Soukoku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To pierwszy tekst, jaki napisałam po prawie trzyletniej przerwie. Bądźcie wyrozumiali. Wtedy jeszcze nie byłam zbyt dobrze zaznajomiona z dynamiką postaci i samym BSD. To wcale nie tak, że nie przepadam za tą parą, a moja duma bardzo ucierpiała przez ostatnie zdjęcia, w których to musiałam odegrać rolę psa xD. Miłego czytania.

Wirujące na wietrze liście powoli opadały na chodnik tuż przed stopami niskiego rudego mężczyzny, który obserwował z niemym wręcz zachwytem ich przepełniony chaosem taniec. Egzekutor odniósł nagle nieodparte wrażenie, że ich jasne płomienne wręcz odcienie przypominały mu kolor przelewającej się niejednokrotnie w Yokohamie krwi, którą sam brudził sobie ręce. Ciemne, przysłaniające niebo chmury zwiastowały rychłe nadejście deszczu, a ciężkie, ciepłe powietrze otaczające go powodowało, że jedyne o czym marzył w tej chwili to powrót do skromnego mieszkania, które zajmował. Westchnął ciężko gdy pojedyncza kropla nagle uderzyła go w nos, rozprysła się i chlapła mu do oczu. Ten dzień zdecydowanie nie był dniem Chuuyi Nakahary – a przynajmniej do tej pory nic na to nie wskazywało. Dosięgające go problemy mafii portowej sprawiły, że jego motywacja do wykonywania obowiązków egzekutora malała z każdym dniem.

Może gdyby nie ostatnie wybryki i wariactwa Akutagawy jego życie byłoby prostsze? Rudowłosy przecież dokładnie wyjaśnił istotę sprawy, która już od jakiegoś czasu nurtowała młodzieńca, jednak ten uparcie zdawał się nie przyjmować do wiadomości faktu, iż Chuuya zwyczajnie nie chciał wprowadzić jego planu w życie mającego na celu zastraszenie Zbrojnej agencji detektywistycznej. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego Akutagawa właśnie z tego tytułu sprawiał aż tyle problemów. Czysta władająca jego umysłem zawiść nawet w czasie zawieszenia broni była dla niebieskookiego zagadką, do której rozwiązania ani trochę się nie zbliżał.

Z nieba zaczęły spadać coraz większe krople, co zmusiło mężczyznę do schronienia się pod stalowym daszkiem znajdującej się tuż za jego plecami kawiarni. Dudniący z niesłychaną wręcz mocą deszcz sprawił, że porzucił rozważania na temat swego podopiecznego. Oparł się lekko o fasadę budynku, wyjął z kieszeni płaszcza lśniące metalowe pudełeczko oraz zapałki. Jak na złość zapomniał o zabraniu z domu zapalniczki, a myśl, że będzie musiał odpalić papierosa jedynie za pomocą cienkich pokrytych siarką patyczków nie napawała go optymizmem. Praktycznie za każdym razem uciekając się do tej metody przypalał sobie parę sterczących we wszystkie strony włosów. Skrzywił się nieznacznie w momencie, gdy w końcu udało mu się odpalić kiepa. Zaciągnął się mocno wtłaczając do płuc zabójczy dym pełen substancji smolistych. Może i nie była to jego ulubiona marka, ale papieros smakował całkiem nieźle jak na paczkę zakupioną w przydrożnym automacie.

Delektował się otaczającą go ciszą. W taką ulewę praktycznie żaden mieszkaniec miasta nie decydował się na wystawienie nosa poza próg domu, przez co ulica była praktycznie pusta, a niczym niezmącony spokój dawał rudowłosemu poczucie błogości, które niechybnie przerwane zostało przez stukot butów.

- Hej Chuuya! - usłyszał niespodziewanie tuż nad uchem irytujący męski głos, którego barwa wyryła mu się w pamięci – Piękne miejsce wybrałeś – dodał po chwili nowoprzybyły.

Egzekutor powoli odwrócił głowę w stronę towarzysza. Nie żeby nie spodziewał się pojawienia się Dazaia Osamu przed tym skromnym przybytkiem, jednak po cichu liczył na to, że jego były mafijny partner zwyczajnie zapomni o umówionym na godzinę piątą spotkaniu. Chuuya powoli zaczął żałować, że zgodził się na propozycję detektywa, który jak gdyby nigdy nic zabrał się za złożenie trzymanego w ręce, ociekającego wodą parasola.

- Odpuść mi. Wiem, że źle zrobiłem... – odezwał się cedząc przez zęby każde słowo, dając tym samym do zrozumienia towarzyszowi, że nie zamierzał prowadzić z nim tej trywialnej konwersacji w nieskończoność – Spotykając się tu z tobą – dokończył po chwili.

Dazai uśmiechnął się jedynie zerkając przelotnie na rudowłosego. Oparł się ramieniem dotykając tym samym bezceremonialnie mokrym rękawem nowy płaszcz byłego przyjaciela, na co ten szybko zareagował odsuwając się od niego o krok. Detektyw parsknął śmiechem. Humor ewidentnie dopisywał Dazaiowi w przeciwieństwie do okazującego mu na każdym kroku niechęć Nakahary.

- Wiesz, że mało rzeczy na świecie jest smutniejszych, niż martwa żona? - zapytał w końcu Osamu przerywając niezręczną ciszę i wyciągając przy okazji papierosa spomiędzy palców niebieskookiego.

Cuuuya zakrztusił się powietrzem i zalegającymi w płucach resztkami dymu słysząc słowa detektywa. Zmarszczył brwi, a na jego twarzy malowała się wściekłość, której mimo idiotyzmowi wypowiedzi Dazaia nie zamierzał ulec w tak trywialny sposób. Przecież wiadomym było, że gdyby zareagował bardziej emocjonalnie mógłby narazić się na śmieszność, czego absolutnie robić nie zamierzał. Wystarczyło mu już badawcze spojrzenie górującego nad nim mężczyzny.

- Ostatnio znowu dorwałem się do dziennika Kunikidy – wyjaśnił beztrosko samemu biorąc papierosa do ust – Według skali mierzącej natężenie stresu w zależności od zmiany życiowej towarzyszącej poszczególnym wydarzeniom śmierć współmałżonka uplasowała się na pierwszej pozycji – rzekł prędko wydmuchując dym z wymalowanym na twarzy niesmakiem.

Chuuya prychnął głośno ewidentnie niezadowolony z braku gustu do wyrobów tytoniowych Dazaia. Przewrócił teatralnie oczami i skierował wzrok w stronę mokrej nawierzchni drogi. Przez myśl przeszło mu nawet, że mógłby być teraz w domu, relaksować się w samotności przy lampce czerwonego wina i zwyczajnie nie oglądać facjaty zdrajcy, który zaprosił go na spotkanie prosząc, aby sam wybrał miejsce. Nakahara pomyślał nawet, że być może gdyby zdecydował się na wybór pobliskiej pijalni wina, udałoby mu się upić towarzysza, a następnie zostawić go i uciec do domu. W tym momencie żałował, że tego nie zrobił.

- Może w końcu zdradzisz mi cel naszego dzisiejszego spotkania i przestaniesz pieprzyć trzy po trzy? Naprawdę chciałbym już móc wrócić do domu - mruknął jakby od niechcenia ignorując całkowicie wypowiedź brązowookiego - Zaskoczyłeś mnie tą nagłą propozycją. Czyżby nikt nie wyraził chęci spędzenia z tobą piątkowego wieczoru, wieżowcu? Zawsze mogłeś iść do tego swojego obskurnego baru. Tam na pewno znalazłby się ktoś ze starej gwardii, kto chciałby ci towarzyszyć, a przy okazji wpakować ci nóż pod żebro.

Osamu dopalił papierosa i rzucił go prosto w formującą się powoli niewielką kałużę.

- Masz jeszcze jednego? - zapytał brunet.

- Dla ciebie nie - burknął Nakahara.

- Szkoda.

Stali tak wpatrzeni przez krótką chwilę w malujący się przed nimi rząd sklepów i budynków mieszkalnych, a wszystko to z każdą minutą stawało się coraz bardziej niedorzeczne dla rudowłosego. Wydarzenia, które miały miejsce już jakiś czas temu wydawały się być jedynie lekkim złudzeniem, które nawiedzało go w nocnych koszmarach. Bezapelacyjnie sprawa "Dead apple" - bo taką właśnie nazwą ochrzciła ją agencja detektywistyczna odcisnęła na nich pewne piętno. Trzymając się myśli, że Dazai właśnie o tym chciał z nim porozmawiać ponowił pytanie.

- Dlaczego mnie tu ściągnąłeś?

- Och, Chuuya czasem naprawdę zastanawiam się, co jest niższe: twój wzrost, czy iloraz inteligencji - zaśpiewał Osamu z lekkim uśmiechem opierając cały swój ciężar o fasadę budynku - Jesteśmy na przyjacielskim spotkaniu.

Tego już było za wiele dla biednego Nakahary. Zacisnął pięść najmocniej jak tylko potrafił i błyskawicznie odwrócił się w stronę bruneta, który widząc jego reakcję zaśmiał się głośno obnażając tym samym rząd śnieżnobiałych zębów. Rudowłosy bez wahania uderzył go w twarz i korzystając z chwili dezorientacji śmiertelnego wroga chwycił go mocno za koszulę i zaczął szarpać na wszystkie strony. W jego niebieskich oczach widać było jedynie czystą furię ukierunkowaną w stronę w dalszym ciągu zanoszącego się śmiechem Dazaia. Jednym płynnym ruchem wyjął nóż z wewnętrznej kieszeni płaszcza i przycisnął ostrze do klatki piersiowej Osamu.

- Jeszcze słowo, a wbiję ci ten nóż w serce skretyniała cioto - wysyczał - Pożegnaj się ze swym upragnionym samobójstwem. Zamorduję cię tu i teraz.

- Jesteś niesprawiedliwy wobec mnie - odparł z teatralnym wręcz żalem detektyw - Oferuję nam miłe wspólne spędzenie czasu, a ty odpłacasz mi się w tak niegrzeczny sposób. Chyba już zapomniałeś, że obiecałem spłacić swój dług, który zaciągnąłem, gdy obudziłeś Śnieżkę, prawda? Dodaj również do tego zepsuty samochód...

Chuuya powoli schował nóż do kieszeni cały czas wpatrując się w twarz bruneta. Oczywistym faktem było, iż nie zapomniał. W końcu operacja, o której wspomniał Osamu mogła zabić go z łatwością, czego w przeciwieństwie do stojącego przed nim kretyna absolutnie nie pragnął. Dla Chuuyi śmierć była porażką - definitywnym końcem, do którego nigdy nie chciał dopuścić. Nie lękał się jej, jednak życie zdawało się być o wiele bardziej zabawne. Żyjąc mógł chociaż starać się uprzykrzać egzystencję temu idiocie, oglądać głupkowate filmy komediowe, które od czasu do czasu puszczane były w telewizji no i oczywiście pić ukochane wino. Dazai jak nikt inny zdawał sobie z tego sprawę, w końcu znał go najlepiej.

- Jak śmiałbym zapomnieć! - parsknął Nakahara.

- Więc puść mnie w końcu niziołku - Osamu bawił się wręcz wyśmienicie obserwując Chuuyę, który bił się z myślami, czy nie powinien przyłożyć mu po raz drugi tego dnia - Kawa? - zapytał.

- Chętnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro