Rozdział Dziewiąty. W cieniu słońca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nasi wędrowcy szli główną ulicą stolicy jakże okazałego królestwa Korony, które znajdowało się pod królestwem Koviru na dalekiej północy. Otaczały ich budynki w pastelowych barwach, na każdym z nich wywieszona była nić z chorągiewkami przedstawiającymi godło państwa - złote słońce na fioletowym tle. Mijali wiele straganów, ludzi oraz nieludzi uśmiechających się serdecznie. Atmosfera była bliźniaczo podobna do tej w Arendelle, zdawać by się mogło, że konflikty świata zewnętrznego nie docierały do tego miejsca. Geralt co chwila mrużył oczy, a to wszystko z powodu intensywnie świecących promieni słonecznych. Dostrzegła to Anna.
— Przyzwyczajaj się, Geralt! — zagadnęła go wesoło. — Tutaj słońce świeci cały czas!
— Zatem to prawda, cóż powiadają... "Korona zabrała słońce, dlatego Kovir płacze cały rok" — Jaskier przytoczył jedną z plotek na temat królestwa.
— Nie inaczej! — Olaf przytaknął radośnie. — Ubóstwiam tutaj przyjeżdżać! Zawsze mam okazję do wygrzania się! — dodał, na co Anna zaśmiała się lekko.
Płotka zarżała, Loki odpowiedziała jej pomrukiem. O czymkolwiek klacze zdawały się dyskutować, jedno było pewne - bohaterowie z wielką chęcią odkryliby o cóż chodziło. W końcu zatrzymali się u bram pałacowych, gdzie strażnik na wieży orzekł:
— Stać! Kimże jesteście i w jakimże celu przybywacie?!
— Księżniczka Anna z Arendelle! — odparła niebieskooka.
— Wiedźmiński protegowany, Olaf z Arendelle! — dodał bałwanek.
— Z nami bard Jaskier oraz wiedźmin Geralt z Rivii! My z niezapowiedzianą wizytą do mej kuzynki! — wyjaśniła krótko Anna.
— Hm... Jędrula! — strażnik zawołał swego kompana, który znajdował się po drugiej stronie muru.
— Cóż tam, Longinie?!
— Otworzyć bramę! I poślij kogoś, by przekazał wieść o gościach księżniczce!
— Tak jest!
Po zaledwie minutach paru, kompania zsiadła ze swych wiernych wierzchowców i oczekiwała na dziedzińcu. Jaskier zerknął na posadzkę, na której z płytek ułożona była mozaika przedstawiająca godło państwa. Anna zamierzała coś powiedzieć, jednakże nim zdążyła otworzyć buzię, do uszu wędrowców dotarł przepełniony entuzjazmem głos księżniczki.
— ANNA! OLAF!
Chwilę później im oczom ukazała się szczupła postać ubrana w ciemnofioletową sukienkę, bez pantofli czy jakiekolwiek obuwia na nogach. Zjechała po poręczy schodów, a bohaterowie mogli ujrzeć jej blond warkocz sięgający od stóp do głów, ozdobiony wszelakiego rodzaju kwiatami. Ponadto na jej ramieniu siedział mały kameleon. Zielonooka prędko podbiegła do księżniczki Arendelle i ją mocno uściskała, toż samo uczyniła z bałwankiem.
— Jakże wspaniale was widzieć! — zawołała szczęśliwa. Szeroki, promienny uśmiech nie opuszczał jej twarzy ani na sekundę.
— Ciebie również, Roszpunko! — odpowiedziała równie szczęśliwa Anna.
— Tęskniliśmy potwornie! — dodał Olaf.
— Och, ja za wami również! Przecie ze trzy lata będą, jak to ostatnio się spotkaliśmy! — spostrzegła Roszpunka, po czym odchrząknęła. — A kim są ci zacni jegomościowie, którzy to wam towarzyszą? Wybaczcie, panowie, zapewne Jakub wyjawił wasze tożdamości, lecz gdy usłyszałam o Annie i Olafie, uradowałam się nadto, pobiegłam od razu i nie usłyszałam już — zwróciła się do bruneta oraz siwowłosego, a następnie odchrząknęła ponownie. — Miło mi poznać, Roszpunka godność moja — wyciągnęła prawą rękę przed siebie.
— Julian Alfred Pankratz wicehrabia de Lettenhove, nie mniej jednak proszę do mnie mówić "Jaskier", Wasza Wysokość — trubadur przedstawił się i uścisnął dłoń księżniczki.
  — Geralt z Rivii, wiedźmin — zabójca potworów uścisnął dłoń blondwłosej jako drugi.
  — TEN Geralt?! Znam cię z opowieści króla Foltesta! To ty odczarowałeś księżniczkę Addę! — Roszpunka przypomniała sobie. — Zaszczyt móc cię osobiście poznać! — dodała, a jej kameleon skinął głową, przytakując.
  — Przyjemność po mojej stronie — odpowiedział wiedźmin, uśmiechając się nieznacznie.
  — Koniecznie musisz waść opowiedzieć mi o swych przygodach! Nie żebym ich nie znała z ballad mistrza Jaskra, "O lodzie, nimfie i bruxie" to moja ulubiona, lecz z chęcią ich wysłucham z pierwszej ręki! Och! Chwileczkę! — powiedziała i nieco się odsunęła do tyłu. Zamknęła lewe oko, po czym palcami uchwyciła malarskie proporcje. Zerknęła porozumiewawczo na Pascala, który znów się z nią zgodził. — Czy zechciałbyś pozować do obrazu?
Geralt miał już odpowiedzieć, jednakże przerwało mu nadejście brązowookiego bruneta o zadbanych włosach sięgających do ramion i równie zadbanej brodzie. Cały zdyszany podszedł do gromadki.
  — Blondi, skąd ty masz tyle energii, to w życiu nie pojmę — zwrócił się do zielonookiej i odetchnął głęboko, opierając dłonie na biodrach. — Hej Olaf. Anna.
— Hej! — odparli jednocześnie.
— Kochani, to mój mąż, Julian Szczerbiec — Roszpunka przedstawiła swego partnera. — Julek, oto wiedźmin Geralt z Rivii oraz bard Jaskier.
— Poważnie?! Czyli te ballady o przygodach waszej kompanii to prawda?! Olaf — wymierzył palcem wskazującym w bałwanka — później mi szczegółowo o wszystkim opowiesz.
— Pewnie! Z miłą chęcią! — oznajmił radośnie Olaf.
  — Wspaniale! — stwierdził uradowany Julian. — Swoją drogą, to gratuluję wam, gołąbeczki. Zwrotka o was w "O lodzie, nimfie i bruxie" jest iście urocza — zwrócił się do Anny oraz Jaskra. — Anno, wierzę, że ten tutaj pan grajek jest o niebo lepszy niż... — były złodziejaszek nie skończył, gdyż został dźgnięty łokciem przez Roszpunkę.
  — Dziękujemy. I zapewniam, jest najlepszy — powiedziała Anna, splatając swoje ramię z ramieniem Jaskra, a trubadur uśmiechnął się lekko na jej słowa.
  — Cieszy mnie to — Julian skinął głową, a następnie zwrócił się do Geralta. — Biały Wilk, tak? Z pieśni wydawałeś się... — zlustrował go wzrokiem — straszniejszy.
Roszpunka i Pascal złapali się za głowy, Anna i Jaskier spojrzeli na siebie wymownie, natomiast Olaf powstrzymał się od śmiechu. Tegoż samego nie można było powiedzieć o Płotce oraz Loki, które głośno zarżały, jakoby rozbawiła je wypowiedź Szczerbca. Wiedźmin odparł z pokorą:
  — Waćpan wybaczy, że zawiodłem waszmości oczekiwania.
  — Ależ nie ma za co przepraszać, najwybitniejszym się zdarza — powiedział Szczerbiec, chcąc pocieszyć Geralta, mimo iż nie było takowej potrzeby. Lecz on o tym nie wiedział. — Nie mniej, z chęcią się z tobą zmierzę później! Nigdy nie walczyłem z wiedźminem... jestem ciekaw, jak takowy pojedynek wygląda. Przyjmujesz wyzwanie, waść?
— Przyjmuję — Geralt odpowiedział bez zawahania, wywołując szeroki uśmiech na twarzy Juliana.
Olaf zaklaskał radośnie, nie mogąc doczekać się zobaczenia starcia jego przyjaciół. Roszpunka poprosiła jednego ze strażników o zaprowadzenie koni do stajni, po czym wraz z resztą grupy udała się do środka pałacu. Gdy bohaterowie zmierzali na spotkanie z rodzicami Roszpunki, rozmawiali na wiele tematów, takich jak powód przybycia kompanii (byli w okolicy, dlatego też księżniczka Arendelle wpadła na pomysł, by wpaść z wizytą), wiedźmiński trening Olafa (wciąż znajdujący się w fazie poznawania teorii, zdobywania wiedzy na temat potworów, eliksirów), ogólnym samopoczuciu wśród zebranych czy też jak miewały się osoby istotne zarówno dla dworu, jak i całego państwa.
— Co słychać u Cassandry? Przeprowadziła reformę armii jak zamierzała? — wypytywała Anna.
— Och, zrobiła nawet więcej! W porównaniu do swych poprzedników, o których co nieco czytałam, Cass jest najwybitniejszym hetmanem w historii Korony! — wychwaliła przyjaciółkę Roszpunka.
  — A jak tam Varian? — Olaf z ciekawością zapytał o nadwornego alchemika.
  — Pojechał zbadać coś na granicy z Kovirem, więc chwilowo zostaliśmy bez czarodzieja-doradcy... — Julian podrapał się po głowie. — A nie, chwila, jak mogłem zapomnieć! Parę dni temu przyjechała tu taka czarodziejka, zastępuje młodego. Zwie się Renifer czy jakoś tak.
  — Yennefer, skarbie. Yennefer — poprawiła go Roszpunka, śmiejąc się lekko.
  — No, Yennefer, właśnie tak powiedziałem — odparł jej mąż.
Anna i Jaskier wytrzeszczyli oczy, Geralt ożywił się nieco, a Olaf uradował niezwykle.
  — Yennefer?! — księżniczka Arendelle oraz trubadur nie dowierzali w to, co usłyszeli.
— Tak. Znacie ją? — spytała księżniczka Korony.
— Czy znamy? Czy znamy?! My... — bard zamierzał wygłosić przepełniony oburzeniem wywód, jednakże przeszkodził mu w tym wiedźmin.
— Jakiś czas temu mieliśmy z nią do czynienia. Intrygująca i tajemnicza persona. Ponadto Jaskier zawdzięcza jej życie. Inaczej zmarłby przez dżina — streścił, spoglądając wymownie na poetę.
— Hola, hola, dżina?! — Szczerbiec zamrugał kilkukrotnie. — Olaf, tym bardziej musisz mi wszystko opowiedzieć z detalami! I to nawet najdrobniejszymi!
— Aj, aj, druhu! — bałwanek zasalutował.
— Może to w końcu przekona Cassandrę, że Yennefer nie stanowi zagrożenia... odkąd tu przyjechała, Cass ma ją na oku, nie zdziwiłabym się, gdyby wysyłała co noc swą sowę na przeszpiegi... mimo iż czarodziejka nie sprawia wrażenie złej, Cass jej nie ufa. Owszem, na początku też byłam nastawiona sceptycznie, lecz jak ją wypytaliśmy o znajomość z Varianem, to raczej mówiła szczerze... i była niezwykle pomocna przez ostatnie dni... nie wydawała się fałszywa... zresztą z pewnością nie może być tak zepsuta do szpiku kości jak Gertruda, prawda? — odparła długowłosa.
— Jej nic nie przebije... — stwierdziła zamyślona niebieskooka.
— Kim jest Gertruda? — zapytali jednocześnie wiedźmin oraz bard.
Roszpunka oraz Julian opowiedzieli o postaci podłej kobiety, która okrzyknięta została najgorszym potworem, jakiego Korona ujrzała. Za życia Gertruda miała obsesję na punkcie wyglądu doskonałego, wiecznej młodości. Do jej utrzymywania korzystała z magicznego kwiatu zrodzonego z kropli słońca. Jednakże gdy królowa Arianna zachorowała na paskudną, nieznaną nikomu chorobę, król Frederic wraz ze swymi ludźmi szukał leku. Wtedy dowiedział się o Kwiecie Słońca. Kwiecie zdolnym uleczyć każdą z ran oraz przywrócić zmarłych do życia. Roślina została zabrana i wykorzystana do stworzenia lekarstwa dla królowej. Niedługo po powrocie Arianny do zdrowia na świat przyszła Roszpunka. Urodziła się ona ze zdolnościami należącymi do kwiatu, ich źródło znajdowało się w jej włosach. Gertruda, nie mogąc pogodzić się z sędziwym wiekiem i wieloma zmarszczkami, porwała księżniczkę i zamknęła w wieży na całkowitym odludziu. Dopiero w przeddzień osiemnastych urodzin Roszpunki wszystko się zmieniło, albowiem w wieży pojawił się uciekający przed żołnierzami Julian (znany wtedy jeszcze pod fałszywą godnością, mianowicie "Flynn Rider"). Małżonkowie streścili pokrótce ich wspólną przygodę, wyjście z wieży, udanie się do stolicy, poznanie wielu ludzi, dobrych i złych. Niestety w pewnym momencie padli ofiarami podstępu Gertrudy, Szczerbiec trafił do więzienia, a Roszpunka z powrotem do wieży. Dziewczyna jednakże zdała sobie wtedy sprawę, że właśnie ona jest zaginioną księżniczką, zaś lampiony puszczane w niebo w każde jej urodziny stanowiły symbol nadziei na to, że powróci ona do domu. Skonfrontowała się z kobietą, którą dotychczas w wyniku manipulacji od lat najmłodszych nazywała "matką" - kłótnia nie zakończyła się pozytywnie. Wydawać się mogło, że wszystko stracone, kiedy to na ratunek przybył Julian. Młodzi z pomocą kameleona Pascala podeszli Gertrudę - tak ułożyli włosy Roszpunki, że kobieta potknęła się o nie i wypadła przez okno wieży. Upadek z wysoka zakończył się jej śmiercią poprzez skręcenie karku oraz rozbicie głowy o kamień. Roszpunka, Julian oraz Pascal na grzbiecie najprężniejszego konia w królestwie, Maximusa, powrócili do stolicy i spotkali się z królewską parą. Rodzina zjednoczyła się, a potem, jak to śpiewano - "wszyscy żyli długo, szczęśliwie i zaplątani".
     Na obiadokolacji kompania spotkała się z Yennefer. Wymienili uprzejmości, nie mniej można było wyczuć, że między bardem i księżniczką Arendelle a czarodziejką panowała napięta atmosfera. Co innego można było powiedzieć o wiedźminie i bałwanku, którzy ucieszyli się na widok fiołkowookiej. W trakcie wieczerzy kompania opowiadała o swoich podróżach wujostwu Anny, która z kolei cały czas bacznie przyglądała się kruczowłosej, toż samo robiła hetmanka, która dołączyła do towarzystwa w połowie uczty. Po posiłku każdy udał się do swej komnaty. Anna oraz Jaskier, którzy otrzymali wspólny pokój gościnny, dość długo dyskutowali nad tym, co tak naprawdę mogło się kryć za przybyciem Yennefer. Wymyślili wiele teorii, żadna z nich nie posiadła pozytywnych założeń. W końcu sen ich znużył i postanowili dokończyć tę dyskusję dnia następnego.
Nazajutrz, kiedy to Anna po oporządzeniu się zmierzała na śniadanie, tak się złożyło, że kruczowłosa szła niedaleko za nią. Niebieskooka postanowiła się z nią rozmówić, dlatego też, odetchnąwszy głęboko, zwolniła kroku. Czarodziejka prędko znalazła się u jej boku i ku jej zdziwieniu sama zaczęła rozmowę:
  — Dzień dobry — przywitała się.
  — Witaj — odpowiedziała księżniczka Arendelle.
Zapadła między nimi cisza. Milczenie to jednakże długo nie trwało, albowiem Yennefer zagadnęła:
  — Waszej Wysokości myśli z każdą chwilą coraz bardziej przypominają huragan, widzę, że chce waćpanna o coś spytać, lecz boi się. Waćpanna zechce wyrzucić z siebie to, co na sercu jej ciąży.
  — Czytałaś mi w myślach?! — Anna nie skrywała swego oburzenia.
— Nalegam — Yennefer zignorowała pytanie towarzyszki.
— Ech... — Anna westchnęła przeciągle. — Posłuchaj, nie mam pojęcia, dlaczego tutaj przyjechałaś i podałaś się za zastępstwo dla Variana, ale jeżeli skrzywdzisz Roszpunkę albo kogokolwiek z mych bliskich...
— Nie zamierzam nikogo krzywdzić. Podobnie powód mego przyjazdu nie jest dla nikogo niebezpieczny.
  — Tak powiadasz?! — Anna uniosła brwi, nie dowierzając. Zatrzymała się, Yennefer również. Tym samym nawiązały po raz pierwszy kontakt wzrokowy w trakcie prowadzonej rozmowy. — Nie zaczarujesz nikogo, by był twoją marionetką?! I mordował dla ciebie ludzi, którzy cię nie lubili?! Nie uśpisz nas, żebyśmy ci nie wchodzili w paradę?! — wypytywała podejrzliwie, a gdy obok nich przechodził sługa, ściszyła głos. — Czego poszukujesz tym razem? Kolejnego dżina? Przeklętego pierścienia? Magicznej peleryny? Czy może księgi, która odkryje przed tobą tajemnice świata? Czy czegokolwiek, co da ci potęgę?
Yennefer poczęła tracić cierpliwość. Zmarszczyła brwi i stanowczo odparła:
  — Nie pragnę tej durnej potęgi, o której mówisz. Wyobraź sobie, że mam ambitniejszy cel od tego. A to, co zaszło w Rinde było zwyczajnym rozwiązaniem moich ówczesnych problemów.
  — Ambitniejszy cel? Jaki niby? — Anna skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
Czarodziejka nie zdążyła odpowiedzieć, że jej plany nie należą do strefy interesów księżniczki Arendelle, ponieważ obydwie poczuły brak gruntu pod nogami. Nim się obejrzały, spadły w odmęty ciemności.

~⚔️~

DUN DUN DUN!
Oby Annie i Yen nic się nie stało (znaczy się, ja wiem, co będzie dalej, lecz Was, kochani Czytelnicy, potrzymam w niepewności). Na scenę wkraczają także postacie z "Zaplątanych"! Powitajmy je gromkimi brawami!
Jeżeli zauważyliście jakieś błędy, możecie mi dać znać.
A teraz się z Wami pożegnam, do następnego! Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro