Chapter 7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 💋










Przekroczyłam próg Akademii Dalton i zaniemówiłam. Wiedziałam, że dawniej mój brat uczęszczał do elitarnej szkoły dla bogatych dzieciaków, ale nigdy nie miałam okazji zobaczyć tego budynku na własne oczy. Byłam w szoku.

Wysoki budynek z pięknej czerwonej cegły zapierał dech w piersiach. Za sam wygląd zewnętrzny trzeba było płacić krocie, obawiałam się, ile kosztowało utrzymywanie mojego brata w tej szkole. To musiał być majątek.

-Wow. - wyszeptałam po wejściu do budynku - Dlaczego zrezygnowałeś z takiego miejsca? - zszokowana spojrzałam na brata. Ten jedynie wzruszył ramionami.

-Chciałem być bliżej Kurta. - wyznał - Skoro szkoła mogła mi to dać, postanowiłem to zrobić. - wzruszył ramionami.

-Urocze. - uśmiechnęłam się lekko - I głupie. - dodałam po chwili - Miłość miłością, ale człowieku... To miejsce na pewno dawało niesamowite możliwości, a ty...

-Tori, jesteś jedyną kobietą jaką znam, która twierdzi, że miłość to dno i nie zamierza tracić czasu na randki. Nie wiem skąd ci się to wzięło, ale to straszne... - szliśmy kilka kroków za profesorem Willem, którego Tina usilnie starała przekonać, żeby zwolnił ją jeszcze z jutrzejszej matematyki i fizyki.

-Blaine, ty uważasz miłość za najważniejszą wartość w życiu. - zaśmiałam się - Ale spójrz obiektywnie. Można żyć bez miłości. Nie można za to żyć bez tlenu, jedzenie czy picia. To jest naprawdę ważne. - starałam się mu rozjaśnić mój punkt widzenia.

-Pogadamy, jak poznasz jakiegoś faceta, który zawróci ci w głowie. Ciekawe, czy wtedy też będziesz taka mądra. - przewróciłam oczami.

Miał trochę racji. Było kilku chłopaków, którzy zwrócili moją uwagę, ale ja szybko traciłam zainteresowanie. Nie szukałam chłopaka, po to aby kogoś mieć. Nie chciałam chłopaka, bo to było teraz modne. Uważałam, że jeśli miałam kogoś spotkać to spotkam i tyle.

Jeśli coś miało się stać to i tak by się stało. Tyle.

-Jak kogoś poznam to dam Ci znać. - klepnęłam brata w ramię - Póki co, zostanę przy jedzeniu i alkoholu. - uśmiechnęłam się do niego, pokazując zęby.

-Jak sobie chcesz. - westchnął.

-Idziecie? - przyspieszyliśmy kroku, aby dogonić Tinę i nauczyciela - Idę do dyrektora. Zapytam, gdzie mamy się udać i do was wrócę. Proszę, postarajcie się nie wpakować w kłopoty. - czemu mówiąc to patrzył na mnie? Może wzorem do naśladowania nie byłam, ale daleko mi do Puckermana.

Byłam... Po prostu sobą.

-W jaki jeszcze dzień możemy robić próby? - przerwałam ciszę.

-Proponuję poniedziałki albo środy. - odparła Tina.

-Poniedziałki odpadają. - mruknęłam - Sebastian mówił, że ma treningi. - dodałam, gdy brat posłał mi pytające spojrzenie.

-Zapamiętałaś. - słysząc znajomy głos odwróciłam się na pięcie. Przede mną stał nikt inny, jak Sebastian Smythe.

Włosy ułożone miał na żel, ale było go zdecydownie mniej niż na głowie mojego brata. Na jego twarzy widniał szelmowski uśmieszek, a ręce miał skrzyżowane na piersi. Wygladał naprawdę dobrze.

-Cześć, Sebastian. - uśmiechnęłam się do szatyna.

- Cześć, Victoria. - odparł. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Nie lubiłam swojego imienia i wszyscy moi znajomi wiedzieli, żeby nie zwracać się do mnie pełnym imieniem tylko skrótem.

-Tori. - poprawiłam go automatycznie - Po prostu Tori. - skinął głową.

-Jak sobie życzysz. - przeniósł wzrok na mojego brata i przyjaciółkę - Cześć, Blaine. Witaj, Tino. - Blaine zacisnął usta w wąską linię i jedynie skinął głową. Spojrzałam błagalnie na przyjaciółkę, aby przynajmniej ona spróbowała być miła. Szatynka lekko kiwnęła głową, żebym tylko ja mogła to zauważyć.

-Witaj ponownie, Smythe. - Jej głos nie był przepełniony żalem. Był naprawdę neutralny - Kto by pomyślał, że będziemy wspólnie występować? - posłałam jej spojrzenie pełne wdzięczności.

Naprawdę nie potrzebowałam awantury. Musieliśmy się jakoś dogadać, a chłopaki z New Directions wcale nie ułatwiali nam tego zadania. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogłam ufać Smythe'owi ani Clarington'owi, ale trzeba było pozostać w neutralnych stosunkach.

-Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której będziemy musieli współpracować. - przeczesał dłonią włosy.

-Zróbmy, co musimy i miejmy to z głowy. - burknęła, stając obok mnie. Chwyciła mnie pod ramię i oparła się swoją głowę o moją. - Im szybciej wszystko uzgodnimy i ogarniemy, tym mniej czasu spędzimy razem. - prychnęła.

-Mądrze gadasz. - poparł ją Smythe.

-Nie wiem, co kombinujesz. - Blaine wyszedł przede mnie - Ale nie uda ci się. Już niejednokrotnie próbowałeś nas skłócić, ale ci się nie udało. I tym razem...

-Blaine, na litość boską. - przerwałam bratu - Tu nie chodzi o nich. Nawet jeśli coś kombinują, to mamy większe problemy. Póki nie odegramy jakiegoś głupiego teatrzyka, jesteśmy na siebie skazani. - prychnęłam - Postarajmy się w tym czasie nie pozabijać. - poprosiłam.

-Podoba mi się twój tok myślenia. - usłyszałam że strony Sebastiana. Uniosłam brew. To miał być komplement? - Zamiast doszukiwać się spisku, moglibyście docenić, że staramy się z wami dogadać. - prychnął.

-Udowodniłeś już, ile warte jest twoje słowo. - zakpił Blaine. Zaskoczona spojrzałam na brata.

Co się z nimi działo? Rozumiałam żal i gniew wobec Skowronków, ale nadszedł czas, aby ten konflikt zakończyć.

-Blaine, daj spokój. - Tina położyła dłoń na ramieniu bruneta - Tori ma rację, musimy się jakoś dogadać. - westchnęła. W tym samym czasie drzwi od pokoju nauczycielskiego otworzyły się.

Will Schuester wyszedł, rozglądając się wokół. Jego wzrok w końcu padł na Smythe'a.

-Sebastian. - szatyn lekko skinął głową - Miło cię znowu widzieć. - zaskoczył mnie.

Najgorsze jednak, wciąż było przed nami. New Directions musieli się dogadać ze Skowronkami. To wyzwanie wymagało więcej czasu...







Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro