Chapter 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 💋💋








-Tori, na litość boską, odłóż ten kieliszek. - Blaine po raz kolejny pojawił się obok mnie. Nie miałam już sił się z nim kłócić. Za każdym razem, gdy próbowałam się napić pojawiał się mój brat. Choć Skowronki próbowały mi pomóc, to Blaine był zbyt natrętny.

-Nie przesadzaj. To tylko jeden shot. Dzięki tobie od dwóch godzin, wciąż jestem w stu procentach trzeźwa. - jęknęłam załamana.

-Masz siedemnaście lat. - warknął.

-Powiedz mi coś, czego nie wiem. - prychnęłam, chwytając kieliszek w dłoń. Nim jednak zdążyłam go przechylić Blaine wyrwał mi go z rękim i sam opróżnił. - To już przesada! - pisnęłam - Zaraz ty będziesz pijany, bo to któryś kieliszek z rzędu. - wypomniałam mu.

-Jestem od ciebie starszy i...

-Daruj sobie. - poprosiłam - Blaine, tylko jeden drink. Pozwól mi na jednego drinka. - zatrzepotałam rzęsami.

-Nie. - stanowczy jak zawsze. Westchnęłam zmęczona kolejną przegraną dyskusją.

-Blaine, Jeff cię szuka. - obok nas pojawił się Sebastian. Położył dłoń na ramieniu mojego brata, skupiająca jego uwagę na sobie.

-Teraz?

-Teraz.

-Nie zostawię siostry samej, zaraz odwali coś głupiego. - strzeliłam go z pieści w ramię. Przeginał.

-Przesadzasz. - wysyczałam.

-Zostanę tu i będę miał na nią oko. - obiecał Smythe. No chyba się przesłyszałam... On też przeciwko mnie? Przecież nie byłam dzieckiem.

-Nie pozwolisz jej wypić alkoholu? - Blaine wolał się upewnić.

-Za kogo ty mnie masz? - jęknął urażony Smythe, kładąc dłoń na klatce piersiowej, udając zranienie.

-Za Sebastiana. - odpsykował Blaine - Skąd mam pewność, że mogę ci ufać?

-Daj spokój. Nic jej nie będzie. - czarnowłosy niechętnie skinął głową i odszedł, a ja popatrzyłam na Sebastiana - Na co masz ochotę? - spytał, robiąc krok w stronę baru. Zmarszczyłam brwi.

-Ale powiedziałeś, że...

-Daj spokój. - machnął dłonią - Cały czas przy tobie będę i nie pozwolę Ci się upić ani zrobić niczego głupiego. - wzruszyłam ramionami. Chyba nie był aż taki zły jak mówili. - To co? Po kieliszku na dobry początek znajomości?

-Jasne. - odchrząknęłam - Czemu nie. - szatyn jedynie machnął dłonią, pokazując barmanowi, aby przygotował shoty.

-Chodź do loży, zaraz przyniosą. - powoli odwrócił się w drugą stronę i ruszył przed siebie, a ja niepewnie podążyłam za nim. Przepuścił mnie w wejściu do mniejszego pomieszczenia dla osób VIP.

-I ty tak zawsze? - zapytałam, rozglądając się wokół. Niepewnie usiadłam na skórzanej kanapie, a Sebastian zajął miejsce tuż obok mnie, zarzucając ręce na oparcie.

-W sensie? - posłał mi pytające spojrzenie.

-Zawsze w loży, w najlepszych klubach w mieście. - wyjaśniłam.

-Jak imprezować to na poziomie. - zaśmiał się, wzruszając ramionami.

Nigdy nie brakowało mi pieniędzy. Rodzice dobrze zarabiali i nie odczuwałam jakichkolwiek braków. Jednak podług Sebastiana czułam się, jak osoba przeciętna. Był cholernie pewny siebie, a to dodawało mu cholernego uroku.

Kelnerka z tacą pojawiła się po kilku sekundach. Odstawiła na stolik całą tacę i zniknęła, a ja zdziwiona spojrzałam na Sebastiana.

-To jest jeden kieliszek? - zaśmiałam się, wskazując na tacę, na której znajdowało się dziesięć pięćdziesięcio mililitrowych kieliszków.

-Powiedziałem, że nic ci przy mnie nie grozi, więc pij i się nie przejmuj. - mruknął, łapiąc za pierwszy kieliszek. Uniósł go wyżej, dając mi znak, aby zdobiła to samo, co szybko uczyniłam. - Zdrowie. - szybko opróżnił szkło, nie krzywiąc się przy tym nawet na sekundę.

Przełknęłam gulę w gardle i powoli przechyliłam kieliszek. Opróżniłam go do dna i odstawiłam na stolik, czując jak moją twarz wykrzywia.

-O matko... - pisnęłam, wachlując twarz, aby łzy nie poleciały mi z oczu - Ale mocne.

-Nigdy nie piłaś czystej wódki? - zdziwił się. Pokręciłam głową.

-Myślisz, że przy takim bracie jak mój to takie proste? - zaśmiałam się, wciąż czując gorzki smak w ustach.

-Nie sądziłem, że jest aż tak trudny. - odparł.

-Jest kochany, ale przesadnie zainteresowany moim życiem...

-Wiesz, że ja i reszta Skowronków mamy zakaz zbliżania się do ciebie? - spytał, patrząc mi w oczy. Niepewnie pokręciłam głową. - Ostatnio, gdy się ze mną spotkał, jasno dał mi do zrozumienia, że mamy się przy tobie nie kręcić. - zaśmiał się. Jęknęłam z zażenowania. Przeszedł samego siebie...

-To w jego stylu... - burknęłam, po chwili coś do mnie dotarło - Więc czemu tutaj ze mną siedzisz? - zmarszczyłam brwi.

-Zwykłem łamać wszelkie zasady. - parsknął. Rozbawiona pokręciłam głową. - To, co po jednym? - skinął na kieliszki. Przesunęłam językiem po dolnej wardze. Piłam zaledwie kilka razy w życiu i wyłącznie wino. Nie wiedziałam, jak mocną głowę miałam i czy byłam w stanie wypić duże ilości alkoholu. - Nie martw się. Naprawdę będę cię pilnował.

-Niech będzie. - uległam. Szybko wypiliśmy kolejny kieliszek, a później jeszcze jeden i jeszcze jeden. Czas w jego towarzystwie upłwał zadziwiająco przyjemnie.

-Pijemy? - zapytał, gdy między nami zapanowała minutowa cisza.

-Skoczę do toalety i możemy pić. - oznajmiłam, szybko wychodząc z loży. Naprawdę musiałam siusiu...

Nogi trochę mi się plątały, ale nie było źle. Panowałam nad swoim ciałem i ogólnym zachowaniem, aczkowiek zaczynałam odczuwać działanie alkoholu.

Szybko załatwiłam swoją potrzebę, umyłam dłonie i ponownie ruszyłam na salę. Wyczekująco z korytarza, prowadzącego z łazienki na parkiet, poczułam męskie dłonie na biodrach.

Gwałtownie zostałam odwrócona i przyparta do ściany. Od nagłego ruchu mocniej zakręciło mi się w głowie. Starałam się złapać ostrość, ale szło mi to dość opornie.

Usłyszałam dźwięk przedzieranego materiału i zrozumiałam, że bluzka, którą na sobie miałam została rozdarta. Poczułam chłodny podmuch na talii i zrozumiałam, że niewiele zostało z mojej ukochanej bluzy.

Dopiero, gdy poczułam jak dłonie faceta naprzeciwko mnie zjeżdżają w dół mojego ciała, dotarło do mnie, co się działo.

Skupiłam się w sobie i z całych sił odepchnęłam napastnika, który zaledwie drgnął.

-Ręce precz. - warknęłam, gdy próbował rozpiąć rozporek moich spodni. Zacisnęłam zęby, aby nie pozwolić sobie na słabość i łzy. - Powiedziałam, ręce precz! - pisnęłam coraz bardziej spanikowana.

-Nie opieraj się, a będzie nam obu przyjemnie.

-Powiedziała, żebyś się odsunął. - zaledwie cztery słowa, a ja czułam jak spadł mi kamień z serca. Facet naprzeciwko mnie błyskawicznie się ode mnie odsunął, ale wciąż był zbyt blisko. Odsunął... Smythe oderwał go ode mnie z taką siłą, że ten uderzył o sąsiednią ścianę.

Momentalnie odskoczyłam w bok i schowałam się za plecami Smythe'a. Starałam się uspokoić drżenie rąk i reszty ciała, ale nie szło mi to zbyt dobrze.

-Jeśli nie znikniesz z moich oczu w ciągu najbliższych sekund przysięgam, że wywiozą cię z czarnym worku. - wysyczał. To jego głosu był tak zimny, że sama się przestraszyłam.

Facet nie zamierzał sprawdzać czy Smythe mówił prawdę czy nie. Momentalnie zniknął z zasięgu naszego wzroku.

Oparłam się o ścianę i próbowałam uspokoić zawrotne bicie serca. Starałam się zrozumieć, co się właśnie stało.

-Tori? - gdy usłyszałam niepewny głos Sebastiana, powoli uniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy - Wszystko w porządku? - pokręciłam głową i objęłam się ramionami. Dotarło do mnie, że wciąż miałam rozpięte spodnie.

Szybko zapięłam rozporek i guzik spodni i ponownie objęłam się ramionami, starając się ukryć podartą bluzkę.

Czułam łzy w kącikach oczu, ale nie dałam im wypłynąć. Nie pozwalałam sobie na słabość. Nigdy. Tym razem również postanowiłam być twarda.

-Hej, już dobrze. - niespodziewanie ramiona Smythe'a znalazły się wokół mojego ciała. Szatyn pewnie, ale delikatnie przysunął mnie do siebie i mocno objął.

Spięłam się zestresowana na niechciany dotyk, ale szybko zrozumiałam, że to był Sebastian. To tylko Smythe, który nie zamierzał mi nic zrobić.

Powoli przesunęłam dłonie na jego ramiona i objęłam go wokół szyi. Mocniej przycisnął mnie do swojego ciała.

-Shhh, już dobrze. - potarł dłonią moje plecy. Byłam bezpieczna.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro