16 PERŁA PRAWIE SIĘ ROZBIJA (to nic nowego)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam szeroko oczy i z trudem podniosłam się do pionu. Statek nadal chwiał się niemiłosiernie, ale fakt, że znałam już powód tego, nieznacznie mnie uspokoił.

Emera. Dawno nie porozumiewała się za pomocą telepatii. Już zdążyłam zapomnieć, jakie to było nieznośne uczucie.

Spojrzałam na ninja i, zważywszy na ich reakcje, mogłam dojść do wniosku, że oni również ją usłyszeli.

— Oszustka? — Nie mogłam nawet połączyć tego głosu z żadną z osób tam obecnych, nadal za bardzo spanikowana. Hałas, który chyba był trzepotem skrzydeł połączonym z przewracaniem się przedmiotów na statku, wcale mi nie pomagał.

Ledwo zarejestrowałam, że ktoś wybiegł z pomieszczenia a to podsunęło mi pomysł. Powinnam się jakoś dostać do Emery, żeby to wszystko zakończyć. Aż na samą myśl, że musiałam coś zrobić (najprawdopodobniej wejść na pokład w trakcie tych wstrząsów), zaczynało mi się robić trochę niedobrze. Złapałam się framugi drzwi i powoli próbowałam wyjść z pokoju.

— Hej, gdzie ty idziesz? — Poczułam dłoń na swoim ramieniu.

Próby wyjścia i tak były wystarczająco problematyczne, bo równały się z ciągłą walką z chęcią położenia się na podłodze i zaakceptowania swojego losu – nie potrzebowałam jeszcze, żeby ktoś mnie zatrzymywał.

— Na pokład — odpowiedziałam krótko.

— Tam jest...

Zaraz wam zniszczę ten żałosny statek!

Błagam, Emero, nie rób tego.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć w oczy Lloyda.

— To ja jestem tą oszustką, dajcie mi wyjść do niej na pokład! — powiedziałam, ledwo planując nad drżeniem w głosie. — Nie chcę się rozbić tak samo jak wy.

— Zwariowałaś? To niebezpieczne!

— Niebezpiecznie to będzie jak tu zostanę!

— Ona jest wściekła!

— Tak! Wściekła na was! Nie na mnie! — Miałam przynajmniej nadzieję, że nie na mnie. — Poza tym i tak musicie wyjść a ja nie zostanę sama w tym pokoju! — mówiąc to, strzepnęłam jego rękę ze swojego ramienia i wyszłam, nadal trzymając się ściany, próbując się nie przewrócić.

Dotarło do mnie, że wyglądało to pewnie żałośnie i zajmowało za długo. Dlatego zebrałam w sobie mentalną siłę, próbując przekonać się, że te wstrząsy to tylko Emera i wszystko się skończy, jak mnie zobaczy, odepchnęłam się od ściany i pobiegłam najszybciej jak mogłam w kierunku schodów na pokład. Po hałasie za mną, wywnioskowałam, że ninja również zdecydowali się na wyjście na zewnątrz.

Kiedy stanęłam na pokładzie i ze wszystkich stron otoczyło mnie powietrze, pożałowałam szybko mojego wyboru. Poczułam na sobie podmuch, który prawie zwalił mnie z nóg, ale ze wszystkich sił próbowałam zachować spokój.

To tylko Emera.

Wrażenia z pierwszego lotu, który odbyłam, zapewniła mi niezapomniane (w tym negatywnym sensie (już nigdy nie chciałam wchodzić ponownie na ten przeklęty statek). Próbowałam pójść się w stronę, z której słyszałam trzepot skrzydeł i jakieś krzyki. Ledwo rozpoznałam w tym głos Nyi (to pewnie ona wtedy wybiegła), ale przez hałas nie mogłam zrozumieć co mówiła.

Zebrałam się w sobie i pobiegłam w tamtym kierunku, krzycząc Emerze, że wszystko było okej (liczyłam, że dotarłoby to do niej, zanim zdecydowałaby się na zniszczenie statku).

Kiedy ją zobaczyłam mój strach przed spadnięciem chwilowo ustąpił. To naprawdę była ona. Nie widziałam jej smoczej formy od sześciu miesięcy i może to przez to, ale w tamtym momencie wyglądała dużo bardziej niepokojąco niż wtedy, kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy. Jakby, kiedy ukradłam jej Trójząb, nie była nawet w połowie tak wkurzona.

O rany.

— Emera! — krzyknęłam, mając nadzieję, że tym
razem mnie usłyszy.

Udało się. Smoczyca spojrzała w moim kierunku i, nawet jeśli nie dało się za wiele emocji z niej wyczytać w tej formie, poczułam, że nastrój zmienił się diametralnie. To pewnie była wina telepatii.

— Znacie się!? — Nya odwróciła się w moim kierunku a ja usłyszałam, że ninja nas dogonili.

Emera prychnęła, jednak nic nie odpowiedziała. Zamiast tego zaczęła się świecić na biało a ja rozpoznałam w tym zaklęcie na zmianę kształtu. Nya cofnęła się o krok. Rozumiałam jej reakcję – też, kiedy widziałam to po raz pierwszy, założyłam chwilowo, że smoczyca chciała wybuchnąć.

Ale oczywiście żadnych wybuchów nie było i już po kilku sekundach na pokładzie stała Emera w swojej ludzkiej formie. Tym razem miała na sobie ubrania (na szczęście, inaczej mogłoby być niezręcznie). W swojej niedorzecznej czerwonej koszuli w kwiaty wyglądała już dużo mniej przerażająco niż jako kilkunastometrowy, latający gad. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo w następnej sekundzie podbiegła do mnie i objęła w szczelnym uścisku. Trochę mnie to zaskoczyło (zmiotło z planszy), bo nigdy nie była zbytnio za okazywaniem uczuć, ale szybko również ją przytuliłam.

— Oszustko, jak dobrze, że nic ci nie jest! — powiedziała z wyczuwalną ulgą w głosie. Chwilę po tym odsunęła się ode mnie na odległość wyciągniętych ramion. — Wracajmy do domu.

To właśnie chciałam usłyszeć.

— Przepraszamy, ale...

— Wy! — Jej głos od razu powrócił do tego samego wściekłego tonu, którego używała wcześniej a oczy zwęziły się jeszcze bardziej. — Ani słowa! Nie chcę od was już nic nigdy słyszeć ani oglądać was na oczy! Obrońcy Ninjago, też mi coś. Związaliście mnie we własnym mieszkaniu!

— Związaliście ją!? — Spojrzałam w ich kierunku, czując się urażona za Emerę.

— Przepraszamy — odpowiedział Zane. — Ale próbowała nas pani zatrzymać.

— Nie „paniuj" mi tutaj. Zabieram oszustkę i wracam do domu czy tego chcecie, czy nie.

Uśmiechnęłam się do siebie. Jak dobrze, że nie musiałam zostawać na tym statku! Siłą woli powstrzymałam się od pokazania ninja języka.

— A ty się tak nie ciesz — zwróciła się do mnie. — Porozmawiamy sobie jak wrócimy.

Uśmiech szybko zszedł mi z twarzy. Czyli jednak na mnie też była zła. No cóż, wolałam się tłumaczyć jej niż ninja.

Nikt nie wyglądał, jakby był chętny do kłótni z Emerą. Miałam spore szczęście, że po mnie przyleciała, bo inaczej chyba nie znalazłabym sposobu na ucieczkę ninja. Naprawdę musiałam porozmawiać z Clousem i poprosić go o to zaklęcie na tworzenie portali.

Lloyd patrzył na mnie przez chwilę, po czym westchnął.

— Jeśli się czegoś dowiesz to daj znać — powiedział chłodno.

Nie miałam zbytnio pojęcia jak miałabym to zrobić, ale skinęłam głową. I tak nie planowałam im już niczego mówić. Powinnam sama rozwiązać ten problem z Lirią.

— Ty tak samo — odpowiedziałam, chociaż totalnie nie chciałam już nigdy więcej mieć z nim żadnej interakcji (naprawdę).

Emera zmarszczyła brwi.

— Wy nie byliście...

Szturchnęłam ją łokciem, chcąc jej dać do zrozumienia, że to rozmowa na kiedy indziej. Smoczyca na szczęście nie kontynuowała. Odwróciła się i ruszyła w stronę barierki (to na statkach pewnie miało jakąś profesjonalną nazwę, ale zbytnio nie znałam się na statkach).

Czułam, że wiedziałam, co planowała zrobić i wcale mi się nie podobała ta opcja.

Spojrzałam w kierunku ninja, zbierając w sobie siłę, żeby schować dumę do kieszeni.

— Hej, czy możecie podrzucić mnie na ziemię?

W tym samym momencie Emera wyskoczyła.

✶✶✶

Ninja łaskawie zgodzili się na podwiezienie mnie do centrum miasta a Emera wróciła na czas do swojej smoczej formy i również szczęśliwie wylądowała na ziemi. Kiedy wracałyśmy do mieszkania tłumaczyła się, że nie chciała spędzić na tym statku ani sekundy dłużej, bo czuła się ograniczona. Gadała też coś o marnej imitacji latania, ale ja średnio jej słuchałam, próbując w tym czasie ułożyć sobie w głowie wszystko, co chciałam jej powiedzieć. Było tego strasznie dużo i w tamtym momencie naprawdę nic nie mogło mnie już powstrzymać. Choćby nawet sama Liria wpadła mi do mieszkania w towarzystwie Pierwszego Mistrza Spinjitzu i Overlorda! (Chociaż, oczywiście, jeśli miałabym jakiś wybór to wolałabym tego uniknąć).

Tak więc wtedy siedziałam na kanapie a Emera na krześle przede mną z założonymi rękami i brakowało tylko jakiegoś światła skierowanego na mnie, żebym czuła się jeszcze bardziej jak na przesłuchaniu. Dobra, za to ostatnie to mogła robić ta dziura w ścianie, nieporadnie zasłonięta przez inne krzesło (nie byłam zbytnio pewna co brunetka chciała tym osiągnąć, ale to nie był pierwszy raz, kiedy jej zachowanie mnie dziwiło).

— Nie wyjdziemy z tego pokoju dopóki nie powiesz mi o wszystkim. Powinnam cię była do tego zmusić od razu po Święcie Umarłych! Dałam ci na chwilę spokój z wiadomych powodów a tu nagle okazuje się, że masz moce Zielonego Ninja, jesteś ogółem ścigana przez jego drużynę z nieznanych mi przyczyn i jakby tego było mało gadasz mi coś o jakiejś Lerii czy jakkolwiek ona miała...

— Liria.

— Nie przerywaj, jej imię to najmniejszy problem w tym momencie. Tłumacz się. A od szlabanu na magię się nie wywiniesz, jutro idę do Clouse'a i... – Westchnęła, chowając twarz w dłoniach. — Nieważne. Po prostu powiedz mi o wszystkim, Sorano.

Specjalnie zaakcentowała moje imię a ja miałam ochotę zapaść się w kanapę jeszcze bardziej. Powinnam była jej powiedzieć wcześniej.

— To jednak zacznę od początku. Tylko proszę, nie krzycz na mnie. Liria pojawiła się dwa razy w moich snach i chce zabrać twój Trójząb — powiedziałam ostatnie słowa na jednym wdechu.

Zmarszczyła brwi.

—Co?

— Wiem, że to brzmi jakbym zwariowała, ale to naprawdę nie tak. Pojawiła się po raz pierwszy... całkiem niedawno — skłamałam, próbując na razie oswoić Emerę z wszystkimi informacjami. O tym mogła się dowiedzieć ciut później. — Na początku namawiała mnie do zemsty na ninja za Morro a potem... Potem ściągnęła mnie do snu i zaczęła gadać o tym, że chce mój Trójząb. Dzisiaj również się pojawiła. Chciała grać w UNO i powiedziała, że mój brat jest w piekle, więc ją zaatakowałam mocą wiatru i chyba... chyba przez to je straciłam.

Emera patrzyła się na mnie, jakby właśnie dotarło do niej, że powrót do jej wymiaru był jednak super opcją.

Zamrugała dwa razy, po czym oparła się o krzesło.

— Dobra, wiesz co, wierzę ci. Patrząc na to, co się dzieje w tych wszystkich krainach to to na pewno nie jest najdziwniejsza rzecz — powiedziała w końcu a ja poczułam ulgę. Chociaż tyle. — Plus raczej nie wpadniemy na lepsze rozwiązanie czemu straciłaś moce wiatru i dostałaś te od młodego Garmadona — Zastanowiła się na chwilę. — Może też przez nią nikt nie pamięta o ninja.

Kiwnęłam głową.

— Też tak właśnie myślę.

— Kiedy pojawiła się po raz pierwszy?

Na mojej twarzy pojawił się grymas, który nie umknął uwadze Emery.

— Oszustko — powiedziała ostrzegawczym tonem.

— To był wspaniały, letni dzień. Próbowałam wtedy wskrzesić brata.

Brunetka spojrzała na mnie i otworzyła szerzej oczy.

— Uduszę cię zaraz. To od samego początku naszej znajomosci! I nie uznałaś, że to, no nie wiem, ważne, żeby mi powiedzieć, że ktoś chce zabrać broń, której ja jestem strażnikiem!?

— Przepraszam! Naprawdę się zastanawiałam nad tym, ale wtedy... – Wzięłam głęboki wdech, niechętnie przypominając sobie ten dzień. — Bałam się, że zabierzesz Trójząb i wrócisz do swojego wymiaru a ja zostanę bez niczego w Ninjago. Przepraszam, naprawdę chciałam ci to powiedzieć, ale... — urwałam.

Było mi naprawdę głupio i czułam, że trochę wykorzystałam pomoc Emery. Ale z każdym dniem, kiedy unikałam powiedzenia jej o tym, było coraz trudniej, więc trochę odwlekałam to w czasie.

Smoczyca milczała przez chwilę, pewnie zastanawiając się, jak przekazać mi wieści, że jednak wraca do siebie.

— Wiesz co, naprawdę ci pasuje ta oszustka — Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. — Dostajesz szlaban na dwa tygodnie.

— Co...

— To co słyszałaś — Spojrzała w sufit. — Ale ja też powinnam przeprosić. Jest dużo rzeczy, które ja przed tobą ukrywałam.

Prychnęłam.

— Na pewno nie są...

— Pamiętasz jak wtedy mówiłam, że ja nie oszukuję? — Przerwała mi.

Kiwnęłam głową, niepewna do czego zmierzała.

— Oszukiwałam — Westchnęła i wykrzywiła się w podobny sposób co ja niedawno. — Trójząb ma moc wskrzeszania zmarłych i... I to ja zniszczyłam ci księgę zaklęć.

Otworzyłam szeroko oczy i zakryłam usta dłonią. Nawet nie byłam pewna co czułam w tamtym momencie. Dobrze, że nie tylko ja kłamałam od początku w tej relacji. Nadal, na Pierwszego, moja biedna księga!

— Moim zadaniem było... no, właściwie to jest nadal, nie tylko strzeżenie Trójzębu. Miałam też strzec przed nim.

Schowała twarz w dłoniach.

— Mówiłaś tak pewnie, że to nie było żadne zaklęcie. Dotarło wtedy do mnie, że ty masz zerowe pojęcie na temat tego, co robisz. Bez urazy. Dlatego uznałam, że jesteś słaba w magii i zabrałam ci księgę, licząc, że nie dasz rady bez niej nic zrobić — Zacisnęła usta w cienką linię a ja chwilowo zignorowałam to, że obrażała mnie co drugie słowo. — Ale jak dobrze wiesz, to nie zadziałało. Faktycznie zaczęłaś ten proces i widziałam, że ledwo stałaś na nogach. Już poprzednio, kiedy próbowałaś, to prawie straciłaś nogę, to cud, że możesz jeszcze chodzić! — Nie tak zapamiętałam te rany. — No, cud i trochę smoczej magii, ale to nieważne. W każdym razie... zniszczyłam księgę w panice, licząc, że to przerwałoby to przeklęte zaklęcie. I udało mi się. — Założyła rękę na rękę. — Nie planowałam nigdzie odchodzić. Byłaś taka zdesperowana, byłam przekonana, że możesz spróbować czegoś jeszcze głupszego. Musiałam się upewnić, że z tego całkowicie zrezygnowałaś.

Przez cały jej monolog nie spuściłam z niej nawet na sekundę wzroku. Nie miałam pojęcia co o tym wszystkim myśleć.

— Plus nawet nie wiem czy mogłabym się stąd wydostać, nie tworzyłam portali od czterystu trzydziestu lat.

Pokręciłam głową. Nie mogłam w to uwierzyć! Ale z drugiej strony... Nie mogłam też być na nią zła. W końcu z tego zniszczenia księgi nie poniosłam aż tak dużych szkód – gdybym ją miała, to pewnie nadal uciekałabym po wymiarach. I nigdy nie dowiedziałabym się, że można używać magii bez niej.

Zaśmiałam się w końcu.

— I to ty od sześciu miesięcy nazywasz mnie „oszustką"!

— Bo nią jesteś!

— To ty w takim razie jesteś ultra oszustką.

— Och, daj mi już spokój. Ty nie powiedziałaś mi nic o Lirii, więc jesteśmy kwita — Uśmiechnęła się.

Dobrze, musiałam jej to oddać.

— Ale dość o tym. Powiedz mi wszystko, co o niej wiesz. Muszę wiedzieć czego się spodziewać.

Spochmurniałam od razu. No tak, Liria nadal była problemem. Szkoda.

W skrócie opowiedziałam jej wszystko, co mnie spotkało w związku z rudą. Tym razem nie unikałam już niczego – wtedy postanowiłam, że już nigdy nie będę niczego przed nią (ani w sumie przed nikim (w granicach rozsądku)) ukrywać. Z tym wiązały się same problemy, naprawdę!

Emera słuchała mnie w skupieniu.

— Będę szczera, nie mam zielonego pojęcia kim ona może być ani po co jej mój Trójząb. Dobra, fakt, jest potężnym narzędziem magicznym, ale ona brzmi na taką, co go wcale nie potrzebuje — Zmarszczyła brwi. — Powiedziałaś o tym ninja?

Pokręciłam przecząco głową.

— Może powinnaś. W pewnym stopniu sprawa ich też dotyczy, skoro nikt o nich nie pamięta a ty masz moce młodego Garmadona, a twoje zniknęły Pierwszy-wie-gdzie.

Zacisnęłam zęby, bijąc się przez chwilę z myślami czy powiedzieć jej, że ninja ogółem pozamieniali się mocami. Po chwili jednak westchnęłam, przypominając sobie o tym, że miałam już przed nią nie mieć żadnych tajemnic.

— Pierwszy może nie wie gdzie, ale jego wnuk już tak. To on ma moje moce wiatru. A reszta ninja pozamieniała się swoimi.

— To tym bardziej powinnaś im o tym wszystkim powiedzieć! — powiedziała tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem i nie mogła uwierzyć, że mogłam wpaść na jakieś inne rozwiązanie (to pewnie nie było dalekie od prawdy).

— W życiu! Oni cię związali! Plus już nie chcę ich widzieć na oczy!

— Schowam chwilowo dumę do kieszeni. Kij z tym, że mnie związali. Skoro są zamieszani w tę całą sprawę, to pewnie będą potrzebni do jej rozwiązania! Poza tym byliście przyjaciółmi. Ty i młody Garmadon. Resztę ninja rozumiem, ale jego lubisz – tak przynajmniej mi się wydawało zawsze. Nie uważasz, że zasługuje na jakieś wyjaśnienia? Na przykład skąd się wzięły te moce wiatru? Postaw się...

— Absolutnie nie ma mowy — Szybko jej przerwałam. — Plus on najwidoczniej nie chce już mieć ze mną nic wspólnego — Pewnie zabrzmiałam na bardziej zranioną, niż chciałabym zabrzmieć.

Smoczyca zmarszczyła brwi.

— Skąd ten wniosek?

Szybko streściłam jej wszystkie moje dotychczasowe interakcje z Lloydem.

— Rany, ty mi nie mówiłaś tyle rzeczy. I to wszystko w przeciągu dwóch dni! Nic dziwnego, że po tym święcie wróciłaś taka roztrzęsiona — Złapała się za podbródek, próbując zapewne ułożyć sobie wszystko w głowie. — Ale nadal, to trochę dziwne, że tak zareagował. Wygląda na miłego dzieciaka. I z tego co mówiłaś naprawdę się przyjaźniliście. Może powiedziałaś mu coś przy pożegnaniu, co... — Natychmiastowo urwała, widząc moją minę. — Oszustko.

Poczułam jak robię się cała czerwona ze wstydu.

— Nie było pożegnania.

— Ale jak to? Nie pożegnaliście się, kiedy mówiłaś mu, że odcho... Na Pierwszego Mistrza Spinjitzu. Ty mu nic nie powiedziałaś — Kiedy Emera dokonała tego odkrycia, jęknęła głośno ze zrezygnowania i schowała twarz w dłoniach.

Ja jedynie patrzyłam na nią nieobecnym wzrokiem, próbując domyśleć się JAKIM CUDEM NIE POMYŚLAŁAM O TYM WCZEŚNIEJ. To był najbardziej oczywisty powód i ja wcale nie byłam aż taka zapominalska, żeby o tym nie pamiętać! Tym bardziej, że było to ważne wydarzenie. Zrzuciłam całą winę na Lirię, bo to było jedyne wytłumaczenie jakie przyszło mi do głowy.

Musiałam się zgodzić – odejście bez słowa faktycznie nie było moim najlepszym posunięciem. Aczkolwiek miałam dziesięć lat, jednego przyjaciela i poczucie winy, wynikające ze śmierci brata. Nie myślałam wtedy nad konsekwencjami moich akcji.

Bałam się wtedy, jak Lloyd mógłby zareagować. Gdyby chciał iść ze mną... Wiedziałam, że podróż była niebezpieczna i nie chciałam go narażać. Już straciłam o jedną ważną dla mnie osobę za dużo. Międzywymiarowe wędrówki były czymś, do czego byłam przyzwyczajona. Nie planowałam wciągać w to kogokolwiek innego. Szczególnie nie jego.

— Wow, ciekawe dlaczego może być na ciebie zły, zastanówmy się na chwilę, oszustko — Emera mruczała chyba bardziej do siebie niż do mnie.

— Dobra, to nie było najlepsze, co mogłam zrobić, okej! — jęknęłam, czując się strasznie głupio. Jak mogło mi to umknąć. — Nadal nie tłumaczy to Święta Uma... — Próbowałam jeszcze wyprzeć moją winę bardziej, ale wtedy sobie przypomniałam kolejną rzecz. — Mój boże. Clouse miał rację, to ja jestem problemem.

Odeszłam dzień przed Świętem Umarłych.

Które mieliśmy spędzać razem.

— Emero. Czy możemy wrócić do tej propozycji uduszenia mnie?

— Trzy tygodnie.

✶ ✶ ✶

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro