R3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[20.12.2002]

Nadszedł dzień półfinału zawodów... Ja nie byłem na zawodach, ale oglądałem relację z nich w telewizji...

Drużyna Luny miała występować na końcu...

Gdy ogłosili wyniki, okazało się, że drużyna Luny przeszła do finału...

***

Gdy wróciła, pierwszym co zrobiłem było...

– Tato? – zapytała wchodząc do domu i zapalając światło, bo ja zgasiłem wszystkie – Tato?

Zakradłem się do niej i...

– Gratuluję – podniosłem ją...

Wrzasnęła ze strachu, po czym zaczęła się śmiać.


[23.12.2002]

Skończyliśmy przygotowywać święta, których moja matka nie chciała spędzać z nami, bo uważała, że są wbrew jej wierze, w której nas wychowała.

Bałem się tych świąt, bo z Madeleine obiecaliśmy sobie, że na święta, w które Luna będzie mieć 16 lat, dostanie od nas swój samochód...

Prawo jazdy zrobiła, gdy tylko skończyła 16 lat...

[25.12.2002]

Obudziło mnie szuranie...

Wykradłem się z sypialni i zajrzałem do salonu, skąd dochodziło...Luna wepchała pod choinkę dość spore pudło... Spore, bo wielkości człowieka.

Szybko wróciłem do sypialni, żeby mnie nie zauważyła...

Wziąłem do ręki zdjęcie Madeleine.

– Spraw, żeby te święta były idealne... Nie chcę, żeby znów Luna płakała przez to, że los nam ciebie odebrał...

Półgodziny później zadzwonił mój budzik, więc ogarnąłem się i poszedłem "obudzić" Lunę...

Już z Luną zszedłem do salonu... prezent, który dostała Luna, wyglądał przezabawnie przy tym, który pod choinkę wepchnęła ona...

Prezent dla niej był malutki... W pudełku były tylko kluczyki do auta...

– Otwórz pierwszy – powiedziała.

Kiedy otworzyłem, po prostu się popłakałem... W pudle była woskowa figura Madeleine... Tak perfekcyjnie odwzorowana, że wyglądała niemal jak żywa...

– Dziękuję ci... – przytuliłem do siebie Lunę.

– Nie płacz.

– To łzy wzruszenia... Jest piękna...

– Chciałam, żebyś mógł ją widzieć przynajmniej tak, po za zdjęciami..

– Jak to załatwiłaś?

– Zamówiłam na początku roku... Kiedy byłeś zajęty przygotowaniem świat, dwa dni temu, Bill i Aaron wnieśli to do domu, do swojego biura... Ja miałam to tylko dostarczyć w nocy pod choinkę.

– Przy tym, prezent dla ciebie nie jest nic wart... Przepraszam cię...

– Jest. Jest od ciebie... To ma znaczenie.

– Jesteś kochana.

Otworzyła swój prezent i spojrzała na mnie zdziwiona...

Zaprowadziłem ją do garażu i pokazałem jej auto.

– Dla ciebie... gdy miałaś 4 lata, ustaliliśmy z mamą, że dostaniesz na te święta samochód,...

– 12 lat to ukrywałeś?

– Samochodu nie... tylko pomysł...

– Jest piękny... dziękuję...

Przez to, że Madeleine nie żyła, cały mój świat stanowiła Luna...

[20.01.2003]

Tego dnia odbywał się finał zawodów cheerleaderek, w którym drużyna Luny przeszła do finału...

Jury było dla nich za lustrem weneckim, więc Luna do końca nie wiedziała, że tam jestem...

Układ drugiej drużyny był tak nudny, że cudem nie zasnąłem...

Nadszedł czas na ogłoszenie wyników...

Reszta jury wyszła przed lustro i zaczęli:

– Obie drużyny były bardzo dobre, jednak zwyciężyć może tylko jedna... werdykt poda nasz gość specjalny.

Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem na scenę...

Miny Luny nie zapomnę do końca życia...

– Po obejrzeniu występów obu drużyn, jury zdecydowało, że wygrywa drużyna z L.A. Private High School.

Momentalnie zostałem "zaatakowany" przez drużynę Luny, która szczęśliwa ze zwycięstwa, przytuliła się do mnie...

***

Kiedy wracaliśmy do domu, Luna spojrzała na mnie.

– Czemu?

– Ale co "czemu"?

– Czemu nic nie mówiłeś?

– Żebyś miała niespodziankę...

– Tylko dlatego wygraliśmy, że jesteś moim ojcem?

– Nie. Wygraliście dlatego, że byliście lepsi...

– Tato... Mam takie pytanie... Wy wzięliście ślub 20.11.85... A ja urodziłam się 14.07.1986... Czyli... Mama była w ciąży, gdy braliście ślub?

– Tak... Była... W zasadzie, to był powód ślubu.

– Znaczy, że byłam wpadką?

– Nie... Po prostu moja mama się uparła, że mamy mieć ślub... Twierdziła, że tylko to, ocali nasze drugie dziecko...

– Drugie?

Dopiero po jej pytaniu, uświadomiłem sobie, że się jej wygadałem.

– Dwa lata wcześniej Madeleine zaszła w ciążę, ale Susan umarła kilka miesięcy po narodzinach...

– Co się stało?

– Tak samo jak Maddie... Białaczka... Ale... Nie chcę o tym rozmawiać... Madeleine strasznie to przeżyła... Ja musiałem to w sobie zdusić, żeby być wsparciem dla niej...

– Dlatego jechałeś ze mną do szpitala, gdy stała mi się byle głupota?

– Tak... Bałem się, że ciebie też stracę... Nie zniósłbym tego... Zwyczajnie bym się wtedy zabił...

– Przecież ja jeżdżę jak każda babcia.

– Nigdy z tobą nie jechałem, więc nie wiem.

***

Gdy dotarliśmy do domu, przesiedliśmy się do jej auta i wyjechaliśmy pojeździć koło Neverland...

Luna rzeczywiście prowadziła bardzo spokojnie...

– I jak? – zapytała zatrzymując się na jednym ze zjazdów do lasu.

– Jeździsz tak spokojnie, że można w tym samochodzie suflet zrobić i nie opadnie... Daj, pokażę ci coś...

Zamieniliśmy się i teraz ja wsiadłem za kółko...

Potrafiłem prowadzić, w podobny sposób, co kierowcy rajdowi, bo jeden z nich mnie tego nauczył...

Kiedy się zatrzymałem, Luna spojrzała na mnie

– To jeszcze moje auto, czy już roller coaster?

– Typowy przejazd rajdowy... wracamy?

– Tak...

Kiedy wróciliśmy, Luna poszła się umyć i odstresować w wannie...

Jakieś dwie godziny później, usłyszałem z jej łazienki hałas, jakby coś spadło...

– Luna? – zapukałem do drzwi jej łazienki.

Nie opowiedziała...

Ponieważ nie miała zwyczaju zamykania drzwi na zamek w swojej łazience, to zwyczajnie tam wszedłem.

Leżała na ziemi nieprzytomna...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro