Chapter 31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 💋











-S-słucham? - wyjąkałam zaskoczona. Nie zamierzałam ukrywać, że zaczęło mi na nim zależeć, ale przecież związek to nie jego bajka. Sam tak mówił. Co się zmieniło w tak krótkim czasie?

Czy mi się podobał? Oczywiście, że tak. Był przystojny, uroczy, zabójczo seksowny. W dodatku pewny siebie, ale troskliwy. Gdyby był mniej uparty i okropny względem niektórych ludzi, śmiało można byłoby go nazwać ideałem.

-Czy zostaniesz moją dziewczyną? - powtórzył, szeroko się uśmiechając.

- Ja... Myślałam, że nie bawisz się w związki. Sądziłam, że nie lubisz ograniczeń i jesteś samcem alfa, czy coś - wyznałam lekko zagubiona. Jego pytanie choć sprawiło mi wiele przyjemności, wprawiło mnie jednocześnie w zakłopotanie.

-Nigdy nie bawiłem się w związki. - westchnął, cofając się o dwa kroki - Jednakże, jeszcze kilka tygodni temu myślałem, że jestem gejem. Sądziłem, że żadna kobieta nie zrobi na mnie wrażenia i nie zacznę się zastanawiać nad wejściem w związek. Teraz... nie jestem pewien już niczego. - zaśmiał się, przeczesując dłonią włosy - Przewróciłaś mi życie do góry nogami, Anderson. - wzruszył ramionami - Dlatego pytam, czy zostaniesz moją dziewczyną? - uniósł zeczepnie prawą brew.

-Smythe, ale ja nigdy nie byłam w związku. - wyznałam zakłopotana - Nie wiem, co się robi, gdy się ma chłopaka. Nie jestem pewna, czy nadaję się do poważnej relacji i... - zanim zdążyłam dokończyć zdanie, poczułam szarpnięcie w przód. Wylądowałam w jego ramionach, a jego usta niemal od razu odnalazły moje, łącząc je w namiętnym pocałunku.

Zduszony jęk uciekł spomiędzy moich warg. Pocałunek trwał dużo krócej niż ten poprzedni, ale był równie dobry. W głowie od razu zaczęło mi się kręcić, co było normalne, gdy tylko w pobliżu pojawiał się Smythe.

-Jaka decyzja? - wyszeptał, odrywając się od moich warg na sekundę. Po tym ponownie wpił się w moje wargi. - Więc? - ponaglił mnie.

Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, aby zmusić go do odsunięcia się ode mnie. W przeciwnym wypadku, nie byłabym w stanie odpowiedzieć na jego pytanie. Jego bliskość odbierała mi zdolność logicznego myślenia i postępowania. Był problematyczny i prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego sprawy.

-Odpowiesz mi w końcu? - zaśmiał się. Przewróciłam oczami.

- Nie spodziewałam się tego po tobie. - mruknęłam po chwili namysłu - Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo chcę się zgodzić, ale nie wiem, czy ja się do tego nadaję. Mogę być dla Ciebie jedynie utrapieniem. Nie chciałabym tego. - wyznałam szczerze.

-Tori, ja też nigdy nie byłem w związku. Jednak byłbym głupi, gdybym teraz z Ciebie zrezygnował, bo jesteś warta ryzyka. - poczułam rumieńce na twarzy.

-Załóżmy, że się zgodzę. - wyszeptałam - Jak to sobie wyobrażasz? - skrzyżowałam ręce na piersi - Nagle zaczniemy chodzić za rączki? Będziemy sobie słodzić na każdym kroku? Sebastian, ja nas nie widzę w takiej sytuacji.

- Ja też nie. - parsknął - Prędzej strzeliłbym sobie w łeb niż zaczął zachowywać w sposób przez Ciebie opisany. - ponownie wywołał uśmiech na mojej twarzy - Anderson, dobrze bawimy się w swoimi towarzystwie. Ufam Ci bardziej niż komukolwiek innemu i wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. - westchnął, wzruszając ramionami - Myślę, że może być z tego coś więcej i to nie na pokaz. O ile też byś tego chciała... - dodał niepewnie.

Jak mogłabym nie chcieć? Chciałam tego bardziej niż czegokolwiek innego na świecie, ale się obawiałam. Czy warto było ryzykować? Wyrządził tyle złego. Nie mnie, ale moim bliskim.

Znałam go krótko i powinnam była to poznać lepiej, zanim wpakowałabym się w związek.

Jednak prawda była taka, że wiedział o mnie więcej niż mój własny brat. Pomógł mi w sytuacji, w której inni by zrezygnowali. Był, kiedy go potrzebowałam.

Był warty podjęcia ryzyka.

-Smythe, nie wiem, co ze mną robisz, ale przez Ciebie nie myślę racjonalnie. - jęknęłam załamana swoją słabą wolą. Nigdy nie byłam podatna na sugestie, ale on działał na mnie inaczej. Nikt, nigdy nie sprawił, że czułam się tak ważna w czyimś życiu. On to zrobił. - Ale tak. - westchnęłam, spuszczając głowę w dół - Tak, chcę być twoją dziewczyną. - lekko przygryzłam dolną wargę i odważyłam się mu spojrzeć w oczy.

Wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W kilka sekund jego usta uformowały się w szeroki uśmiech, a ja wiedziałam, że dobrze zrobiłam. Zależało mi na nim bardziej niż mi się zdawało. Był dla mnie ważniejszy niż powinien być. Nie zamierzałam z tym walczyć, chciałam być tak blisko niego, jak tylko było to możliwe.

-Naprawdę? - pokiwałam głową.

-W takiej kwestii bym nie żartowała. - udałam oburzenie jego wątpliwościami, co do mojej szczerości.

Nic więcej nie powiedział, po prostu przyciągnął mnie do siebie, mocno obejmując w talii. Wzięłam głęboki wdech i zaciągnęłam się zapachem wody kolońskiej Smythe'a. To było uzależniające.

-Wierz mi lub nie, ale to najlepsza decyzja w twoim życiu. - oznajmił nagle. Nie wytrzymałam, po prostu zaczęłam się śmiać.

-Jaki ty jesteś skromny, Smythe. - zakpiłam.

-Czy skoro jesteśmy już oficjalnie razem to możesz przestać zwracać się do mnie po nazwisku? - spojrzał na mnie błagalnie. Pokręciłam głową, uśmiechając się lekko.

- Nie. - odparłam - Lubię tak do Ciebie mówić. Jak mówiłam wcześniej, to nie tak, że robię to na złość. Jesteś jedyną osobą, do której mówię po nazwisku i tak pozostanie. - wyjaśniłam - Lubię to robić.

-Lubisz moje nazwisko? - skinęłam głową.

-Może.

-Wybacz, skarbie, ale muszę ostudzić twój zapał. Narazie nie zamierzam Ci się oświadczać. - zachował powagę przez długi czas, ale w końcu nie wytrzymał i zaczął się śmiać.

- Jesteś niepoważny. - stwierdziłam rozbawiona - Nie to miałam na myśli.

-Spokojnie, nikt się nie dowie, że myślisz o mnie tak poważnie i...

-Sebastian, twoje ego jest większe niż kula ziemska. - parsknęłam.

- Czyli wciąż nie dorównuje do stopnia twojej miłości względem mojej osoby.

-Powinieneś się leczyć. - stwierdziłam. Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić napad śmiechu. - Smythe, jak Ty sobie to wszystko wyobrażasz? - spytałam wyraźnie zainteresowana. Nie wiedziałam, jak ten związek miałby wyglądać, obawiałam się tego wszystkiego.

- Nie wiem. - zaśmiał się. Jęknęłam pod nosem. Ja chciałam wiedzieć. Potrzebowałam wiedzieć... - Wiem, że będziemy razem szczęśliwi. - wyznał, robiąc krok w moją stronę - Wiem, że cokolwiek będzie się działo to razem damy radę. - westchnęłam z ulgą. Tyle mi wystarczyło.

Pokonałam dzielącą nas odległość i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

-Obyś miał rację. - mruknęłam z twarzą wbiją w jego klatkę piersiową.












_______
Krótko, szybko i na temat. Mam ostatnio dużo na głowie, praca i inne takie. Innymi słowy... Dorosłe życie ssie XD

W każdym razie nie zamierzam ani odchodzić z wattpada ani robić sobie przerwy. Jednak muszę uprzedzić, że rozdziały kolejnych książek mogą pojawiać się rzadziej i mam nadzieję, że to rozumiecie 🖤🙏

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro