Rozdział 2 - Hell

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka ostatnich dni było koszmarem. Wciąż szukała chłopaka, którego tożsamości nie znała. Gianluca. Niczego jej to nie mówiło. W którymś momencie pomyślała, że powinna zdobyć dane wszystkich mężczyzn o tym imieniu, jednak było to na tyle niedorzeczne, że roześmiała się na samą myśl o tym.

— Gianluca — wyszeptała. — Gdzie ty jesteś? Ja... ja nie chcę się obudzić całkiem sama... blisko z tobą... na monitorze mego komputera — wyszeptała, zasypiając i wpatrując się w ekran, z którego spoglądały na nią oczy nieznanego jej chłopaka.

Oczy, które zatruwały jej umysł od chwili, gdy tylko ujrzała je po raz pierwszy. I ta wspaniała nicość, nicość człowieka przekraczającego wszelkie granice... Ta nicość w danej chwili zaledwie się w niej tliła. I to był jeden z takich momentów, gdy nic nie było w porządku.

Kiedy obudziła się rankiem w pierwszym odruchu miała ochotę od razu usiąść do komputera, lecz po namyśle postanowiła, że ma już dość. Czuła, że musi zrobić przerwę, aby nie odejść od zmysłów. Bolała ją głowa i zbierało jej się na mdłości. Starała się nie myśleć o tym kiedy ostatnio jadła ponieważ w ostatnim czasie funkcjonowała jedynie spożywając nadmierne ilości kawy. Za dwa dni miał przyjechać Ian, a ona była kompletnie nieprzygotowana. Lodówka była pusta, a w domu panował kompletny chaos. Przez ostatnie tygodnie jedynie, o czym mogła myśleć, to ten cholerny facet, którego oczy zaczarowały ją i sprowadziły wszystkie te bezsenne noce, puste dni.

Wsiadła w samochód i pojechała do miasta, które oddalone było o mniej więcej pięć mil od miejsca w którym mieszkała. Musiała zrobić jakieś zakupy i zdecydowanie powinna się przewietrzyć, oderwać od tych, prześladujących ją wszędzie oczu. Wyjść, odetchnąć, choć na chwilę przestać myśleć.

Mieszkała w niewielkim miasteczku Dorset w stanie Vermont. Jej dom położony był na odludziu, do centrum jeździła jedynie po to, aby uzupełnić zapasy i ewentualnie załatwić jakieś potrzebne sprawy. Od czasu do czasu wybierała się do Albany, gdyż w stanie Vermont nie było dużych miast, więc gdy musiała załatwić coś poważniejszego od zapełnienia lodówki i uzupełniania barku z alkoholem koniecznością było odwiedzenie jakiejś większej metropolii. A do Albany miała zaledwie sześćdziesiąt cztery mile. Był to już, co prawda inny stan, ale drogę pokonywała góra w półtorej godziny.

Dzień był dość pochmurny jak na tę porę roku. Nie nastrajał jej zbyt optymistycznie, jednak mimo wszystko starała się podnieść na duchu, co jednak niezbyt jej wychodziło. Wciąż miała wrażenie, że gdzieś powinna być, coś powinna zrobić, że coś na nią czeka i musi się spieszyć. Jak ognia unikała odpowiedzi. Wjechała do miasteczka i zaparkowała przy jednym z mini marketów. Jeżeli chodzi o sklepy, to nie było tu zbyt dużego wyboru. Weszła do środka i zabrawszy ze sobą wózek sklepowy ruszyła przed siebie alejkami zerkając na zapełnione półki sklepowe. Wkładała produkty nie zastanawiając się co kupuje. W chwili, gdy spojrzawszy do koszyka ujrzała kilka puszek z karmą dla psa westchnęła z rezygnacją. Spojrzała w bok i ujrzała przyglądającego jej się z uwagą młodego mężczyznę. Gdy zorientował się, że na niego patrzy uśmiechnął się do niej szeroko, a ona niewiele myśląc ruszyła w jego stronę co nieco go zaskoczyło.

— Jaki mamy dziś dzień? — zapytała bezpardonowo i ujrzała jak marszczy czoło zaintrygowany jej pytaniem.

— Wtorek — usłyszała całkiem przyjemny głos nieznajomego i sapnęła poirytowana.

— Nie pytam jaki mamy dzień tygodnia — mruknęła. — Pytam jaki mamy dziś dzień — oświadczyła, wprawiając mężczyznę w osłupienie.

— Nie bardzo rozumiem co ma pani na myśli — wydukał niepewnie.

— Dzień. Nie wiem czego w tym nie rozumiesz. Jaki mamy dziś dzień? Nie. Może nie tak. Jaki ty masz dziś dzień? — zapytała i ujrzała jak facet wybałusza oczy.

— Nie wiem o co pani cho...

— Jaki masz dzień? — warknęła. — Ja mam paskudny. I nie chodzi już nawet tylko o dzisiejszy dzień, ale o tydzień, a nawet dłużej. Boję się nawet pomyśleć jak długo. Chcesz wiedzieć dlaczego? — zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. — Bo wyobraź sobie, że szukam go i szukam i dosłownie nigdzie nie mogę znaleźć. Rozumiesz to?

— Nie za bardzo — wydukał trochę zaniepokojony.

— Więc już ci to tłumaczę. Znam tylko jego imię. Jedynie imię. Wyobraź sobie, że tylko tyle. I co ty na to? Sam powiedz jak ja u licha mogę go odnaleźć? Dałbyś radę?

— Ale co dokładnie...

— No odnaleźć go!

— Kogo?

— Gianluca! Przecież cały czas ci mówię — oznajmiła poirytowana.

— Nie mam pojęcia kto to jest — powiedział i obejrzał się za siebie. — Prawdę mówiąc trochę się spieszę.

— Ja też nie wiem kim on jest, ale muszę, muszę go znaleźć. Rozumiesz to? Czasami po prostu...

— Myślę, że...

— Dlaczego ciągle mi przerywasz. — warknęła i kontynuowała. — Więc jak sam widzisz mój dzień jest do dupy i chyba wspomniałam już, że nie tylko dzień. A ty stoisz sobie tam między cebulą i pomidorami i gapisz się na mnie, więc to chyba oczywiste, że zadałam ci to pytanie. Czy tak?

— Tak, ale muszę już...

— Bo wyglądasz jak ktoś kto potrzebuje rozmowy, a ja jestem doskonałym słuchaczem — palnęła, a on aż jęknął.

— Zdążyłem zauważyć — stwierdził.

— Więc jaki miałeś ten dzień?

— Dość udany — wydukał.

— Ok, to w takim razie bardzo mi miło, że sobie porozmawialiśmy i trochę ci ulżyło. A teraz muszę już iść, bo gdzieś się śpieszę. I chyba powinnam odłożyć tą karmę, bo nie ma psa — oświadczyła i nie czekając na odpowiedź odeszła.

Po wyjściu ze sklepu usiadła na krawężniku i schowała twarz w dłoniach.

— Co ja do diabła wyprawiam? — wyszeptała. Mieszkanie na odludzi miało swoje plusy, jednak w sytuacjach takich jak ta boleśnie odczuwała brak jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. — Może powinnam kupić sobie psa — wydukała wzdychając, a później podniosła się i zabrawszy ze sobą zakupy poszła do samochodu.

Schowała torby do bagażnika i oparła się o karoserię. Po chwili namysłu postanowiła wejść jeszcze do fryzjera, musiała coś ze sobą zrobić, wiedziała, że gdyby Ian zobaczył ją w tak opłakanym stanie, wyciągnąłby mylne wnioski i pomyślał, że być może przechodzi jakieś załamanie nerwowe. Ale co to do cholery było, to, co się z nią teraz działo? Może jakaś choroba psychiczna, która nagle się ujawniła? Nie miała pojęcia i szczerze mówiąc jedyne, czego teraz pragnęła, to zobaczyć się z Ian'em i móc tak po prostu się wyżalić opowiedzieć komuś o tym co ją dręczy, spędza sen z powiek. Bo to przecież nie było normalne. Po chwili pomyślała, że w sumie było coś, czego pragnęła jeszcze bardziej niż rozmowa z przyjacielem i od razu w jej głowie pojawiły się te cholerne oczy, których teraz tak bardzo pragnęła. Oczy, które stały się granicą, jakiej nie mogła przekroczyć. Oczy, które związały jej dłonie niczym najcięższe okowy.

Weszła do salonu i z ulgą stwierdziła, że nie ma wielu klientek, więc nie musiała czekać w kolejce, przeglądając jakieś stare, kolorowe magazyny, a myślami błądząc tam, skąd chciała za wszelką cenę uciec. Zdążyła się już uspokoić. Monolog jaki przeprowadziła z nieznajomym, który uroczo nazwała rozmową w jakiś sposób rozładował te najsilniejsze emocje.

Z westchnieniem usiadła na fotelu fryzjerskim i oddała się w ręce Kitty. Spoglądając w lusterko miała ochotę przymknąć oczy, aby nie widzieć swej szarej, naznaczonej zmartwieniem twarzy. Podkrążone, przekrwione oczy, bezmyślnie patrzyły w gładką taflę lustra, które bezlitośnie obnażało ją ze złudzeń, ale wiedziała, że gdyby choćby spróbowała przymknąć powieki, aby na siebie nie spoglądać, to od razu w kojących ciemnościach pojawiłby się widok, którym nie chciała się już dręczyć.

Spojrzała na Kitty i obdarzyła ją wymuszonym uśmiechem. Zawsze lubiła tą młodziutką, szczebiotliwą dziewczynę, ale dzisiejszego dnia wyjątkowo miała dość jej gadaniny i najchętniej kazałaby się jej zamknąć. Dziewczyna opowiadała jej o swoim nowym chłopaku, którym była zauroczona do tego stopnia, że jakiekolwiek próby sprowadzenie rozmowy na inny temat za każdym razem spełzały na niczym. W momencie, gdy zaczęła wypytywać o jej nową powieść miała ochotę ucałować ją ze szczęścia. Jednak kolejne pytania sprawiły, że powoli zaczęły wracać mordercze uczucia. Gdy dziewczyna dowiedziała się, że przestała ją pisać, zaczęła pytać, dlaczego. Co miała jej odpowiedzieć? Że wydaje inną, tę, którą napisała jako pierwszą? I jedyne, co ją w tym momencie wstrzymuje, to brak cholernej okładki, na którą się idiotycznie uparła?

W tamtym momencie pomyślała, że może jednak powinna pozostawić tę sprawę wydawnictwu. Wiedziała, że mają doskonałych grafików. Jednak za każdym razem, gdy zamykała oczy, pojawiało się to spojrzenie, jakim obdarzał ją tajemniczy chłopak, którego poszukiwała, jak dotąd bezskutecznie. I...

— Co to za piosenka? — zapytała, chcąc po raz kolejny zmienić temat, a jednocześnie dowiedzieć się, kto śpiewa, gdyż nuta bardzo jej się spodobała.

— Re del Niente — powiedziała Kity, uśmiechając się szeroko. — Fajna, nie?

— Nawet bardzo. Wiesz kto to śpiewa? — zapytała, nucąc pod nosem słowa piosenki.

— Gianluca Grignani — odpowiedziała dziewczyna, a ona odwróciła się do niej gwałtownie. Na tyle gwałtownie, że wytrąciła jej z dłoni nożyczki.

— Gianluca? — zapytała. — Kim on jest? Jak wygląda? — zadawała pytania, budząc zainteresowanie zgromadzonych w zakładzie klientek.

— No... jest piosenkarzem — bąknęła Kitty, wpatrując się w nią, zaskoczona nagłą zmianą w jej zachowaniu. — A jak wygląda, to sama dokładnie nie wiem, takie dość długie włosy, ciemne, brązowe oczy. — Słowa dziewczyny coraz bardziej cieszyły, ją gdyż widziała jakieś podobieństwo między piosenkarzem, a poszukiwanym przez nią mężczyzną, czyżby to był on, czyżby to był jej Gianluca? — Taki starszy, około czterdziestki, może trochę więcej — szepnęła, a ona opadła zrezygnowana na fotel.

— Ma ładny głos — powiedziała, chcąc cokolwiek powiedzieć.

— Jak każdy Włoch — usłyszała i spojrzała na dziewczynę tak, jakby właśnie odkryła coś ważnego.

— Włoch! – krzyknęła. — To jest Włoch.

W tym właśnie momencie, zakres jej poszukiwań, ograniczył się z całej kuli ziemskiej, do Europy, a właściwie do Włoch. To był ogromny postęp. Ponownie zganiła się w myślach, że nie przemyślała tego i zamiast szukać na oślep, to nie ustaliła pochodzenia imienia. Przecież to było takim ułatwieniem. Gianluca to typowo włoskie imię. Dlaczego o tym nie pomyślała? Być może dlatego, że jej imię nie było typowe i raczej nie można byłoby go wytłumaczyć logicznie i przystosować do czegokolwiek.

Jej rodzice byli dziwnymi ludźmi. Choć w zasadzie trudno byłoby jej się nawet wypowiedzieć, gdyż prawda była taka, że nie znała ich zbyt dobrze. Prowadzili przedziwny tryb życia. W pewnym sensie byli marzycielami, zawsze z głową w chmurach, oderwani od rzeczywistości. Wciąż gdzieś podróżowali, niczym dzieci kwiaty. Pobrali się po kilku dniach znajomości i od razu wyruszyli w nieustającą podróż. Po dwóch latach wrócili przywożąc ze sobą maleńką dziewczynkę i zostawili ją pod opieką babci. Z kolejnej podróży nigdy już nie wrócili. Gdy miała siedem lat przyszła wiadomość, że zginęli w wypadku samochodowym, co przyjęła obojętnie, ponieważ w zasadzie nigdy ich nie znała.

Życie z babcią było znośne. Starsza kobieta dbała o nią i kochała, jednak nie mogło to zastąpić uczucia jakiego potrzebuje dziecko. Potrzeby posiadania prawdziwej rodziny. Co pozostawili jej po sobie rodzice? Nic prócz imienia, które przyprawiało jej babcię o palpitacje serca. Zawsze zastanawiała się czemu rodzice nadali jej imię Hell, czy był to jakiś chwilowy kaprys, czy może przemyślana decyzja, którą mogli podjąć tylko ludzie pragnący inności. Nigdy się tego nie dowiedziała. Ze swoim przerażającym imieniem wiodła życie, w którym już od dziecka czegoś jej brakowało. Babcia zawsze wołała na nią Elle, choć ona nigdy nie miała oporów, aby używać swego prawdziwego imienia. Tak naprawdę nigdy nie sprawiało jej to problemu. Niektórych to bawiło, niektórych niepokoiło, a byli nawet tacy, którzy jej współczuli. Z biegiem czasu coś się zmieniło. Zaczęła używać przybranego imienia, tym prawdziwym dzieliła się jedynie z przyjaciółmi, których tak naprawdę miała bardzo niewielu. Odcięta od świata, w swej samotni była Hell. Prawdziwą, kryjącą w sobie niejedną tajemnicę. Jednak cały świat i wszyscy jej czytelnicy poznali ją jako zwyczajną, nieskomplikowaną Elle, i czuła, że tak było dobrze. Swe sekrety chciała zachować jedynie dla siebie, ponieważ miała ku temu powody...

— Muszę już iść — powiedziała pośpiesznie i poderwała się z fotela.

— Ale jeszcze nie skończyłam. Muszę wysuszyć włosy — usłyszała i wsadziła w rękę dziewczyny banknot, po czym ruszyła w stronę drzwi. — A reszta?

— Dla ciebie. Dziękuję Kity, bardzo mi dziś pomogłaś — krzyknęła i już za moment pruła swym dodge'm charger'em w stronę powrotną.

Gdy dojechała na miejsce, nie zawracała już sobie głowy wypakowaniem rzeczy, tylko wbiegła na górę i dopadła jak szalona do komputera. Jaki był efekt?

Po dwóch dniach, gdy otwierała drzwi Ian'owi, przedstawiała sobą opłakany widok. Była niewyspana, głodna i wyglądała jakby miała podwyższoną temperaturę.

— Jesteś chora? — Takie były pierwsze słowa Ian'a, a ona nie udzieliła mu żadnej odpowiedzi tylko przytuliła go i rozpłakała się jak mała dziewczynka.

— Myślałam, że przyjedziesz w piątek, chciałam nawet coś ugotować, albo...

— Hell, dziś jest piątek — powiedział zaniepokojony jej stanem i odsunąwszy ją lekko od siebie spoglądał na jej twarz zatroskanym wzrokiem. — Co się stało, źle się czujesz? Może powinienem zawieźć się do szpitala?

— Nie, nie jestem chora, czuję się dobrze — wymamrotała.

— Ale nie wyglądasz dobrze — oświadczył.

— Naprawdę wszystko jest ok, ja po prostu... ja chyba jestem trochę zmęczona. Nic więcej — wyszeptała ziewając, a on spojrzał na nią podejrzliwie.

— Myślę, że coś kręcisz — oświadczył po chwili.

— Cieszę się, że już przyjechałeś, tak bardzo mi się brakowało. Kitty dała mi wskazówkę, ale ona nic nie pomogła, a facet w markecie był zbyt gadatliwy i chciał mówić tylko o sobie, a przecież nie można gadać tylko o sobie — wymruczała niemrawo, a on zmarszczył brwi. O czym ona u licha mówiła? Jaki facet w markecie? Wskazówka? Kitty?

— Hell, o czym ty opowiadasz? Jaki gadatliwy facet?

— Nie wiem. Nie znam go, bo za dużo to w sumie nie mówił — wyszeptała wzdychając. — A jak na złość miał dobry dzień i nikogo nie szukał. I wiesz co?

— Co? — zapytał ciężko wzdychając.

— Ja nie mam psa — oświadczyła odkrywczo i ziewnęła.

— Kiedy ostatnio spałaś? — zapytał podejrzliwie.

— Nie wiem — odparła rozbrajająco i wzruszyła ramionami. — Chyba wczoraj, ale jeżeli dziś jest piątek to... Ian, dobrze, że już jesteś. Tak bardzo za tobą tęskniłam. I ty wcale dużo nie mówisz i potrafisz słuchać i...

— Ech, moja mała koniczynko, kiedyś się wykończysz. Nie możesz pisać całymi nocami.

— Ale ja nie pisałam. Ja szukałam...

— Czego szukałaś? — zapytał totalnie zdezorientowany.

— Gianluca... — wyszeptała i oparła głowę na jego ramieniu. Przytulił ją troskliwie i pogłaskał czule po głowie, a po chwili zorientował się, że usnęła.

— Zgłupieję przez ciebie kruszynko — powiedział i wziął ją na ręce.

Gdy niósł ją do sypialni, nawet się nie obudziła. Położył ją na łóżku i usiadł obok niej. Miała na sobie stary dres, którego prawdopodobnie nie zmieniła przez kilka dni. Był wygnieciony, poplamiony, a co przerażało go najbardziej to fakt, że bluzę założyła na odwrót. Czyżby była aż tak bardzo oderwana od rzeczywistości? Martwiła go, wręcz przerażała. Ostatnie jej zachowanie napawało go obawą, zaczynał myśleć, że być może jest gorzej niż zakładał. Mieszkała tu sama, niczym pustelniczka zaszyła się na odludziu i zajęła tym, co kochała najbardziej, pisaniem. Ian zdawał sobie sprawę, że na dłuższą metę nie było to dla niej dobre. Nie miała żadnego życia osobistego, izolowała się od przyjaciół i rodziny. Nie chodziła na randki, ani na imprezy. Miała dwadzieścia pięć lat, a wiodła życie samotniczki. Nie było to normalne. Kobiety w jej wieku miały już rodziny i prowadziły zupełnie odmienny tryb życia. Dzieci, dom, mąż. Ta dziewczyna nie miała nawet psa. Westchnął wspominając niedawną rozmowę z nią. Zachowywała się jak dziwaczka.

Była utalentowaną pisarką, ale jej życie osobiste to było jedno wielkie nieporozumienie. A przecież talent i samorealizacja to nie wszystko. Wciąż chciał zabrać ją do siebie, aby tam, choć trochę odżyła. By dostała się między ludzi, poznała kogoś, zakochała, była szczęśliwa. Jednak ona trzymała się z daleka od tego „wielkiego" świata. Jakaś jego część ją rozumiała, bywało, że sam miał ochotę uciec i zaszyć się idziesz w podobnym miejscu. Jednak nigdy nie zrobiłby tego w taki sposób. Nigdy nie odciąłby się od świata.

Spoglądał na nią ze smutną miną. Jego mała przyjaciółka była teraz w dość żałosnym stanie i nie miał tu wcale na myśli tego, co widział w danym momencie. Jej zachowania i zalążków obłędu, jaki w niej kiełkował. Hell nigdy nie była olśniewającą pięknością. Była atrakcyjną dziewczyną, owszem. Miała w sobie też coś takiego, że w jej towarzystwie wszystkie inne piękności robiły się nijakie. Kiedyś była inna. Przebojowa, otwarta na ludzi, zadziorna i towarzyska. Gdy wychodzili gdzieś razem z zadowoleniem obserwował jak wszystkie ślicznotki tracą swój blask, gdy pojawiała się przy nich jego niedoskonała Hell. Jej głos, śmiech, jej naturalność, sprawiały, że ludzie do niej lgnęli. Lubili jej towarzystwo, a ona była w tym wszystkim taka nieporadnie obojętna. Jakby nie miała o tym pojęcia. Była zdolna do najróżniejszych szaleństw, lubiła ryzyko. Lubiła balansować na granicy. Często wydawało mu się, że umyślnie kusi los, prowokuje. Bez zawahania pakowała się w kłopoty, czasem miał wrażenie, że chciała sprawdzić gdzie jest granica, jakby chciała podejść jak najbliżej krawędzi, na jeden moment wstrzymać oddech i czuć całą sobą, że wystarczy zaledwie krok, aby nie było powrotu. Dlaczego taka była? Nie wiedział. I w którymś momencie to się zmieniło. Ona się zmieniła. Z dziewczyny, która z chęcią przebywała w towarzystwie innych, która potrafiła przejść z zamkniętymi oczyma po barierce balkonu na najwyższym piętrze wysokiego wieżowca, szalonej ryzykantki zdolnej do największej głupoty, stała się pustelniczką, która zaszyła się na odludziu i zdziczała. Nigdy nie dowiedział się co było tego powodem. Co sprawiło, że odseparowała się od wszystkiego i ukryła przed całym światem. Zmieniła się nie do poznania. Zapuściła się niemożliwie.

Spoglądał na nią zatroskany. Zawsze idealnie szczupła i wysportowana, teraz miała jakieś pięć kilko nadwagi. Może nawet więcej. Kasztanowo rude włosy, idealnie proste i długie aż do pasa, nadal były gęste i lśniące. Jednak twarz poszarzała, a sińce pod oczyma i dodawały jej lat. Wyjątkowy kolor oczu ożywiał jej oblicze, jednak teraz, gdy spała wyglądała okropnie. Niespotykana barwa błękitu mieszającego się z zielenią nadawała nieprawdopodobny, lazurowy kolor, co zawsze spotykało się z pytaniami czy ma soczewki kontaktowe. A ona nie zaprzeczała, prawie każdy myślał, że kolor jej oczu nie jest prawdziwy. Barwa oczu kontrastowała z jej przedziwnym imieniem, czyniąc ją jeszcze bardziej wyjątkową.

Wiedział, że tym przerażającym zmianom jakie w niej zaszły w głównej mierze winny jest jej tryb życia. Siedziała nocami i pisała, obżerając się słodyczami, które kochała. Ian wiedział, że musi jej jakoś pomóc zanim zupełnie się w tym wszystkim zatraci. Szczególnie teraz, gdy doszedł kolejny zwariowany akcent w postaci jakiegoś Gianluca, który jak zdążył zauważyć, miał na nią jeszcze gorszy wpływ niż słodycze. Postanowił, że porozmawia z nią i wybije jej z głowy ten chory pomysł z okładką, a później zabierze ze sobą do Kalifornii. Może udałoby mu się namówić ją nawet, aby wyjechała z nim do Austrii, gdzie miał kręcić swój nowy film. Zdawał sobie sprawę, że Hell jest niesamowicie upartą osobą. Zawsze chciała sama podejmować decyzje, teraz musiał skłonić ją w jakiś sposób, aby zrobiła wyjątek i posłuchała jego.

— Moja królowo nicości, masz w dłoniach cały świat — wyszeptał z troską. — Nie zepsuj tego. Nie rób sobie krzywdy, kruszynko.

Okrył ją kocem i poszedł do pokoju, w którym zawsze się zatrzymywał. Ponieważ było już dość późno, postanowił, że rozpakuje się jutro. Był zmęczony i miał ochotę od razu położyć się spać. Wziął szybki prysznic i zszedł do kuchni, aby wziąć sobie coś do picia. Gdy wracał, zobaczył na strychu zapalone światło. Kręcąc głową, wszedł do pomieszczenia i zamarł. Wszędzie na podłodze, jak i na nielicznych meblach, leżały wydruki z podobizną mężczyzny. Od razu domyślił się, że to właśnie jego szukała Hell. Wziął jedną z kartek i przyglądał jej się zdziwiony, a po chwili głośno się roześmiał. Tak. Takie rzeczy zdarzały się tylko jej.

— Serio? — powiedział ze śmiechem i zaczął zbierać porozrzucane wydruki.

Zastanawiał się, co w tej sytuacji ma zrobić. Powiedzieć jej od razu, czy podrażnić się z nią jeszcze jakiś czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro