Chapter 38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤
Miłego czytania, moi kochani! 💋










Obudziłam się wtulona w gorącą klatkę piersiową Sebastiana. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy poczułam, jak mocno obejmował mnie w talii. Jeden, niewielki i mało znaczący gest, sprawiał, że byłam w siódmym niebie. Czułam się... kochana. Wiedziałam, że mu na mnie należało i ta myśl powodowała we mnie szczęście nie do opisania.

Zmusiłam się do otworzenia oczu, jednocześnie odchylając głowę do tyłu, aby spojrzeć na twarz Smythe'a. Wyglądał tak spokojnie, kiedy spał. Oczy miał zamknięte, usta lekko rozchylone. Jego oddech był równomierny. Klatka piersiowa opadała i unosiła się w regularnym tempie.

Powoli przesunęłam palcem po jego nagiej klatce piersiowej, rysując na niej niezidentyfikowane wzory. Nie mogłam oderwać oczu od mięśni na jego brzuchu. Wyglądał jakby dziewięćdziesiąt procent swojego życia spędził na siłowni, a nie na scenie śpiewając.

-I ty mi mówisz, że ja cię molestuję? To nie ja cię obmacuję, gdy śpisz. - usłyszłam zaspany głos szatyna. Zaśmiałam się cicho pod nosem i uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

-Nie obmacywałam cię... - zaoponowałam.

-Wcale. - sarknął - Więc, co takiego robiłaś? - roześmiał się, mocniej mnie obejmując. Zagryzłam dolną wargę. Co niby miałam mu odpowiedzieć? Przecież fakt był taki, że trochę go jednak obmacywałam...

-Ja... - zastanowiłam się chwilę - Dobra! - parsknęłam - Może troszkę cię obmacywałam. Troszkę. - zarechotał, opierając swoje czoło o moje.

-Wiedziałem. Nikt nie oprze się mojemu...

-Daruj sobie, Smythe. Wiem, że masz za wysoką samoocenę. Nie musisz mi tego uświadamiać po raz kolejny. - mruknęłam i krótko cmoknęłam go w usta. Pocałunek pewnie trwałby dłużej, gdyby nie fakt, że ktoś zaczął się dobijać do naszych drzwi.

-Nie wiem kto to, ale go zabiję... - warknął Sebastian, wychodząc z łóżka. Miałam ochotę się zaśmiać, ale udało mi się powstrzymać.

Sebastian Smythe ubrany jedynie w czarne dresy stał przy drzwiach i przekręcał zamek. Jednak jedyne, co udało mi się zanotować to fakt, że nawet plecy miał umięśnione. Ile czasu ten chłopak poświęcał na siłownię?

Pokręciłam głową, aby pozbyć się niechcianych myśli.

Sebastian otworzył drzwi, a do środka wszedł Jeff.

-Hejka! - zaczął uradowany, jednak po zmierzeniu Sebastiana od stóp aż po głowę, na jego twarzy pojawił się grymas - Przeszkadzam?

-Jak na to wpadłeś, geniuszu? - prychnął Smythe - Czego chcesz? - skrzyżował ręce na piersi.

-Poinformować was, że już po jedenastej i chłopaki zrobili grilla. Pomyślałem, że pewnie macie ochotę coś zjeść. - wzruszył ramionami.

-Dopiero wstaliśmy. - mruknął Sebastian - Daj nam kilka minut i do was dołączymy. - westchnął. Uśmiechnęłam się na samą myśl tego, że za kilka minut czekała mnie uczta. Zrobiłam się cholernie głodna.

-Jasne. Czekamy na was piętnaście minut, jeśli po tym czasie nie przyjdziecie, to jemy bez was. - uprzedził i zniknął z progu naszego domku.

Starałam się przybrać najbardziej uroczą minę na jaką było mnie stać.

-Nie patrz tak na mnie. Wiem, że jesteś głodna. Nie martw się, zdążymy i zjesz to na, co tylko będziesz miała ochotę. - pisnęłam zadowolona i zaczęłam klaskać w dłonie niczym małe dziecko. Przewrócił oczami, udając zażenowanie moją postawą, ale na jego twarzy wciąż gościł szczery uśmiech. - Jednak dzieciak. - skwitował, patrząc na mnie.

-Ten dzieciak to twoja dziewczyna! - wytknęłam język w jego stronę, pokazując wysoki poziom dojrzałości.

-Bardzo dorośle, kochanie. - zaśmiał się, podchodząc w moją stronę. Powoli wspiął się na łóżko i gdy znalazł się dosłownie przede mną, wpił się w moje usta. Od razu wplątałam prawą dłoń w jego włosy, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Poczułam, jak uśmiechnął się w moje wargi i niedługo później odsunął się ode mnie, patrząc mi w oczy.

-Wiesz co, Smythe? - spojrzał na mnie zainteresowany - Jednym z plusów spotykania się z tobą, jest fakt, że dobrze całujesz. - stwierdziłam, wywołując u niego śmiech.

-Tylko dobrze? Jestem pewien, że co najmniej wspaniale. - puścił mi oczko.

-Rozmawialiśmy już o twoim ego... - westchnęłam znudzona. Na jego twarzy znów pojawił się arogancki uśmieszek, do którego po takim czasie, zdążyłam się już przyzwyczaić.

-Jasne, skarbie. - szybko cmoknął moje wargi i się odsunął - Ubieraj się, bo inaczej chłopaki zjedzą Ci wszystko, co dobre. - zażartował.

Żarty żartami, ale jeśli w grę wchodziło jedzenie to zawsze byłam poważna. Zerwałam się z łóżka i biegiem rzuciłam w stronę łazienki, aby wykonać poranną toaletę.

Oczywiście moja roztrzepana i niezdarna strona dała o sobie znać i zalałam całą swoją koszulkę i spodenki. Ściągnęłam przemoczone ubrania i zostałam jedynie w czarnych majteczkach i bordowym staniku. Westchnęłam, spoglądając w stronę drzwi.

-Smythe! - lekko uniosłam głos, aby wyraźnie mnie słyszał.

-Co tam, skarbie? Potrzebujesz pomocy? - zaśmiał się. Pokręciłam głową. On się nigdy nie zmieni.

-Nie. Bądź tak dobry i zamknij oczy. - poprosiłam.

-Dlaczego? - znałam go już na tyle dobrze, że byłam pewna, że stał teraz z przymrużonymi oczami i uroczo zmarszczonym nosem. Taki już był.

-Bo... Bo tak! - pisnęłam zirytowana - Proszę cię! Inaczej spóźnimy się, a ja jestem głodna... - jęknęłam, przeciągając ostatnią samogłoskę.

-Ale dlaczego? - Nie ustępował.

-Sebastian, czy możesz chociaż raz w życiu zrobić to o co cię proszę? Nie zadając przy tym zbędnych pytań...

-Nie. - oczywiście. Czego ja się spodziewałam?

-Po prostu zamknij oczy! - pisnęłam zirytwiana. Usłyszłam, jak wzdycha.

-Niech Ci będzie.

-Zamknąłeś? - spytałam dla pewności.

-Tak. - był wyraźnie rozbawiony.

-Okay. - mruknęłam niepewnie. Przekręciłam zamek i lekko pchnęłam drzwi.

Powoli zrobiłam krok w przód, potem kolejny i jeszcze jeden. Rozejrzałam się wokół i szybko do mnie dotarło, jak głupia byłam. Jak ja mogłam mu zaufać?

-Nie! - pisnęłam, gdy ujrzałam Smythe'a, który wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami. A niech to diabli wezmą! Odwróciłam się na pięcie z zamiarem wrócenia do łazienki, ale przeszkodził mi w tym mój chłopak. A właściwie jego ręce, które mocno zacisnęły się na moich biodrach i pociągnęły w jego stronę. - Puszczaj mnie, Sebastian! - jęknęłam, starając się zasłonić policzki włosami. Ja się nigdy nie rumieniłam. Dopóki nie poznałam Smythe'a... - Jestem w samej bieliźnie. - szamotałam się, próbując się uwolnić z jego uścisku - Smythe, puszczaj! - zaśmiał się przy moim uchu i złożył pocałunek na karku.

A niech go diabli wezmą... Nikt nigdy nie kręcił mnie tak, jak on w tej chwili.

Niby chciałam iść coś zjeść. Chciałam, żeby mnie wypuścił ze swojego uścisku, gdyż czułam się wyjątkowo niepewnie. Z drugiej strony chciałam więcej. Potrzebowałam więcej...

Zaczął składać mokre pocałunki wzdłuż mojej szyi. Zagryzłam dolną wargę, aby nie jęknąć. Gdy jego dłonie zaczęły sunąć w górę, mimowolnie odchyliłam głowę, a z moich ust uciekło westchnienie. Odwróciłam się w jego stronę i połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Odwzajemnił go niemal od razu, starając się uzyskać kontrolę.

-Anderson, na litość boską... Jeśli nie chcesz, żeby dziś do czegoś doszło to przerwij teraz, bo inaczej nie wiem, czy będę w stanie przerwać. - wyszeptał  w moje wargi. Martwił się. Nie chciał zrobić niczego wbrew mnie.

W odpowiedzi przysunęłam się bliżej niego, mocniej napierając na jego usta.

-Jesteś pewna? - szepnął. Szybko pokiwałam głową.

-Jak nigdy wcześniej. - odparłam. Zobaczyłam jeszcze uśmieszek na jego twarzy, a później jego usta znów znalazły moje...










Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro