Testament

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ona pozwalała mi żyć. Tylko ona. Nic innego nie zajmowało mnie tak, jak pielęgnowanie jej, zatracanie się w niej i wznoszenie ponad powierzchnię. Przepełniała całe moje życie. W zależności od swoich humorków potrafiła mnie rozbawić, ukoić, rozwścieczyć czy zauroczyć. Prawdę mówiąc od dwudziestu lat zakochuję się w niej wciąż i od nowa. Myślę, że nie potrafiłbym funkcjonować bez niej, tym bardziej cieszyć się z każdego następnego dnia.
Jest jedyna w swoim rodzaju i tylko... moja. Wiem, zachowuję się, jak zazdrośnik, lecz tak to już jest, gdy wpadniemy w coś po uszy. A ja naprawdę wpadłem. Każdy próbował mnie odciągnąć, lecz to jest, jak... Narkotyk. Mój własny i osobisty. Nie muszę za niego płacić materialnie i to jest najgorsze. Tracę czas, poczucie zaufania do ludzi, relacje z rodziną zostają uszkodzone, a wszyscy się odwracają, widząc, że nie można mnie od niego odciągnąć. Ale człowiek nic nie poradzi.
Każda osoba jest zbudowana tak, iż przyzwyczaja się z czasem do pewnych rzeczy, co swoją drogą później doprowadza do szaleństwa. Weźmy na przykład zwykłe szczotkowanie zębów. Gdy nie będziesz zmieniać początkowego ruchu ręką, czy nawet samej ręki, możesz zachorować na Parkinsona. Tak już działa ludzki umysł i nie da się go zmienić, nawet jakby ktoś chciał. W końcu ile może zrobić człowiek, nawet z pełnym doświadczeniem, w starciu z ponad czterdziestotysięczną historią ludzkości. Nic. Może jedynie odkrywać kolejne jej tajemnice i zagadki.
A jednak mimo tak dobrze rozwiniętej nauki nie potrafimy sobie radzić z przyziemnymi rzeczami, a już co gorsza wyższymi, takimi, jak uzależnienie od miłości. Bo tym właśnie dla mnie to jest. Każdy przytaknie teorii, że nawet jeśli nie chcemy, ta prawdziwa miłość i tak nas znajdzie, w tej czy innej postaci. Może nawet jej nie przyjmować, a pozostać w formie niematerialnej, co pomaga większości ludzi wydostać się z tej słodkiej katuszy.
Dla jednego miłością może być ukochana. Kobieta powierzchownie bez skazy, która uczyni dla niego wszystko, wskoczy za nim w ogień. Muzą drugiego może być chaos. Potrafi się w nim odnaleźć i poprawić wszystko. Nie należy psuć tego chaosu takiej osobie, ponieważ może to wyrządzić nieodwracalne szkody, w jego umyśle.
Ze mną sprawa stawia się inaczej. Moją fantazją jest... Muzyka. I to jest w tym wszystkim chyba najgorsze. Sam ją tworzę i przez to pogrążam się jeszcze bardziej. Nikt mi nie pomoże. A dlaczego ? Bo ja wcale nie chcę pomocy. Stanowi ona całe moje życie. Czułbym się, jak zleniwiały staruszek, siedząc i pijąc Earl Gray całymi dniami. Jeszcze tego mi brakuje.
Jednak wszystko na to wskazuje. To, co tak bardzo sobie ukochałem, zabija mnie. Może nie dosłownie, lecz ja tak odbieram moją przypadłość. Analogicznie do każdego kolejnego napisanego utworu... Tracę słuch. Muszę przyznać, że nigdy nie było z nim idealnie i jestem tego świadom, jednak... Gdy ostatnio grałem, nawet przy pomocy mojego kołnierza nie dałem rady nic usłyszeć. To mnie przerasta. Nie potrafię się odciąć od tego wszystkiego, co tworzyło moje życie. Co tworzyło mnie. I to wszystko przez nią ! Jednak nie mogę jej nienawidzić. Nie dałbym rady. Jest całym mną, a mnie zabija.
Właśnie dlatego tworzę te wypociny. Jest to swoiste pożegnanie. Jestem świadomy tego, że w końcu mogę stracić kompletnie słuch. Będę wtedy krzyczeć do ludzi : Mówcie głośno, krzyczcie, bo ja jestem głuchy!. To już będzie mój koniec. Gdy stracę to, co jest mi tak przydatne do tego, co robię, pożegnam się z tym wszystkim na zawsze. Mój lekarz pomoże mi z tym. Wystarczy, że będzie robił „lecznicze" okłady dla mnie ze zwiększoną ilością ołowiu. Śmierć wymarzona dla każdego muzyka. Umrzeć śmiercią piękną wśród swoich tworów na własnej kanapie. Choć ja wolałbym na fortepianie. Niestety nie można dostać wszystkiego, czego się zapragnie.
Mam jeszcze moją ostatnią dozgonną prośbę. Gdy wszystko się skończy, moje twory niech nie trafią w niepowołane ręce. Chciałbym, by zostały, zapisały się w historii. Jak to szło ? Sztuka dla sztuki. Więc od teraz będzie muzyka dla muzyki.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro