Chapter 24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział miał być jutro, ale jestem tak zadowolona wynikiem matury, że wstawiam dziś! 💋

Miłego czytania! 🖤












Wzięłam kolejnego kęsa hamburgera i uśmiechnęłam się do Smythe'a, który ubrudził się sosem.

-Ty nawet jeść nie potrafisz. - skomentowałam, wskazując na kącik jego ust. Przewrócił oczami i próbował zatrzeć sos z twarzy. - Bardziej w lewo. - poleciłam - Niżej. Niżej... - znudzona po prostu pochyliłam się w jego stronę i starłam sos z ust.

-Przyznaj, że po prostu chciałaś mnie dotknąć. - parsknął.

-Tak, Smythe. Czytasz mi w myślach. - sarknęłam.

-Zdaję sobie z tego sprawę. - ten to miał o sobie wysokie mniemanie...

-Chciałeś się spotkać. - przypomniałam mu - O czym chciałeś porozmawiać? - na jego ustach pojawił się typowy dla niego uśmieszek.

-Cóż, uznałem, że powinniśmy sobie wyjaśnić ostatnie zajście między nami. - powinnam zachować zimną krew. Jeśli wyprowadziłby mnie z równowagi, mogłabym powiedzieć coś głupiego i to mogłoby się źle skończyć.

-Smythe, nie sądziłam, że jesteś typem chłopaka, który przeżywa durny pocałunek. - parsknęłam.

Kłamałam. To nie był dla mnie tylko durny pocałunek. To było zdecydowanie dużo, dużo więcej. Ale cholera! Nie mogłam mu powiedzieć, że na niego leciałam...

-A ja sądziłem, że jesteś na tyle pewna siebie, że jesteś w stanie spojrzeć mi w oczy i przyznać, że najzwyczajniej w świecie na mnie lecisz. - rozchyliłam usta, przez szok, który u mnie wywołał. Rozgryzł mnie szybciej niż się tego spodziewałam. Skubany dobry był.

-J-ja nie... - cholera! Zająknęłam się. Ja się nie jąkałam. Nigdy. Nie zdarzało mi się to. Powinnam być po prostu szczera. Wzięłam głęboki wdech. - Chcesz wiedzieć, co myślę? - skrzyżowałam ręce, opierając się wygodnie o krzesło.

-Chcę. - odparł zaintrygowany moimi słowami. Oparł podbródek na dłoniach i wpatrywał się we z zainteresowaniem.

-Okay. - przytaknęłam - Więc niech tak będzie. Nigdy nie byłam zakochana ani nawet zauroczona. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia ani... w pewnym sensie w ogóle nie wierzę w miłość. - mruknęłam - I nagle pojawiłeś się ty. I na początku nic się nie zmieniło. Pomyślałam, że znalazłam przyjaciela, kogoś z kim dobrze się rozumiem i... - przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech - I ten pocałunek. - jęknęłam.

-Ej! Ten pocałunek był naprawdę dobry. - oburzył się.

-Nie mówię o sposobie w jaki mnie pocałowałeś. - zaśmiałam się - Chodzi o to...

-Czyli pocałunek ci się podobał? - wtrącił się. Przewróciłam oczami. Ja starałam się z nim porozmawiać na poważnie, a on się jedynie martwił tym, czy potrafił dobrze całować. Co za człowiek...

-Tak, Smythe. - warknęłam rozruszona - I właśnie w tym problem. Nigdy nie sądziłam, że głupi pocałunek przewróci moje życie do góry nogami. - jęknęłam.

-Kobieto, komu ty to mówisz? - parsknął - Zanim cię pocałowałem, byłem święcie przekonany, że jestem gejem. Dalej twierdzisz, że to twoje życie wywróciło się do góry nogami? - wiedziałam, że sam nie był pewien swoich uczuć do mnie, ale jego uśmiech sprawiał, że nie zamierzałam się tym martwić. Gdy tak się w niego wpatrywałam to w ogóle nie widziałam powodów do zmartwień.

Cieszyłam się jego towarzystwem. Nie potrafiłam powiedzieć, czy to początek zakochania czy zwykłe, głupiutkie zauroczenie. Jedyne, czego byłam pewna to, że był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.

-Smythe, jeśli już musisz wiedzieć, to jesteś dla mnie ważny. Nie umiem wyjaśnić w jakim sensie ani jak do tego doszło, ale bardzo cię lubię i mi na tobie zależy. - w końcu wyznałam to, co siedziało we mnie już od jakiegoś czasu. I chyba było mi lepiej. Mogłam odetchnąć z ulgą.

-Ciągle zwracasz się do mnie po nazwisku. - stwierdził - Dlaczego? - zabawnie zmarszczył nos.

-Na początku robiłam to, bo chciałam zachować dystans między nami. - mruknęłam - Później się do tego przyzwyczaiłam i ciężko było mi się oduczyć. A teraz... - zagryzłam dolną wargę - mówię do ciebie po nazwisku, bo mi na tobie zależy. - zaśmiałam się z własnej głupoty - Jestes jedyną osobą, do której zwracam się w ten sposób i mam wrażenie, że... - Nie chciałam tego mówić, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak żałośnie to brzmiało - I mam wrażenie, że to takie nasze. - wydusiłam, czując jak rumieńce zaatakowały moją twarz. Byłam żałosna.

Żałosna i beznadziejne zauroczona w chłopaku, który jakiś czas temu leciał na mojego brata.

-Wow. - wyszeptał po chwili milczenia. Wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie miałam pojęcia, o czym myślał. Nigdy nie miałam problemów z rozszyfrowaniem cudzych myśli czy odczuć. Potrafiłam czytać z ludzi, jak z otwartej księgi. Ale ze Smythem to nie działało. - Nigdy nie słyszałem z twojej strony niczego bardziej szczerego. - przewróciłam oczami - I miłego. - dodał po chwili zastanowienia.

-Nie kpij ze mnie. - poprosiłam. Uśmiechnął się pod nosem i lekko skinął głową.

-Nie śmiałbym. - odparł - Najadłaś się? - wskazał na mój talerz, na którym kilka minut temu znajdował się hamburger.

-Tak. - odparłam - Dzięki za obiad. - posłałam w jego stronę szczery uśmiech.

Przytaknął i machnął dłonią, aby przywołać kelnerkę. Wysoka blondynka z dużym biustem szybko pojawiła się przy nas, jednak ku jej wyraźnemu nie zadowoleniu Sebastian poprosił ją o rachunek i odprawił.

W ciągu dwóch minut dziewczyna pojawiła się ponownie, tym razem z rachunkiem w dłoni. Szatyn tylko rzucił okiem na skrawek papieru i położył na stole pieniądze, zostawiając spory napiwek.

Wyszliśmy z restauracji, powoli kierując się w stronę parkingu, na którym został samochód Sebastiana.

-Jeszcze raz dziękuję za obiad. - odezwałam się, przerywając przyjemną ciszę.

-Lubię, jak zwracasz się do mnie po nazwisku. - stwierdził nagle. Zmarszczyłam brwi. To nie był temat, który zamierzałam kontynuować, ale skoro mu zależało. Chyba nie miałam nic do stracenia. - Początkowo, sądziłem, że robisz to przez brak sympatii do mojej osoby, ale jeśli robisz to ze względu na to, że to czyni naszą relację wyjątkową... To mi też się to podoba. - nie dałam rady pohamować uśmiechu. Był tak cholernie uroczy.

-Ty potrafisz być słodki. - stwierdziłam zaskoczona - Może jeszcze się okaże, że masz w sobie duszę romantyka. - zakpiłam.

-Bez przesady. - wzruszył ramionami - Chciałem powiedzieć, że też cię lubię. - sprostował.

-Co z tym zrobimy? - spytałam, chowając dłonie w kieszeniach - Ja się nie nadaję do związków. - uprzedziłam od razu - Znaczy... Sam rozumiesz, kwiatki, serduszka, miłosne liściki i inne takie. To nie jestem ja i nie zamierzam się w to bawić. - wyjaśniłam.

-To brzmi raczej, jak początek tandetnej komedii romantycznej, a nie opis prawdziwego związku. - prychnął.

-Może. Sama nie wiem.

-Jednak rozumiem, co miałaś na myśli. Ja... szczerze mówiąc, nigdy nie byłem w żadnym związku. Umawiałem się na randki, czy inne tego typu spotkania. Były niezobowiązujące pocałunki, a nawet seks, ale nigdy nie wpakowałem się w związek. To nie dla mnie. - wzruszył ramionami.

-Więc... Co teraz zrobimy? - spojrzałam na niego, lekko unosząc prawą brew - Oboje nie jesteśmy przekonani do skuteczności związków, ale nie jesteśmy dla siebie obojętni. - stwierdziłam.

-Możemy spróbować się spotykać, ale bez żadnych deklaracji? - podsunął pomysł - To chyba lepsze niż dwudniowy związek.

-Tak. - zgodziłam się - To naprawdę niezły pomysł. Tylko, co jeśli jedno się zaangażuje, a drugie stwierdzi, że to nie to? - zmartwiłam się. Wziął głęboki wdech.

-Chyba będziemy musieli ze sobą szczerze rozmawiać, aby wiedzieć, co czuje to drugie. - wzruszył ramionami.

-Nie pozabijamy się? - zażartowałam - Oboje jesteśmy dość uparci. W razie sporu wątpię, że któreś z nas, tak po prostu, odpuści.

-Znajdziemy jakiś kompromis.

-Ale, co jeśli...

-Za dużo gadasz. - stwierdził, zatrzymując się nagle. Zacisnął dłoń na moim ramieniu i gwałtownie odwrócił mnie w swoją stronę, łącząc nasze usta w pocałunku.

Nie było w nim ani grama wątpliwości. Przywarł do mnie całym ciałem, mocno owijając ramiona wokół mojej talii. Docisnął wargi do moich, pogłębiając pocałunek.

To był diabeł w ludzkiej skórze. A to, co ze mną robił, sprawiało, że miałam ochotę dołączyć do niego. Choćby w piekle.









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro