Rozdział 86

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Napierdoliłem się w chuj.

Nauczyciele kazali nam iść już do łóżek, ale poszli w tango, dlatego my też mogliśmy pójść w tango. Chyba nie wypiłem tyle wódki przez całe swoje życie łącznie, co dziś. Mac wlewał we mnie kieliszek za kieliszkiem, tak jak w siebie, ale on trzymał się zdecydowanie lepiej. To był moment kiedy nie mogłem iść prosto bez jego pomocy i co dziesięć minut chciało mi się siku. Ciągle siedzieliśmy na zewnątrz, ognisko paliło się coraz bardziej, a ktoś z głośnika puścił głośno muzykę. Wszyscy dobrze się bawili, jedynie Chris ciągle dzwonił do Mery i mówił jej, jak bardzo za nią tęskni. Mimo że schlał się w cuj, to było urocze. Ogólnie ich związek był bardzo słodki i kolorowy, jak z filmu dla nastolatków. Michael i Kelly też mieli cukrowe nawyki, jedynie ja i Mac byliśmy nieco inni. W naszym związku nie brakowało czułości, ale zdecydowanie było między nami namiętnie. Na tyle namiętnie, że Hilton co najmniej dziesięć razy podczas tej imprezy zdążył mnie zmacać i włożyć język do gardła. Oczywiście kryliśmy się i naszym pretekstem był brzydki nawyk Maca. Po prostu udawaliśmy, że idziemy na papierosa, a tak naprawdę chowaliśmy się za drzewem i nie żałowaliśmy sobie przyjemności.
To było kurewsko zajebiste. Czułem się, jak bóg kiedy Mac tak bardzo mnie pożądał, że wręcz skomlał o moją uwagę. Po alkoholu zachowywał się zupełnie, jak szczeniaczek, który ciągle za mną biegał i... Chciał atencji swojego pana. Cóż, nie mogłem narzekać szczególnie, że było fajnie.
Mac po raz kolejny wsunął język do moich ust, a ja tylko zajęczałem z przyjemności. Złapałem go za plecy i zamknąłem oczy. Zdałem się na niego, mógł zrobić ze mną na co tylko miał ochotę. Alkohol odebrał mi zdrowy rozsądek i bawiłem się przednio, mimo że mogliśmy zostać przyłapani.
Hilton odsunął się ode mnie. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się, oddychając przez usta. Mój oddech też był szybszy, bo Hilton był zbyt namiętny i zwyczajnie się podnieciłem.
- Mac... - wyjęczałem w jego wargi i uśmiechnąłem się, przerywając nasz pocałunek. Zaraz po tym zacząłem głośno się śmiać, bo cóż... Cała sytuacja naprawdę mi bawiła.
- Co się śmiejesz, brzydalu? - powiedział pieszczotliwie i potarł nasze nosy o siebie. - Znowu mnie wyśmiewasz, tak?
- Przystijny jesteś. Śmieję się z tych wszystkich dziwek, które nie zdają sobie sprawy, że nie mogą ciebie mieć. - zamruczałem, jak kot i przymknąłem oczy. - Daj papierosa, mój misiaczku...
- Rene... Mówisz do mnie tak słodko, że chyba będę upijał cię częściej. Jeszcze, ani razu mnie nie obraziłeś odkąd jesteś pijany.
- Oj skarbie, papieros...
- Już już.
Hilton puścił mnie, a ja oparłem się o drzewo, stojące za mną. Ukrywaliśmy się w gęstych krzakach z przestrzenią w środku, dlatego nie musieliśmy martwić się, że ktoś nas przyłapie. Było przytulnie, tylko trochę zimno, ale Mac ogrzewał mnie swoim ciałem, więc... Nie było źle. Właściwie, doskonale.
Mój bardzo inteligentny facet wyjął z kieszeni kurtki papierosa i zapalniczkę. Wsunął dwa do ust i odpalił je w tym samym czasie. Dał jednego mi i schował zapalare z powrotem do kieszeni. Nie potrafiłem odpalać papierosów, dlatego Mac rozbił to za mnie. To było cholernie słodkie, że dbał o mnie nawet w takich sprawach. Nauczył mnie też, jak się zaciągać, co o dziwo było dość trudne do opanowania, ale potem szło, jak z górki.
Przymknąłem oczy, wdychając dym i lekko się uśmiechnąłem. Uchyliłem oczy i spojrzałem na Maca. On nie odrywał ode mnie wzroku, co więcej wydawał się dziwnie zadowolony.
- Piękny jesteś, kiedy palisz.
- Dziękuję, Mac...
- Wyruchałbym cię.
- Ale ci nie stanie. - prychnąłem rozbawiony.
- Ty chyba nie doceniasz mojego penisa.
- Doceniam. - od razu zaprzeczyłem. Oparłem się ręką o jego tors i stanąłem na palcach, całując krótko jego usta. - I kocham, tak jak ciebie.
- Słodki jesteś. - objął mnie w pasie i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się seksownie, zaciągając się dymem i zaraz po tym wypuścił go przez usta. Zgasił papierosa o drzewo i rzucił go gdzieś na ziemię, a ja zrobiłem podobnie.
- Chodź. Mam ochotę na kiełbaskę z grilla. - powiedziałem w jego wargi, znów delikatnie je całując.
- Może na moją masz ochotę?
- Przestań głupku. - zaśmiałem się i złapałem go za rękę.
- Chodź, niunia. Przyniosę ci wszystko co zechcesz. - pocałował mnie w czubek głowy i splótł nasze palce i zaczął ciągnąć mnie w stronę całej imprezy. Kiedy byliśmy dość blisko musieliśmy puścić swoje dłonie, aby nikt nas nie zobaczył. Mac strzelił mi soczystego klapsa w pośladek i ruszył przodem. Przewróciłem oczami, bo po alkoholu czuł się, jak pan i władca wszystkiego.
W sumie słodkie.
Szczególnie lubił pokazywać dominację nade mną i to z niewiadomych powodów też mnie roczulało.
Mój mężczyzna poszedł gdzieś w stronę stołu z jedzeniem, a ja usiadłem na ławce przy ognisku i naciągnąłem rozpięta kurtkę Maca na swój brzuch, okrywając się nią lepiej. Przytuliłem się do siebie i zacząłem rozglądać się za Hiltonem, który miał załatwić mi pieczoną kiełbaskę. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Alana. Siedział na przeciwko mnie, po drugiej stronie ogniska. Był widocznie smutny i przygnębiony, ale mimo to uśmiechnął się do mnie lekko, co odwzajemniłem. Machnąłem do niego ręką dając mu znak, aby przyszedł do mnie. Nie mogłem patrzeć, jak ta pocieszna mordka siedzi całkowicie sam i w dodatku jest smutny. On zawahał się, ale wstał. Ominął palenisko i zaraz po tym usiadł obok mnie.
- Co się stało? - zapytałem nieco zbyt pieszczotliwie. On lekko rozchylił usta, patrząc na mnie ze zdziwieniem w oczach, ale zaraz po tym wybuchnął śmiechem.
- Rene... Upiłeś się w trzy dupy.
- Wcale nie prawda.
- Prawda.
- To mój miś mnie upił.
- Miś? - uniósł brwi. - Oh, rozumiem... Jesteś taki milutki po alkoholu.
- Może troszkę. - przewróciłem oczami. - Lepiej powiedz co się stało, Alan. To nie fair... Zamartwiasz się, a wszyscy wokół świetnie się bawią.
- Po prostu dopadł mnie zjazd po wódce... Czasem tak mam. - westchnął i potarł swój kark.
- Zjazd?
- Ta... Zacząłem rozmyślać o życiu i doszedłem do wniosku, że potrzebuje stabilizacji. - skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w ogień, a przynajmniej takie miałem wrażenie. - Chciałbym być z kimś, ale to nie tak, że chce mi się ruchać. Chyba już się wybawiłem i potrzebuje kogoś kto traktowałby mnie na poważnie i... I kochał. - przygryzł dolną wargę. Każde słowo wypowiadał niepewnie, a sam dość mocno się zawstydził. Cóż, nic dziwnego skoro to był dla niego intymny temat.
- Kogoś takiego znajdziesz... Ale z najmniej oczekiwanym momencie. Może już spotkałeś. - wzruszyłem ramionami. - Ja nie miałem pojęcia, że ja i Mac... Nie miałem pojęcia, że mogę być z facetem. - zaśmiałem się cicho. - Nawet nie wiem, kiedy to wyszło, ale jestem najszczęśliwszym chłopakiem na ziemii. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie... Ty też na pewno kogoś znajdziesz. Musisz tylko trochę zaczekać.
- Chciałbym, aby to stało się już. - sięgnął ręką do moich włosów i odgarnął mi je do tyłu. - Komar. - dodał, tłumacząc swoje zachowanie.
- Dzięki, stary.
- Drobiazg.
- Ale kontynuując... Nie masz nikogo kto ci się podoba? - zapytałem i oparłem brodę na dłoni, a łokieć na kolanie i wbiłem w niego wzrok.
- Nie wiem... Chyba nie bardzo.
- A ona? - wskazałem potajemnie na jedną z dziewczyn, siedzących na przeciwko. Była sama, a jej mina była dość smutna. Nie wyglądała, jak modelka, ale nie była otyła, po prostu apetyczna. Miała dość mocny makijaż, a jej brązowe włosy sięgały do pasa. Duży dekolt odsłaniał jej okazały biust, a pasek powodował małe fałdki na brzuchu. W dodatku miała bardzo ładną twarz, przynajmniej moim zdaniem.
- Elena? - uniósł wysoko brwi. - Jest cholernie wredna.
- To tylko plotki. - wzruszyłem ramionami. - Nikt nie wie, jaka jest naprawdę. Na przykład wszyscy gadają, że Mac to samiec alfa, a tak naprawdę to słodki idiota. Zachowuje się jak dzieciak. - lekko się uśmiechnąłem. - W dodstku jest śliczna...
- No nie wiem... - skrzywił się i podrapał po głowie. - Pewnie zjedzie mnie i będzie mi tylko głupio.
- Spróbuj. Chodziłem z nią na zajęcia kulinarne... Była słodka i bardzo miła. Słyszałem, że jej były rozpowiada o niej plotki, bo go rzuciła. - wzruszyłem ramionami. - Dupek jej nie szanował.
- Wydaje się ciężka do zdobycia.
- Widzisz? To oznacza, że nie zależy jej tylko na seksie. - powiedziałem entuzjastycznie i klasnąłem w dłonie z ekscytacji. - Idź do niej. Trzymam kciuki!
- Rene... Ale ja nie wiem...
- No już już, żadnych ,,ale". Twoja druga połówka sama się nie znajdzie!
- Wiesz, ale może... Ja tak naprawdę może... Może wolałbym faceta.
- Co?
- Co?

---

Wiem, że nie było rozdziału oohooh ponad pół roku, ale wracam do pisania, bo już nie mam tyle nauki <3 Wybaczcie, ale wcześniej nie ogarniałam życia, ale teraz jest trochę lepiej :c

Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czyta tę książkę i że rozdział się podobał <3

Ja osobiście bardzo się stęskniłam za moją kochaną parką :c <3

Do nexta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro