Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W szkole, jak w szkole - nudno w chuj. A między mną i Hiltonem kwitły kwiatuszki. I to zajebiście kolorowe. Wychodziliśmy z lekcji ,,do pielęgniarki" na każdej godzinie. I całowaliśmy się w kiblu. Albo w szatni. Albo na placu zabaw za szkołą. W każdym razie po pięciu godzinach napierdzielała mnie szczena, a usta były tragicznie spuchnięte. I czerwone. Hilton mnie pogryzł idiota.
Była druga długa przerwa, dlatego poszliśmy do sklepiku. Ale widząc kolejkę na pięć i pół metra zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. I wyskoczyliśmy przez okno, idąc do piekarni pięć minut od szkoły.
Szliśmy przez park. I nie było tam pół żywej duszy. No oprócz nas. Mac złapał mnie za dłoń i pocałował jej wierzch, po chwili splatając nasze palce. Naprawdę się idiota zakochał.
- Jak ktoś zobaczy, nie żyjesz, skarbie. - puściłem mu oczko. A on zaczął się tylko śmiać jak idiota.
- Jak dobrze, że niedługo wakacje... Pojedziemy gdzieś razem na parę dni?
- Gdzie? - spojrzałem na niego pytająco, trochę zmieszany. Właściwie wakacje z Hiltonem mogły by być ciekawe... Na pewno by były. Poza tym strasznie chciałem spędzić z nim miło czas, nie bojąc się, że ktokolwiek nas przyłapie.
- Chorwacja! Albo... Zanzibar! Albo...
- Mac, chyba trochę ci się móżdżek przegrzał. W życiu moi rodzice się nie zgodzą i...
- Zanim powiesz cokolwiek - zaszedł mi drogę i złapał mnie za ramiona. - Ja stawiam.
- Ale ty jesteś głupi. Nie mogę na tobie żerować. - przewróciłem oczami i pogłaskałem jego policzek, po chwili klepiąc go delikatnie. - Wystarczy, że kupujesz mi jedzenie.
- To prezent. Chyba muszę postawić cię przed faktem dokonanym, bo inaczej się nie zgodzisz. - zrobił dziubek i spojrzał gdzieś w bok. Zaśmiałem się pod nosem, bo widok był serio uroczy. I to, że tak bardzo się starał... Musnąłem jego wargi i złapałem za rękę.
- Chodź, bo wykupią wszystkie pączki. A głodny jestem.
- Niunia, zrywamy się z lekcji i idziemy na żarcie? - puścił mi oczko i klepnął mnie w pośladek.
- Że kto? - jęknąłem zaskoczony tym uderzeniem. I tym jak mnie nazwał. No to wymyślił niunię. Skubany, aż zrobiło mi się ciepło.
- Krótka piłka, idziemy, czy nie? - ah to było takie kuszące.
- Mamy jeszcze dwa wfy i biologię, tak?
- Dokładnie. - kiwnął. - Poza tym chuj. I tak zdajemy. Po cholerę my tam w ogóle chodzimy. - oburzył się. Właściwie to ostatnio zrobił się nerwowy. I to bardzo. Krzyczał na budzik, na sznurówkę, która mu się rozwiązała... Na Issaca, bo ,,zawracał mu dupę", ale dla mnie był potulny jak baranek.
- No w sumie racja. Ale jak obniżą mi zachowanie, to nie żyjesz. - teraz ja złapałem go za tyłeczek i poklepałem go delikatnie. Bardzo jędrny tyłeczek. On zamruczał i zagryzł wargę. Był bardzo zadowolony. W sumie to dobrze. Bo jeżeli on był, to ja też.
- Spoko, Rene. Zresztą... Po chuja ci te zachowanie? Stypendium będziesz mieć? - zarzucił mi rękę na ramiona i przytulił do siebie. Kontynuowaliśmy drogę przez park. Właściwie zaczęliśmy swoją superhipertajnąucieczkę.
- Zabrakło mi dwóch ocen wyżej. - burknąłem pod nosem. Bo naprawdę uczyłem się świetnie. Tylko ta felerna matma...
- Za rok będziesz mieć. Nauczę cię do matmy i będziesz mieć trójeczkę. Albo i czwórkę. I wyróżnienie na świadectwie. Na luzie. - wyszczerzył się do mnie.
- Ale ty głupi jesteś. - zaśmiałem się. - Mam taką nadzieję. W gimnazjum uczyłem się świetnie. Nie było roku bez wyróżnienia. Teraz jest pierwszy raz... Bo to wszystko wina tej głupiej zdziry Olsen!
- Tak, tak, skarbie. - pocałował mnie w czubek głowy.
- No prawdę mowie! Gdyby ta sucz się na mnie nie uwzięła... Na pewno bym sam na tróję pociągnął!
- Spójrz na to z drugiej strony. Gdyby cię nie chciała udupić, pewnie nigdy byśmy się do siebie nie zbliżyli, a teraz uganiał bym się za suką Kelly. - westchnął, robiąc się dość poważny. Miał rację. Stuprocentową rację. Gdyby nie ta cała akcja pewnie Hilton nigdy by na mnie nie spojrzał. A ja nadal nosiłbym miano ,,frajera" w szkole. Bo to, że zacząłem pokazywać się z Hiltonem w szkole wpłynęło na moją reputację. Nawet bardzo. Nigdy w życiu nie miałem tylku polubienia na Facebooku i codziennych zaproszeń. No nigdy.
- Masz rację. I byłoby do dupy. - centralnie generalnie miałem w dupie, że park się prawie skończył  i staliśmy przy głównej drodze. Przytuliłem się do Maca. Mocno. Nie wyobrażałem sobie życia bez tego idioty. Totalnie nie. Szczególnie teraz, kiedy w mojej rodzinie był kryzys.
- Co nie? - objął mnie mocno. I złapał za dupę. Ah ten Mac Hilton. Właściwie ten dotyk był taki przyjemny... Chyba serio serio zamianiałem się w geja.
- No, totalnie. Tak się cieszę, że ciebie mam. Nawet sobie tego nie wyobrażasz. Nie ma cię pięć minut, a ja już tęsknię. To jest dopiero cyrk. Nie wiem jak przeżyje weekend bez ciebie. - zamknąłem oczy. Oj, coś czułem, że nie powinniśmy przytulać się w parku. A raczej na jego obrzeżach. Przy szkole.
- Ładnie to się tak zrywać z lekcji, czarnuchu? - no i miałem dobre obawy. W sumie to nie do końca. Bo swoją obecnością zaszczycił nas gang Hiltona.
- Siemano, chłopaki. - idiota nie chciał mnie puścić. Wystawił tylko jedną rękę w ich stronę i skleił z nimi. Ja przybiłem żółwia. I jakimś cudem wyrwałem się Hiltonowi.
- Chodźcie na piwo, co? - zaproponował Natt i zarzucił mi rękę na ramię. A Mac spojrzał na nas trochę zazdrośnie. A ja na niego. Tak trochę laser w oczach. Bo przesadzał z tą zazdrością.
- No w sumie pół godzinki po południu. Już można. - zaśmiałem się Issac. Jak idiota trochę. On z kolei przykleił się do Maca. A Chris tańczył w miejscu jakiegoś oberka.
- Rodzice mnie zabiją, jeżeli wyczują. - mruknąłem, śmiejąc się z niego pod nosem. Bo serio wyglądał jak taki kurczak, co nie mógł znieść jaja.
- Na luzie, Rene. Na pewno się domyślają, że zacząłeś pić. To normalne. - odezwał się Natt, klepiąc mnie po ramieniu.
- No w sumie racja. - mruknąłem cicho.
- Jak coś zwal na Sebastiana. - zaśmiał się Issac.
- Kto to Sebastian? - zmarszczyłem brwi.
- Nie wiem.- wyszczerzył się jak idiota. No bo przecież był z gangu Hiltona aka idiotów. Pokręciłem głową sam się śmiejąc. Oni naprawdę byli niemożliwi.

*

- To gdzie idziemy? - mruknął Chris, kiedy szwędaliśmy się po alejce z różnymi kawiarniami i pubami.
- Jak już pić to z klasą. Chodźmy do rybci. - powiedział radośnie Hilton. Właściwie nie odstępywał mnie na krok. A kiedy mu się nudziło dawał mi klapsy w tyłek. Niby niewinny gest, ale... Noż cholercia. Nie w towarzystwie.
- Co to ,,rybcia"? - zmarszczyłem brwi.
- Bar dla ludzi, którzy nie mają co robić z pieniędzmi. - odpowiedział mi Issac. - Nie zapominaj Hilton, że my mamy co z nimi robić.
- No dobra! Dobra! To stawiam. - burknął jak obrażone dziecko.
- A potem będziesz twierdzić, że cię wykorzystujemy? - mruknął chłodno Natt. A atmosfera stała się dość napięta. Spojrzałem na Chrisa, w tym samym momencie co on na mnie. Wymieniliśmy ze sobą spojrzenia. Ja pytałem. On odpowiadał. I to nie był wygodny temat.
- Chyba o tym gadaliśmy... Nie musisz być takim chamem Natt.
- A ty nie musisz mnie przy wszystkich obrażać, panie doskonały.
- Ej chłopaki. Uspokójcie się. - wtrącił się Issac, ale dość mało asertywnie, bo totalnie go olali. Nie do końca wiedziałem o co chodzi. Razem z Chrisem zbytnio się nie wychylaliśmy. Idioci mieli zamiar skakać sobie do gardeł. To było trochę niepokojące.
- Co, zazdrość cię zżera, bo twoi rodzice ledwo wiążą koniec z końcem? - o kurwa, Hilton przegiął.
- Przesadziłeś, Mac. - wtrącił się Chris i zrobił krok w ich stronę. Ale oni nie reagowali, pochłonięci kłótnią. Zrobiło się groźnie kurka wodna. Natt złapał go za koszulkę i szarpnął nim.
- Przynajmniej się mną interesują i kochają. Ty chyba jesteś niechcianym przypadkiem. - warknął na niego. Mac odepchnął go od siebie i już szykował się do bójki. Idiota, tak łatwo dał się sprowokować.
- Uważaj na słowa, kundlu.
- Chłopaki przestańcie. - Issac naprawdę się zmartwił. Ale nie wiedział co zrobić. Tak samo jak ja i Chris.
- Kto tu jest kundlem. Matka dziwka, ojciec dziwkarz. Oh, a może nie jesteś kundlem tylko rasową dziwką. - Natt uśmiechnął się wrednie. Teraz to on przesadził
- Stul pysk! - a w Hiltonie się, aż zagotowało. No i we mnie też, bo rzucił się na Natta z łapami. Natt natychmiast go odepchnął, a ja wykorzystałem sytuację i wskoczyłem między nich. Właściwie nie wiedziałem co do końca chciałem zrobić. Na pewno opierdolić tego kretyna.
- Ogarnij się, Hilton. Posrało cię do końca? - powiedziałem chłodno. Nie byłem zły. Po prostu... Zawiedziony?
- To on zaczął! - krzyknął na mnie.
- Nie obchodzi mnie on, tylko ty i twoje zachowanie. Dałeś się sprowokować, jak jakaś ciota. To jest dorosłe zachowanie?
- Wyzwał moich rodziców!
- Których i tak nie nienawidzisz. - zauważyłem. - Może jest jeszcze coś? To kłótnia między wierszami, Hilton? - zmrużyłem oczy. Mac zaczerwienił się ze złości. Jeżeli rodzice mieli go w dupie, to ja musiałem nauczyć go obchodzenia się z idiotami. I to miała być terapia wstrząsowa. Doktor Rene wezwany na salę.
A tak naprawdę byłem cholernie wystraszony. Bo nie sądziłem, że Mac może być tak agresywny. W prawdzie nigdy nie zrobił mi nic, co by było dla mnie krzywdzące, czy coś... Ale wystraszyłem się. Bardzo.
- Nic nie wiesz. - warknął.
- No właśnie. Nic nie wiem. - mruknąłem chłodno. Taki byłem. Kiedy się bałem wystawiałem pazurki. Bo najlepszą obroną jest atak.
Zacisnąłem pięści i nie dałem mu nic powiedzieć. Ruszyłem w odwrotną stronę. Do domu. Musiałem ochłonąć. I uspokoić się.
- Rene... Rene, przepraszam. - chciał złapać mnie za rękę, ale się wyrwałem. I szedłem dalej. Przed siebie. Do domu. Reszta zaczęła o czymś mówić. Do Maca. Ale nie słuchałem. Miałem ochotę... To było dziwne. Chciałem po prostu się schować.
Chris dobiegł do mnie i zaczął iść równo ze mną. Objął mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Cały zadrżałem, ale jego gest mnie uspokoił. Emocje zaczęły ulatywać.
- Chodźmy do mnie, co? - powiedział do mnie cicho. - Trochę się rozerwiemy.
- Jestem za. - kiwnąłem głową. - Ja pierdolę, ale mnie wkurzył, ten idiota.
- To Mac. Wiesz jaki jest.
- Właśnie nie wiem, Chris. I to mnie przeraża.

---

Dobra jedziem z maratonem, Skarby 😎❣️ Rozdział miał być rano, ale... No wypadło mi coś i mogłam napisać dopiero wieczorkiem 🤣
Jutro next ❣️😘

Akurat będzie drama tajm ehehehe

Eloszka Moreloszka

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro