Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wspiął się na drugie piętro po drewnianych stopniach, których podstopień nadal raził nagim betonem. Oparł dłoń o ścianę i przeskakując po dwa stopnie przez pogrążoną w półmroku klatkę schodową, zahaczył o coś stopą. Przystanął i spojrzał w dół, wprost w kable wystające ze ściany. Ominął je i ruszył dalej w górę. Korytarz ostatniego piętra spowijał mrok i jedynie snop światła sączący się z uchylonych drzwi po przeciwnej stronie odkrywał tonące w mroku różnorakie kształty rozsypane po podłodze. Tak, jak uprzedzała go Magda: Zosia zrobiła tu prawdziwy tor przeszkód. Nie podnosząc wzroku nawet na chwilę, przemknął na palcach między klockami lego, puzzlami i wyposażeniem domu dla lalek. 

Niemal parsknął na myśl, o tym, że nabyte w ciemnych lasach umiejętności właśnie wykorzystywał na torze przeszkód ustawionym przez czterolatkę. Podszedł bliżej drzwi i już miał ich zawołać, gdy usłyszał ponury głos Daniela. Głos uwiązł mu w gardle.

Wiedział, że nie powinien znowu podsłuchiwać, ale to ciekawość wygrała.

— Tylko mi nie mów, że Aleksy nie wie.

— Nie wie. Nie chcę go tym obarczać. To mój problem — odpowiedział Gabriel. Obronna nuta, którą Aleksy usłyszał w jego głosie, odebrała mu resztki oddechu. 

— Jesteście w związku, więc powinien o tym wiedzieć. To też jego problem.

Aleksy przełknął ślinę i oparł się barkiem o ścianę. Co Gabriel znowu ukrywa?! Przecież obiecali sobie szczerość! Choć był ostatnią osobą, która miała prawo mu to wytknąć.

— Już wierzę, że ty mówisz Magdzie o tych wszystkich dziewczynach, które się na tobie wieszają — sarknął młody Olszewski. Rozległ się odgłos uderzenia metalu o metal.

— Po pierwsze, Magda jest w ciąży. Po drugie, Magda wie, że jestem jej wierny, a po trzecie, to do mnie żadna laska nie wypisuje jak popieprzona TAKICH smsów! Jest przecież coraz gorzej!

— Marc potrzebuje czasu. Pogodzi się z tym w końcu i...

— Facet nie potrzebuje czasu, tylko potrzebuje, żeby ktoś mu przywalił w zęby. I to porządnie. I jeżeli nie powiesz Aleksemu, to ja pojadę i rozmówię się z Marc'em. Niech spieprza do Niemiec — rzucił wściekle Daniel. Coś zazgrzytało, jakby przesuwał drewnianą skrzynię po podłodze.

Aleksy oparł się o ścianę i zmusił do wzięcia głębokiego wdechu. Przycisnął drżącą dłoń do piersi, próbując zapanować nad sobą. Marc nadal pisał do Gabriela; nie zostawił go w spokoju, a co gorsze Olszewski słowem się o tym nie zająknął. Wykładał na Akademii, więc to, że chodził po mieszkaniu z telefonem w ręku, nie wydawało mu się niczym dziwnym. Aleksy nie przypominał sobie, żeby ukochany w jakikolwiek sposób zdradzał niepokój. Maska. Perfekcyjna maska, nad którą miał pełną kontrolę.

— Nie potrzebuję ochrony, Danielu. Nie mam już dziesięciu lat, nie musisz mnie bronić — powiedział spokojnie Gabriel. Głos miał już łagodniejszy, niemal czuły.

— To nie ma nic wspólnego z wiekiem! Jestem twoim starszym bratem! Zawsze będę cię chronił — zaperzył się Daniel i wziąwszy głęboki wdech, dodał: — Tak, jak ty wspierasz mnie finansowo.

— To co innego.

— Magda mi powiedziała, że wysłałeś nam całą wyprawkę dla małej. Całą.

— To moja siostrzenica, a ja mieszkam daleko. Staram się być częścią waszego życia, chociaż pieniądze nigdy nie wynagrodzą straconego czasu. Słyszałeś Zosię? Jest na mnie zła, że nie przyjechałem i wysłanie lalki, niczego nie załatwiło — odpowiedział cicho. W jego głosie pobrzmiewał żal. Do uszu Aleksego dobiegł szelest – Daniel musiał go objąć.

— Ale dla mnie to zmienia bardzo wiele. Nie dałbym rady z pieniędzmi. Porwałem się z motyką na słońce z budową tego domu — westchnął Daniel. — A Zosia kiedyś zrozumie. Przyjedziecie na święta do rodziców?

— Nie wiem... Nie pytałem Aleksego... On chyba... Nie jest zbyt rodzinny — wymamrotał Gabriel. Wziął głęboki wdech i zaczął chodzić po pokoju. Nerwowe kroki odbijały się cichym pogłosem po pomieszczeniu. — Ma złą sytuację z ojcem i nie wiem, czy zabieranie go do naszego wesołego domu z noworodkiem i tryskającą energią Zosią jest najlepszym pomysłem. Nie chcę mu sprawić przykrości i chyba spędzimy te święta w Akademii...

— Może go zapytaj? Powiedz mu, czego ty chcesz i zapytaj, czego on chce. Wiesz, to się nazywa dyskusja w związku. Nigdy nie ma tak, żebyście obaj byli w pełni zadowoleni. Ktoś musi ustąpić. Przynajmniej w pewnym stopniu, a mnie się nie wydaje, żeby on czuł się dobrze z tym że zawsze wszystko robisz pod niego.

Aleksy zacisnął dłoń na swetrze, starając się uspokoić. Daniel czytał mu w myślach. Dlaczego Gabriel nie mógł być z nim tak szczery, jak z bratem? 

Przymknął oczy, wypuszczając bezgłośnie powietrze z płuc.

— Jest mu ciężko...

— Ty po prostu chorobliwie boisz się, że jeżeli nie zrobisz czegoś, co on chce, to Aleksy odejdzie — wpadł mu w słowo Daniel. Głos miał ostry, nieprzejednany. — Jesteś przerażony, że znowu cię zostawi i zniknie na lata, a ty się już nie pozbierasz.

Gabriel nie odpowiedział, ale przestał chodzić po pokoju. Najwyraźniej Daniel trafił w czuły punkt.

— Gabryś — ciągnął dalej, uważnie dobierając słowa. — Musisz nauczyć się z nim szczerze rozmawiać. Jeżeli znowu odejdzie, to nigdy nie był ciebie wart. Lepiej, żebyś dowiedział się tego wcześniej niż później.

— Kto, jak kto, ale ty powinieneś mnie zrozumieć — powiedział zachrypniętym głosem Gabriel. — Ty też kochasz Magdę od gimnazjum. Wyobrażasz sobie, żeby odeszła? Dałbyś jej odejść?

— Magda mnie kocha i ja jestem tego całkowicie pewien. Nie muszę się codziennie budzić i zadawać sobie pytanie, czy dzisiaj wróci do domu, czy nie. Kochać kogoś, Gabrysiu, to pozwolić mu odejść. A jeżeli ta osoba cię kocha, to nigdy z tej szansy nie skorzysta.

Aleksy musiał zebrać w sobie wszystkie siły, żeby nie wpaść do pokoju i nie potrząsnąć Gabrielem. Nie wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nigdy go już nie zostawi, że nie jest tym samym człowiekiem, co wtedy. Nie jest już wystraszonym, stłamszonym dzieckiem, tylko pewnym siebie mężczyzną i to dzięki niemu. Poczuł, że nie zniesie już ani jednego słowa więcej. Pochylił się ostrożnie i wziął klocek lego z ziemi, po czym rzucił w stronę schodów. Odczekał chwilę, aż rzucona zabawka zatrzyma się i potrącając wszystko, co napotkał na swojej drodze, stanął w drzwiach pokoju Zosi.

— Skończyliście? Magda woła — powiedział najspokojniej, jak potrafił. Gabriel stał oparty o parapet po przeciwnej stronie pomieszczenia, a Daniel siedział na wielkiej pluszowej żyrafie nieopodal. Z sufitu w kącie pomieszczenia wystawał duży hak.

— Udało wam się znaleźć krasnoludki? — zapytał z uśmiechem Gabriel i Aleksy z trudem powstrzymał się przed posłaniem wymownego spojrzenia w jego kierunku. Ten mylący wszystkich uśmiech, gdy mówił, że jest doskonale, że nie ma żadnego problemu. Jak ja tego nienawidzę, przemknęło mu przez myśl.

— Tak. Czekolada w ciastkach im nie smakowała — odpowiedział możliwie neutralnym głosem.

Olszewski odepchnął się od parapetu i zręcznie mijając kartony z dobytkiem Zosi, podszedł do niego lekkim krokiem. Nie spuszczając wzroku z oczu Aleksego, wziął go za rękę. Jednak czuły dotyk nie ukoił szalejących w nim emocji. Gabriel musiał coś dostrzec, bo przesunął uspokajająco kciukiem po wierzchu jego dłoni. Pociągnął go przez korytarz ku schodom, machając ponaglająco na brata.

— Wybredne maluchy — rzucił Daniel, depcząc im po piętach. — Ale za tę robotę, co odwalają z pocałowaniem ręki, kupię im jutro kilka rodzajów ciastek.

— Dobrze o nie dbacie, skoro zostały. Nie zostają w nieprzyjaznych domach — wyjaśnił Gabriel, schodząc na niższe kondygnacje. Aleksy czuł jego palce mocno zaciśnięte na swojej dłoni i zmusił się, by nie wyszarpnąć jej z uścisku. Mieli przed sobą tyle tajemnic, tyle niedopowiedzeń wisiało między nimi...

— Wujek! Dupek Aleksy! — zaświergotała Zosia, biegnąc w ich stronę. Chwyciła Aleksego za drugą rękę i pociągnęła w stronę pomieszczenia sąsiadującego z kuchnią. Magda zdążyła już rozłożyć talerze i sztućce na blacie, a teraz uśmiechała się do nich, wnosząc półmisek z sałatką.

— Mam propozycję — zagadnął Aleksy, siląc się na spokój. Zosia i Magda nie miały z tym nic wspólnego. Nie umiał się złościć nawet na Daniela. — Zamiast mówić do mnie Dupek Aleksy, mów mi po prostu Aleksy. A ja będę mówił Zosia, a nie Mała Zosia. Co ty na to?

Dziewczynka usiadła na swoim krzesełku z poduszką i przez chwilę patrzyła na niego w zamyśleniu, po czym skinęła głową. Gabriel nie kryjąc rozbawienia, wskazał mu krzesło po drugiej stronie okrągłego stołu, a sam zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni.

— A dlaczego tata mówi do ciebie Dupek Aleksy?

— Bo robiłem różne głupoty.

— Ja też robię różne głupoty — powiedziała powoli, nie spuszczając z niego błękitnych tęczówek. Stłumił w piersi westchnienie. Na niewinne pytania tak czystych istot, jak dzieci znalezienie neutralne odpowiedzi przysparzało wyjątkowo dużo trudności. Uderzały w czułe punkty, strzały prosto w serce.

— Ja robiłem bardzo duże głupoty. Ludziom było przeze mnie przykro. Gabrielowi było przykro.

— Ale już mu nie jest przykro? Wujek Gabriel przez ciebie nie płacze, prawda? — dopytywała i Aleksy przycisnął dłoń do ust, błagając w duchu, by ktoś z dorosłych wrócił, bo wybuchnie.

— Robię wszystko, żeby nie płakał. Staram się go uszczęśliwiać.

— To dobrze — odpowiedziała usatysfakcjonowana i nim zdążyła zbombardować go kolejnymi, bezlitosnymi pytaniami Daniel wszedł do jadalni i postawił zapiekankę na owalnej podstawce.

Gabriel wniósł tacę z napojami i rozstawił je, uśmiechając się łagodnie do Aleksego, ale ten nie umiał odwzajemnić gestu. Kotłowało się w nim tak wiele emocji, których nie potrafił rozróżnić.

Co on do niego pisze?

Czego on od niego chce?

Co Daniel miał na myśli mówiąc TAKIE smsy?

Pytanie za pytaniem pojawiały się w jego głowie, ich napór zagłuszał toczące się dookoła rozmowy, jakby Aleksy tonął. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsce, w milczeniu zabrał się za jedzenie. Daniel z najmniejszymi szczegółami opowiedział o spotkaniu ze Skarbnikiem w kopalni i o tym, jak Aleksy z Konradem sobie poradzili.

— To w ogóle niesamowite, że nie wiedzieliście, z czym tak naprawdę będziecie się mierzyć, a mimo to weszliście, zobaczyliście go i od razu wiedzieliście, co robić — powiedziała Magda, gdy Daniel skończył opowiadać. Roztaczała wokół siebie ciepło i łagodność każdym uśmiechem, najmniejszym gestem. Dobroć Magdy sięgała głębiej. Aleksy czuł się przy niej nieswojo, jakby stał w ubłoconych butach na miękkim, jasnym dywanie.

— Taka robota — mruknął, pociągając soku ze szklanki. — Musimy działać szybko albo... wiadomo.

— Aleksy jest jednym z najlepszych — dodał Gabriel, opierając się wygodnie łokciami na blacie. — Sam zabił Biesa i to dzięki niemu nikt nie zginął.

— Szczęście. Chociaż czuję, jakbym umarł — odpowiedział, patrząc na niego kątem oka. Gabriel skinął głową, ale jego twarz pozostała nieprzenikniona. Aleksy nie mógł sobie odmówić tej uszczypliwości, chociaż wiedział, że znowu zachował się jak dupek.

— Niewiele brakowało — przyznał Gabriel, patrząc wymownie na Zosię. — Dlatego nie mogłem do ciebie przyjechać. Aleksy uratował nas przed bardzo, bardzo dużą bestią, ale został ciężko ranny.

Aleksy nie słyszał już jej odpowiedzi. Zmęczony tymi wszystkimi wydarzeniami, zaproponował, że pozmywa naczynia. Magda słabo protestowała, ale Gabriel natychmiast zgłosił się do pomocy. W towarzystwie Zosi, siedzącej na szafce obok zlewu zmywali po obiedzie, odpowiadają na niekończące się pytania o duchach. Wybierali tylko te sympatyczne historie, a Zosia patrzyła na nich błyszczącymi oczami, domagając się więcej szczegółów. Gabriel muskał jego łokcie i biodra za każdym razem, gdy przechodził obok, odkładając naczynia na półki, ale Aleksemu brakowało sił, by zareagować na tę czułość. Próbował odeprzeć grad pytań Zosi i jednocześnie samemu nie wybuchnąć. 

Musiał poczekać, aż Gabriel powie mu o wszystkim, aż sam stawi czoło swoim lękom, które przecież nie brały się znikąd. Mając tę wiedzę, Aleksy mógł tylko robić wszystko, by utwierdzić go w przekonaniu, że ustatkował się, pogodził ze sobą i go kocha. Nie chce nigdzie uciekać, a już na pewno nie z dala od niego.

— Przygotowałam wam jeden zestaw pościeli, ale jeżeli chcecie... — zaczęła Magda, wspierając dłonie na szerokich biodrach. Słabym uśmiechem nieudolnie przykrywała zmęczenie. Bujała się na boki, starając się odciążyć kręgosłup.

— Jeden wystarczy. W domu śpimy pod jedną, a Konradowi zostawimy koc — odpowiedział drżącym głosem Aleksy. Miał nadzieję, że jego głos brzmiał równie nonszalancko, jak słyszał go w swojej głowie.

— Jesteś aniołem — powiedziała cicho, przymykając oczy. — Zostawiłam mu kluczyk pod doniczką, napiszesz mu o tym?

— Jasne.

Koniec końców Zosia nie chciała pójść do łóżka. Awanturowała się i płakała, dopóki Aleksy nie wziął jej na kolana. W pozycji półleżącej na parapecie, z plecami opartymi o ścianę rysował dla niej demony; dobre duszki, takie jak Grzenia, Julki i Krasnoludki. Opowiadał cichym głosem o tym, jak pomagają ludziom i jak psocą, gdy się zdenerwują. Rysował je powoli i dokładnie, więc nawet nie zauważył, gdy ułożona na jego piersi Zosia, po prostu usnęła. Okręciła się nagle na bok i wtulając w niego policzek, odpłynęła do krainy snów pełnej uczynnych Krasnoludków.

— Jesteście najsłodszym widokiem, jaki widziałem w życiu — wyszeptał Gabriel, podchodząc cicho, gdy Aleksy przywołał ich gestem. Uśmiechał się czule i ten gest sięgał nie tylko oczu, ale i serca.

— Co ja mam teraz zrobić?

— Dasz radę wstać i zanieść ją do pokoju? Im mniej się ją przekłada, tym większa szansa, że się nie obudzi — odszepnął Daniel, wskazując schody.

Gabriel wziął od niego kartkę i długopis, a Aleksy powoli, kontynuując opowieść o pracowitych Julkach, uniósł ją i zaniósł na górę. Daniel wyminął go na piętrze i najciszej, jak mógł, odsuwał zabawki, torując drogę w ciemnym korytarzu. W końcu Aleksy wszedł z Zosią na rękach do przyciemnionego pokoju i bardzo ostrożnie ułożył szczupłe ciałko na materacu.

— Dwa złote — wymamrotała, wtulając policzek w poduszkę. Aleksy znieruchomiał, marszcząc brwi. — Dwa złote i oddam ci czapeczkę.

Z trudem stłumił parsknięcie. Otulił ją szczelnie pościelą z wizerunkiem „Ciekawskiego George'a" i wycofał z pokoju tak cicho, jakby zasadzał się na Wilkołaka.

Poddałby się tej rodzinnej atmosferze, temu urokowi, które roztaczały wokół siebie Zosia i Magda, gdyby nie rozmowa, którą podsłuchał. Wszystko w nim wrzało, gdy jednak położył się sam do łóżka, czuł przede wszystkim bezbrzeżną furię zalewającą jego serce. Emocje ostygły, gdy usypiając Zosię, na chwilę oderwał swoje myśli od rozmowy Daniela i Gabriela, ale teraz wszystko wróciło do niego ze zdwojoną siłą. Marc wypisywał do Gabriela wiadomości, które – sądząc po reakcji Daniela – nigdy nie powinny zostać wysłane do kogokolwiek. Starszy z Olszewskich chciał mu za to wybić zęby.

Ukrył twarz w dłoniach wściekły na siebie, że do tej pory ignorował ten temat. Wyszedł z założenia, że wszystko jest w porządku, skoro Gabriel zdecydował się na związek z nim. Wybrał i dla Aleksego to załatwiało sprawę. Dla Marc'a najwyraźniej nie, a przecież od początku czuł, że z tym facetem jest coś nie tak. Nie lubił go, nie tylko ze względu na rywalizację.

Sapnął zaskoczony, gdy Gabriel wślizgnął się do łóżka i bez wahania położył się na nim.

— Świetnie sobie poradziłeś ze Skarbnikiem i z Zosią — wyszeptał niskim głosem. Aleksemu od razu zrobiło się gorąco. Gabriel oparł się na łokciach po obu stronach jego głowy i z rozmysłem musnął wargami jego usta.

— Ta sama kategoria demona? — podsunął na wydechu, bezwiednie przesuwając opuszkami palców od biodra w górę. Podciągnął powoli jego koszulkę do góry. Gabriel westchnął głęboko i powietrze wokół nich zrobiło się ciężkie. Słodka rozkosz oplotła ich ciała w jednej chwili. Aleksy przełknął gulę wściekłości na samego siebie: wystarczył jeden gest Gabriela, żeby całkiem stracił nad sobą panowanie. Jęknął wprost w jego usta, gdy dłoń Olszewskiego wsunęła się pod jego spodnie. Świat zawirował i pokój wypełniły ich przyspieszone oddechy. Niezmiennie, ku zaskoczeniu Aleksego, w sferze seksu dogadywali się bez najmniejszego problemu, wręcz fantastycznie. 

Może dlatego, że nie musieli rozmawiać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro