Chapter 19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba! 🖤












-Ja się na to nie pisałem! - jęknął Sebastian, przeglądając powierzchownie scenariusz. Początkowo liczyliśmy, że będzie to dobra zabawa, a nie nauka i ciągłe kłótnie. Co gorsza, scenariusz okazał się totalną katastrofą, pełną romantycznego szajsu. - Przecież to jakaś abstrakcja. - prychnął.

-Zgadzam się. - poparłam go, czytając swój egzemplarz. Przez większość dialogów Julia opowiada jak bardzo kocha Romeo choć widziała go tylko raz... Na litość boską, miłość od pierwszego wejrzenia? To nie dla mnie. Ja się do takich scen nie nadawałam.

-To historia dwóch kochanków z Werony. - burknął Kurt - Czego wasza dwójka się niby spodziewała? - prychnął.

-Mniej wyznawania miłości facetowi, którego zna się nie całą dobę. - syknęłam podirytowana.

Jedni uwielbiali twórczość Stephena Kinga. Inni byli zakochani w książkach J.K. Rowling. Następni wielbili Williama Shakespeare'a. Ja szanowałam każdego z nich. Każdy miał swój gust i czytał, co chciał.

Ja nie lubiłam dramatów ani miłosnych uniesień. Dla mnie to po prostu było przereklamowane. Co innego mój brat, on uwielbiał wszelkie romanse i dramaty. Był moim całkowitym przeciwieństwem. Byliśmy niczym ogień i woda.

W każdym razie, nie sądziłam, że dożyję momentu, w którym będę grała Julię Capuleti...

-Jeśli to jakiś problem, to ja jestem profesjonalistką i mogę... - Rachel znów postanowiła zabrać głos.

-Prędzej strzelę sobie w łeb niż cię pocałuję. - oburzył się Smythe - Mam swoja godność i są rzeczy, do których się nie posunę. - spiorunował ją wzrokiem. Przewróciłam oczami.

-Zaczynamy? - zaproponowałam, przewracając scenariusz na pierwszą stronę - Przestańmy marnować czas i zacznijmy próbę. - poprosiłam.

-Dlaczego ja mam grać Ojca Laurentego? - prychnął Puck - Ta rola kompletnie do mnie nie pasuje. - oburzył się.

-Bo ja marzę o tym, aby się całować ze Smythem na oczach całej szkoły. - sarknęłam - Przestań się nad sobą użalać i bierz się do roboty. - prychnęłam.

-Wiem, że i tak o tym śnisz. - Sebastian puścił mi oczko.

-Te sny, to tak zwane koszmary, Smythe. Przez ciebie nie mogę spać po nocach. - uśmiechnęłam się zwycięsko.

-Nie wątpię, że nie jedna kobieta czy mężczyzna z tęsknoty za mną...

-Daruj sobie. - jęknęłam zażenowana - Jak mnie będziesz wkurzał to Julię zagra Kurt. - zagroziłam mu. Parsknął śmiechem, kręcąc głową.

-Nie zrezygnowałabyś z szansy pocałowania mnie. - uśmiechnął się szyderczo. Boże, jaki z niego narcyz...

-Zaczynajmy. - przede mną pojawił się zirytowany Sam. Chłopak wciąż miał opatrunek na nosie, gdyż przez mój atak, miał na nim ranę. - Tori, ma rację. Tracimy czas na głupie dyskusje. - uśmiechnął się w moją stronę, starając się zamaskować zdenerwowanie. Co go tak wyprowadziło z równowagi?

-Zaczynamy od początku, czy od jakiejś konkretnej sceny? - zapytał Hunter, przesuwając wzrokiem po scenariuszu.

-Zacznijmy od sceny na balkonie! - ożywiła się Tina. Spiorunowałam jej wzrokiem. - Nie mogę się doczekać, jak Sebastian i Tori będą się w siebie wpatrywać maślanymi oczami. - parsknęła śmiechem, a większość osób obecna na sali jej zawtórowała.

-I ty się nazywasz moją przyjaciółką? - prychnęłam.

-Kochasz mnie. - posłała mi całusa.

-Zaczynajmy! - Santana klasnęła w dłonie, wstając z miejsca. Ruszyła w stronę scenę.

Niechętnie otworzyłam scenariusz na odpowiedniej stronie i stanęłam na scenie, naprzeciwko Sebastiana. Zmarszczyłam brwi, czytając opis przestrzeni, która miała nas otaczać.

-Kto zajmie się scenografią? - zapytałam, rozglądając się wokół - Zrobienie jej zajmie dużo czasu. - mruknęłam.

-Dwie osoby od nas zrobią połowę, a dwie osoby od was drugą część? - zaproponował Jeff. Przytaknęłam.

-Mi pasuję. - wzruszyłam ramionami - Kogo wybieramy? - spojrzałam na brata. Ten rozejrzał się wokół, szukając odpowiedniej osoby.

-Kurt i Blaine. - mruknęła Quinn, a chłopaki spojrzeli na nią zaskoczeni - No co? Przecież nie macie żadnej roli, więc możecie się tym zająć. - wyjaśniła.

-Niech będzie. - zgodził się Kurt, choć zrobił to wyjątkowo niechętnie.

-Zacznijmy w końcu... - jęknął Hunter - Mam was wszystkich po dziurki w nosie, a siedzimy tu zaledwie trzydzieści minut. - miał rację. Jedyne, co robiliśmy to marnowaliśmy czas.

-Zróbmy to. - mruknęłam, patrząc na Smythe'a. Ten uśmiechnął się jedynie pod nosem i puścił mi perskie oczko. - Nie to. - wzdrygnęłam się na jego brudne myśli - Nie wszystko ma związek z seksem, Smythe. - zaśmiałam się, uderzając go w ramię moim scenariuszem.

-Masz smutne życie. - podsumował.

- Cokolwiek, żebyś był szczęśliwy. - uśmiechnęłam się, patrząc na niego spod byka. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam skrypt na odpowiedniej stronie.

-Dużo faktów zostało zmienionych podług oryginalnej wersji. - zauważył Blaine - W oryginale scena na balkonie wyglądała zupełnie inaczej i...

-Blaine, mam to gdzieś. Zróbmy, co mamy zrobić i wracajmy do domów. - spojrzałam błagalnie na brata.

-Przecież to brak szacunku dla tak wspaniałego twórcy jakim był William...

-Zamknij się! - jęknął Puck - Mogli tam nawet wpisać, że bohaterowie na koniec tańczą macarenę. Mam to gdzieś! Niech oni przeczytają, co mają przeczytać i koniec na dziś. - zarządził, chwytając za swoją scenariusz, który leżał na jednym z krzeseł. - Gotowi? - spojrzał na mnie i Smythe'a.

-Bardziej nie będę.

-Zaczynajmy. - mruknął szatyn.

Spojrzałam na scenariusz i zaczęłam czytać pierwsze zdania. Gdybym przeczytała tę książkę wcześniej chociaż raz, teraz byłoby mi łatwiej.

Aktualnie miałam niezły problem, aby zrozumieć, o co chodziło w tej historii. Znałam fabułę mniej więcej, ale nie wiedziałam nic bardziej konkretnego prócz imion bohaterów i tego, że była to historia o nieszczęśliwej miłości.

Czytałam kolejne zdania, starając się jak najczęściej patrzeć na Sebastiana, a nie na tekst, ale nie było to takie łatwe, jak się zdawało.

Smythe przeczytał ostatnią kwestię. Kolejny miał być pocałunek. Czy my musieliśmy to ćwiczyć? Przecież każdy wiedział, jak się całować. Po co mielibyśmy to ćwiczyć?

Zrozumiałam jednak, że moje rozmyślania nic by nie dały, gdyż Sebastian po wypowiedzeniu ostatnich słów, najzwyczajniej w świecie pochylił się w moją stronę, aby mnie pocałować.

Gdy poczułam jego wargi na swoich zamarłam. Dotyk jego ust był ledwie wyczuwalny, ale od razu poczułam, że chciałam czegoś więcej. Potrzebowałam więcej, choć nie rozumiałam, dlaczego. Nigdy wcześniej nie czułam niczego takiego.

Niepewnie ułożyłam dłonie na jego barkach, wbijając paznokcie w jego marynarkę. Sebastian odebrał to za zachętę i mocniej pochylił się w moją stronę, przyciskając swoje gorące usta do moich. Przez moje ciało przeszedł niespodziewany dreszcz. Dziwne. Tego też jeszcze nigdy wcześniej nie czułam...

Poczułam, jak język Sebastiana delikatnie przesunął się po mojej dolnej wardze, aby kilka sekund później odsunąć się ode mnie. Odczuwałam niedosyt. Nie mogłam się nasycić.

Rozchyliłam powieki, patrząc Smythe'owi prosto w oczy. Czułam jak cholernie szybko biło moje serce. Na sekundę przeniosłam wzrok na swoje dłonie i zauważyłam, że drżały. Co ten chłopak ze mną zrobił...

Dotarła do mnie jedna rzecz. Miałam poważny problem. Zauroczyłam się w geju, który był zauroczyny moim bratem. Niedobrze. Bardzo niedobrze.












Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro