20 KŁAMSTWO MA METR PIĘĆDZIESIĄT I KRÓTKIE NOGI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Emera, bierz Trójząb, wracamy do twojego wymiaru — powiedziałam, wchodząc do salonu.

Kiedy tylko całkowicie powróciłam myślami do Ninjago, doszłam do wniosku, że wyprowadzka byłaby najlepszym rozwiązaniem. Przykrywka spalona, Lloyd wiedział o Lirii a, co najgorsze, wiedział, że ja o niej wiedziałam. Jeszcze chwila a pewnie moje bycie Mistrzem Wiatru też by wyszło na jaw.

Emera na mój głos od razu zerwała się z kanapy.

— Dziecko! Czy wszystko w porządku, co się stało? — Podbiegła do mnie i złapała mnie za ramiona.

— Tak, wszystko w porządku — zapewniłam ją. — Ale musimy...

— Cicho, weź głęboki wdech. Nic o tym, co musimy robić. Martwiłam się o ciebie, nagle zasłabłaś i...

— Nic mi się nie stało — Szybko jej przerwałam, starając brzmieć wiarygodnie. — To znowu Liria i ściągnęła mnie chyba tylko po to, żeby pokrzyżować mi wszystkie plany unikania Lloyda do mojej śmierci — jęknęłam zrezygnowana, wymijając Emerę i rzucając się na kanapę.

Nie widziałam jej (pewnie przez to, że miałam twarz wciśniętą w poduszkę), ale doskonale wiedziałam, że pewnie marszczyła wtedy brwi ze zmieszanym wyrazem twarzy.

— Lloyd też wie o Lirii. I przez to wydało się, że kłamałam na temat... no, prawie wszystkiego — Odezwałam się przytłumionym głosem, zanim zdążyła zadać pytanie. — Teraz już wiedzą i nie zostawią mnie na pewno w spokoju — Odwróciłam się na plecy i przykryłam twarz rękoma.

— To... dobrze.

— Jak to „to dobrze"!? — Podniosłam się tak szybko, że aż zakręciło mi się w głowie. Chociaż może była to wina niedorzecznego stwierdzenia Emery. — Bez urazy, ale czy ty nie...

— Słuchaj, przynajmniej nie będziesz musiała sobie z tym radzić sama — Zajęła wolne miejsce obok mnie. — Jak mówiłam: ninja powinni wiedzieć. Należy się im to. A młodemu Garmadonowi to się należą przeprosiny. Zostajemy tutaj i im wszystko wyjaśnisz.

— Nuh-uh, nie słyszę co mówisz, bo właśnie otwieram portal.

Niestety, nie otwierałam w tamtym momencie portalu i w następnej chwili straciłam na to bezpowrotnie szansę.

Ktoś zadzwonił do drzwi.

To jakieś żarty. Nie było szans. Nie mogli być aż tak szybcy, chyba że czatowali pod moim blokiem od naszej pierwszej interakcji (co byłoby strasznie dziwne i miałam nadzieję, że nie byli do tego zdolni).

Emera zaprosiła mnie ruchem ręki do otwarcia drzwi a ja powoli podniosłam się z kanapy. Kobieta poszła za mną, chyba na wszelki wypadek, gdyby to był ktoś inny. Wzięłam głęboki wdech, szykując łzy w oczach i jakieś przeprosiny w głowie (jeśli to byli ninja to fałszywe, żeby wzbudzić ich litość, a jeśli to był Lloyd... wolałam, żeby to nie był on, bo powinnam go przeprosić lepiej) i podniosłam dłoń.

Otworzyłam drzwi.

To nie byli ninja. Dzięki Pierwszemu, to nie byli ninja.

Ale widok osoby stojącej przede mną wbił mnie w ziemię z zaskoczenia.

— To ty!!! — krzyknęłam, rozpoznając w niej tę samą postać, którą widziałam pod biblioteką.

Odkaszlnęła i odgarnęła dwa dłuższe kosmyki włosów za ucho.

— Tak. Dzień dobry, So...

— Co tu robisz? Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? — Zmarszczyłam brwi. — Chwila czy ty mnie śledziła... Lir...— Uciszyła mnie jednym ruchem.

Podniosła dłoń, na której widniała złota bransoletka z czerwonym kamieniem na środku. Taka sama, jaką miał Samuraj X. Emera, zaniepokojona moją reakcją, podeszła bliżej i założyła rękę na rękę.

— Przepraszam za najście — Nya w końcu odezwała się. — Ale byłam najbliżej, więc chłopaki mnie wysłały. Chyba nie muszę wyjaśniać z jakich powodów — Wbiła we mnie wzrok.

Mimo iż jej oczy miały dość ciepły odcień, w tamtym momencie nie wydawały mi się wcale przyjazne. Zastanawiałam się na ile udawanie głupiej by zadziałało, ale doszłam do wniosku, że będę się szanować i nie ośmieszę się jeszcze bardziej przed Samurajem X.

Zaprosiłam ją do środka ruchem dłoni, na co ta jedynie pokręciła głową. Odezwałam się przed nią, wyczuwając, że jej następne słowa mogły nie przypaść mi do gustu.

— Za ile będzie reszta? — zapytałam, jakby mieli mnie wywieźć gdzieś na drugi koniec Ninjago (albo na skraj wszystkich wymiarów, do jakiejś Szesnastej Krainy czy coś) i została mi tylko chwila na pożegnanie się z rodziną. — Proszę, tylko nie zabierajcie mnie więcej na Perłę — Dodałam żałośnie. — Powiem wszystko co wiem.

(Poza tym, że byłam Mistrzem Wiatru. Nadal liczyłam, że udałoby mi się jakoś powstrzymać to przed wyjściem na jaw). Pewnie nie byłam w miejscu do negocjowania, ale naprawdę nie chciałam już nigdy postawić nogi na tym przeklętym statku – jeszcze rozbiłby się już tak na serio.

— Jeśli cię to pocieszy, to Perła chwilowo nie lata — Spojrzała na stojącą za mną Emerę. — Mam nadzieję, że...

— Tak, tak nie mam nic przeciwko — Machnęła ręką. — Tym razem już wam nie przeszkodzę.

Rozumiałam czemu nikt mnie nie pytał o zdanie, ale nie zmieniało to faktu, że poczułam się urażona. Jeśli Nyę zaskoczyła zmiana nastawienia Emery, to nie skomentowała tego.

— Ale nie puszczę jej samej — Chociaż tyle.

Nie chciałam z nimi rozmawiać sama – szóstka przeciwko jednej nie brzmiała jak wyrównana dyskusja.

Emera miała chociaż większą siłę przebicia niż ja.

✶✶✶

Droga na statek minęła szybko, ale za to jak niezręcznie! Bardziej wyczuwalne być nie mogło to, że każda z osób w pojeździe wolała być gdziekolwiek indziej. Ze mną na czele. Modliłam się do Pierwszego (w którego dawno przestałabym wierzyć (zważywszy na to, że prawie żadna z moich próśb się nigdy nie spełniła), gdyby nie to, że znałam jego wnuka (niestety)), żeby Emera załapała, że nie do końca chciałam przyznawać się do mocy wiatru przy ninja. Może powinnam mieć w nią trochę więcej wiary, ale sama mówiła wcześniej, że powinnam o tym powiedzieć Lloydowi. Złe przeczucia były uzasadnione, nieważne jak bardzo bym nie chciała, żeby było inaczej.

Może gdyby okoliczności były inne, to stwierdziłabym, że uziemiona Perła była całkiem przyzwoitą bazą. Szkoda, że zamiast piratów byli na niej ninja a ja już miałam za bardzo negatywne odczucia względem niej. Nie wiedziałam jak oni zrobili, żeby unosiła się w powietrzu, ale powinni ten mechanizm jak najszybciej rozmontować.

Wspaniałomyślnie postanowiłam nie robić więcej scen i, pomimo tego iż w duchu przez cały czas oceniałam jakie miałabym szansę na szybką ucieczkę przez portal, szłam powoli za Nyą pod pokład. Nawet nie obawiałam się, że mogła to być pułapka zastawiona na mnie, żeby mnie wywlec poza miasto i ukatrupić, bo byłoby to zdecydowanie lepszą opcją, niż ponowna konfrontacja z ninja. Aż w duchu zaczęłam nawet na to liczyć. Z walką o życie się znałam i lubiłam. Z ninja jedynie się znałam.

Z każdym kolejnym krokiem, który przybliżał mnie do nich, stres wypełniał mnie coraz bardziej.

— Czy na pewno nie mogę ci teraz powiedzieć wszystkiego co wiem i sobie iść? — Spróbowałam raz jeszcze zatrzymać Nyę.

Rzuciła mi spojrzenie i uniosła brwi.

— Wszystkiego wszystkiego czy wszystkiego tak jak ostatnio?

Zacisnęłam usta w wąską linię a Emera z tyłu odchrząknęła. Założyłam optymistycznie, że nie była to próba zduszenia śmiechu. Nya westchnęła i schowała twarz w dłoni.

— Z nieznanych mi powodów nie wydajesz się zbyt pozytywnie nastawiona do ninja, ale naprawdę nie masz się czego bać — Miałam się czego bać, ale to nie tak, że ona o tym wiedziała. — Może są lekko źli... — Tyle potrzebowałam usłyszeć, do widzenia, zaraz mnie wyślą do Przeklętej. — Ale sama rozumiesz, sytuacja jest dość kryzysowa, bo niewiadomo co grozi Ninjago a...

— Dobra, zrozumiałam. Miejmy to już za sobą — Jęknęłam, dochodząc do wniosku, że nie dam rady unikać konsekwencji własnych akcji ani chwili dłużej.

Żeby mniej bolało, należało odkleić ten plaster jak najszybciej – przeciągałam ten akt na tyle długo, że chyba wzmocniłam tę mękę dziesięciokrotnie. W tamtym momencie, kiedy wiadomo już było, że konfrontacja była nieuchronna, pożałowałam, że nie rozwiązałam tego wszystkiego kilka dni wcześniej.

Zagryzłam zęby i wyprzedziłam Nyę, decydując się na samodzielne otworzenie drzwi. W ten sposób miałam chociaż iluzję jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją – myśl ta dodała mi prawie tyle samo otuchy, co obecność Emery za mną.

Jakiekolwiek rozmowy, które miały miejsce przed moim przybyciem ucichły wraz z momentem, kiedy przekroczyłam próg i postawiłam stopę w pomieszczeniu. Skrzypnięcie podłogi wystarczyło, żebym poczuła nagle wzrok wszystkich na sobie. Przełknęłam ślinę i najpewniej jak mogłam weszłam w głąb pokoju, który wyglądał na taki, z którego sterowało się całym statkiem.

Świetnie, skoro byliśmy w tym miejscu, to chociaż mogłabym spróbować powstrzymać ich przed wzniesieniem się w powietrze.

Mój wzrok prześlizgiwał się powoli po wszystkich ninja. Od Jaya stojącego obok ekspresu do kawy, ku Zane'owi, który widocznie majstrował coś wcześniej przy sterze, co można było wywnioskować po Cole'u, którego rolą chyba było podawanie mu narzędzi, aż po rzucającego mi najbardziej złowrogie spojrzenia Kaiowi. Spoczął jednak na jedynej postaci, co do której miałam jakiekolwiek pozytywne odczucia i której oszukiwanie naprawdę w tamtym momencie stało się nie do zniesienia. Niepewność ogarnęła moje serce, nieprzyjemne uczucie ścisnęło za gardło mocniej, niż jakakolwiek wizyta Lirii.

Słowa „wstyd" i „niezręczność" chyba najbardziej opisywały mój stan w tamtej chwili.

Lloyd patrzył prosto na mnie, nieodgadniona ekspresja na jego twarzy. Nie mogłam się powstrzymać przed wnioskami, że najbliżej jej było do zranienia.

Odkaszlnęłam, próbując sprawiać wrażenie, jakbym nie była strzępkiem nerwów a najbardziej opanowaną osobą we wszystkich szesnastu krainach.

— Dzień dobry — odezwałam się w końcu, kiedy cisza zdawała się przeciągać w nieskończoność a brak drżenia w moim głosie aż mnie samą zaskoczył.

Dałam im świetną okazję na odpowiedź typu „dla kogo dobry, dla tego dobry", ale wspaniałomyślnie jej nie wykorzystali. Aż poczułam jak wiąże mnie z nimi nić mojej wdzięczności.

To było kłamstwo, jedyne co mnie z nimi wiązało to fakt, że Nya stała za mną odbierając mi szansę na otworzenie portalu i strategiczną ucieczkę.

Cała moja odwaga wyparowała tak szybko, jak się pojawiła.

Nie, oderwanie plastra wcale nie było takim świetnym ruchem, jak mi się wydawało z piętnaście sekund temu. Plastry to były jednak super. Możemy go zakleić znowu?

Czemu oni byli tak cicho?! To miało być przesłuchanie, prawda? Niech mnie przesłuchują do woli. Ta cisza była gorsza, niż jakiekolwiek pytanie, które mogli mi zadać. Nie wiedziałam od czego zacząć mówić. Właściwie to czego oni w ogóle chcieli ode mnie dowiedzieć?

— Liria nawiedzała też resztę z was? — wypaliłam w końcu pytanie, na które odpowiedź obchodziła mnie tyle, co Emerę normy społeczne ludzi. Wszystko, byleby przerwać tę ciszę czymkolwiek, co nie było żałośnie wypadającymi przeprosinami. Szczerymi tylko w stronę jednej osoby, która powinna dostać je na osobności.

Ninja popatrzyli po sobie, jakby to było ostatnie czego spodziewali się usłyszeć, co pewnie dalekim od prawdy nie było. Tak, ja też myślałam, że to oni będą zadawać pytania mnie, a nie w drugą stronę.

— Więc naprawdę o niej wiesz — powiedział Cole a ja poczułam się, jakbym była najgłupszą osobą we wszystkich krainach.

Cholera jasna, oni nie mieli potwierdzenia wcześniej, przecież mogłabym być równie dobrze iluzją Lirii. Teraz jednak zostało ono przed nimi wyłożone jak na tacy a niezauważona wcześniej szansa na wycofanie się, została mi odebrana przez mnie samą.

Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy, kiedy tylko się zorientowałam. Emera położyła mi dłoń na ramieniu, zapewne odgadując moje wnioski, ale gest ten wcale nie polepszył mi nastroju.

Dotknęłam mojego znamienia na karku i spojrzałam gdzieś w bok. Byłam przekonana, że moje zdenerwowanie rozniosło się falowo po całym pomieszczeniu.

— Tak — potwierdziłam w końcu werbalnie, jakby tego w jakimkolwiek stopniu potrzebowali. — Od kilku miesięcy.

Westchnęłam, szykując powoli słowa. Dobrze, sama im wszystko opowiem.

Może wtedy poczułabym się chociaż trochę lepiej.

— Po raz pierwszy pojawiła się w moich snach kiedy spotkałam Emerę — Rzuciłam jej w tym samym momencie spojrzenie, czekając na jakąś reakcję, która wskazałaby na to, żebym napomknęła coś o trójzębie. Nic takiego jednak się nie stało, więc kontynuowałam dalej. — Potem jednak długo miałam spokój, więc powoli zaczęłam uważać ją za zwykłą halucynację, ale... W Święto Umarłych zorientowałam się, że znałam jej imię. Mimo iż nigdy się mi nie przestawiała. Resztę no... Pojawiła się od tamtego momentu dwa razy? Chyba tak. Po pierwszym spotkaniu stra... — Ugryzłam się w język. — Dostałam moce Lloyda. A za drugim to Lloyd wam chyba już opowiedział — Założyłam rękę na rękę, nie w jakimś „przewracam oczami z irytacją" geście, a bardziej „skulę się i może teleportuję się gdziekolwiek indziej".

Emera jęknęła obok mnie zrezygnowana, zupełnie jakby załamał ją brak szczegółów w mojej opowieści.

— Nie powiedziałaś o Trójzębie — Kiedy to mówiła, przez jeden krótki moment myślałam, że wspomni coś o moich mocach.

Rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie, jakbym chciała przekazać jej telepatycznie, żeby nie pisnęła o nich ani słowem.

— Jakim trójzębie? — Ku mojej uldze, Zane nie brzmiał zbyt chłodno. Co było zaskakujące, zważywszy na jego oryginalny żywioł.

Odkaszlnęłam.

— Broń, której pilnowała Emera zanim... yyy, pożyczyłam go sobie.

— Bezczelnie ukradłaś — poprawiła mnie.

— Bezczelnie ukradłam — Nie miałam nawet siły na zaprzeczanie. Naprawdę, mogłam go nie ruszać. To odjęłoby mi sporo problemów. — Liria chyba bardzo chce go dostać, bo wypytuje o to przy każdym spotkaniu.

Patrzyłam na nich a oni patrzyli na mnie. Czułam jak część stresu ze mnie opadała.

— Nie rozumiem dlaczego nie powiedziałaś nam o tym wcześniej? — Zane przechylił głowę, zastanawiając się.

— Bo się was boję — Kiedy to powiedziałam to, zorientowałam się, że właściwie to naprawdę tak było. — Zaciągnęliście mnie do siebie i zaczęliście oskarżać o zamianę mocy i problemy z pamięcią, mimo... — Nagle otworzyłam szerzej oczy, czując jak moje zdenerwowanie/ stres zostają zastąpione przez zdenerwowanie/ gniew. — Mimo że sami wiedzieliście o Lirii — Wyrzuciłam ręce w górę. — Chwila, po co mnie w takim razie tu ściągaliście wtedy?! Czy naprawdę wzięliście mnie za bardziej prawdopodobną opcję od ni...

— Nie wiedzieli o Lirii — Lloyd przerwał mi, zanim rozkręciłam się na dobre.

Automatycznie zamknęłam buzię, próbując się uspokoić, chociaż prawie czułam jak drgała mi powieka. Akurat na niego nie chciałam być już zła z wiadomych przyczyn, więc po prostu wzięłam głęboki oddech.

— Nie powiedziałeś im?

Lloyd pokręcił przecząco głową a ja zorientowałam się, że część pełnych wyrzutu spojrzeń skierowało się w jego stronę.

— Dobraliście się — jęknęła Emera a ja puściłam to mimo uszu.

Nie dałam rady długo utrzymać kontaktu wzrokowego z Lloydem, więc szybko spojrzałam gdzieś w bok.

— Dobrze, ale to nie odpowiada na moje pytanie — powiedziałam w końcu, próbując skupić się na wyłączonym sonarze. — Reszta może nie wiedziała, ale ty tak.

— To nie ty miałaś przesłuchiwać jego — Kai w końcu się odezwał, a ja rzuciłam mu szybkie spojrzenie.

Jego ekspresja nie różniła się zbytnio od tej, którą miał, kiedy widzieliśmy się pierwszy raz. Jakby istnienie Lirii w żadnym wypadku nie zmieniło jego nastawienia odnośnie mnie i nadal był przekonany, że w każdej chwili mogę roześmiać się śmiechem złoczyńcy i pozamieniać im ponownie moce.

Fakt, to nie ja miałam prowadzić przesłuchanie, ale teraz to mnie to zaciekawiło i uważałam, że powinnam usłyszeć jakieś wytłumaczenia. Ale nie naciskałam. Jeszcze w zamian zapytaliby mnie o inne rzeczy, których sama zbytnio wyjawiać nie chciałam. W końcu moje położenie w nie należało do najlepszych, a wiarygodność wynosiła zero: dlatego zaczęłam się jeszcze bardziej obawiać, że przycisną mnie o moce wiatru. Ja i Morro byliśmy do siebie całkiem podobni, a moje odrosty zaczynały być widoczne. Na szczęście zielone pasemka zniknęły, więc o jedną wskazówkę mniej – liczyłam, że nikt nie był na tyle blisko niego, żeby zobaczyć, że miał na karku identyczne znamię co ja. To by mogło skomplikować sprawy i raczej nie mogłabym tego wytłumaczyć czymkolwiek innym.

Założyłam rękę na rękę, pozwalając udawanej pewności siebie mnie wypełnić.

— Dobrze, ale średnio wam idzie to wypytywanie — Zauważyłam, wbijając w niego wzrok.

Może i spojrzenia Lloyda znieść nie mogłam, ale z nim problemów już nie miałam.

— Nie traktuj tego, jako atak na siebie — powiedział Cole, jego ton o niebo milszy niż Kaia. — Nie zwracaj na niego uwagi, mamy poważniejsze problemy niż kłótnie między sobą. Po prostu sytuacja jest niebezpieczna, a ty nie powiedziałaś nam całej prawdy — rzucił szybkie spojrzenie Lloydowi.

— Naszym celem jest ochrona mieszkańców Ninjago — Zane mówiąc to, położył sobie dłoń na piersi, jakby chciał dodać tym gestem wiarygodności swym słowom. — Nie chcemy, żeby stało ci się coś złego. Z nieznanych nam przyczyn ta kobieta nawiedza też ciebie, a my nie mamy pojęcia jaki jest jej cel ani jak ją powstrzymać. Naszą jedyną wskazówką jest twój Trójząb. Dlatego prosimy cię o współpracę.

— Zgadza się — Emera odezwała się, zanim zdążyłam otworzyć usta. — Nie przyzna się przed wami, ale nie rozwiąże tego sama.

— Emera! — powiedziałam przez zaciśnięte zęby i szturchnęłam ją łokciem.

— Przykro mi, oszustko, ale wyczerpały się nam opcje. Jestem strażniczką tej broni i to ja jestem za nią odpowiedzialna. Za nią i za ciebie — Ostatnie mruknęła cicho, jakby nie chciała, żebym to usłyszała. Podniosła głowę i przeleciała wzrokiem po wszystkich w pomieszczeniu. — Nie będę was prosiła o pomoc, szanujmy się. Ale oferuję wam swoją.

Jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach.

Naprawdę nie miałam nic do gadania.

✶   ✶   ✶

cóż za niespodzianka, nowy rozdział

miałam to skończyć jeszcze przed październikiem, żeby oficjalnie ogłosić mój hiatus ze względu na studia, ale że byłam na spotkanie ninja równie chętna co sorano, to mi się trochę to przesunęło w czasie XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro