2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pchnął pustą butelkę po kontuarze, żeby wylądowała na końcu w koszu, po czym ruszył na zewnątrz do swojego motocykla. Gdy wdychał noce powietrze, bo potrzebował się uspokoić, telefon zawibrował w kieszeni jeansów.

– Możesz mi, do chuja, powiedzieć, co robiła u mnie twoja siostra, stary? – warknął na powitanie, gdy odebrał.

– Uuu, spokojnie. Przyjechała? Eli jest z tobą, Dark?

– Przyjechała i odjechała – odpowiedział spokojnie.

– Co, do...? Jak to odjechała? Co jej zrobiłeś?

– Nic.

– Jak to nic? Nie wierzę. Dałem jej twoje namiary.

– Po co?

– Po chuj – warknął. – Ja pierdolę. Przyjechała, a ty co? Ona naprawdę, do cholery, potrzebowała pomocy, dlatego ją do ciebie wysłałem, matole. Nie mogę być tam dla niej.

– Wiesz, że nie chciałem jej nigdy oglądać – powtórzył to, co zawsze. Ale poczucie winy wkradło się niepostrzeżenie. W głosie przyjaciela słyszał coś bardzo niepokojącego.

– I chuj mnie to obchodzi. Wiesz, gdzie ona teraz jest?

– Nie.

– Chryste, miała odezwać się, jak tylko dojedzie! Jak on ją znajdzie... Kurwa mać!

– Kto ma ją znaleźć? – Mimo wszystko chciał wiedzieć, chociaż sam kazał jej spieprzać.

– Ona naprawdę potrzebuje ochrony, a jeden jedyny raz, gdy cię o nią poprosiła, odmówiłeś! – darł się na niego. – Jesteś moim przyjacielem, jej przyjacielem. A zachowałeś się jak chuja, a nie przyjaciel. Spierdoliłeś. Pieprz się! 

Darkness nie zdążył nic powiedzieć na swoją obronę, bo połączenie została przerwane. Stał i nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć. Cholernie nie podobały mu się słowa przyjaciela o Eli. Wściekły wrócił do baru i podszedł do Cole'a.

– Czy ta blondynka, która tutaj była, mówiła coś jeszcze?

– W jakim sensie „coś jeszcze"?

– Cole – warknął.

– Nic poza, że się znacie. Zamówiła wódkę i tyle. – Wzruszyła ramionami.

– Na pewno nie mówiła nic o sobie? Jesteś tego pewien?

– Nie przypominam sobie. Jedynie wyglądała trochę... Jakby to powiedzieć... Niepewnie. Czy coś się stało, prez?

– Nie – fuknął.

Bez zbędniej gadaniny ruszył do wyjścia z baru. Akurat diabli mu tutaj nadali tę dziewczynę. Ale skoro przyjaciel mówił, że potrzebowała pomocy, to wbrew temu, co Darkness mówił, i co sobie obiecał, był skłonny jej szukać. W tym celu popędził do zaparkowanego motocykla. Wcisnął na głowę kask, dosiadł swojej bestii, po czym odpalił silnik i ruszył do miasta na przeszukanie lokalnych moteli. Nie było ich tak wiele w tej mieścinie, więc nie zajmie mu dużo czasu znalezienie jej. Przynajmniej tak sobie wmawiał.

W czasie, gdy biker szukał Eli, ona była w zupełnie innym stanie, więc i mieście, a do tego właśnie obudził się z sennego koszmaru z mocno bijącym sercem i mokrym od potu ciałem, aż wstrząsał nią dreszcz. Pamiętała, co jej się śniło.

– Będziesz robić, co mówię – zabrzmiała kolejna groźba.

– Ale to tylko mój znajomy – tłumaczyła, jakby zrobiła coś niestosownego.

– Gówno mnie to obchodzi. Należysz do mnie, nie zapominaj – wysyczał jej wprost do uch – a teraz uśmiechaj się, jak przystało na moją narzeczoną...

Te słowa brzęczały jej w głowie jak bzyczenie natrętnej muchy. Ale po kilku ciężkich minutach doszła w miarę do siebie i mimo że wiedziała, że to był tylko sen, panicznie się bała. Ten bydlak nawet tam ją prześladował. Nie miała chwili spokoju.

Przetarła dłonią spocone czoło i zsunęła się z łóżka, żeby sięgnąć po nowy telefon, który wczoraj kupiła wraz z nowym numer przed wizytą u Broka. Skrzywiła się na widok kilkunastu nieodebranych połączeń od brata i tyleż samo wiadomości. Jak tylko znalazła się w motelu, napisała do niego, że z nią wszystko było dobrze, ale nie odpisał, a ona wyciszyła urządzenie. Z westchnieniem wybrała jego numer. Kochała go. Chronił ją, ale czasem był takim samym zarozumiałym dupkiem jak Brok.

– Eli – oddech miał  urywany, bo biegał – wszystko dobrze? Wpędzisz mnie do grobu, cholerna dziewczyno.

– Wszystko dobrze – odpowiedziała z westchnieniem i znowu wzdrygnęła się na wspomnienie snu. – Nie martw się, jestem bezpieczna.  

– Wszystko wiem. Dał dupy, a ja przyjadę tak szybko, jak tylko będę mógł, siostra. Przepraszam cię za niego, nie sądziłem...

– Ja też. Minęło tyle czasu... 

– Ale nic się nie zmieniło.

– Wygląda na to, że oboje się przeliczyliśmy, braciszku.

– Na pewno nic ci nie jest? – Musiał wiedzieć, że była bezpieczna.

– Na pewno, nie martw się.

– Łatwo powiedzieć, kiedy jakiś psychol na ciebie poluje – warknął.

– Wiem, ale dałam sobie radę. Jestem dużą dziewczynką. Mam trochę gotówki, na jakiś czas powinno wystarczyć.

– Musisz sprzedać auto, Eli. On cię znajdzie, a ja go wtedy, kurwa, zabiję.

– Nie zrobisz tego, pójdziesz siedzieć.

– Bez ciała nie ma dowód. Zapamiętaj to. Potrafię sprawić, żeby zniknął, siostrzyczko. Nic się nie martw.

– Postaram.

Eli wiedziała, że braciszek mówił prawdę. Był starszy z ich dwójki i od zawsze ją chronił, nawet gdy go nie było. Mimo czterech lat różnicy między nimi, mieli wyjątkową więź. Byli tym rodzeństwem O'Hara. Nikt nie zadzierał z jej bratem, potrafił skopać wszystkim tyłki, dlatego nie zdziwiła się, gdy rzucił studia na rzecz wojska. Należał do Marines, ale nic więcej nie mówił, ona mu wierzył i ufała. Ale Ashton wszystkich zwiódł, zwłaszcza ją, a rodzice byli ślepi. Nie miała pomysłu, co dalej. Liczyła, że o niej zapomni i da jej święty spokój, a ona zacznie normalnie żyć.

– Jestem w Jackson w Tennessee. Może poszukam jakiejś pracy, a później zobaczę.

– Prześlę ci pieniądze – zaoferował.

– Nie, sama potrafię na siebie zarobić. Przecież w nieskończoność nie będę się ukrywać, a on w końcu odpuści. – Cisza po drugiej stronie była wymowna. Oboje wiedzieli, że Ashton nie odpuści. – Coś wymyślę do twojego powrotu.

– Dzwoń do mnie codziennie albo chociaż zostaw wiadomość, nie zawsze mogę odebrać. Kocham cię, Eli.

– I ja ciebie, straszy bracie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro