Rodział I: Budowanie nowej historii.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Esther

Wbiłam wzrok w toster, czekając aż moje śniadanie będzie gotowe. Jestem cholernie nie wyspana i czuję, że jak nie dostarczę odpowiedniej dawki kofeiny to nie przetrwam tego dnia. Połowę nocy spędziłam na wierceniu się w łóżku i odświeżania instagrama z nadzieją, że to co zobaczyłam to tylko błąd systemu. Większość moich znajomych z poprzedniej szkoły odobserwowała mój profil. Uderzyło mnie to w pewien sposób. Nie spodziewałam się po prostu, że ta sytuacja przekreśli wszystko co nas łączyło.

Lecz jak tak teraz o tym myślę, czy cokolwiek nas serio łączyło?

Dwa tygodnie temu przeprowadziłam się z rodzicami do Rosewood. Przez ten czas dowiedziałam się o mieście jedynie tyle, że jest tutaj park. No i minęłam jeden cudowny dom, gdy jechałam złożyć papiery do szkoły. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień, a ja nikogo nie znam. Spędzony czas w nowym miejscu przeznaczyłam na leżenie w łóżku i zamartwianie się tym wszystkim co zostawiłam za sobą.

— Esther idziesz? — zawołał mój ojciec i usłyszałam jak zbiega na dół po schodach

— Tak, poczekaj — powiedziałam i otworzyłam toster

Pomimo wcześniejszego głodu jaki odczuwałam, mój żołądek zacisnął się, więc zamknęłam urządzenie i odłączyłam od prądu. Nie jestem w stanie niczego przełknąć przez ten stres.

Może i jestem pewną siebie osobą, ale myśl o dołączeniu do nowej klasy, która zna się pewnie w większości od dziecka mnie przeraża. Naukę rozpoczyna się tam od szóstej klasy. Ja dołączam w jedenastej, więc jestem pięć lat wstecz. To będzie cud, jeśli uda mi się z kimś zakolegować.

...

Weszłam do szkoły i od razu poczułam się zagubiona. Mam wstawić się u dyrektorki, żeby odebrać plan lekcji i klucz do szafki. Semestr zaczął się już tydzień temu, ale kobieta zgodziła się bym go sobie odpuściła. Miałam zaaklimatyzować się w mieście przez ten czas, czego oczywiście nie zrobiłam.

Powolnym krokiem ruszyłam przez korytarz, starając się chociaż udawać, że wiem gdzie zmierzam.

Kilka osób rzuciło na mnie spojrzenie, pewnie zastanawiając się kim jestem. Oczywiście była to zwykła ciekawość a nie złośliwość. Każdy byłby zainteresowany widząc nową twarz.

Gdy już znalazłam gabinet pani dyrektor, westchnęłam głęboko i dwa razy zapukałam w drzwi. Nie czekałam na zaproszenie tylko weszłam do środka. Kobieta od razu miło na mnie spojrzała, co podniosło mnie na duchu. Moją uwagę przykuła jednak blondynka siedząca na krześle przed biurkiem. Może jednak powinnam była poczekać na zaproszenie?

— Dzień dobry — przywitałam się niepewnie, czując się źle z faktem, że im przerwałam

Dziewczyna zupełnie nie zwróciła na mnie uwagi. Zresztą dyrektorką też chyba nie jest zainteresowana, bo jej wzrok skupiony jest na telefonie. Mam nadzieję, że ja nie znajdę się w podobnej sytuacji w tym roku.

— Witaj Esther — powiedziała w końcu kobieta

Nim zdążyła coś dodać, drzwi ponownie się otworzyły i do środka wpadła druga blondynka.

— Naprawdę za nią przepraszam pani dyrektor! Ona się poprawi, proszę jej tym razem nie karać — wyrzuciła od razu i zatrzymała się obok mnie

Spojrzałam na nią i zobaczyłam jak przejęta jest sytuacją. Ona też na mnie zerknęła i delikatnie skinęła głową na powitanie.

— Stephanie, twoja siostra...

Stephanie? Ładnie.

— Przyrodnia — wtrąciła się ta, jak mi się zdaję niższa, po czym wróciła do klikania w telefon

Choć zachowała się ignorancko, odpuściłam sobie przewrócenie oczami. Nie powinnam nikogo oceniać. Nie ja.

— Twoja przyrodnia siostra...— poprawiła — za każdym razem obiecuje że się zmieni. A raczej, ty obiecujesz.

— Tym razem naprawdę ją przypilnuję. Ten rok będzie inny.

— Niech będzie. Ale za to Sabrina... musisz oprowadzić Esther po szkole.

— Co?! Czemu ja? — oburzyła się i dopiero teraz spojrzała w moją stronę

— Ponieważ tak powiedziałam.

Dyrektorka podała mi plan lekcji i kluczyk, za co jej podziękowałam i słabo się uśmiechnęłam. Nie chcę żeby ta dziewczyna spędziła ze mną praktycznie cały dzień. Szczególnie, że ona też nie jest zadowolona tym pomysłem.

— Wstawaj Sabrina — powiedziała jej siostra i szturchnęła ją w ramię

Westchnęła i odepchnęła jej rękę. Zwlekła się z krzesła tak jakby była to dla niej katorga i obrzuciła mnie obojętnym spojrzeniem.

W trójkę opuściłyśmy gabinet, a ja zwróciłam się w stronę dziewczyn. Ta wredna próbowała odejść, ale Stephanie, nie pozwoliła jej na to.

— A ty gdzie?

— Przecież sama może się oprowadzić.

Zacisnęłam szczękę wkładając dużo wysiłku w powstrzymanie się przed powiedzeniem czegoś.

— Dyrektorka ci kazała. Co ci się stanie jak raz posłuchasz? Świat się zawali?

— Po prostu mi się nie chcę. Poza tym Janet na mnie czeka.

W jej głosie słychać znudzenie i pogardę. Ta dziewczyna już mi się nie podoba. Ona nawet nie próbuje ukryć swojego ciężkiego charakteru.

— Poradzę sobie — powiedziałam, nie chcąc już po prostu przebywać w ich towarzystwie

Dam sobie radę, nie potrzebuję żadnego instruktora. Szczególnie takiego. Za dobrze znam takie dziewczyny i nie chcę mieć z nimi do czynienia.

— Ja Cię oprowadzę — powiedziała z uśmiechem jej siostra odwracając się w moją stronę — A ty... — zwróciła się do Sabriny — nie myśl sobie że następnym razem wyciągnę Cię z kłopotów.

— Gadanie — prychnęła i odeszła wyciągając telefon

Odprowadziłam ją wzrokiem, starając się nie pokazać bardzo jestem zirytowana.

— Przepraszam za nią, ona jest...trochę się ostatnio buntuje.

— Jest od ciebie młodsza? — zapytałam obstawiając że Stephanie jest starsza

Tworzą wrażenie matki i niegrzecznej córki.

— Młodsza. Kilka miesięcy różnicy.

Mój mózg zaczął szybką analizę, ale się zaciął. Jak?

— Ale...

— Ten sam ojciec różne matki. Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak to działa prawda? — uśmiechnęła się

Rzeczywiście, Sabrina wspomniała że są przyrodnim rodzeństwem ale umknęło mi to z głowy.

— Jasne, rozumiem.

Zapanowało kilka sekund niezręcznej ciszy, a ja rozejrzałam się po korytarzu. To całkiem ładna szkoła. Mam nadzieję, że poziom jest równie wysoki jak twierdziła pani dyrektor na pierwszym spotkaniu.

Jestem po prostu ambitna i zależy mi na nauce. Chciałabym dostać się na prawo na Harvardzie, co nie jest łatwym wyzwaniem.

— To co masz pierwsze? — zapytała dziewczyna podchodząc bliżej

— Matematykę — odparłam zerkając na plan

Stephanie nachyliła się by spojrzeć na kartkę, po czym znowu się uśmiechnęła.

— Widocznie jesteśmy w jednej grupie. Chodźmy.

W drodze do sali zaczęła opowiadać mi trochę o szkole, szczególnie o nauczycielach. Wspomniała na kogo uważać i do kogo zwrócić się gdyby zaistniał jakiś problem. O uczniach wypowiedziała się w miarę pozytywnie i mam nadzieję, że nie było to tylko kłamstwo na zachętę. Ja naprawdę nie chcę już żadnych problemów.

— To skąd jesteś? — zapytała nagle, a na mojej twarzy zagościł grymas

— Nowy Orlean.

— Czemu się przeprowadziliście? To daleko.

— Tata i mama mają tu lepszą pracę — powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy — Są prawnikami.

Klasnęła zadowolona, co mnie zdezorientowało. Ona jest jakoś...niezrozumiale pozytywna.

— Moja mama też! Tata prowadzi jakieś biznesy. Kupuje i sprzedaje różne kamienice i tym podobne. Podoba ci się tutaj?

— Dopiero poznaję miasto. Jestem tu od dwóch tygodni.

Gdy weszłyśmy do klasy, od razu skierowałam wzrok na pierwsze ławki. Nie ma sensu pchać się na tyły, bo pewnie i tak wszystko jest już zajęte. Głupio byłoby podpaść już pierwszego dnia.

Parę osób odwróciło się do nas, niektórzy nawet się uśmiechnęli.

— To Esther. Będzie z nami w grupie — powiedziała Stephanie

— Hej — rzuciłam tylko

Otrzymałam odpowiedź od kilku dziewczyn, inni tylko pomachali. Zrobiło mi się miło, bo myślałam, że będzie gorzej. Że zostanę zupełnie zignorowana, bądź oceniona. To pewnie i tak nieuniknione, ale ważne że nie przy pierwszej lekcji.

— Usiądź ze mną jeśli chcesz.

— Chętnie — zgodziłam się i posłałam jej niepewny uśmiech

Usiadłyśmy w jednej z ławek na środku i zabrałam się za wyciąganie rzeczy z torebki. Nie wiem jak mam traktować Stephanie. Jako nową znajomość, czy pakiet wygasa o północy i jutro się nie znamy?

— Jakie przedmioty lubisz? — zapytała

— W sumie to wszystkie, poza chemią. Zawsze szło mi z nią najgorzej.

— Ale chyba nie jesteś kujonką, prawda?

— Lubię zdobywać wiedzę — odparłam i wzruszyłam ramionami. Posiliłam się nawet na uśmiech — Ale spokojnie. Nie siedzę tylko w książkach.

— W końcu ktoś mądry kto może pomóc mi z nauką — powiedziała zadowolona

— Nie ma problemu. Jestem do usług.

Mam nadzieję, że zabrzmiałam miło. Czasem bywam bezuczuciowa, nie zawsze to kontroluje. Tutaj jednak chcę się przypilnować. Nie planuje pchać się w głębsze znajomości, po prostu chcę być okej w stosunku do wszystkich.

Stephanie chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej dziewczyna która nagle wpadła do klasy. Wygląda na młodszą od nas. Ma śliczne, nieco zakręcone, szatynowe włosy. Swoim rozkojarzeniem i chaotycznością, zwróciła na siebie uwagę wszystkich zebranych.

Ruszyła w naszą stronę, a Stephanie nawet nie ukryła swojej irytacji.

— Gdzie jest Sabrina? — zapytała skanując wzrokiem klasę

— Julie, daj już spokój. Przepraszam, że powiem to bezpośrednio, ale: Ona. Ma. Cię. Gdzieś.

Sabrina to jej utracona przyjaciółka, miłość czy po prostu jakaś idolka za którą się ugania?

— Bzdury — skomentowała dziewczyna z uśmiechem i machnęła ręką — To gdzie ona jest?

Zmarszczyłam czoło, obserwując tą desperację.

— Nie wiem, pewnie kurzy przed szkołą. Nie idź tam i nie drażnij jej.

— Stęskniłam się, nie gadałam z nią jeszcze od początku semestru.

— Bo unika cię jak ognia?

Julie, o ile dobrze pamiętam, obróciła się na pięcie i szybko wyszła. Westchnęłam i spojrzałam na Stephanie.

— Kto to? — zapytałam i oparłam się łokciem o ławkę

— Lizus Sabriny. Kocha się w niej odkąd pamiętam.

— Aha — pokiwałam głową — Czyli twoja siostra jest...

— Nie — zaprzeczyła od razu, nim w ogóle dokończyłam — I lepiej nie poruszać przy niej tego tematu.

Czyli nie tylko jest chamska, ale jest też jebanym homofobem. Już wiem kogo unikać. Nie chcę mieć kontaktu z kimś takim. Nie mogłabym.

— Rozumiem.

Kiedy nauczycielka weszła do klasy, a kilka sekund później zadzwonił dzwonek, Stephanie zaczęła wiercić się na swoim miejscu.

— Cholera gdzie ona jest? — powiedziała bardziej do siebie samej niż do mnie

— Kto? — pytam

Zaczynam się gubić. Poznałam dopiero trzy osoby, z czego jedna wystarczająco straciła już w moich oczach, a druga jest po prostu cholernie irytująca. Mam nadzieję, że Stephanie nie jest jakimś ciężkim przypadkiem i w miarę się zakolegujemy. Nie liczę na coś poważnego, ale chcę mieć z kim gadać.

— Sabrina. Miała się już nie spóźniać.

— Troszczysz się o nią. Próbujesz ją nawrócić?

— Ktoś musi.

— Czyli są wszyscy oprócz Caville tak? — pyta nauczycielka rozglądając się po klasie

Jakąś sekundę później drzwi się otworzyły i dziewczyna weszła do sali.

— Przepraszam za spóźnienie i dzień dobry — powiedziała

Od razu wbiła w nas wzrok i nawet z tej odległości dostrzegłam jak przez jej oczy przemknął gniew.

— To jej miejsce? — pytam cicho Stephanie

— Tak, ale spokojnie. Siedź.

— Ustąpię jej. Nie chcę wrogów.

Już miałam zabrać swoje rzeczy, gdy dziewczyna chwyciła mnie delikatnie za nadgarstek i przytrzymała.

— Nie, zostań. A poza tym, to liceum, każdy ma tu jakichś wrogów. Sabrina i tak siedziała ze mną z przymusu.

Caville powędrowała na tył klasy i usiadła w pustej ławce. Czuję, że będę miała problem.

— Ona i tak mnie nienawidzi — dodała Stephanie

...

Spędziłam z dziewczyną każdą przerwę i siedziałyśmy razem na wszystkich wspólnych lekcjach. Sabrina była o to zła, co z czasem zaczęło mnie satysfakcjonować. Gdyby nie to, że nie szukam teraz problemów, już dawno bym sobie z nią porozmawiała. Taka moja natura, zazwyczaj nie trzymam języka za zębami.

Teraz trwa przerwa obiadowa. Jako że na poprzedniej lekcji nie byłam w grupie ze Stephanie, przyszłam na stołówkę sama. Głód w końcu mnie dopadł.

Nie chciałam gnębić dziewczyny szukając jej lub na nią czekając więc usiadłam przy stoliku sama. Blondynka jednak szybko mnie odszukała i od razu ruszyła w moją stronę, ciągnąc za sobą jakiegoś chłopaka. Miałam z nim poprzednią lekcje. Był miły, przywitał się i powiedział, że ma nadzieje że mi się tutaj spodoba. Nie podał mi natomiast swojego imienia.

— Możemy się dosiąść? — zapytała Stephanie

— Jasne — odparłam z uśmiechem

Lepiej mieć jakichś znajomych, niż być samotnikiem. Zresztą, nie wytrzymałabym długo sama.

— Esther, poznaj Felixa. Podobno mieliście razem biologię — powiedziała gdy usiedli obok siebie, naprzeciwko mnie

— Hej — chłopak przywitał się i wziął kilka frytek do ust

Jego uśmiech jest naprawdę śliczny, co zauważyłam od razu. Wygląda na równie pozytywnego co Stephanie.

— Felix to mój najlepszy przyjaciel.

— Dokładnie, od dziecka — dodał i poklepał ją po ramieniu

— Miło poznać.

— O, twoja siostra i Janet tu idą — powiedział zdziwiony i wskazał głową

— Od kiedy przychodzą na stołówkę? Zwykle wymykają się teraz na peta czy inne gówno.

Odwróciłam się, nie próbując być nawet dyskretną. Gdy zobaczyłam, że rzeczywiście zmierzają w naszą stronę, westchnęłam. Chciałam trzymać się od tej dziewczyny z daleka, ale pewnie będzie to niemożliwe biorąc pod uwagę, że trochę trzymam z jej siostrą.

Sabrina usiadła oczywiście obok mnie, a Janet na przeciwko niej obok Felixa. Los chyba mnie nie lubi. Cieszę się, że zupełnie mnie olała i nie rzuciła na mnie nawet okiem.

— Ogarniacie, że prawie nas złapali? — powiedziała koleżanka Sabriny i przejechała palcami po swoich krótkich włosach

— Szkoda że prawie — Felix rzucił z uśmiechem, na co tamta szturchnęła go w bok

Nie wyglądało to jednak wrednie, bardziej koleżeńsko. Mam nadzieję, że nie jest jak Sabrina. Nie zniosę dwóch takich dziewczyn w moim otoczeniu.

— Znowu masz kłopoty? — zapytała Stephanie patrząc na swoją siostrę zdenerwowana

— Nie — odparła Sabrina i zabrała jabłko z tacy Felixa

— Sucz — skomentował a ona tylko się uśmiechnęła

Nawet jej uśmiech wygląda cholernie wrednie.

— Pogadamy w domu.

Spojrzałam na starszą z sióstr pod wrażeniem. Naprawdę zachowuje się jak matka.

— Dobrze mamo — powiedziała Sabrina po czym objęła mnie ramieniem i przybliżyła się do mojego ucha. Cała się spięłam. Co ona sobie wyobraża? Ale nie odepchnę jej, na pewno nie w obecności Stephanie — Ciekawe jak długo z nią wytrzymasz — wyszeptała

Obróciłam się do niej, tak że nasze twarze prawie się dotknęły. Zaskoczyło mnie to trochę, ale postanowiłam ją zignorować i szybko się odsunęłam, strącając przy tym jej rękę.

— Janet, chodźmy do innego stolika — powiedziała — Tu jest zbyt sztywno.

...

W końcu skończyłam lekcje i wyszłam wraz z Stephanie ze szkoły. Nie wiem czy mam traktować ten dzień za udany. W sumie, nic specjalnego się nie wydarzyło. Lekcję były okej, wychodzi na to, że dyrektorka nie kłamała na temat tutejszego poziomu. Podoba mi się to.

Jest kilka irytujących osób i nie lubię baby od francuskiego. Szkoda, bo na tym języku zależało mi najbardziej.

— Wyjdę na natarczywą jeśli do ciebie napiszę? — pyta Stephanie — Chyba cię już sobą wystarczająco wymęczyłam.

Chcę powiedzieć że tak, ale staram się opanować swój sarkazm. Nie wiem, czy by to wyłapała. Nie znam jej na tyle dobrze, by pokazać swoją sarkastyczną stronę. Mam nadzieję, że nie okaże się sztywna w tych sprawach.

— Nie, skądże. Dzięki tobie jakoś sobie poradziłam. Mam na nazwisko Fell.

— Wright.

— Myślałam że Caville — powiedziałam zdziwiona

— No to źle myślałaś — rzuciła Sabrina, nagle pojawiając się obok nas — Za minutę odjeżdżam, jak nie chcesz wracać autobusem to się nie spóźnij.

— Nic ci się nie stanie jak poczekasz.

— Spieszę się.

Ruszyła w stronę parkingu, trącając siostrę barkiem. Przymrużyłam oczy i zacisnęłam usta, chcąc rzucić w jej stronę jakimś wyzwiskiem. Ale nie zrobię tego, bo jeszcze rzuci się na mnie z łapami. Niby na taką nie wygląda, ale pozory mogą mylić.

— Nieźle z nią masz — skomentowałam tylko, gdy Sabrina była już daleko

Przypomina mi mnie do pewnego stopnia.

— Popisuje się jak zawsze.

— Jak serio odjedzie to mogę Cię podwieźć.

— To miłe, ale pojadę z nią. Nie chcę słuchać jej marudzenia w domu — pokręciła głową

— Okej, to do jutra.

— Cześć Esther — pomachała i odeszła

Zostałam tutaj, czekając na ojca. Kiedy wyjeżdżały, Sabrina na mnie zatrąbiła. Rozszerzyłam nieco oczy na widok samochodu który prowadziła. Nie znam się na motoryzacji, ale wyglądało na świetne. Ich rodzice serio muszą mieć kasę. Już wiadomo, dlaczego Caville jest jaka jest. Dziwne, że Stephanie nie odbiło od bogactwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro