00.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nie bij mnie — cicho błagała, kiedy zdenerwowany chłopak ścierał łzę z jej policzka. — Proszę, ja nie chcę znów czuć bólu...

Nie dał po sobie poznać, że jej słowa uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Jedynie stał i wciąż głaszcząc zapłakaną twarz, wpatrywał się w niebieskie oczy, które utkwione w chodnikowej kostce ani śmiały zerknąć na niego ze wzajemnością.


— Nie śmiałbym Cię uderzyć, aniołku. Nigdy w życiu. — przez myśl przeszły mu dwa pytania: kto mógłby bić tak kruchą istotę? Jakim skurwysynem trzeba by było być, aby wyrządzać jej tak wielką krzywdę?

Dziewczyna, ośmielona wyznaniem, delikatnie odsunęła dłonie z twarzy i wtuliła się w jego klatkę piersiową, jakby chciała schronić się jeszcze bardziej. Jackob od razu zasłonił ją własnym ciałem, umieszczając prawą dłoń na jej głowie, a lewą na lędźwiach. Natychmiast poczuł się stabilniej niż kiedykolwiek. Jak bohater, którym zawsze chciał być. Energia emanująca od jego towarzyszki była niesamowita. Pewniej przycisnął ją do siebie.

— Jesteś taki ciepły... — wyznała nagle, wciągając powietrze, aby znowu poczuć zapach jego skóry. Była to woń nieokreślona, jednak zupełnie inna niż jej oprawcy. Jackob w porównaniu do niego pachniał obłędnie.

Ten uśmiechnął się na uwagę Anne i cmoknął delikatnie czubek jej głowy. Zamyślił się na chwilę. Co mógłby jej powiedzieć? Czego ona potrzebuje?

— Jesteś bezpieczna, już nikt nigdy nie zrobi Ci krzywdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro