14 CHWILOWY POWRÓT NA ŚCIEŻKĘ PRZESTĘPCZĄ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiecie, z otrzymywaniem cudzych mocy to ja nie miałam za bardzo pozytywnych wspomnień. To jest właściwie za lekko powiedziane. Wiązało się to w końcu z najbardziej tragicznym wydarzeniem w moim życiu – kiedy stało się to ostatnim razem, straciłam najbliższą mi osobę.

Dlatego z dumą mogę powiedzieć, że moja reakcja i tak nie była aż tak zła, jak mogłaby być.

Patrzyłam na to, co zostało ze ściany, nie dowierzając temu, co się właśnie stało. Dopiero po chwili cała sytuacja do mnie dotarła a ja z zaskoczenia krzyknęłam w panice.

— Sorano, coś ty narobiła!? — Emera złapała się za głowę, nie wiedząc czy kierować przerażony wzrok na gruzy czy na mnie.

Ledwo zarejestrowałam, że powiedziała do mnie po imieniu.

— Z tym to ja nie mam nic wspólnego! — odkrzyknęłam jej.

Zrobiło mi się słabo.

Czemu ja miałam jego moce?!

Tysiące myśli biegło w mojej głowie a ja nie potrafiłam wyciągnąć z nich żadnej konkretnej. Przed oczami pojawiały mi się same najczarniejsze scenariusze.

Co jeśli Lloyd nie żył?

— Chyba zaraz zemdleję — powiedziałam słabym głosem.

— O nie, nie. Nie będziesz mi tu mdleć, dopóki nie dowiem się, o co chodzi — Emera złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną, skutecznie skupiając moją uwagę na sobie.

— Ale ja nie mam pojęcia o co chodzi! — nadal mówiłam głośniej, niż planowałam. I bardziej żałośnie. — To na pewno wina Lirii, ale jeszcze nie wiem...

— Lirii? Kim do cholery jest Liria?!

I w tamtym momencie ktoś zapukał do drzwi. Świetnie, pomyślałam, wszystko i wszyscy chyba się zmówili, żebym nie dała rady wytłumaczyć tego Emerze.

Smoczyca wzięła parę głębokich oddechów, próbując się uspokoić i podeszła do drzwi pewnie z zamiarem otworzenia ich niezapowiedzianym gościom. Ja siedziałam nadal i próbowałam połączyć jakoś wszystko to, co się stało w jedną całość.

Nie miałam mocy wiatru. Ninja najwidoczniej nie istnieli. Miałam moce energii (na czymkolwiek by one nie polegały).

Gdyby nie ten trzeci element, to można by wysnuć wnioski, że Liria po prostu pozbyła się mocy ogółem? I przez to zniknęli też Ninja, bo byli za bardzo powiązani z mocami?

Może gdyby zmrużyć oczy, to miałoby to jakiś sens.

Ale fakt, że miałam jego moce niweczył tę teorię.

Dlaczego ja je miałam?

Próbowałam się skupić i przywołać po raz kolejny energię do siebie. Jednak nic się nie stało. Może tylko mi się przywidziało a ta wielka dziura w ścianie to była w tym mieszkaniu od początku?

Druga wersja była taka, że zostałam przeniesiona do alternatywnego wymiaru. Albo nadal byłam we śnie.

Niestety, żadna z tych opcji mi się nie podobała.

Jakby tego było mało, odkryłam, że strasznie martwiłam się o Lloyda. Faktycznie, pokłóciliśmy się, ale...

Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Emera chwilę później wpadła do salonu z jeszcze bardziej niespokojną ekspresją.

— Jak szybko umiesz biec?

— Emera, co to jest za pytanie? Ja się
cała trzęsę, nie wiem nawet czy dam radę ustać na nogach!

— Proszę nam otworzyć — Zza drzwi dobiegał dziwnie znajomy, lekko robotyczny głos.

Emera spojrzała na mnie śmiertelnie poważnie.

— Nie wiem co ty zrobiłaś i gwarantuję ci, że porozmawiamy sobie później, ale...

I w tamtym momencie drzwi po prostu się otworzyły.

Oczywiście, że nie zamknęła ich na klucz.

Zacisnęłam ręce w pięści, próbując przygotować się mentalnie na ewentualną walkę.

Kiedy zobaczyłam kto nas odwiedził od razu zrozumiałam reakcję Emery. Podniosłam się na równe nogi. Zaskoczenie wystarczająco mnie pobudziło do tego.

— Wy nadal istniejecie!

Dobrze, to może nie było najlepszym, co mogłam powiedzieć i bez kontekstu chyba zabrzmiało jak groźba. Ale to jedyne co mi przyszło do głowy!

Przede mną stali ninja.

Ale... nie w pełnym składzie.

Była ich tylko trójka i ze strachem zauważyłam, że brakowało Lloyda. Nie uspokoiło mnie to w żadnym stopniu.

Na moje słowa wyraźnie się spięli, wyglądali jakby byli gotowi do walki zdecydowanie bardziej niż ja.

Świetnie, pewnie dowiedzieli się, że miałam moce Lloyda i teraz przyszli się na mnie zemścić! Albo może to była tylko iluzja stworzona przez Lirię? Spojrzałam na Emerę, która ledwie zauważalnym ruchem głowy pokazywała na wybitą dziurę w ścianie.

— Co masz na myśli? — Najwyższy z nich, Zane, wyglądał na najbardziej opanowanego z całej trójki.

— To oczywiste! Pewnie nie powiodła się jej próba zlikwidowania nas i teraz jest zaskoczona, że jedynie tkwimy w tym... tym czymś! Już mam dość alternatywnych rzeczywistości! — No nie, jeszcze przylazł ten najbardziej irytujący.

Już po mnie, naprawdę mieli mnie za tego złego.

— Nie bądź niedorzeczny, Jay. Dajmy się jej wytłumaczyć...

Ale ja już ich nie słuchałam. Rzuciłam tylko spojrzenie Emerze i pobiegłam najszybciej jak mogłam w kierunku wyjścia (tego w ścianie).

— To jest wystarczające wytłumaczenie, Cole! — Usłyszałam jeszcze za plecami, kiedy wyskakiwałam z budynku.

Dobra, z tym wyskakiwaniem to przesadziłam, bo po prostu wyszłam na zewnętrz i spanikowałam kiedy zorientowałam się, że mieszkałam
na drugim piętrze.

Spojrzałam na dół. Pomodliłam się do Pierwszego Mistrza Spinjitzu (może nie powinnam tego robić, skoro inni mistrzowie spinjitzu właśnie po mnie przyszli). Nie miałam jednak zbyt dużo czasu na myślenie, więc zaryzykowałam próbą spadnięcia na balkon po lewej stronie.

To było niemądre posunięcie.

Wybitnie niemądre.

Z tego wszystkiego zapomniałam, że nie miałam już mocy wiatru i nie mogłam (jakoś) wstrzymać lądowania na tyle, żeby być w stanie dolecieć do bezpiecznego miejsca. Nawet nie zauważyłam, że moje moce były aż takie przydatne!

Jednakże musiałam sobie jakoś radzić bez nich.

Nie byłam już aż tak bardzo zwinna jak pół roku temu, ale pomimo tego, że mój skok był słabo wymierzony udało mi się złapać balustrady. Trochę się obiłam przy tym, ale było to do przeżycia.

Usłyszałam gdzieś wyżej głosy należące do Ninja i Emery. Nie miałam czasu na skakanie po balkonach, więc zaryzykowałam i puściłam się, spadając prosto na ziemię.

Powiodło się bez większych problemów, więc od razu podniosłam się i zaczęłam biec przed siebie. Nie miałam pojęcia, gdzie biegłam, byle jak najdalej stamtąd. Odwróciłam się w pewnym momencie, żeby zobaczyć Ninja, którzy...

Do cholery jasnej, życie było niesprawiedliwe.

Oni sobie na luzie zlatywali. Powinnam była bardziej słuchać Sivy, przecież mówiła, że tak potrafili! Jak to się nazywało... airjitzu? Coś w tym stylu.

Już o dwa „jitzu" więcej niż ja umiałam. Pięknie.

Szybko przeszukiwałam w głowie jakieś zaklęcia, które mogłyby ich spowolnić, ale oczywiście na żadne nie mogłam wpaść. Musiałam na poważnie porozmawiać z Clousem na temat jego programu nauczania.

— Zane czy możesz ją zamrozić!? — Usłyszałam o wiele za blisko, niż bym wolała.

Skręciłam w boczną uliczkę. Jeśli by mnie zamrozili to byłby koniec gry. Nie mogłam na to pozwolić.

— W obecnym stanie obawiam się, że to niemożliwe.

To chociaż jeden problem z głowy.

Zastanawiałam się czy skoro nikt nie znał ninja, to czy nie mogłabym zagrać ofiary przy ludziach. W końcu byłam dzieckiem, uciekającym przed grupą jakichś gości. Chyba wypadałam wystarczająco niewinnie a oni wystarczająco podejrzanie, żeby to zadziałało.

Niestety, źle skręciłam, bo w okolicy nie było żywej duszy. To było kolejne głupie posunięcie. Gratuluję, Sorano, pomyślałam, zamiast biec do centrum, żeby się wtopić w tłum...

Naprawdę wyszłam z wprawy. Byłam za łatwym celem i nie było nawet cienia szansy, że zgubiłabym ninja.

Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Oni byli dziesięć razy bardziej wysportowani i silniejsi ode mnie. I mieli dłuższe nogi. I działające moce.

Chyba wolałam nie wyliczać dalej. Tylko ciekawe czemu nie używali tych mocy. Na pewno by im to
pomogło w zatrzymaniu mnie.

Chociaż zważywszy na to, że słyszałam ich coraz bliżej siebie, nie potrzebowali zbytnio mocy do tego.

Ponownie skręciłam w jakąś uliczkę, licząc, że to nie był ślepy zaułek. I wtedy poczułam, że ziemia zaczęła się trząść.

Super, wykrakałam. Już po mnie. Musiałam szybko coś wymyślić, inaczej albo chodnik się pode mną otworzy, albo stworzą mur przede mną. Każda z tych opcji odgradzałaby mi drogę ucieczki.

— Jay, przestań! Ty nie masz poj...

— Nie robię tego specjalnie!

Nie zdążyłam się nawet zastanowić nad sensem tych słów, bo spod ziemi wyrósł wysoki mur.

Jednak nie przede mną, ale za mną. Odwróciłam się w momencie, kiedy to się działo i przez ułamek sekundy widziałam ninja. Nie mogłam
uwierzyć w to co się stało, ale postanowiłam nie marnować czasu i przyspieszyłam bardziej. W końcu oni umieli latać.

— Jay!!!

— To nie ja, przysięgam!

Chwila jak to Jay, on nie miał mocy błyskawic przypadkiem? No nic, chyba pogubiłam się w końcu w ich fabule w pewnym momencie.  Ponownie skręciłam, licząc na to, że pomyśleliby, że nadal biegłam prosto.

Planowałam pobiec okrężną drogą do centrum. Tam miałabym największe szanse, żeby ich zgubić. Pozostawało mi jedynie pytanie: co dalej?

Skoro mnie szukali, to raczej nie mogłam wrócić do domu. Musiałam wykombinować jak to wszystko odkręcić, może wtedy daliby mi spokój.

Ale jeśli z Lloydem faktycznie coś się stało...

Wolałam o tym nie myśleć. W końcu to, że go nie było, nic nie znaczyło, prawda? Czerwonego też nie było (miałam nadzieję, że nie planował jakiejś zasadzki na mnie) a nie miałam jego mocy.

Już powoli czułam, że dopadało mnie zmęczenie. I tak stało się to później, niż zakładałam. Teraz, kiedy wiedziałam, że miałam moce Lloyda, domyślałam się, że to przez nie byłam taka wypoczęta. Nadal jednak wolałabym ich nie mieć.

Kiedy w mojej głowie zaczęła kiełkować odważna myśl, że jednak uciekłam ninja, wszystko poleciało na łeb, na szyję w dół. Nagle zasłonięto mi chwilowo słońce. Zupełnie jakby coś przeleciało mi nad głową. Jednak w momencie gdy drogę zagrodziła mi dziesięciometrowa maszyna, zorientowałam się, że chyba to był ktoś, nie coś.

Stanęłam jak wryta w ziemię, wszystkie chęci ucieczki opuściły moje ciało a ja nie mogłam się zmusić do podjęcia się biegu.

— O rany...

Zresztą kto by chciał biec, kiedy przed nim stanął prawdziwy Samuraj X?

Pożałowałam, że nie miałam przy sobie ani długopisu, ani kartki, bo nie mogłam poprosić o autograf. Cały mój optymizm wyparował, kiedy zobaczyłam, że zaczęto we mnie celować. Zanotowałam, że było to jedynie działo od siatki, ale i tak uniosłam od razu ręce w geście poddania.

Podpadanie ninja to jedna sprawa, ale na robienie sobie wroga z Samuraja X nie mogłam sobie pozwolić. Trochę zdziwiło mnie, że pracowali razem, ale przypomniałam sobie, że w przeszłości też się to parę razy zdarzyło. Ale to było tylko w jakichś ważnych sprawach a wątpiłam, żeby złapanie mnie też się do takich zaliczało.

Chyba że naprawdę coś się stało Lloydowi.

Samuraj X wyskoczył ze swojego mecha i opadł (z dużo większą gracją niż ja skacząc z bloku) na ziemię.

— Jesteś... — zaczęła zniekształconym głosem.

— No w końcu, mamy cię!

Te słowa przypomniały mi o pewnej rudej osobie i od razu cała się spięłam. Może jednak powinnam uciekać?

— Byłoby szybciej, gdyby ktoś...

— Przestańcie na chwilę.

Zaczęłam przeklinać w głowie dzień, kiedy postanowiłam zostać fanem Samuraja X.

To był bardzo zły wybór, żeby wtedy się zatrzymać.

✶ ✶ ✶

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro