12. Wasz pierwszy pocałunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bellamy:

Pewnego dnia udałaś się z paroma strażnikami na zwiady. Nie zdając sobie sprawy z tego, że oddaliłaś się od grupy, badałaś przydzielony ci teren. W pewnym momencie ktoś cię postrzelił. Zauważyłaś, że w twoim ramieniu tkwi dziwna strzałka. Zaraz potem poczułaś się bardzo senna. Ostatnie co pamiętasz to postać, która ciągnęła cię po ziemi. Miała na sobie dziwaczny kombinezon. Na twoje nieszczęście zostałaś porwana przez Mount Weather. Byłaś przetrzymywana w całkiem innym miejscu niż twoi przyjaciele. Można powiedzieć, że podstępem zaskarbiłaś sobie zaufanie Prezydenta Dantego i jego syna. Jednego dnia spacerowałaś po korytarzu, w którym mogłaś się swobodnie poruszać, za zgodą Prezydenta. Niespodziewanie przed tobą pojawił się jeden ze strażników. Byłaś zdziwiona, ponieważ doskonale wiedziałaś, w których miejscach rozmieszczeni są strażnicy. Mężczyzna ruszył w twoją stronę, a ty przerażona uciekłaś w jedną z uliczek. Niestety zostałaś złapana. Bałaś się, że ktoś dowiedział się, że planujesz pomóc przyjaciołom w ucieczce. Strażnik przygwoździł cię do ściany i ściągnął z siebie swój hełm.
- Bellamy? - Byłaś w szoku.
Na twarzy chłopaka zagościł ogromny uśmiech.
- Co ty tu...
Nie zdążyłaś dokończyć zdania, ponieważ chłopak bardzo namiętnie cię pocałował. Od dawna między tobą, a Bellamym, coś było, ale jeszcze nigdy się ze sobą nie całowaliście. To było niesamowite. Chłopak niechętnie się od ciebie oderwał.
- Kiedy dowiedziałem się, że cię porwali... musiałem się tu dostać! Nawet nie wiesz, przez co musiałem przejść.
Do twoich oczu napłynęły łzy i jeszcze raz przyciągnęłaś do siebie Bellamyego.

- Tak bardzo za tobą tęskniłam. - Wyszeptałaś.  



Jasper:

Wymknęliście się z obozu, by pobyć ze sobą chwilę sam na sam. Bardzo podobał ci się Jasper i czułaś, że chłopak odwzajemnia twoje uczucie. Trzymaliście się za ręce i spacerowaliście po lesie. Wasz obóz zawarł tymczasowy sojusz z ziemianami, więc z ich strony nie groziło wam, żadne niebezpieczeństwo. Warunek był jeden. Musieliście trzymać się wyznaczonego terenu. Byłaś niezwykle szczęśliwa. W pewnym momencie usłyszeliście, jak wśród drzew rozbrzmiewa dźwięk sygnalizujący, że zbliża się do was toksyczna mgła. Nim zdążyliście zareagować, mgła już pojawiła się niedaleko was. Jasper pociągnął cię za sobą i nie zważając na wyznaczony teren, szukał jakiegoś bezpiecznego miejsca. Ostatecznie ukryliście się w jaskini. Jasper wydobył z kieszeni swojej kurtki niewielką latarkę, którą sam skonstruował. Usiedliście pod ścianą i w milczeniu pogrążyliście się we własnych myślach. Twoje serce biło jak oszalałe. W jaskini było okropnie zimno. Czułaś, jak twoje ciało lekko drży. Jasper też to poczuł i przyciągnął cię bliżej do siebie. Wtuliłaś się w chłopaka i przez chwilę ze sobą rozmawialiście. W końcu Jasper ujął twoją twarz w swoje ręce. Przez dłuższy moment wpatrywał się w twoje oczy. Czułaś, jak na twoich policzkach pokazują się rumieńce. Dzięki ci Panie, że jest tu ciemno. Chłopak przysunął bliżej swoją twarz do twojej i wtedy wasze usta złączyły się w pocałunku. Był to wasz pierwszy pocałunek, który jednakowo stał się zapieczętowaniem waszego związku. Następnego dnia, gdy mgła już opadła, cali w skowronkach wróciliście do obozu. Na szczęście po drodze nie spotkaliście, żadnych wściekłych ziemian, którzy chcieliby was zabić za nieprzestrzeganie zasad sojuszu.


Monty:

Świętowaliście właśnie urodziny Raven. W obozie od samego rana panowała wyjątkowo przyjemna atmosfera. Monty zajął się wytwarzaniem swojego niezwykle popularnego alkoholu. Chciałaś mu pomóc, ale chłopak stwierdził, że jest to tajna receptura i nikt, nie może jej poznać. Wyszłaś z jego namiotu i postanowiłaś dołączyć do Bellamyego, Clarke, Jaspera i oczywiście Raven, którzy siedzieli przy rozpalonym ognisku. Po chwili dołączyli do was również Lincoln, Octavia, Murphy, Miller i Harper. Razem pogrążyliście się w wesołych rozmowach. Jednak nie mogliście się doczekać, aż Monty wyłoni się ze swojego namiotu z napojem bogów. Kiedy chłopak w końcu przyszedł do was, wszyscy poderwaliście się z miejsca. Kiedy każdy dostał swoją porcję alkoholu, zaśpiewaliście razem głośne sto lat dla Raven. Po paru godzinach byliście już nieźle pijani. Przy ognisku odbył się konkurs karaoke. Przyglądałaś się jak Jasper i Monty na poczekaniu wymyślają jakąś niezrozumiałą przez ich bełkot, piosenkę. Zanosiłaś się śmiechem. Kiedy chłopcy skończyli swój popis wokalny, następni w kolejce byli Bellamy i Octavia. Monty usiadł obok ciebie. Alkohol, który wypił, stanowczo dodał mu odwagi, ponieważ chłopak zaczął z tobą flirtować. Oczywiście nie przeszkadzało ci to. Bawiliście się w najlepsze, kiedy poczułaś się senna. Pożegnałaś się z solenizantką i resztą waszej grupy. Monty zaproponował, że cię odprowadzi. Bez zastanowienia zgodziłaś się na to. Co prawda twój namiot nie znajdował się nie wiadomo jak daleko, ale cieszyłaś się, że chłopak wykazał taką chęć. Rozmawialiście jeszcze jakiś czas przed namiotem, kiedy Monty, jak gdyby nigdy nic spytał się, czy może cię pocałować. Byłaś w szoku, ale z ogromnym uśmiechem na ustach zgodziłaś się. Chłopak zbliżył się do ciebie i delikatnie pocałował twoje usta. Przyciągnęłaś go do siebie bliżej i usłyszeliście za sobą wiwatowanie waszych przyjaciół. Rozbawieni tą sytuacją oderwaliście się od siebie, zanosząc się śmiechem.
- Mam nadzieję, że następnym razem nikt nam nie przeszkodzi.- Wyszeptałaś do ucha chłopaka.
- Już ja się o to postaram!
Monty puścił ci oczko i wrócił do waszych przyjaciół. Ty będąc jeszcze pod wrażeniem tego, co się przed chwilą się wydarzyło, położyłaś się na swoim prowizorycznym łóżku. Zdecydowanie nie mogłaś już się doczekać następnego razu.  


Lincoln:

Wybrałaś się z przyjaciółką z obozu na spacer. Dotarłyście do niewielkiej zielonej polany. Postanowiłyście poleżeć sobie chwilkę na niezwykle miękkiej trawie i porozmawiać o różnych rzeczach. Byłyście tak pochłonięte rozmową, że straciłyście rachubę czasu. Twoja przyjaciółka podniosła się do pozycji siedzącej i nagle głośno krzyknęła. Złapała się kurczowo za nogę. Na jej łydce widoczne był ślad ugryzienia. Z dwóch niewielkich dziurek sączyła się intensywnie krew. Cokolwiek ugryzło twoją przyjaciółkę, zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Nie wiedziałaś, co masz robić. Byłyście dość spory kawałek od obozu, a twoja przyjaciółka niemiłosiernie wiła się z bólu. Przypomniałaś sobie, że niedaleko w jaskini mieszka twój przyjaciel Lincoln. Pomogłaś dziewczynie wstać na równe nogi i powoli udałyście się w stronę jaskini. Byłyście już niedaleko. Twoja przyjaciółka wyglądała okropnie. W momencie pobladła i była coraz to słabsza. Zawołałaś Lincolna z nadzieję, że chłopak ci pomoże. Jak na zawołanie z krzaków wybiegł twój przyjaciel. Pomógł ci zabrać przyjaciółkę do swojej jaskini.
- Co ją ugryzło?
- Nie mam pojęcia.
Chłopak przyjrzał się uważnie ranie i od razu przystąpił do tworzenia jakiegoś dziwnego lekarstwa. Posmarowałaś nogę dziewczyny okropnie śmierdzącą mazią.
- Twoja przyjaciółka wyzdrowieje. Moje lekarstwo zneutralizuje toksynę w jej organizmie.
Lincoln wziął cię na bok i opowiedziałaś mu o okolicznościach wypadku. Chłopak stwierdził, że nie powinnyście same wychodzić z obozu, ponieważ na tutejszych terenach istnieje wiele niebezpieczeństw. Obiecałaś, że to był ostatni raz i usiadłaś przy niewielkim ognisku, który palił się w jaskini. Lincoln od razu znalazł się obok ciebie. Przez chwilę milczał, a ciebie zainteresowało zachowanie chłopaka. Zazwyczaj nie jest taki cichy.
- Co jest?
- Wyobraziłem sobie sytuację, w której to ty zostałaś ranna, a mnie nie ma w pobliżu. Nie wiem, czy byłbym w stanie żyć bez ciebie.
Kompletnie cię zamurowało. Lincoln niezwykle ci się podobał, ale miałaś wrażenie, że on nic do ciebie nie czuje. Chłopak spojrzał w twoje oczy i zupełnie odpłynęłaś. Wasze usta złączyły się w delikatnym i niezdarnym pocałunku. Nie dość, że był to twój pierwszy pocałunek z Lincolnem, to jeszcze był on też pierwszym pocałunkiem w twoim życiu! Następnego dnia twoja przyjaciółka czuła się już o wiele lepiej. Lincoln odprowadził was do obozu i pocałował cię na pożegnanie. Szczęście w nieszczęściu można powiedzieć. Gdyby nie to, co przytrafiło się twojej przyjaciółce, możliwe, że musiałabyś jeszcze długo czekać na to, by Lincoln w końcu wyznał ci swoje uczucia.  

Murphy:

Byłaś załamana. Chłopak, którego darzyłaś ogromnym uczuciem, został wygnany z waszego obozu. W twoim sercu czułaś ogromną pustkę. Murphy był specyficzny. Można nawet powiedzieć, że był okropny, ale gdy tylko był w twoim towarzystwie, diametralnie się zmieniał. Traktował cię jak księżniczkę. Niestety chłopak ostro przegiął i Bellamy zakazał mu powrotu do obozu. Nie zniosłaś tej wiadomości zbyt dobrze. Nie mogłaś powstrzymać łez. Myślałaś tylko o tym, że gdzieś tam w lesie, pełnym niebezpieczeństw jest chłopak, który nigdy nie dowie się co, do niego tak naprawdę czułaś. Dni mijały ci naprawdę szybko. Stałaś się szorstka, dla innych ludzi z obozu. Głównie siedziałaś na warcie i wpatrywałaś się w las. Czekałaś, aż spomiędzy drzew wyłoni się ta dobrze znana ci twarz. Ktoś powiedział ci, że masz złudną nadzieję. W głębi serca jednak wierzyłaś, że Murphy żyje. Miałaś kontakty wśród "strażników" Bellamyego. Prosiłaś ich o to by przy szukaniu zapasów, rozglądali się tez za chłopakiem. W końcu jednak minął miesiąc. Wszyscy już zapomnieli o tym, że w obozie był ktoś taki jak John Murphy. Nawet twoje kontakty stwierdziły, że nie będą szukać kogoś, kto i tak jest już martwy. Pewnego dnia wybrałaś się z Bellamym i Clarke na kilkudniową wyprawę. Po powrocie zauważyłaś, że w punkcie medycznym zrobiło się dość tłoczno. Pobiegłaś sprawdzić, co tam się dzieje i zaniemówiłaś. Murphy był w opłakanym stanie, ale żył. Od razu odepchnęłaś od niego gapiów i zalana łzami przystąpiłaś do udzielenia mu pomocy. Przy twoim boku znalazła się Clarke i pomogła ci w bandażowaniu ran chłopaka. John przez cały czas nie odrywał od ciebie wzroku. Bellamy był niezadowolony z powrotu chłopaka, ale przez ten miesiąc zdążyliście się ze sobą zaprzyjaźnić i wasz lider w końcu odpuścił Johnowi. Gdy doprowadziłyście chłopaka do w miarę ogarniętego stanu, Clarke i reszta ciekawskich zostawiła was samych. Ciągle płakałaś. Były to łzy szczęścia. John musnął twój policzek dłonią.
- Przez ten cały czas myślałem o tobie. To ty dałaś mi siłę do życia.
Przysunęłaś się do Johna i pocałowałaś go. Chłopak wcale nie był zaskoczony. Wręcz przeciwnie resztkami sił ujął rękami twoją twarz, tak jakby ktoś miał cię zaraz siłą od niego zabrać. Byłaś niezwykle szczęśliwa. Teraz już nikt was nie rozdzieli!  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro