Chapter 26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane, moi kochani!💋💋











-Z czystej ciekawości, czy twój brat wie o naszej randce? - zapytał, opierając podbródek na dłoniach. Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową.

-Gdyby się dowiedział, że coś się między nami dzieje to najpierw zabiłby mnie a później ciebie. - parsknęłam - Nie ma już do ciebie żalu, ale twierdzi, że powinnam się trzymać od ciebie z daleka. - dodałam, nawijając makaron na widelec - Lepiej, żeby nie wiedział, że się widujemy. - podsumowałam.

-Od razu cię uprzedzam, że jeśli mnie zirytuje to mu powiem, żeby go wkurzyć. - parsknęłam śmiechem.

-Nie wątpię. - wyznałam - To w twoim stylu. - stwierdziłam.

-Wcale nie jestem taki zły! - zaoponował. Uniosłam brew, robiąc minę w stylu "serio? przecież cię znam". - Nie patrz tak na mnie! - zbulwersował się - Przecież jesteś dużo gorsza ode mnie. - parsknął.

-Słucham?! - zaśmiałam się - Do ideału mi daleko, ale jestem pewna, że jestem dużo spokojniejsza i bardziej opanowana niż ty kiedykolwiek będziesz.

-Nie umiesz trzymać języka za zębami i jesteś wredna. - wytknął język w moją stronę. Zaśmiałam się, kręcąc głową.

-Może coś w tym jest, ale ty nawet nie panujesz nad tym, jak wrednie się zachowujesz. - wypomniałam.

-Ja nie jestem wredny!

-Wcale. - sarknęłam - Nie znam nikogo bardziej wyrachowanego. - skrzyżowałam ręce na piersi.

-Kobieto, sarkazm i ironia rządzą twoim życiem. Co ty mi tutaj wypominasz? - zagryzłam lekko dolną wargę, aby nie zacząć się śmiać.

Żadne z nas nie zamierzało oceniać tego drugiego. Nie zamierzaliśmy się obrażać.

Chyba, dlatego tak bardzo uwielbiałam z nim rozmawiać.

-Proponuję zakład. - spojrzałam na niego zainteresowana, skinęłam lekko, aby dać mu znak, że ma kontynuować - Zobaczymy, kto dłużej wytrzyma bycie miłym, kochanym i uprzejmym. Zero sarkazmu, zero ironi. Koniec z jakimikolwiek zaczepkami czy głupimy komentarzami w stronę innych. Wchodzisz w to?

-Jak wyłonimy zwycięzcę? Ty cały dzień spędzisz w Dalton, a ja u siebie w szkole. Mamy sobie uwierzyć na słowo? - zakpiłam.

-W czwartek mamy próbę. Będą na niej Skowronki i New Directions, zobaczymy, które z nas ma w sobie więcej cierpliwości i uprzejmości względem ludzi. - wzruszył ramionami.

-Bastian, ale tam będzie Rachel... Z nią się nie da wytrzymać! - jęknęłam. Zaśmiał się pod nosem.

-Ja mam dodatkowe utrudnienie w postaci Huntera. - mruknął. Zmarszczyłam brwi.

-Wydawało mi się, że Hunter jest całkiem w porządku. - odparłam.

-Nie jest jakiś najgorszy. Ma niezły głos i ciekawe pomysły, ale mam wrażenie, że zamiast skupić się na rywalizacji z New Directions, stara się wygrywać ze mną... I to na każdym kroku. - wyznał.

-Sprawiał wrażenie nieco innego. - stwierdziłam - W każdym razie. - odchrząknęłam - Nie masz się czym martwić, nie widzę nawet minimalnych szans, żeby Hunter mógł z tobą wygrać w jakiejkolwiek dziedzinie. - powiedziałam to dość niechętnie, bo zdawałam sobie sprawę z tego, jak wielkie było jego ego. Był cholernie pewny siebie i to w każdej dziedzinie życia.

-Potrafisz być urocza. - parsknęłam śmiechem na ten niespodziewany komplement. Bo to chyba miał być komplement...

-Nie podlizuj się. - puścił mi oczko w odpowiedzi.

-Wchodzisz w ten zakład, czy nie? - powrócił do tematu. Zastanowiłam się chwilę. Potrafiłam panować nad sobą i swoimi komentarzami, on był bardziej nieokrzesany. Miałam duże szanse, aby wygrać ten zakład...

-Co dostanie zwycięzca? - zainteresowałam się - Muszę wiedzieć, w co się pakuje. Nigdy nie wiadomo, co ci strzeli do łba, jeśli wygrasz. - parsknęłam.

-Śmiesz wątpić w me dobre intencje? - ułożył dłoń na klatce piersiowej, w miejsce gdzie znajdowało się serce.

-Śmiem wątpić, że Ty w ogóle wiesz, czym są dobre intencje. - zażartowałam, starając się go wyprowadzić z równowagi.

-Jestem oazą spokoju, kotku. Nie wyprowadzisz mnie z równowagi. Nie masz szans. - był zbyt pewny siebie. To musiało go w końcu zgubić...

-Niech będzie. - mruknęłam, podejmując decyzję - Wchodzę w ten zakład. - wyjaśniłam, widząc jego pytającą minę.

-Świetnie. - klasnął w dłonie - Czas na moje pierwsze zwycięstwo z tobą. - pokręciłam głową.

-Nie w tym życiu, kochanie. - zaśmiałam się - Ja się tak łatwo nie poddaje. Co dostanie zwycięzca? - ponowiłam pytanie.

-Co tylko będzie chciał? - wzruszył ramionami.

To zabrzmiało źle. Bardzo, bardzo źle. A może to ja miałam złe myśli? Boże! Zaczynałam myśleć o Smythe'ie w kontekście seksualnym. Niedobrze. Tak nie powinno być.

-Niech będzie. - westchnęłam - Zwycięzca bierze, co chce. - gdy tylko to powiedziałam, uświadomiłam sobie, jak źle to zabrzmiało. Matko, masakra...

Spaliłam buraka.

-Czy ty mi coś właśnie zaproponowałaś? - uniósł brew w górę. Zażenowana pokręciłam głową.

-Nie... - jęknęłam, starając się ukryć rumieńce - To po prostu źle zabrzmiało. Ja nie miałam nic złego na myśli. - starałam się wytłumaczyć, ale chyba nie wyszło mi to zbyt dobrze.

-Gubisz się, skarbie. - parsknął.

-Sebastian, przestań mnie zawstydzać! - pisnęłam - Jesteś okropny...

-Chciałaś powiedzieć okropnie przystojny. - poprawił mnie. Przewróciłam oczami.

-Wiem, co powiedziałam i właśnie to miałam na myśli. - uśmiechnęłam się szyderczo.

-I kto tu jest okropny? - zakpił. Nie siląc się się żadne uprzejme gesty, czy słowa po prostu pokazałam mu środkowy palec, prawej dłoni. - Zero kultury, kochanie. - parsknął.

-Nie będziesz mnie uczył kultury, Smythe. - parsknęłam, przecierając usta serwetką.

-Masz ochotę na spacer? - zaproponował.

-Jasne. - odparłam - Chętnie. Bardzo chętnie. - szybko opuściliśmy restaurację i ruszyliśmy przed siebie, zbliżając się do pobliskiego Parku. Szłam kilkanaście centymetrów od niego. Starałam się zachować jakiś bezpieczny odstęp, ale jednocześnie być blisko niego.

-Masz plany na przyszły weekend? - spytał nagle. Pokręciłam głową.

-Nie.

-Chłopaki planowali wyjazd nad jezioro, chcesz się z nami zabrać? Możemy posiedzieć z nimi przez kilka minut, a później iść w swoją stronę. - zaproponował.

-Czy Sebastian Smythe właśnie zaproponował mi kolejną randkę? - parsknęłam, udając zdziwienie. W sumie to naprawdę mnie zaskoczył. Byłam pewna, że skoro nie zamierzaliśmy być razem na wyłączność to wolałby widywać się też z innymi.

-Sam się sobie dziwię. - wzruszył ramionami - Ale naprawdę cię lubię i chcę wiedzieć, co z tego wyjdzie. - to było urocze - Chyba ci się narzucam. - pokręciłam głową.

-Nigdy w życiu. Też lubię spędzać z tobą czas. - wyznałam.

-Czyli jedziesz z nami? - ochoczo pokiwałam głową - I super. - zarzucił mi rękę na barki - Będzie zajebiście. - obiecał. Taką miałam nadzieję...









_______

Miłego weekendu, kochani! 🖤

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro