3. Gdy niespodziewanie znikniesz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bellamy:

Gdy Clark postanowiła zniknąć, wszyscy zaangażowali się w jej poszukiwania. Też chciałaś brać w tym udział, lecz niestety uniemożliwiał ci to Bellamy. Stwierdził wówczas, że jest to niebezpieczne i lepiej będzie, gdy zostaniesz w obozie. Oczywiście Ty słyniesz z tego, że nigdy nie słuchasz się chłopaka i gdy tylko nadarzyła się okazja, podstępnie się wymknęłaś. Niestety Twoje poszukiwania nic nie zdziałały. Zaczęło robić się już ciemno... Straciłaś poczucie czasu. Zauważyłaś, że do obozu zbliża się inna grupa poszukiwawcza. Sprytnie wślizgnęłaś się do jej środka i jak gdyby nigdy nic czekałaś na otwarcie bramy. Całkowicie Cię zamurowało, gdy Twoim oczom ukazał się nie kto inny jak Bellamy. Był wściekły. Od razu Cię zauważył i nim zdążyłaś cokolwiek zrobić, chłopak odciągnął Cię na bok. Nieźle Ci się oberwało. Jego krzyk wywołał u Ciebie dreszcze. Gdy w końcu nie wytrzymałaś i po Twoim policzku spłynęła pojedyncza łza, chłopak natychmiast złagodniał. Zrozumiał, że trochę jednak przesadził. Ujął Twoją twarz w dłonie i bacznie ci się przyglądał. Bardzo się o Ciebie martwił. W końcu bardzo czule cię pocałował. Wtuliłaś się w niego.

- Przepraszam. - Wyszeptałaś do jego torsu.

- Nigdy więcej tego nie rób. Gdyby coś ci się stało... nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia.  

 Jasper:

Często z Jasperem potajemnie wymykaliście się z obozu. Mieliście parę ulubionych miejsc, o których istnieniu wiedzieliście tylko wy. Pewnego dnia Murphy ośmieszył Cię przed swoją "ekipą". Byłaś bardzo zawstydzona i wściekła. W pobliżu nigdzie nie było Jaspera, więc postanowiłaś samotnie udać się do jednego z waszych tajemnych miejsc. Warto wspomnieć, że mieliście ich aż sześć i były od siebie dość bardzo oddalone. Gdy dotarłaś w końcu do malutkiej, kwiecistej polanki, postanowiłaś położyć się na trawie i poobserwować niebo. Nawet nie wiesz, kiedy zasnęłaś. Ze snu wybudziło cię czyjeś wołanie... to był Jasper! Dalej leżąc na ziemi, spojrzałaś w stronę, z której dobiegał znajomy Ci głos. Nagle spomiędzy drzew wyłonił się Jordan. Gdy zauważył cię na ziemi, pędem rzucił się w Twoją stronę.

- Boże! Myślałem, że coś ci się stało! Wszystko okej? Jesteś ranna? Coś cię boli? Dziewczyno, mogłaś zginąć?

- Spokojnie! Chciałam tylko chwilkę pobyć sama.

- Wszyscy cię szukają! Domyśliłem się, że możesz być w jednym z naszych miejsc... czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo są one od siebie oddalone?

- Przepraszam. - Powtórzyłaś.

- Tak bardzo się bałem...

Chłopak pomógł ci wstać z ziemi i złapał cię mocno za rękę. Razem ruszyliście w stronę obozu.   

 Lincoln:

Wraz z grupą udającą się na polowanie, opuściłaś obóz. Oczywiście Ty nie byłaś przydzielona do tej funkcji, ale udało ci się jakoś przemknąć przed czujnym okiem strażników. Czekałaś na odpowiedni moment, by niezauważalnie odłączyć się od grupy. To nie był Twój pierwszy taki wypad. Niepostrzeżenie zniknęłaś między drzewami i udałaś się do miejsca, w którym miałaś się spotkać z Lincolnem. Chłopak oczywiście czekał już na ciebie w umówionym miejscu. Długo nie zwlekając, wskoczyłaś mu w ramiona i bardzo namiętnie pocałowałaś. Lincoln nie protestował i zaniósł cię do swojej jaskini. Spędziłaś z nim noc. Przebudziłaś się wczesnym rankiem. Chłopak jeszcze spał, więc postanowiłaś go nie budzić. Ostrożnie wyślizgnęłaś się z jego łózka. Wyszłaś na chwilkę z jaskini, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Twoją uwagę przykuł przepiękny motyl, który siedział nieopodal na drzewie. Ruszyłaś w jego kierunku i chciałaś się mu bliżej przyjrzeć. Byłaś już tak blisko, gdy nagle rozległ się krzyk i z jaskini wybiegł Lincoln. Oczywiście motyl się spłoszył i byłaś z tego powodu niezadowolona. Chłopak bardzo szybko znalazł się przy tobie i mocno cię przytulił.

- Lincoln co się stało?
- Gdy przy Tobie zasypiam, chcę się też przy tobie budzić. Po prostu bałem się, że mnie zostawiłaś.

Byłaś nieco rozbawiona tą sytuacją, lecz mina chłopaka wskazywała na to, że jest to poważna sprawa.

- Nigdy cię nie zostawię. - Ucałowałaś chlopaka w czoło.  

Monty:

Byłaś bardzo zaangażowana w życie obozu. Ze względu na to, że potrafiłaś posługiwać się bronią, często wyruszałaś na wyprawy z Bellamym. Monty był z tego powodu bardzo niezadowolony i prosił Cię, byś zawsze informowała go o tym, że gdzieś wyruszacie. Pewnego razu pomagałaś Raven, gdy przywódca niespodziewanie obwieścił ci, że jesteś mu potrzebna. Podobno w pobliżu znów grasowali ziemianie, a żeby tego jeszcze było mało, siostra Bellamyego znów gdzieś zniknęła. Oczywiście wtedy też, zapomniałaś powiedzieć o swojej wyprawie Montyemu. Jak gdyby nigdy nic dobyłaś broń i opuściłaś obóz. Minęło trochę, zanim znaleźliście Octavię. Po drodze zaatakowali was ziemianie i jeden zranił cię w ramie. Gdy w końcu udało wam się wrócić do obozu, zauważyłaś, że Monty bardzo agresywnie gestykuluje przy Jasperze. Gdy chłopak w końcu cię zauważył, momentalnie znalazł się przy Twoim boku.

- Obiecałaś... - W jego głosie słyszałaś ogromny żal.

- To działo się tak szybko... po prostu zapomniałam.

Po tych słowach skrzywiłaś się, ponieważ rana na twoim ramieniu znów dała o sobie znać. Monty dopiero teraz zauważył, że coś ci się stało i czym prędzej zaprowadził cię do Clarke. Chłopak mimo wszystko trzymał cię za rękę, gdy dziewczyna opatrywała twoje ramie. Wiedziałaś, że jest zły i miałaś nadzieje, że szybko mu przejdzie.

Murphy:

Murphy często znika, gdy nie ma humoru. Swoją nieobecność tłumaczy tym, że po prostu chciał pobyć sam.

- Jestem dużym chłopcem i potrafię o siebie zadbać.

Gdy słyszysz te słowa, krew cię zalewa. Nic nie możesz jednak zrobić, ponieważ chłopak zawsze znajdzie sposób by się niepostrzeżenie wymknąć z obozu. W końcu postanowiłaś zrobić na złość chłopakowi. Dobrze znałaś się ze strażnikiem, wiec przekonałaś go do tego, by cię wypuścił. Oczywiście powiedziałaś mu, gdzie będziesz. Tak na wszelki wypadek. Miała to być wasza tajemnica. Minęło parę godzin, zanim postanowiłaś wrócić. Najwidoczniej Murphy wcale nie przejął się twoim zniknięcie. Było ci bardzo smutno z tego powodu. Wtedy jak na zawołanie z lasu wyłonił się nie kto inny jak on. Był cały czerwony ze złości.

- Nie wiem co tu robisz, ale natychmiast wracamy!

- O co ci chodzi? Potrzebowałam chwili samotności. Przecież jestem dużą dziewczynką. - Wycedziłaś z dumą.

- Twoja samotność i samowystarczalność, spowodowała, że twój przyjaciel, strażnik oberwał niezłe lanie.

- Nie zrobiłeś tego!

- Owszem zrobiłem! Pomyślałaś w ogóle o tym, że mogło ci się coś stać? Idiota ma szczęście, że żyje.

Byłaś wściekła i do tego towarzyszyło ci ogromne poczucie winny. Chciałaś tylko odegrać się na chłopaku, a teraz nie wiesz, w jakim stanie jest twój przyjaciel. W ciszy wróciliście do obozu...  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro