Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sen dla niektórych bywa odskocznią od rzeczywistości. Inni uważają, że to podczas snu relaksują się i uciekają od problemów. Dla mnie sen nigdy nie był czymś dobrym. Często cierpiałam na bezsenność i wszystkie czynności, które powinno wykonywać się w dzień, ja robiłam w nocy. Nie spałam po czterdzieści godzin, a później chodziłam i wyglądałam jak cień własnej siebie.

Bałam się snu, bo to we śnie wracały do mnie wszystkie potwory. Jak widać nie tylko dla mnie sen był największym koszmarem.

— Harvey — wołałam jak oniemiała, gdy mężczyzna nie potrafił przestać drżeć. — Harvey! — krzyknęłam, potrząsając go za ramiona, aby wybudził się z koszmaru.

Nie wiedziałam co się dzieje. Bałam się. On też się bał.

Dwójka pokrzywdzonych przez przeszłość ludzi, próbowała stawić czoła potwornej teraźniejszości i jeszcze gorszej przyszłości. Oboje byliśmy zbyt słabi, aby walczyć wzajemnie o siebie.

— Harvi! — uderzyłam go w policzek, aby wybudził się z złego snu.

Mężczyzna otworzył oczy, a w nich zobaczyłam łzy. Serce biło mu w zatrważającym tempie, co czułam przez dłoń, którą położyłam na jego klatce piersiowej. Drugą rękę uniosłam, aby kojąco pogłaskać go po policzku. Bałam się jego reakcji, bo mógł nadal nie wybudzić się ze snu, więc każdy mój ruch był cholernie ostrożny.

— Jest w porządku. To tylko zły sen — powiedział mężczyzna, podnosząc się do siadu.

— Nie okłamuj mnie — syknęłam, siadając na piętach.

Harvey otworzył szeroko oczy i delikatnie rozchylił usta. Pokiwałam głową na boki.

— Nie kłamię.

— Nie kłamiesz? Cholera śnił ci się koszmar, przez który miałeś drgawki i ty mi teraz bezczelnie wpierasz, że nie kłamiesz?! Za kogo ty mnie masz?! Za tępą idiotkę?!

Wyrzucałam ręce w powietrze, a mężczyzna patrzył na mnie. Był na skraju, widziałam to. Ledwo powstrzymywał łzy, które cisnęły mu się do oczu. Zaciskał mocno policzki i sądził, że tego nie zauważę. Ja nie byłam tak ślepa, bo sama przechodziłam coś podobnego. Nie da się ukryć czegoś, przed osobą, która przeżyła to samo.

— Przepraszam — powiedział, drastycznie wstając z łóżka.

Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą w czterech obcych mi ścianach.

Siedziałam bezsilnie na łóżku i próbowałam ułożyć swoje rozszalałe myśli. Nie chciałam płakać, bo wszelkie łzy wylałam poprzedniego wieczoru. Spojrzałam na elektryczny zegar stojący na półce przy łóżku, który wskazywał godzinę: 04:23.

Wstałam ociężale z łóżka i owijając się kołdrą, wyszłam z sypialni w poszukiwaniu Harveya. Choćby świat stawał na głowie, musiałam się dowiedzieć, co takiego śniło się temu cholernie tajemniczemu mężczyźnie. W końcu nie mogła to być byle jaka błahostka, bo od takich rzeczy nie drży całe ciało. Zestresowało mnie jego zachowanie.

Przeszłam przez wszystkie pomieszczenia do góry, jednak w żadnym z nich go nie było. Zeszłam na dół, gdzie od razu zauważyłam uchylone drzwi prowadzące na taras. O balustradę opierał się Harvey, a w jego ręce tlił się papieros. Przeklęłam go w myślach i szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę, czego od razu pożałowałam, bo wychodząc na zimne powietrze w dodatku tak wysoko, ubrana tylko w koszulę zamarzałam.

— Isa, ja przepraszam — wyszeptał, wciągając do płuc nikotynę. — Nie chciałem cię wystraszyć, ani wzbudzić w tobie niepokoju. Wszystko mam pod kontrolą.

Prychnęłam, opierając się o balustradę tuż obok niego.

— Dlaczego taki jesteś?

— Jaki?

— Uważasz się za niewiadomo kogo, myślisz, że ze wszystkim dasz sobie radę, najchętniej zbawiłbyś cały świat, pomógłbyś wszystkim wokół, a gdzie troska o samego siebie? Zapomniałeś o tym? Nie musisz ukrywać przed całym światem tego prawdziwego siebie. Pozwól sobie czasem zapomnieć o wszystkich konsekwencjach i dopuść do siebie kogoś, kto ci pomoże. Nie możesz z tym wszystkim żyć sam i kłamać na każdym kroku, bo tak jest prościej. W końcu pękniesz i wtedy będzie za późno na pomoc, Harvey.

Próbowałam wyjaśnić mu to, co ja pragnęłam usłyszeć, gdy sama spadałam na dno. Ale przy mnie wtedy nie było nikogo, kto by mi to powiedział. Liczyłam, że moje słowa trafią do mężczyzny i otworzą mu oczy.

— Nie potrafię Isa — wyrzucił niedopałek przez balkon i schował twarz w dłoniach. Walczył z demonami, które tkwiły w jego umyśle. — Nie mogę do siebie kogoś dopuścić. Już kiedyś to zrobiłem i wszyscy przeze mnie cierpieli. Muszę cię odtrącić Isa.

Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że zrobił to z troski o mnie. Bo niedługo po tym ja też cierpiałam przez niego. Cierpiałam z miłości do niego.

— W porządku. Tylko jeśli ból wyżre cię od środka, powiedz mi. Bo nawet wtedy będę próbowała wyciągnąć cię na powierzchnię. Nawet, gdy przez to sama spadnę na dno.

— Dobre serce cię kiedyś zgubi.

— Owszem, ale czasem pewne uczucie jest poświęceniem. A ja jestem gotowa się poświęcić dla ciebie, Harvey.

Otworzyłam się dla niego. Powiedziałam mu najskrytsze sekrety. Wyjawiłam to, co kłębiło się we mnie od dawna. Czułam się lżejsza, a zarazem czułam ciężar przygniatający moje ramiona, który był oznaką cierpliwości.

Ja oddałam mu część siebie, a on wciąż był zamknięty w sobie. I jedynie mogłam czekać aż zdecyduje się przede mną otworzyć, albo zamknie się na wieki.

— Prześpię się w pokoju i rano wrócę do siebie. — Oznajmiłam, wskazując na wejście do mieszkania.

Harvey nie odezwał się, tylko skinął głową. Nie usłyszałam paru słów, które oznaczałyby, że moje wyznanie w ogóle do niego dotarło. Odtrącił mnie. A odtrącenie było najboleśniejszą formą nie odwzajemniania uczuć.

Dlaczego zawsze musiałam lokować uczucia w sercach niewłaściwych facetów? Czy ja od zawsze byłam skazana na ból?

Weszłam do mieszkania mocniej otulając się koszulą mężczyzny. Chciałam się znaleźć w domu i odciąć od całego świata na najbliższe kilka dni.

Ruszyłam w kierunku łazienki, aby przemyć swoją zaspaną twarz. Nie było opcji, że teraz jeszcze zasnę, więc wolałam się rozbudzić i leżeć, wgapiając się w sufit jakiegoś pokoju.

Otworzyłam drzwi, wchodząc do ciemnej łazienki. Czarne kafelki na ścianach i podłodze, a sufit pomalowany czarną farbą. Lustro podświetlane ciemno czerwonymi ledami, podobnie jak prysznic, podłoga przy toalecie i zlew. Dodatkowo, gdy nacisnęłam guzik włączający światło, czerwone ledy zapaliły się nawet na suficie. Dobry Boże, wszystko wyglądało jak wyjęte z magazynu o najpiękniejszych wnętrzach. Mimo, że nie przepadałam za ciemnymi pomieszczeniami, to było idealne i aż zapraszało do środka.

Oparłam się rękami o zlew i spojrzałam w lustro. Rozmazany makijaż, rozczochrane włosy i oczy pełne bólu, lub strachu. Nie do końca potrafiłam to zidentyfikować, bo sama przestałam się rozumieć. Pogubiłam się we własnym morzu myśli, które kotłowały mój umysł od parunastu minut.

Cisza panująca w mieszkaniu cholernie mnie przytłaczała, a niewiedza w jakim miejscu miasta się znajduję, tylko zwiększała ciężar na moich ramionach.

Chciałam być w domu. Oblałam twarz chłodną wodą, zmywając resztki makijażu. Związałam włosy w niechlujnego koka za pomocą gumki z nadgarstka i wyszłam z łazienki. Korytarz tętnił ciszą, a po blondynie nie było tutaj śladu. Czułam się samotna i niepewna. Pierwszy raz bycie samą zaczęło mnie tak bardzo przytłaczać.

Weszłam do pokoju, w którym wcześniej spałam i położyłam się na łóżko. Otuliłam swoje zziębnięte ciało kołdrą i wtuliłam policzek w poduszkę. Wbiłam swój wzrok w sufit, do czasu aż kątem oka nie zauważyłam Harveya opierającego się o futrynę drzwi.

— Nie wiem co mam ci powiedzieć — zaczął cicho, jakby bał się, że głośniejszy ton głosu zburzy mury, które wokół siebie ustawił.

— To nie mów nic i wróć, gdy będziesz gotowy coś powiedzieć.

— Jesteś w moim mieszkaniu.

— Bo mnie tu, kurwa, przywiozłeś — syknęłam, zaciskając mocniej zęby. Nie wiedziałam nawet kiedy zranienie zmieniło się w złość. — Jak ci coś nie pasuję to mogę stąd wyjść.

Nie odpowiedział. Zacisnął wargi w wąską linię i wpatrywał się prosto w moją twarz. Jeśli nie dostajemy odpowiedzi, to milczenie jest wystarczającym dowodem, że nasze myśli są prawidłowe.

Wstałam szybko z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Popatrzyłam prosto w limonkowe oczy mężczyzny i pokiwałam bezsilnie głową. Czy się zawiodłam? Nie. Po prostu nadzieja na coś więcej z jego strony przerosła moje największe oczekiwania. Przepchnęłam się obok niego i weszłam do drugiej sypialni, szybko wciągając na siebie ubrania z poprzedniego wieczoru.

Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im wydostać się na powierzchnię. Jeszcze chwilę musiałam wytrzymać. Zabrałam swój telefon z szafki nocnej i wyszłam z pokoju, zbiegając po schodach na dół.

— Isa...

— Spierdalaj — odparłam, wchodząc do windy.

Nie obróciłam się w jego stronę. Stałam do niego tyłem i czekałam aż drzwi windy zamkną się, abym nie czuła już jego spojrzenia na plecach.

Gdy winda ruszyła, pozwoliłam łzom spłynąć po moich policzkach.

***

Nie pamiętałam drogi do domu. Nie byłam pewna czy wróciłam na nogach, czy samochodem, czy ktoś po mnie przyjechał. Czułam się dziwnie i od ósmej rano zaczęłam wymiotować. Siedziałam nad toaletą od paru godzin, a o ścianę miałam oparty tablet, na którym oglądałam serial.

Miałam dość życia, tego dnia i miesiąca w tym cholernym mieście, bo moje piękne życie, jakie miałam tutaj wieść, poszło się jebać.

Telefon leżący przy mojej nodze zawibrował.

Philip: mogę przyjść po szaszłyka, bo siedzę w domu z gorączką i nie mam co robić :(

No to dotrzyma mi towarzystwa.

ja: rzygam, chodź

Przemyłam usta wodą, i gdy czułam, że znów zbiera mi się na wymioty, nachyliłam się nad kiblem i wyplułam kolejną część swojego żołądka.

— Rzygasz jak kot — skwitował Philip, patrząc na mnie odrażającym wzrokiem.

— Pieprz się.

— Harvey coś ci dosypał, że wymiotujesz?

— Skąd ty wiesz, że u niego byłam?

— Zapomniałaś, że udostępniasz nam lokalizację? Nie trudno było wpisać w Google gdzie mieszka James. Opowiadaj.

Znowu chciało mi się rzygać. Tym razem przez wzmiankę o moim cholernie idiotycznym szefie, który ma problem z głową.

— Nie ma o czym opowiadać — odparłam, opierając się głową o kafelki. — Zrobiłam z siebie przed nim idiotkę, a on mi nic nie odpowiedział. Wstyd mi, wiesz?

W głowie wciąż miałam obraz, gdy zwierzam mu się ze swojej przeszłości i gdy wyznaje uczucia na balkonie. Za każdym razem, gdy sobie o tym przypominałam, coś boleśnie ściskało mnie w klatce piersiowej. Byłam głupią dziewczyną, która za szybko robi sobie nadzieję na coś, co nigdy nie będzie miało miejsca. Harvey wykorzystał w ten sposób moją naiwność.

— Jebany idiota — podsumował Philip, patrząc w jeden punkt. — Może ma jakieś problemy ze sobą?

— Jak spałam obok niego to nagle się zaczął trząść, a gdy spytałam co się stało, spławił mnie mówiąc, że to zły sen. Gdyby był zły to nie budziłby się zlany potem c'nie?

— Ja kurwie — syknął chłopak, siadając tyłkiem na podłodze i rozkładając swoje długie nogi. — Może pogadaj z nim?

— Teraz? Teraz to niech się pierdoli. Co najwyżej na niego zwymiotuje.

Siedzieliśmy w ciszy następne dwadzieścia minut. Co chwilę wymiotowałam i nie miałam pojęcia dlaczego.

Mój telefon nieustannie dzwonił, ale ja nie miałam siły odebrać. Po tak długim czasie wymiotowania, nawet leżenie na kanapie sprawiało mi ból i odbierało chęci do życia.

— Jakiś numer do mnie dzwoni. Zastrzeżony. Odbierać? — zapytał chłopak, marszcząc brwi.

Pokiwałam przecząco głową, ale Larson i tak zrobił odwrotnie, po chwili przykładając telefon do ucha.

— Tak, znaczy nie. Oczywiście, już daję — mówił szybko, kierując telefon w moją stronę. — Szef — wyszeptał, a ja rozszerzyłam oczy do rozmiarów piłeczki golfowej.

— Iso?

— No. — Mruknęłam.

— Wymiotujesz?

— Tak.

— Boli cię brzuch? Głowa? Masz suche usta? Jesteś obolała?

— Tak. Trochę. No. Cholernie — odpowiadałam na każde zadane pytanie.

Czułam się jakbym udzielała jakiegoś wywiadu dla reklamy o lekach.

— Za dziesięć minut jestem u ciebie w mieszkaniu, szykuj się.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo mężczyzna rozłączył się, a Philip wyrwał mi telefon.

— Co jest? Masz minę jakbyś ducha zobaczyła.

— Zrobił ze mną wywiad o stanie mojego zdrowia, po czym powiedział, że będzie tu za dziesięć minut. Zwolni mnie?

— Ja pierdolę. Ubieraj się! — wrzasnął brunet, szukając w mojej szafie jakiś ubrań. — No dalej! — krzyknął, rzucając w moją stronę szary komplet dresowy.

Nie miałam pojęcia co się dzieje. Czułam się kompletnie bez życia i najchętniej zostałabym w ciepłym łóżku, a nie latała na każde zawołanie szefa.

Czemu ja do cholery robiłam wszystko co on kazał? Wystarczyło jedno jego słowo, a ja latałam na najwyższych obrotach.

Wciągnęłam na siebie dres, umyłam zęby i twarz, przy okazji sprawdzając czy moje usta faktycznie są suche. Związałam włosy w niechlujnego koka i popsikałam się swoim perfum w tym samym momencie, co usłyszałam otwieranie drzwi.

— Jedziesz też? — głos mojego szefa rozbrzmiał w mieszkaniu.

— Nie, ja zostanę z Szaszłykiem — odpowiedział Philip, wskazując brodą na rudego kota, którego trzymał na rękach.

Wyszłam z łazienki zauważając Harveya ubranego w czarną satynową koszulę i jasnoszare spodnie od garnituru. Jego wzrok niemal od razu spoczął na mnie.

— Jak się czujesz?

— Jakby przejechał mnie czołg — oznajmiłam, otulając się ramionami.

— Chodź, zaraz wszystko ci wyjaśnię — poinstruował, wysuwając dłoń tak, abym mogła ją złapać. Zabrałam z szafki torebkę z dokumentami i podniosłam z podłogi telefon.

Widziałam kątem oka jak Philip posyła mi wzruszone spojrzenie i delikatny uśmiech, spowodowany gestem Harveya. Larson był romantykiem.

Zjechaliśmy windą w ciszy, wciąż trzymając się za ręce. Rozczulał mnie ten gest do takiego stopnia, że zapomniałam jak parę godzin temu potraktował mnie James. Wsiadłam do srebrnego mercedesa mężczyzny i od razu zapięłam pasy.

— Znasz jakiegoś Harsona? — zagadnął mężczyzna, odpalając pojazd.

Co do chuja? Czemu on wypowiedział nazwisko Patricka?

— Patrick? — zapytałam, na co blondyn skinął głową. — To mój były.

Harvey prychnął przyspieszając tempo.

— Na bankiecie był Manson, siedział z tobą przy stole — zaczął Harvey, a ja przypomniałam sobie bankiet. — Nie pracuje u nas nikt taki. Nawet Holly dała się nabrać — rozchyliłam zszokowana usta. — Patrick Harson zapłacił mu całkiem sporo, żeby przyszedł na firmową imprezę i podał ci pigułkę gwałtu, albo inne gówno. Harson jest tutaj, w Bostonie. Za wszelką cenę chce cię zabrać teraz do LA. Wczoraj, gdyby Holly nie wyczuła, że coś jest z nim nie tak, on poszedłby za tobą do łazienki i wyniósł z restauracji tylnym wyjściem prosto w ręce Patricka.

Ja pierdolę. Byłam w cholernym centrum jakiegoś popapranego biznesu. Czy Patrick znowu dał się zmanipulować mojemu ojcu.

— O tym ci mówiłam — wyszeptałam cicho. — Dlatego boję się wrócić do domu.

Miałam wrażenie, że Harvey zamarł. Jakby wzrok stał się zamglony, a wszystkie manewry jakie robił kierownicą były zwolnione.

Nikt nie wiedział, jakie piekło tam przeżywałam, więc każdemu było ciężko uwierzyć.

— Jedziemy do lekarza, żeby wszystko dokładnie zbadać, a później... zobaczymy co zrobimy później.

— Harvey — powiedziałam cicho, wbijając spojrzenie w prawy profil jego twarzy. Blondyn na chwilę oderwał wzrok od jezdni i spojrzał mi w oczy. — Tylko proszę, nie pozwól mi wrócić do domu.

Może prosiłam o zbyt wiele. Ale dawałam mu szansę, aby odbudował moje naruszone serce.

#TheCompanyMan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro