2. Okoliczności waszego poznania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bellamy :

Na Arce odbywał się bal maskowy z okazji Dnia Jedności. Świetnie się bawiłaś. Co jakiś czas zerkałaś na przystojnego młodego strażnika, który stał pod ścianą. Na twojej twarzy pojawiły się czerwone wypieki, kiedy chłopak spojrzał w twoją stronę. Mogłaś przysiąść, że się do ciebie uśmiechnął. Gdy chciałaś zagadać do strażnika, impreza została zakłócona przez alarm sygnalizujący rozbłysk słoneczny. Każdy musiał pokazać swój dokument tożsamości. Dziewczyna, która stała obok ciebie wydawała się bardzo zdenerwowana. Przedarła się przez tłum do strażnika, z którym jeszcze chwilę temu chciałaś porozmawiać. Przez jakąś chwilę zażarcie o czymś dyskutowali. Coś było nie tak. Najwidoczniej coś tę dwójkę łączyło. Domyśliłaś się, że dziewczyna nie ma wymaganego dokumentu. Nie wiesz czemu, ale postanowiłaś jej pomóc. Podeszłaś do dziewczyny i chwyciłaś ją za rękę. Młody strażnik chciał zareagować.

- Spokojnie pomogę jej, a ty graj na zwłokę.

Udało ci się wydostać z dziewczyną z sali, ale ta nie wiedziała, gdzie jest jej pokój. Jak na złość, gdy błąkałyście się po korytarzu, w końcu przyłapali was strażnicy. Zostałaś oskarżona o pomoc w ucieczce dziewczyny.

Chciałaś zrobić tylko dobry uczynek...  

Jasper :

W końcu nadszedł ten długooczekiwany czas. Gdy drzwi kapsuły otworzyły się z ogromnym hukiem, wszyscy zaniemówili. Pierwszą osobą, która postawiła stopę na nowym terenie, był Bellamy. Gdy wreszcie twoje stopy znalazły się na trawie, czułaś ogromne podekscytowanie. Rozejrzałaś się dookoła i nie mogłaś uwierzyć w to, że w końcu znalazłaś się na Ziemi.


- Pięknie tu.

Z zamyślenia wyrwał cię czyiś głos. Obrodziłaś się przez ramię, a Twoim oczom ukazał się sympatycznie wyglądający chłopak. Twoją uwagę od razu przykuły gogle, które miał założone na głowie. Pamiętasz, że gdy lecieliście na ziemię, przedstawił się wszystkim... Jak mu było? Jasper? Nie byłaś pewna.

- Tak na marginesie jestem Jasper. - Chłopak uśmiechnął się do Ciebie szeroko.

Czyli jednak dobrze zapamiętałaś. Odwzajemniłaś uśmiech. Nie wiedzieć czemu Jasper emanował niezwykle pozytywną energią. Wystarczyło na niego jedynie spojrzeć, żeby poczuć się przy nim beztrosko.

- Twoje imię już znam teraz pora, abyś poznał moje. Jestem (T.I). Miło mi.

- Mi również. Masz może ochotę rozejrzeć się po okolicy?

- Z przyjemnością!  

Lincoln :

Znowu pokłóciłaś się z Bellamym i Clark. Ostatnio ta dwójka doprowadzała cię do szału. Postanowiłaś wymknąć się z obozu. Potrzebowałaś samotności. Wiedziałaś, że jest to ryzykowne posunięcie. W końcu na zewnątrz grasowali ziemianie. Jednak mimo wszystko udałaś się na dobrze znaną ci polanę. Było tam tak spokojnie. Nieopodal znajdowała się rzeczka. Szum wody dodatkowo cię relaksował. Siedziałaś tam już jakiś czas, gdy usłyszałaś za sobą szelest. Rozejrzałaś się dookoła i zauważyłaś... ziemianina. Momentalnie zamarłaś. W głowie kłębiło ci się pełno myśli. W większości były one bardzo pesymistyczne. W końcu obcy postanowił się odezwać.

- Nie zrobię ci krzywdy, ale lepiej będzie, jak sobie stąd pójdziesz. Tu jest niebezpiecznie.

Nie wiedziałaś co powiedzieć... Bellamy mówił, że wszyscy ziemianie są źli. Może to podstęp? Nagle w oddali usłyszałaś krzyki. Spojrzałaś w stronę chłopaka, który dalej był w tym samym miejscu.

- Odwrócę ich uwagę, a ty stąd znikaj!

- Dziękuję! - Odpowiedziałaś w miarę cicho, tak by tylko chłopak mógł Cię usłyszeć.

Byłaś nim bardzo zaintrygowana i miałaś wrażenie, że jeszcze go kiedyś spotkasz. Można nawet powiedzieć, że wręcz pragnęłaś ponownego spotkania. Może wtedy poznasz jego imię?  

Monty :

Było już późno, a ty nie mogłaś zasnąć. Wyszłaś ze swojego namiotu i ujrzałaś, że ktoś siedzi przy ognisku, które swoją drogą już lekko dogasało. Od razu rozpoznałaś jego sylwetkę. Był to przyjaciel Jaspera, ale nie miałaś okazji jeszcze poznać jego imienia. Postanowiłaś, że skoro nie możesz zasnąć, to wykorzystasz ten czas, by lepiej poznać chłopaka. Gdy dosiadłaś się do niego, zauważyłaś, że jest lekko zaskoczony twoją obecnością o tak późnej porze.

- Nie mogę spać. - Postanowiłaś wyjaśnić.

- Ja też. - Wycedził ledwie słyszalnie. Czy on się wstydził?

- Jestem ( T.I ). Miło mi cię poznać.

- Monty

Przez dłuższy czas to ty głównie podtrzymywałaś waszą rozmowę. Monty jednak zdawał się uważnie cię słuchać. Zawsze coś prawda? Spokojnie... jeszcze się rozkręci. Pomyślałaś i kontynuowałaś swoją opowieść o tym, jak podstępem wsadziłaś Jasperowi pająka do namiotu. Gdy skończyłaś swoją opowieść życia, dostrzegłaś, jak kąciki ust Montyego mimowolnie unoszą się ku górze. Byłaś z siebie zadowolona. Odniosłaś wrażenie, że chłopak w końcu się nieco rozluźnił.   

Murphy :

Była noc. Ostrożnie wymknęłaś się z obozu. Lubiłaś nocne spacery po lesie. Od paru dni macie spokój z ziemianami dlatego postanowiłaś to wykorzystać. Spacerowałaś już dobrze znaną ci drużką, gdy nagle ktoś złapał cię od tyłu. Natychmiast zareagowałaś i przerzuciłaś napastnika przez ramię. Gdy zorientowałaś się kim jest napastnik, zamurowało Cię.

- Człowieku, mogłam cię zabić!

- Wiem, wiem... Głupie to było. A tak na marginesie mów mi Murphy.

Zmierzyłaś pogardliwie chłopaka wzrokiem. Był jednym ze sługusów Bellamyego.

- Co nasz ukochany lider wysłał cię po mnie? - Wycedziłaś przez zęby.

- Może tak, może nie. - Chłopak widocznie był rozbawiony twoją reakcją.

- Spokojnie, nic mu nie powiem... jeżeli... będę mógł ci potowarzyszyć w tej nocnej eskapadzie.

- Zgoda, ale masz nie zakłócać mi tej wspaniałej nocnej ciszy.

- A co jeżeli...

- Powiedziałam CISZA! - Nie pozwoliłaś mu dokończyć zdania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro