Rozdział 8, cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Aleksy. — Cichutki szept Lidki wyrwał go z płytkiego snu. Odruchowo przyciągnął do siebie mocniej Gabriela, mgliste wspomnienia wczorajszego dnia uderzyły w niego ze zdwojoną siłą, gdy tylko rozchylił powieki.

— Nie śpię — zachrypiał i potarł energicznie ramieniem oczy. — Co się dzieje?

— Muszę iść, rektor Godlewski mnie wzywa — wyjaśniła, a gdy tylko przysiadła na skraju łóżka obok Aleksego, przechyliła się do przodu i odgarnęła potargane włosy z policzków pogrążonego we śnie Olszewskiego.

— Idź — odpowiedział po chwili i odchrząknął, podciągając się powoli na łóżku. Ostrożnie wysunął się z uścisku, by zaraz ostrożnie wstać z łóżka. Niemal unieruchomiony przez całą noc i większość wczorajszego dnia zachwiał się, gdy bolesny skurcz przeszył jego lewą nogą. Lidka chwyciła go pod łokieć i utrzymała w pozycji pionowej, zanim odzyskał równowagę i mógł stanąć o własnych siłach.

— Gabryś...

— Nie spuszczę z niego oka — przerwał jej cicho, wskazując niecierpliwym gestem zejście z antresoli. Wahała się. Widział, jak wpatruje się w twarz Gabriela, a potem wodzi wzrokiem po otulonym kołdrą szczupłym ciele, jakby mogła znaleźć na niej świeże otarcia, które mogłaby natychmiast uleczyć. Położył jej dłoń między łopatkami i zdecydowanie popchnął w stronę schodów. Ociągała się, przystając na każdym stopniu, ale nie dawał za wygraną.

Czuł, że gdy Gabriel się w końcu obudzi, powinni być w mieszkaniu tylko we dwóch.

— Niech powie tylko słowo, od razu się zjawię — wyszeptała, schylając się po stojącą przy drzwiach niewielką torebkę. Wyprostowała się i spojrzeli na siebie, inaczej niż przez ostatnie miesiące. Bez tej otwartej wrogości z jego strony, bez pokory w każdym geście z jej.

— Zadzwonię.

— Obiecujesz? — dopytywała, odrywając od niego duże, okrągłe oczy. Rzuciła kolejne spojrzenie w stronę antresoli, a gdy otworzył drzwi za jej plecami, westchnęła cicho i wycofała się z mieszkania.

— Obiecuję.

Bez pożegnania wycofali się w tym samym momencie. Przez szparę w drzwiach widział jej plecy, gdy ciężkim krokiem ruszyła w stronę klatki schodowej.

Dał sobie kilka minut, żeby odzyskać równowagę i przegonić ostatnie opary senności, po wypełnionej koszmarami nocy.

Za każdym razem, gdy zamykał oczy i tracił kontrolę nad własnymi myślami, przed oczami stawał mu obraz Marca tłukącego Gabrielem o blat biurka w sali wykładowej. Jego ręka sięgająca do paska Olszewskiego i te słowa, które odbijały się echem w jego głowie... Fala mdłości ogarnęła go równie szybko, jak zniknęła, ustępując miejsca furii.

Zabije go.

Wziął głęboki wdech, czując, jak nienawiść przybiera na sile i z każdą sekundą pozwala jej przejąć nad sobą kontrolę. Zanim całkiem runął w tę przepaść destrukcyjnego mroku, na palcach wspiął się po schodach i najciszej jak potrafił, podszedł do łóżka.

Gabriel nie spał. Szczelnie otulony kołdrą aż pod brodę, patrzył pustym wzrokiem na ściekające po szybkie krople deszczu.

Aleksy obserwował go przez dłuższą chwilę, aż jego własna dusza wypchnie ciemność wkradającą się w każdy zakamarek jego serca. Powoli usiadł na łóżku i ostrożnie przysunął się do Olszewskiego. Położył się za nim, przyciskając pierś do jego pleców, a gdy Gabriel nadal tkwił w bezruchu, nie uciekał od niego, objął go ramieniem. Z ulgą zauważył, że ukochany rozluźnił się pod jego dotykiem, ale nadal pozostawał w bezruchu. Mijały minut, które zmieniły się w godzinę i Aleksy po raz kolejny pogrążał się w niespokojnym śnie. Chciał dać mu wsparcie, którego odmawiał mu przez ostatnią dekadę.

Gabriel czekał na niego tyle lat, więc teraz on będzie czekał tyle, ile trzeba, by się przed nim otworzył.

— Nie przestawał do mnie pisać, od kiedy powiedziałem mu, że to koniec — zachrypiał Gabriel, splatając ich dłonie ze sobą. Aleksy drgnął, sen zniknął jak słaby błysk na burzowym niebie. Przycisnął usta do czubka jego głowy, przymykając oczy, by się uspokoić. Nieokiełznane pragnienie zmiażdżenia Marcowi tchawicy rozpaliło się w nim na nowo. — Nagabywał, zapraszał na randki, chciał organizować wyjazd do Francji dla wszystkich. To ja go zostawiłem, więc czułem się... czułem się zobowiązany go wesprzeć. Źle przyjął zerwanie, ale zapewnił, że chce pozostać w kontakcie. Nie chciałem, ale... uszanowałem jego prośbę. Zrobiło się gorzej, gdy zrozumiał, że ty i ja się zeszliśmy. Wiadomości stawały się coraz bardziej napastliwe. Niektóre na granicy dobrego smaku, a może nawet... Pisał je, a następnego dnia przepraszał, wymawiając się alkoholem. Miałem wrażenie, że im bliżej jestem z tobą, tym bardziej on naciska. Prosiłem wielokrotnie, żeby przestał pisać. Żeby w ogóle przestał dzwonić i się ze mną kontaktować. Przepraszał i prosił, żebym go nie skreślał ze swojego życia, że mamy wspólną historię.

— Powinieneś był mi powiedzieć, ale to nie ma żadnego związku z tym, że wczoraj próbował cię zgwałcić — powiedział spokojnie Aleksy. Żółć podeszła mu do gardła, gdy wypowiedział ostatnie słowo. Gabriel wcisnął się głębiej w jego ramiona.

Jak to się stało? W którym momencie tej kilkunastomiesięcznej relacji Marc oplótł Olszewskiego jak bluszcz i zdusił w nim wszystkie odruchy obronne, jakie powinien mieć zdrowy człowiek. Gdzieś w sercu Aleksego pojawiła się żrąca niczym kwas myśl, że gdyby nie uciekł z Akademii, ratując siebie, Gabriel nigdy nie wpadł, by w ramiona tak zręcznego psychopaty, jak Marc.

— Może gdybym powiedział nie...

— To nie ma znaczenia. Nie wyraziłeś przyzwolenia — przerwał mu szybko Aleksy i ucałował jego skroń kilka razy. Objął go mocniej, jakby mogli stać się jednością i razem stawić czoła wszystkiemu. — Nie powiedziałeś, że chcesz. Całe twoje ciało, wszystko w tobie krzyczało nie. Widziałem to. On też.

Gabriel milczał, przyciskając do piersi ich splecione dłonie. Aleksy dałby wszystko, by go ochronić, wziąć na swoje barki cały ten bólu i strach.

— Proszę cię... Nie ukrywaj już niczego przede mną — wyszeptał cicho Aleksy. — Twoje problemy są moimi problemami. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Wszystko.

— Uwielbiam, kiedy pracujesz w domu. Uwielbiam ten chaos w salonie. Nie umiesz robić jajek na miękko, musisz kupić sobie zestaw nowych koszulek, bo wszystkie mają co najmniej jedną dziurę, ale chcę twoje stare koszulki, żeby móc w nich spać, kiedy pojedziesz na zlecenie. Nienawidzę tego, że pijesz czarną kawę, bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ona ci w końcu wypali dziurę w żołądku. Uwielbiam zapach twojego mydła i chciałbym, żebyś mówił mi więcej o tym, nad czym pracujesz — wydusił Gabriel, obracając się przodem do niego. Spojrzeli sobie w oczy i Aleksy pogładził go delikatnie po twarzy. Olszewski znowu chował się w swojej skorupie. Znów powstrzymywał gorzkie łzy męki głęboko w siebie, by nikt niczego nie zauważył, żeby nie pokazać słabości, a to przecież ona go niszczyła go od środka.  — Tak na początek.

— Możesz wziąć koszulki — odpowiedział cicho, przyciskając wargi do jego ust. Nie chciał, żeby Gabriel dostrzegł żalu i strachu, które odbijały się w jego oczach.

Dlaczego mi nie zaufasz?


꧁𒀯𖣴𒀯꧂


Pomimo próśb Aleksego, Gabriel nie chciał zostać w mieszkaniu i odpoczywać. Wziął tylko dwa dni wolnego, które spędził w ramionach Aleksego, oglądając wszystkie filmy uniwersum Marvela. Dwa razy. A potem rzucił się w wir wykładów i gdyby nie nerwowe reakcje, gdy ktoś podchodził do niego od tyłu, wydawałoby się, że doszedł do siebie, w co Aleksy absolutnie nie wierzył, bo o czymś takim nie nie dało się ot, tak zapomnieć. Choć wiedział, że są sami, Olszewski podskakiwał nawet w mieszkaniu, gdy Aleksy dotykał go bez ostrzeżenia w ramię, czy obejmował. Wybuchał wtedy wymuszonym śmiechem i zarzucał mu ręce na szyję, przytulając się bez słowa. Aleksy nie naciskał. Tym razem dał mu przestrzeń, której ten tak desperacko potrzebował. Musiał mu ją dać, bo pomimo wstawiennictwa Lidki, rektor nakazał mu w końcu wzięcie jakiegokolwiek zlecenia. Poczta Akademii pęka w szwach, a ponieważ sprawa Skarbnika nie przyszła bezpośrednio do dziekanatu, więc nie znajdowała w aktach, to według papierów Aleksy odpoczywał już stanowczo za długo. Nawet jak na zabicie Biesa i niemal śmiertelną ranę.

Więc w końcu wzięli zlecenie pozbycia się Meszy: dużego niczym wilk demona, który potrafił swoim wyglądem przestraszyć na śmierć niejednego rosłego mężczyznę. Do złudzenia przypominał zagłodzonego kundla z wyjątkowo wielkimi zębami. Mesze były zwykle nieszkodliwe i raczej stroniły od ludzi, ale jeden z sołtysów na południu utrzymywał, że w jego wsi demon zabija okoliczne kury; nie wilk ani nawet lis i miał na to świadków. Co prawda poświadczały to wiejskie staruszki, ale koniec końców Konrad doszedł do wniosku, że to dobre zlecenie na powrót ich duetu do działania. Lidka nieśmiało potwierdziła, że kilka miesięcy wcześniej sołtys brał udział w szkoleniu z rozpoznawania demonów przeprowadzonym przez jednego ze starszych guślarzy, który nie mógł już działać w terenie, ale bardzo chciał pomóc w trudnym dla Akademii czasie – wraz z kolegą jeździł po Polsce i prowadził prelekcje o zachowaniu w sytuacji, gdy na ich terenie pojawi się demon.

Dla Aleksego to, na jakiego demona będzie polował, nie miało żadnego znaczenia, skoro rektor i tak zmusił go do wyjazdu z Akademii. Zapakował ze sobą wszystkie zlecenia z Free Market i dziekanatu, jakich nie zdołał jeszcze do siebie dopasować i trzymając Gabriela za rękę, zszedł na dół na parking. Konrad z rękoma w kieszeniach stał oparty o auto Olszewskiego i przyglądał im się nieodgadnionym wzrokiem.

— Gotowy mi go wypożyczyć? — zapytał Wilczyński, starając się utrzymać typową dla siebie zawadiacką postawę, ale uśmiech nie sięgał oczu. Opiekuńczy błysk zalśnił w brązowych tęczówkach, gdy powiódł wzrokiem po twarzy blondyna.

— Chyba nigdy nie będę — westchnął Gabriel, opierając się skronią o bark Aleksego.

Aleksy zgodził się na wyjazd z uczelni z jeszcze jednego powodu: dwa dni temu dwie osoby z Akademii w Niemczech przyjechały odebrać Marc'a. Zrobili to pod osłoną nocy, w towarzystwie Konrada i rektora, któremu Wilczyński opowiedział niezbędne minimum. Godlewski natychmiast mu uwierzył. Nie zadawał pytań i nie dociekał, zrobił to, o co go poproszono. Profesorowie z Niemiec – mówiąc oględnie – nie byli zadowoleni. Marc'a czekał proces przed niemieckim kolegium, jeżeli tylko Gabriel zgodzi się go oskarżyć. Zeznania mają składać Mia i Luis, którzy widzieli całe zajście i chcieli mówić. Nie słyszeli, co Schneider mówił do Olszewskiego, ale pozycja, w jakiej ich zastali i obita twarz Gabriela stanowiły dla nich wystarczające dowody.

– Jedźcie i uważajcie na siebie – powiedział w końcu Gabriel, gładząc go mechanicznie po plecach. Zaparło mu dech, gdy Aleksy pochylił się i pocałował go czule w usta, nie bacząc na ludzi dookoła. Przestał się przejmować wszystkim i wszystkimi, odprowadzał Gabriela pod salę wykładową, trzymając go za rękę, skradał pocałunki, gdy tylko oczy Gabriela robiły się puste. Starał się przekazać mu tym wszystko; całą czułość i miłość, jaką miał w sercu. Choć stojąc teraz obok niego, miał wrażenie, że jemu jest ciężej wyjechać, niż Gabrielowi zostać samemu. Jakby Olszewski tylko czekał, aż zamknie się sam w mieszkaniu i... odpocznie? Pomyśli? Tego Aleksy nie wiedział.

Wsiedli do samochodu i Konrad odpalił silnik. Aleksy patrzył w lusterku wstecznym na stojącego w bramie Gabriela tak długo, aż auto weszło w lekki zakręt i konary drzew przysłoniły Akademię. Opadł na fotel, przymykając oczy. Jak na faceta, który nie lubił ludzi i unikał zaangażowania w cokolwiek, miał ręce pełne roboty i serce pełne trosk.

– Jak on się czuje? – zapytał cicho Wilczyński, gdy wyjechali na drogę prowadzącą do Warszawy. Przez długą chwilę nie odpowiadał, bo zwyczajnie nie wiedział co.

– Nie wiem – przyznał powoli, spoglądając na przyjaciela. – Założył tę swoją maskę i udaje, że wszystko jest w porządku. Pozwolił mi przynajmniej wreszcie zablokować tego sukinsyna na wszystkich możliwych kanałach. I obiecał, że jeżeli Marc spróbuje się z nim skontaktować w jakikolwiek inny sposób, to od razu mi powie.

– Nie chcę myśleć, co by się stało, gdybyś po niego nie poszedł...

— Ale poszedłem — uciął szybko. – Lidka obiecała z nim nocować, kiedy mnie nie będzie. Nie tryskał zadowoleniem, więc nie wiem, czy jakoś zgrabnie się jej nie pozbędzie, ale...

— Nie chcesz go zostawiać samego — dokończył Konrad, przerzucając biegi. Zerkał na niego kątem oka i do Aleksego dotarło, że martwi się również o niego. To trochę złagodziło uczucie ucisku w piersi. – Dzwonił do Daniela?

– Nie i ja go rozumiem. Magda może urodzić w każdej chwili, to nie jest dobry moment na takie rozmowy. Co Daniel by zrobił? Zostawił Magdę na porodówce z mamą i Zosią w Gliwicach? Mamy swoje ognisko domowe, jestem jego chłopakiem, to ja mam go wspierać — odpowiedział szorstko, dużo agresywniej niż zamierzał. Mimo to Konrad uśmiechnął się szeroko, spoglądając znów na drogę. — Co tak się szczerzysz? — sarknął Aleksy, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Pamiętasz, jak mówiłem, że szkoda mi Gabrysia, że zakochał się w takiej łajzie, jak ty? Odwołuję – powiedział, nie przestając się uśmiechać. – Jesteś świetnym partnerem. Nie tylko dlatego, że prawie wytapetowałeś gnojem salę wykładową. Wiesz, że gołymi rękoma uszkodziłeś mu kość jarzmową?

– To by tłumaczyło, dlaczego nadal nie wróciła mi pełna motoryka – mruknął Aleksy, patrząc na swoją lewą rękę. Od tamtego dnia Aleksy ciągle odczuwał dyskomfort, gdy próbował cokolwiek chwycić lub zacisnąć dłoń w pięść.

– Teraz dobrze by było, żeby Gabryś oskarżył skurwiela...

– Pracuję nad tym, ale jednak tutaj będzie potrzebny Daniel – westchnął Aleksy, przypominając sobie ich jedną jedyną rozmowę na ten temat. Olszewski stanowczo odmówił, powiedział mu wtedy ze łzami w oczach dumnie wyprostowany, Zostałem wystarczająco poniżony i nie będę opisywał tego wszystkiego nawet na video konferencji. Tłumaczenie, że tym, którego ludzie będą wytykać palcami, będzie Marc, na nic się nie zdało, a Aleksy nie miał sumienia dalej naciskać, nie gdy widział ten przebłysk strachu w pięknych, lazurowych oczach.

Konrad skierował się drogą szybkiego ruchu do Sandomierza, gdzie nieopodal w Strochcicach widziano Meszę. Zapadło między nimi milczenie, w którym mieściło się więcej zrozumienia, niż by mogło w jakimkolwiek zdaniu. To nie był zero-jedynkowy problem, któremu mogliby zaradzić taktyką, czy świetnym planem.

Odbudowanie zniszczonego poczucia bezpieczeństwa wymagało pomocy specjalisty i zajmie lata, bo naruszenie niezbywalnej człowiekowi nietykalności emocjonalnej i cielesnej niszczy duszę na takim poziomie, na jakim nikt, kto tego nie doświadczył, nigdy nie zrozumie.

Aleksy oderwał niewidzący wzrok od mijanych za oknem budynków, by po chwili wahania wyciągnąć dokumenty ze swojej torby. Położył dwa spięte katalogi zleceń na kolanach i zaczął je mozolnie przeglądać, jeden po drugim. Czytał te druki już tyle razy, że wszystko mu się mieszało. Pamiętał zlecenie i myślał, że widział je na Free Markecie, a tymczasem znajdowało się tylko w tych z Akademii. Nie poddawał się jednak. Wierzył, że to najlepsza metoda, żeby zawzięć poszukiwania, a przynajmniej musiał spróbować doprowadzić ją do końca, zanim całkiem zrezygnuje. Wiedział, że gdyby skonsultował się z ojcem, poradziliby sobie z tym dużo szybciej, ale wątpił, że kiedykolwiek zamienią jeszcze chociaż słowo. Henryk nie musiał nic mówić, Aleksy miał świadomość, że gdy powiedział mu o swojej orientacji seksualnej, przestał dla niego istnieć.

Stał się jednym z tych tęczowych zboczeńców.

– Jak ci idzie? – zapytał znienacka Konrad, wychylając się ku niemu, by zerknąć na dokumenty. – Jakiś pomysł na nasze pierwsze zlecenie z puli?

– Wiesz, że nie musisz tego robić? – odpowiedział, wskazując na stosik. – Poluję na dziady, więc dam sobie radę...

– Żartowniś. Oczami wyobraźni widzę drugą taką Teresę, a przypominam nieskromnie, że te gusła prawie cię zabiły. W zasadzie zabiły tylko, że wykonałem masaż serca, zanim całkiem wyzionąłeś... ducha. Jestem ci potrzebny. Poza tym, jeżeli zastaniesz na miejscu Antka, to bardzo ci się przydam.

Konrad miał rację. Tak jak większość absolwentów zarówno on, Aleksy, jak i Antek mieli czarne pasy w wybranej przez siebie sztuce walki, więc nie sposób było oszacować, który z nich miałby przewagę w bezpośrednim starciu. Chociaż Aleksy wykorzystywał taekwondo niemal codziennie, a na pewno na zleceniach, to jednak nie walczył w pełnym kontakcie już od lat. Sztuki walki to nie tylko uderzenia i kopnięcia, ale też pady, wyskoki i perfekcyjne balansowanie ciężarem ciała. Wraz z setkami godzin w lesie i ukończeniem runmageddonu, sztuki walki świetnie przygotowywały do stawiania czoła krwiożerczym demonom takim, jak Bies, Strzyga czy Wodnica. Konrad i jego nadal doskonałe Muay Thai zdecydowanie by się przydały.

Bo podobne przeszkolenie miał Antek.

Do Strochocic dojechali tuż przed zmrokiem, a gdy w końcu znaleźli sołtysa szwendającego się po domach sąsiadów już niemal całkiem zapadła noc.

— Wybaczcie, ale usiedzieć w domu nie mogę! — sapnął wąsaty mężczyzna, gdy weszli na jego podwórko. — Ta bestia zjadła tyle kur i gęsi, że ludzie chcą mnie zlinczować! Jakbym ponosił jakąkolwiek odpowiedzialność za to, że to... coś nadal szaleje po wsi!

— Niech pan nam o wszystkim opowie — mruknął Konrad, poklepując go uspakajająco po ramieniu. Aleksy nie znosił takich zleceń z bardzo prostego powodu – zero danych, nie mieli żadnego tropu, gdzie powinni rozpocząć poszukiwania. Temperatura spadła, często siąpił deszcz, a oni będą musieli siedzieć w krzakach i czaić się na wyrośniętego kundla najpewniej przez kilka kolejnych dni. Idąc za nimi, Aleksy wyciągnął z kieszeni telefon i wystukał wiadomość do Gabriela.

Aleksy: Dojechaliśmy. Wieś. Nie mamy gdzie spać, więc zostaniemy u sołtysa. Nie mamy nawet pojęcia, gdzie zacząć szukać.

Gabriel: Popatrz na to w ten sposób, zapowiada się masa fantastycznych aktywności na świeżym powietrzu. Chociaż mam pomysł na kilka innych aktywności i to bliżej Akademii...

Maska. Doskonała maska, którą tyle czasu wmawiał Aleksemu, że wszystko jest dobrze, ale on już nie pozwoli zamydlić sobie oczu. Nigdy więcej. Podejmie tę grę i powoli, cegła po cegle, rozbierze ten mur, którym Gabriel ukrywał przed światem całe swoje wnętrze.

Aleksy: Biorę w ciemno, od razu jak wrócę.

Gabriel: Załatwię nam gruby koc.

Ten dobry nastrój Gabriela wcale go nie uspokajał, wręcz przeciwnie. Olszewski dusił w sobie emocje i Aleksy był pewien, że za jakiś czas, wybuchnie im to w twarz, a Gabriel znowu będzie cierpiał.

Weszli do zadbanego przedpokoju, a stamtąd sołtys Borowski poprowadził ich do kuchni. Jego żona i dwudziestokilkuletnia córka już czekały przy suto zastawionym stole, by powitać ich jak najprawdziwszych bohaterów, wybawicieli. Sympatycznie wyglądająca dziewczyna z łagodnymi brązowymi oczami i ustami podkreślonymi czerwoną szminką, nie mogła oderwać od Aleksego wzroku, od kiedy tylko wszedł do pomieszczenia. Usilnie ignorował jej taksujące spojrzenie, gdy przedstawiał się paniom domu i siadał przy stole obok Konrada.

– Zjadłbyś zimne nóżka, Aleksy? – zapytała, pochylając się ku niemu tak blisko, że jej twarz znalazła się ledwie kilka centymetrów od jego. Bez problemu dostrzegł jej czarny, koronkowy biustonosz, wystający spod na w pół prześwitującej bluzki. Sapnął i skinął głową, gotowy zjeść dosłownie wszystko, byle się odsunęła. Drgnął, gdy dostał kopniaka w kostkę od Konrada, który zwrócony przodem w stronę sołtysa, próbował zdobyć jak najwięcej przydatnych informacji. I nie parsknąć śmiechem, gdy kolejne ćwierkanie córki sołtysa rozeszło się po pomieszczeniu.

Aleksy, od kiedy pamiętał, wzbudzał zainteresowanie płci przeciwnej. Nie miał problemu z poderwaniem dziewczyny, gdy jeździli z Antkiem, Konradem i bliźniakami do klubów w latach akademickich, ale od kiedy związał się z Gabrielem, miał wrażenie, że dziewczyny są bardziej bezpośrednie. Nie tylko zerkały w jego stronę, ale przystępowały do aktywnego podrywu. Prawdziwa miłość i zdrowa relacja pełna czułości uskrzydla, to teza wyciągnięta prosto z książek, którą mógł teraz zweryfikować.

No i na pewno wpływ na to wszystko miał fakt, że przestał wreszcie wyglądać jak żul.

Patrycja, córka sołtysa, do tego stopnia świdrowała Aleksego wzrokiem, że w pewnym momencie Konrad zakrztusił się kawałkiem wędliny. Wilczyński zignorował mordercze spojrzenie i kontynuował swój wywiad z panem Borowskim, jedynie co jakiś czas rzucając Aleksemu wymowne spojrzenia przez ramię. Gdy w końcu zaprowadzono ich do pokoi gościnnych, Aleksy uparł się, że wystarczy im jeden. Miał złe przeczucia, a kłótnia ze zleceniodawcą bardzo utrudniłaby im zrealizowanie zlecenia. Obaj zapewnili Patrycję, że mają absolutnie wszystko, czego potrzebują i Konrad zamknął drzwi za nią drzwi z tak głupkowaty uśmiechem, że nawet ona wyglądała na skonsternowaną. Przycisnął dłoń do ust, żeby zdusić wybuch śmiechu.

– To nie jest zabawne – powiedział spokojnie Aleksy, wybierając łóżko jak najdalej od drzwi. W jego głowie pojawiła się myśl, że przesadza, ale i tym razem zdecydował się słuchać intuicji.

— Przepraszam, ale to jest bardzo — podkreślił z szerokim uśmiechem – zabawne. Ja ci od dawna mówiłem, że jesteś mokrym snem wszystkich kobiet. Ta muskulatura, te czarne włosy i oczy, ta aura tajemnicy, która cię zawsze otacza...

— To nie jest żadna aura tajemnicy tylko uczucie przyduszenia! — sapnął Aleksy, wyciągając z torby piżamę. Zmrużył oczy, gdy spomiędzy materiałów wypadła podłużna fiolka z mieniący się wewnątrz płynem o konsystencji i kolorze płynnego miodu. Podniósł ją i przyjrzał się etykiecie, na której Gabriel starannie wykaligrafował kilka słów.

Jeżeli zmokniesz, jedną, płaską łyżeczkę rozcieńcz w szklance wody i wypij od razu. To cię rozgrzeje. Max. jedna szklanka na dzień.

Uśmiechnął się do siebie i ostrożnie włożył wywar do bocznej kieszeni torby.

— Ale zagięła na ciebie haczyk.

— A co ja jestem ryba, żeby mnie na wędkę łapać?!

— Mnie pytasz, czy ją? — drażnił dalej Konrad, ale bez słowa zamknął drzwi na klucz. Aleksy pokazał mu ordynarny gest i naciągnął na siebie piżamę. Wymęczeni podróżą natychmiast zapadli w sen. Śniło mu się, że Mesza spała pod łóżkiem córki sołtysa i sam musiał nocą wywabić demona spod materaca.

I nie dać się złapać w sidła drugiemu, leżącemu na górze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro