ostatnich tygodniach. 

Ich zaspane twarze i potargane włosy, gdy spędzali leniwą sobotę w łóżku. 

Selfie, które Gabriel zrobił, gdy Aleksy próbował gotować; ubrudzony szpinakiem po łokcie, siłował się z zawinięciem gotowego ciasta francuskiego na pasztecik. Uśmiechał się, bo chociaż kuchnia wyglądała, jak po przejściu huraganu to Gabriel nagrodził go słodkim pocałunkiem – wspiął się na palce i musnął wargami jego policzek. Ze śmiechem, tak prosto z serca. 

Na następnym zdjęciu Aleksy trzymał aparat i robił im zdjęcie, gdy ułożony z głową na kolanach Gabriela, odpoczywał, a Olszewski sprawdzał egzaminy uzupełniające. 

Kolejne zdjęcie przedstawiało ich z Konradem na kręglach, chwilę przed tym, jak Aleksy zaliczył spektakularny upadek na tyłek, bo nadepnął na śliski pas dla kuli.

Aleksy przycisnął dłoń do twarzy i wziął głęboki wdech. Nieważne jak bardzo kochał, nieważne jak dobrym człowiekiem był Gabriel, morderstwo to morderstwo. Wszechświat nie miał na to usprawiedliwienia i to, że zamierzał zabić faceta odpowiedzialnego za dziesiątki innych zabójstw, nie wymaże jego win. Nie zamierzał tego usprawiedliwiać ani przed sobą, ani przed nikim innym. Robił to wszystko dla siebie. Robił to, bo kochał tak bardzo, że sama myśl o torturach, na jakie Gabriel skazał się dla niego zatrzymywała serce w jego piersi.

Zebrał wydrukowane zdjęcia i podszedł do gabloty z ramkami. Nie czuł nic. Pustkę. Nie dusiło go już poczucie winy, bo zwyczajnie je wyłączył, gdy pochylał się nad jednym ze zdjęć, które zleciało na podłogę. Piękne, pełne bezgranicznej miłości oczy Gabriela spoglądały na niego z oddaniem z kolorowej fotografii.

Zabijał demony, odsyłał dziady, czasami w straszliwych okolicznościach, pełnych bólu i poczucia niesprawiedliwości. Odesłał pełną żalu i zgryzoty Teresę, której nie mógł dać ukojenia. Zabicie takiego skurwiela, jak Antek, przez którego umarł Wiktor, siedmiu innych guślarzy, niewinni ludzie i cierpiały duchy, nie poruszyło już absolutnie żadnej struny w jego sercu. 

Miał nadzieję, że będzie w dokładnie takim samym stanie zobojętnienia, gdy pociągnie za spust.

Aleksy wybrał zwykłe antyramy, by powiesić je na ścianie składzika w lofcie obok innych zdjęć Gabriela. Po namyśle wziął też dużą, bardzo elegancką ramkę w kolorze onyksu, w której umieścił ich największe zdjęcie. Gabriel obejmował jego szyję jedną ręką, szeroko uśmiechnięci, patrzyli sobie w oczy. Jedna z pierwszych fotografii, jakie razem zrobili. Teraz telefon Aleksego pękał w szwach od uwiecznionych wspomnień. 

I zdjęć samego Olszewskiego w kadrze. 

Podał ostrożnie sprzedawczyni zakupy, a potem starannie zapakowane włożył do torby razem ze zdjęciami. Wybrał je sobie jako alibi na czas nieobecności w Akademii. Chciał uśpić czujność Konrada i Gabriela, opowiadając im o tym, że poszedł do sex shopu, ale w końcu nie zdobył się na to, by cokolwiek kupić. Gdy już obaj przestaną się śmiać, odwróci ich uwagę zdjęciami. Zajęci wbijaniem gwoździ w ścianę i komentowaniem fotografii nie będą się zastanawiać, dlaczego zajęło mu to niemal cały dzień.

Zjadł lekki obiad w strefie restauracyjnej i zgodnie z umową, stawił się w progu mieszkania Gomorry punkt piąta. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wspinał się po poplamionych schodach, brudnej klatki schodowej. Ostatnie promienie wyglądały zza ceglanych dachów, oświetlając mu drogę wprost do jamy wiedźmy. Wahał się tylko przez chwilę, tyle ile zajęło mu wypowiedzenie w myślach imienia Gabriela. Kilka razy uderzył mocno pięścią w drzwi, Gomorra otworzyła niemal od razu, jakby stała po drugiej stronie i czekała na niego z dłonią na klamce.

— Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? — zapytała na powitanie, przepuszczając go w drzwiach. Pomny wszystkich nauk Gabriela, nie spuszczał z wiedźmy wzroku, gdy przechodził obok niej tak, by przypadkiem jej nie dotknąć.

— Teraz to już nie mam wyjścia — odpowiedział sucho, pozwalając się poprowadzić nie do kuchni, a do salonu, którego drzwi pozostawały do tej pory zamknięte. 

Zawarł umowę z Gomorrą, obiecał jej ciało kogoś ze świata cieni. Mógł albo dostarczyć własne, albo Antka, bo go przeklnie, a rozmowa z Gabrielem wystarczająco wyjaśniała, jakie mogą go spotkać konsekwencje z niewywiązania się z umowy.

Przestronne pomieszczenie, do którego zaprosiła go Gomorra, na co dzień służyło jako pokój dzienny. Aleksy podejrzewał, że drzwi po przeciwnej stronie prowadziły do sypialni. Ciężkie story w jedynym oknie szczelnie zakrywały dopływ świata z zewnątrz, tworząc przyjemny półmrok, rozganiany jedynie ciepły światłem kilkudziesięciu podgrzewczy rozstawionych po stoliku, regale i na podłodze.

— Racja — przyznała, wzruszając ramionami, jakby rozmawiali o czymś tak prozaicznym, jak kredyt na mieszkanie. 

Aleksy zatrzymał się przy drzwiach, lustrując uważnie wzrokiem otoczenie, jakby poszukiwał zastawionej na niego pułapki i podświadomie tak właśnie robił. Po całym instruktażu, jaki dostał od Olszewskiego, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że zbyt łatwo poszło, że gdzieś tkwi haczyk.

Gomorra wzięła ze stolika srebrny sztylet z wysłużoną, drewnianą rączką i przeszła przez pokój, przyzywając go zmysłowym gestem. Nawet teraz kusiła, jakby zaraz mieli wejść w pościel i oddać się intymnym igraszkom, a nie uprawianiu magii. Aleksy miał wszystkie nerwy w postronkach, ale zmusił ciało do ruchu. 

Znaki zapisane czarną kredą na sosnowych panelach tworzyły krąg o średnicy nieco większej niż metr. Po wewnętrznej stronie piktogramów, których Aleksy nie rozpoznawał biegła biała linia soli. Ten rytuał nie przypominał niczego, co Aleksy widział na zajęciach z podstaw magii dla guślarzy w Akademii. Nigdzie też nie widział pentagramu, szczura albo gołębia, któremu mogłaby złamać kark, czy kielicha z krwią. Wszystko wyglądało dość... prosto. Zwyczajnie. 

— To jej nie powstrzyma. Nie łudź się. Wskazałam jej tylko miejsce, gdzie chciałabym, żeby się pojawiła. — Gomorra przerwała ciszę, przyglądając mu się dokładnie. Cień uśmiechu majaczył na jej twarzy. Nie przykrywał obłędu przebłyskującego w niebieskich tęczówkach. — Gotowy?

— Tak.

— Jak na fakt, że zaraz staniesz oko w oko ze Śmiercią, jesteś irytująco spokojny. — Jej głos podszywał śmiech. Najwyraźniej jej, jako medium nic nie groziło. Mało tego, wydawała się wręcz podekscytowana, że będzie mogła obcować ze Śmiercią. Wzdrygnął się z obrzydzeniem.

— Nie jestem guślarzem od wczoraj — mruknął, pospieszając ją gestem, na co wybuchnęła perlistym śmiechem.

— Lubię takich mężczyzn. Wiesz, po wszystkim moglibyśmy...

— Nie. Nie lubię blondynek. Zaczynaj — rzucił szorstko, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Do paska przykrytego kurtką przyczepił pokrowiec ze sztyletem, ale obawiał się, czy w starciu z taką wiedźmą, jak Gomorra jakkolwiek by mu to pomogło. Nigdy nie widział wiedźmy używającej swoich zdolności w trakcie starcia. Na randce z Gabrielem nie przyszło mu do głowy, żeby o to zapytać. 

— Uwielbiam takich twardzieli — wyszeptała, puszczając mu oko. 

Mógłby się założyć, że to nie jego wygląd, a wola bratania się ze Śmiercią jest dla niej tak pociągająca. Śledził ją pilnym wzrokiem, gdy wyjmowała kartkę i unosząc ją na wysokość swojej twarzy, zaczęła bezgłośnie recytować zapisany na niej drobnym, odręcznym drukiem tekst. Próbował wychwycić, chociażby jedno słowo, ale Gomorra jedynie poruszała wargami, gdy jej oczy sunęły po tekście. 

Minuty ciągnęły się nieubłaganie. Aleksemu ścierpła łydka od stania w bezruchu i już chciał zmienić pozycję, kiedy Gomorra wreszcie sięgnęła po sztylet. 

Płomyki na niewielkich podgrzewaczach zadrżały ostrzegawczo. Ledwie odczuwalny podmuch ciepłego powietrza owiał pomieszczenie. Poruszył delikatnie zasłony i musnął policzek Aleksego. 

Obrzucił salon ukradkowym spojrzeniem, ale nie dostrzegł niczego. Żadnego cienia, który wzbudziłby jego czujność. Żadnego ruchu. Żadnego ducha. Nic.

Nagle, bez ostrzeżenia Gomorra uniosła sztylet i szybkim, wprawnym gestem przecięła powietrze. Czerwona kreska naznaczyła w poprzek jej nadgarstek. Nie na tyle głęboka, by podciąć żyły, ale wystarczająco, żeby kilka kropel skapnęło na podłogę u jej stóp. Nim zdążył zrozumieć co się wydarzyło, wiedźma padła z hukiem na kolana. Oparła ręce na podłodze, zwiesiła głowę między ramionami. Koniuszki złotych włosów zamiotły podłogę, kilka z nich zatrzymało się w powiększającej się kałuży przy jej przegubie. Przez chwilę zupełnie nic się nie działo, jakby świat zatrzymał się w miejscu. Zamarł skuty ognistym lodem. Aleksy myślał, że się nie udało, że Śmierć nie odpowiedziała na jej wezwanie.

Wtedy to poczuł. Każdy guślarz umiał wyczuć dziada i otaczającą go aurę. Śmierć najwyraźniej również ją miała, bo płomyki na knotach zatańczył złowrogo, choć w okno i drzwi w pokoju pozostały zamknięte. Materializowała się powoli na jego oczach, w ciepłych podmuchach wiatru, który nie miał swojego źródła. Najpierw Aleksy zobaczył jej słaby kontur, gdy zamigotała w utworzonym z soli kręgu, a potem jego oczom ukazała się biała, rozłożysta niczym szata, suknia. Białe włosy na drobnej głowie przykryła kapturem, w dłoni trzymała kosę z długim drążkiem i ostrzem szerokim jak piła do drewna, tak długim, że mogłaby nim przepołowić krowę jednym cięciem. Przechyliła głowę, patrząc na niego pustymi oczami i w jednej chwili ciało Aleksego przeniknęło dojmujące zimno. Nie czuł takiego lodu skuwającego ciało, nawet gdy odsyłał Teresę. Gomorra też dotknęła zniewalająca moc śmierci. Chwiała się w niekontrolowanych drgawkach, ale gdy uniosła głowę w jej oczach był tylko nabożny zachwyt, z którym wpatrywała się w Śmierć.

Śmierć była piękna. Była najpiękniejszą kobietą, jaką widział w życiu. Uosobienie łagodności, niewinności i dobra. Tak mu się jawiła.

— Guślarzu Aleksandrze — odezwał się głos w jego głowie. Nie miał barwy. Nie był wysoki ani niski, nie był ciepły, ani też zimny. — Co mi dasz? Co mi dasz za wiedźmarza Gabriela?

Przeraziło go to, że wiedziała. Nie zdążył nic powiedzieć, a ona wiedziała wszystko.

— Zabiję dla ciebie jednego z moich towarzyszy. Oddam ci duszę człowieka ze Świata Cieni. Sam go zabiję. Tutaj w tym miejscu, na twoich oczach — odpowiedział jej w myślach. 

Przez długą chwilę nie widział żadnej reakcji i nie słyszał odpowiedzi. Zimno śmierci wkradało się coraz głębiej w jego ciało. Przenikało skórę, przechodziło przez tkankę tłuszczową i skuwało mięśnie lodem. Z każdą sekundą kiełkujące przerażenie, wyciskało z jego płuc dech, ale nie wiedział, gdzie ma swoje źródło. Po prostu tkwiło w nim. Strach przed ostatecznością. 

Śmierć w ogóle nie reagowała. Pomyślał, że to już koniec, że go zabierze i nikt nawet nie będzie wiedział, że nie żyje. Gabriel i Konrad będą żyli w przekonaniu, że znowu od nich uciekł. Na tę myśl samotna łza spłynęła po jego policzku. Wtedy Śmierć przechyliła głowę na drugą stronę niczym śliczna lalka.

— Kogo?

Pamiętny słów Gabriela i jego ostrzeżeń, które kładł mu do głowy od czasu tragicznej randki w restauracji z widokiem na Warszawę, wziął głęboki wdech i odpowiedział tym dziwnym kanałem, który się między nimi wytworzył.

— Wiedźmę albo guślarza.

Wiedział, że chce jej dać Antoniego, ale cichutki głosik w jego głowie, który brzmiał do złudzenia podobnie do gabrielowego powtarzał mu Bądź precyzyjny, ale zostaw sobie furtkę! Bądź ostrożny!

— Oddasz mi wiedźmę albo guślarza, zabitego twoimi rękoma wbrew jego woli?

— Tak.

— Daj mi tę duszę, a zwolnię wiedźmarza Gabriela z umowy i zostawię cię przy życiu — rozległ się głos w jego głowie. 

Coś mu podpowiedziało, że musi okazać władczyni śmierci należyty szacunek. Ukłonił się głęboko, próbując bezowocnie zapanować nad drżeniem całego ciała. Myślał, że nie utrzyma się na nogach już ani jednej sekundy dłużej, gdy lód, który przepływał jego żyłami i ściął szpik w kościach, nagle znikł. Aleksy zadarł gwałtownie głowę, ale Ona już zniknęła.

Gomorra haustami łapała powietrze. Opadła na pobliskie krzesło, obejmując siedzisko kurczowo by nie paść na podłogę.

— Co powiedziała? — wydukała, dygocząc na całym ciele, jakby miała wysoką gorączkę.

— Szykuj się do drugiego przywołania — wycedził, stając w lekkim rozkroku, żeby utrzymać pion. Nie udało mu się. Ubrany w ciepłą kurtkę, oparł łokieć na framudze, żeby odciążyć wiotki kręgosłup. 

Nie siadaj, niczego nie dotykaj, nie zbliżaj się do niej, nie ufaj jej. 

Po chwili pochylił się i wsparł ręce na kolanach, próbując złapać oddech.

— Chcę wiedzieć, co powiedziała!

— Tego nie obejmowała umowa — warknął Aleksy, ignorując jej wściekłe spojrzenie. Niemądrze ją drażnił, ale Gomorra swoim obsesyjnym pragnieniem dowiedzenia się wszystkiego o śmierci, właśnie pokazała mu, że ma kolejną kartę przetargową w ich chorej relacji.

— Bo nie wiedziałam, że jej nie usłyszę!

— To teraz już wiesz. Nie ma za co.

Skrzywiła się, próbując bezskutecznie podźwignąć się na nogi. Aleksy jako guślarz nawykł do podobnych uderzenia zimna, gdy przechodził przez niego duch albo gdy odprawiał trudne gusła. Gomorra nie. To też działało na jego korzyść.

— Odpraw drugie przywołanie i kiedy zwolnię moją wiedźmę z umowy ze Śmiercią, to powiem ci o obu rozmowach — rzucił ugodowo. 

Nie wyglądała na przekonaną, ale przynajmniej nie pałała taką wściekłością, jak jeszcze chwilę temu. Ten jego niewyparzony język może go zgubić, jeżeli nie przemyśli lepiej tego, co chce powiedzieć, zanim się odezwie.

Gomorra nie mogła wstać z podłogi, więc Aleksy, starając się niczego nie dotykać, wyjął ze swojej torby długopis i zapisał numer telefonu na okładce jednego z zeszytów na stole. Wyszedł z mieszkania, ignorując jej słabe nawoływania. Zmusił ciało do ruchu i nadal dygocząc z zimna, obijając się o brudne ściany klatki schodowej, odpalił silnik BMW. 

Wbrew rozsądkowi, odpalił silnik samochodu i wrzucił pierwszy bieg. Nie czekał aż osłabienie minie, docisnął pedał gazu i auto potoczył się po jezdni. Był na tyle przytomny, by w takim stanie nie odpoczywać przed domem wiedźmy, która ślini się na myśl o guślarskiej krwi, jak kociak na śmietankę.

Zapach perfum Gabriela uderzył go w nozdrza, kojąc skołatane nerwy. Zatrzymał się na światłach i skostniałymi palcami wyciągnął z torby jedno ze zdjęć. To, które zamierzał przykleić do dziennika w skórzanej oprawie, który dostał w prezencie od Olszewskiego. Na fotografii siedzieli na pikniku w puszczy Kampinowskiej. Gabriel w rozchełstanej koszuli i potarganych włosach patrzył w obiektyw, uśmiechając się szeroko. Oczy mu błyszczał, obejmował mocno Aleksego w pasie. Byli bezgranicznie szczęśliwi. Aleksy był. 

Drgnął, gdy rozległ się klakson za jego plecami i docisnął pedał gazu. Kilka razy musiał się zatrzymywać, bo tak bardzo się rzucały nim drgawki, że nie mógł utrzymać auta w pasie jezdni. Raz, tuż za Warszawą, gdy wydawało mu się, że wreszcie dojedzie do Akademii, zjechał gwałtownie na pobocze i wyskoczył z auta. Gardło zapiekło go od kwasu żołądkowego w gwałtownym ataku torsji. Usiadł z rozmachem na ziemi i ukrył twarz w dłoniach. Wykończony psychicznie i emocjonalnie trzymał się w ryzach, tylko dzięki miłości do Gabriela i przyjaźni Konrada. Gdyby nie oni, rozsypałby się. Poddałby się.

Dojechał do Akademii po zmroku i z trudem dowlókł się do mieszkania, ale gdy wpadł wprost w wyciągnięte ramiona Gabriela, niemal stracił przytomność. Tutaj mógł pozwolić wszystkim swoim słabościom wyjść na światło dzienne, odsłonić bezbronną część swojej duszy, bo wiedział, że Olszewski go obroni.

— Aleksy! Ty jesteś lodowaty! Co się stało?! — wydusił, przerzucając sobie jego ramię przez kark. Poprowadził go do kanapy i ostrożnie na niej posadził. Czułe palce zbadały pobieżnie jego twarz, jakby mógł z niej wyczytać to, co się wydarzyło, rzekome gusła. Muskał opuszkami palców jego skórę, zostawiając na niej ślady czułego ciepła, które wnikały w głąb i przeganiały mróz Damy w Bieli. Gabriel odsunął się od niego i obrócił się na piętach w stronę antresoli. Wbiegł po schodach, by po chwili wrócić z kołdrą, którą szczelnie go otulił. Potarł mocno dłońmi plecy Aleksego, wyrywając kolejne bryły lodu z jego duszy. — Dasz radę posiedzieć tak chwilę? Zrobię ci coś rozgrzewającego.

— P–poproszę — wydusił przez zaciśnięte szczęki. Nadal dygotał, ale gdy patrzył na krzątającego się po kuchni Gabriela, czuł jak obręcz, która zaciskała się na jego piersi, powoli odpuszcza.

— Odprawiałeś gusła?!

— T—tak — rzucił, wdzięczny wszechświatu za podsuniętą wymówkę. Tego samopoczucia jego doskonały plan nie przewidywał. — W A–akademii.

— Zaraz będzie gotowe — rzucił znad zlewki i odmierzył kilka gramów białawego proszku. 

Ciężkie powieki powoli przysłaniały Aleksemu coraz bardziej niewyraźne pole widzenia. Walczył z dojmującą sennością, przecierając dłonią twarz i kiedy już myślał, że się podda, Gabriel usiadł obok niego ze szklanką w dłoni. Troskliwie otulił go ramieniem, słodkim pocałunkiem naznaczył spoconą skroń. Aleksy nie oponował, jak zawsze z całkowitą ufnością rozchylił wargi, gdy Olszewski przytknął szklankę do jego sinych warg, pomagając wypić chłodny wywar. Efekt poczuł natychmiast. Nieprzyjemne ciepło rozlało się falami po jego piersi, a potem nogach i ramionach. Zrobiło mu gorąco nawet w koniuszki uszu.

— Niesamowite — wydusił Aleksy, wciskając się w bok Gabriela. Oparł policzek na jego ramieniu i zwyczajnie wdychał jego zapach. Cieszył się bliskością i tym, że jest już z daleka od Wołomina. Przynajmniej na jakiś czas. — Wydrukowałem zdjęcia — wymamrotał bezwiednie.

— Słucham? — zachrypiał zdumiony, poruszając się lekko. Aleksy niechętnie odsunął się i opadł na oparcie kanapy, uśmiechając się słabo.

— W mojej torbie. Kupiłem antyramy i wydrukowałem zdjęcia do powieszenia na ścianę.

Gabriel przez chwilę patrzył na niego z niezrozumieniem, ale w końcu wstał i podszedł do porzuconego bagażu. Wypakował ostrożnie zawartość i gdy wpadły mu w ręce odbitki, jego twarzy przyozdobił piękny, promienny uśmiech.

— Aleksy! — zawołał i rzucił mu się na szyję. 

Aleksy parsknął, próbując wyswobodzić się z kołdry i przytulić go do siebie. Opadli razem na kanapę, śmiejąc się w głos. Dopiero teraz, z Gabrielem usadowionym na jego lędźwiach, poczuł, że lód zniknął w końcu z jego serca. Patrzył, jak ten najczulszy i najlepszy człowiek, jakiego znał, przerzuca radośnie zdjęcia i komentuje każde z nich. Z szerokim uśmiech i błyszczącymi oczami. Jeżeli Aleksy zostanie wykluczony przez Akademię za konszachty z wykluczoną wiedźmą, przywoływanie Śmierci i przede wszystkim za morderstwo – to niech tak będzie. Uratowanie Gabriela był tego warte.

Jego wyrzuty sumienie nawet nie drgnęły. Co to o nim świadczyło? Jakim był człowiekiem?

Gdy Gabriel poszedł wziąć prysznic, Aleksy wyciągnął telefon, żeby sprawdzić połączenia. Jedno nieodebrane przyszło od Olszewskiego, a pozostałe dwa od Konrada. Czekała na niego też wiadomość.

Do zobaczenia, słodki guślarzu

Pierdol się, rzucił bezgłośnie i wyłączył telefon. Ubrany tylko w spodnie od piżamy, leżał na pościelonym łóżku i z rękoma założonymi za kark czekał. Uśmiechnął się lekko, gdy Gabriel zgasił światła na parterze i wspiął się po schodach. Widział, jak w słabym świetle lampki nocnej klęka na łóżku, a potem na czworakach powoli zbliża się do niego. Aleksy wyciągnął ręce i wsunął dłonie pod jego koszulkę, gdy tylko Gabriel się na nim położył. Świat zawirował i wszystko przestało mieć znaczenie. Ich nagie ciała zetknęły się i przytłaczające wspomnienie spotkania ze śmiercią uleciało z jego pamięci jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

Było tylko tu i teraz. 

꧁𒀯𖣴𒀯꧂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro