Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na wspólnej kolacji się oczywiście nie skończyło. Po zjedzonym posiłku mogłam śmiało streścić życie dwudziestopięcioletniego Logana, który  był w szczęśliwym związku od czterech lat z Philipem. Z jego opowieści wywnioskowałam, że chciał się stąd wyprowadzić i wylecieć do Europy ale jego partner nie jest przychylny co do tego pomysłu, dlatego miłość go tutaj zatrzymuje.

Opuściliśmy restaurację około godziny dwudziestej drugiej i zamiast bezpiecznie udać się do pokoju, mijałam właśnie kolejny z rzędu bar, który wyglądał jakby dopiero zaczynało się w nim życie. Logan zapewnił mnie, że pomimo tego jak poważnie wygląda Boston, wcale tak nie jest i mam się nie nastawiać na to, że każdy kogo spotkam będzie biznesmenem, bo się zawiodę. Uprzedził mnie, że co druga osoba, którą mijam na ulicy, prowadzi potajemne nocne życie w klubach.

— Czy to tutaj? — zapytałam, gdy zaczynałam czuć jak nogi mi już miękną od pokonanych mil. Na oko mogłam stwierdzić, że z powrotem do mieszkania miałam ponad godzinę piechotą.

— Nie — powiedział, powstrzymując śmiech. — Przyzwyczaisz się do chodzenia, bo pomimo tego, że mieszkasz w samym centrum to nadal wszędzie jest daleko — dodał, obejmując mnie ramieniem. Mimo, że znaliśmy się dopiero parę godzin, czułam się przy nim bardzo komfortowo. — O patrz — wskazał dłonią na chłopaka w czarnych włosach, które sięgały mu lekko za ucho i delikatnie się zakręcały w urocze loki. — To już tam.

Odetchnęłam z ulgą i wciągnęłam na usta uśmiech, aby nie wyjść na chamską przy chłopaku mojego nowego znajomego. Poprawiłam swoją sukienkę, w którą zmuszona byłam się ubrać, bo Logan stwierdził, że nie pójdziemy na kluby w dresie.

— A co to za piękny Anioł? — powiedział Philip, patrząc na mnie z uśmiechem na pełnych wargach w odcieniu dojrzałej truskawki. Zastanawiałam się czy miał pomadkę, czy faktycznie jego usta były w tak intensywnym kolorze.

— To jest Isabel, ale znienawidzi cię na starcie, gdy do niej tak powiesz — wyjaśnił Logan, a ja zachichotałam.

— Isa.

Chłopak uścisnął moją dłoń, a po chwili dotknął moich włosów, co było dla mnie kompletnie dziwne.

— Powiedz mi, anjo co ty robisz, że masz tak jedwabiście miękkie włosy — zagadnął chłopak, macając kosmyki moich platynowych włosów.

— Ja ci powiem jak ty mi powiesz co masz na ustach, chyba że to naturalne.

— Pomadka z Diora z kolekcji Addict numer 972 Silhouette — wyrecytował, jakby znał tą formułkę na pamięć. — Wydałem na nią ostatnie pieniądze — dodał szeptem do mojego ucha.

— Nie jesteś stąd, co nie? — chłopak pokiwał, przecząco głową, obejmując mnie ramieniem i powolnym krokiem wprowadzając do klubu. — Brazylia? — strzeliłam.

— Tak jest. Brazylijczyk z krwi i kości.

Po niedługim przy patrzeniu się chłopakowi, zaczęłam to coraz bardziej zauważać. Ciemne włosy, opalona cera, delikatne rysy twarzy i ta bijąca pewność siebie.

Weszliśmy do klubu, w którym od razu przywitały nas kolorowe neony, głośna muzyka, zapach alkoholu, ale nie takiego taniego. Pachniało drinkami, których sam zapach kusił do skosztowania.

Logan złapał mnie i Philipa za dłonie i pociągnął w kierunku baru. Po lewej stronie było mnóstwo prywatnych lóż, które były zajęte przez grupki młodych ludzi, jak i dorosłych biznesmenów ubranych w garnitury, droższe niż cały ten budynek. Nigdy nie będę w stanie pojąć co tak oficjalni ludzie jak oni, robią w miejscach takich jak to.

Jednak mogłam już stwierdzić, że wcześniejsze gadanie Logana okazało się prawdą.

— Co dla państwa? — spytał kelner, który na czarnej kamizelce miał nalepkę z imieniem Kalin.

Miałam wrażenie, że w trójkę wyglądaliśmy trochę jak bezwstydny trójkąt, ale kompletnie się tym nie przejmowałam, bo tutaj miałam swoje nowe życie. I w tej chwili, gdy zamówiłam drinka, nie myślałam o tym, że jutro zaczynam pracę w kompletnie nowym miejscu.

Chłopacy usiedli obok mnie i wypili swoje szoty, a ja powolnymi łykami upijałam zawartość drinka Sex on the Beach. Tłum ludzi skakał i manewrował swoimi ciałami na parkiecie tuż pod miejscem Dj'a. Przechyliłam szklankę, zerując napój i odstawiłam ją na czarny błyszczący blat, przy którym siedzieliśmy.

— Idę do toalety! — krzyknęłam do chłopaków, na co unieśli kciuki w górę i wrócili do zerowania następnej kolejki szotów.

Przedarłam się przez tłum spoconych ciał i rozejrzałam po korytarzu w poszukiwaniu toalet. Gdy zauważyłam otwierające się drzwi, wiedziałam, że to tam. Szybkim krokiem podeszłam do wejścia i o dziwo, spotkałam się z pustą łazienką. Nie było tutaj ani jednej żywej duszy, co nieco mnie zaniepokoiło. W końcu w miejscach taki jak ten klub, kolejki do łazienek ciągną się korytarzami.

Spełniłam swoją potrzebę i wyciągnęłam z torebki błyszczyk, aby nawilżyć swoje suche usta. Zauważyłam jak ekran mojego telefonu się podświetla, informując o nowym powiadomieniu. Wyjęłam urządzenie i stuknęłam w przychodzącą wiadomość.

Patrick: tęsknię za tobą, Iso

Łzy stanęły mi w oczach, przypominając o tym co zostawiłam po drugiej stronie Ameryki. Nie chciałam, aby przypominał mi o swoim istnieniu, bo wyrzuty sumienia zmiażdżyłyby mnie na papkę. Przetarłam mokre policzki, po których poleciało kilka łez i schowałam telefon z powrotem, w tej samej chwili, w której drzwi łazienki otworzyły się, wpuszczając do środka mężczyznę.

Wysoki, umięśniony facet, ubrany w czarną koszulę i szary garnitur w cienką czarną kratę przekroczył próg łazienki. Uśmiechnął się do mnie delikatnie i zmierzwił swoje ciemne blond włosy, które prezentowały się nienagannie. Wyglądał niczym Anioł ściągnięty prosto z nieba. Delikatny zarost okalał jego skórę muśniętą promieniami czerwcowego słońca, powodując, że był jeszcze bardziej przystojny. Zadarty nos, wystające kości policzkowe i idealnie zaostrzona szczęka.

Nie wiedziałam nawet, że właśnie tak wygląda mój ideał faceta.

— Wszystko w porządku?

A ten głos?! Sama chrypka, którą dane mi było usłyszeć sprawiła, że wilgoć pomiędzy moimi nogami wezbrała na sile. Obserwowałam jego pełne malinowe wargi i wyobrażałam sobie jak lądują one na moim ciele, doprowadzając mnie do granic wytrzymałości.

Cholerny Apollo, Bóg piękności stał właśnie przede mną, sprawiając, że w mojej głowie pojawiła się woda, a rozsądek i mózg gdzieś wyparowały.

Przez moje wzrastające podniecenie, zapomniałam udzielić mu odpowiedzi i pewnie wyglądałam jak podjarana małolata, która ma chcicę na starszego przystojnego biznesmena.

— Tak, dlaczego Pan pyta?

— Po pierwsze, ma pani łzy w oczach, po drugie drży pani głos, a po trzecie jest pani w łazience dla personelu — wymieniał.

Cholera, był taki dominujący, a władzę było można wyczuć od niego z kilkuset mil. Byłam pewna, że od teraz będzie głównym bohaterem moich erotycznych fantazji.

— Ojej. — Pisnęłam, zagryzając dolną wargę.

Wzrok mężczyzny mimowolnie powędrował na moje usta.

— Więc spytam jeszcze raz — postawił krok w moją stronę, a moje serce właśnie biło z prędkością światła. — Czy. Wszystko. W. Porządku?

Rozchyliłam wargi, aby odpowiedzieć, ale nic z nich nie wyszło. Stałam na miękkich nogach z rozwartymi ustami i obserwowałam mężczyznę, przez którego odebrało mi mowę i pewność siebie. Mój cięty język zniknął w chwili, gdy był najbardziej potrzebny.

Dłoń mężczyzny uniosła się na wysokość mojego policzka, co sprawiło, że mój żołądek zrobił fikołka. Jeszcze żaden facet nie zadziałał na mnie w ten sposób. Jego kciuk starł łzę, która jeszcze chwilę temu spłynęła z mojego oka i dotarł nim do warg. Potarł kącik ust i nie spuszczając ze mnie wzroku, uśmiechnął się.

— Nie płacz — powiedział, nachylając się do mojego ucha. Słyszałam jak zaciągnął się zapachem moich włosów. Zadrżałam, gdy jego nos dotknął mojego policzka. — Łzy są oznaką słabości, a kobieta taka jak ty nie może być słaba. Musisz pokazać kto tu rządzi, a nie dać się zwieść komuś, kogo widzisz pierwszy raz.

Po tych słowach drastycznie się ode mnie odsunął i ostatni raz patrząc w moje oczy, wyminął mnie, wchodząc do kabiny.

Wzięłam głęboki wdech i opuściłam toaletę o drżących nogach. Przedarłam się przez tłum, a moje myśli wciąż krążyły wokół mężczyzny, który zakręcił mi w głowie. Był oszałamiający, cały. Nie tylko wygląd, ale także bijąca od niego władza i zachowanie, które dane mi było zauważyć. Pierwszy raz spotkałam się z kimś, kto widząc mnie pierwszy raz zachował się tak bezpośrednio. Jeśli w Bostonie byli tylko tacy mężczyźni, to byłam pewna, że nie ucieknę stąd zbyt szybko.

Dotarłam do baru, przy którym siedziałam wcześniej z Loganem i Philipem. Odnalazłam ich wzrokiem i upewniając się w myślach, powiedziałam:

— Wracam do domu.

Wzrok obu mężczyzn spoczął na mnie, a ja poczułam się przez to jak mała dziewczynka. Dłoń Logana znalazła się na moim podbródku i uniósł moją głowę tak, abym patrzyła mu prosto w oczy. Mimo wypitej sporej ilości alkoholu, nie wyglądał na pijanego.

— W tym stanie? — zapytał, kręcąc bezsilnie głową. Zmrużyłam oczy, przecież wypiłam tylko drinka. — Wyglądasz jak po ostrym, szybkim numerku w toalecie. A czas, w którym cię nie było tylko potwierdza, że zaliczyłaś jakiegoś super mężczyznę.

— Twoje policzki są prawie purpurowe — dodał Philip, podnosząc się z hokera.

Dlaczego oni wyglądali tak cholernie trzeźwo, po takiej dawce procentów?

— Opowiadaj.

— O czym?

— Kto spowodował, że wyglądasz jak obłąkana. — Powiedział Logan, obejmując mnie ramieniem. Obejrzałam się za siebie, gdzie Philip uregulował rachunek. Po chwili dołączył do nas.

— Poszłam do złej toalety. Byłam w łazience dla personelu — wyjaśniłam, wdychając świeże powietrze. W klubie było cholernie duszno.

Chłopaki wciąż nie spuszczali ze mnie zaciekawionego wzroku. Wiedzieli, że to nie chodziło wyłącznie o pomyłke łazienek. Ogarnęło mnie zażenowanie na samą myśl, że muszę im opowiedzieć o spotkaniu mężczyzny, który samą postawą mnie podniecił.

— I później przyszedł tam gorący właściciel klubu, zwyzywał cię za pomyłkę, a później zerżnął na umywalce. Mam rację? — opowiedział Philip, a ja poczułam jak na policzki wpływa mi rumieniec. — Ja pierdolę! Trafiłem! Właściciel cię zaliczył w łazience dla personelu! Nie wierzę!

Chłopak uradowany krzyczał w niebogłosy, idąc chodnikiem w kierunku naszego domu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd nie wychodzić.

— Nie do końca — odparłam, zaczesując zabłąkany kosmyk włosów za ucho.

Logan spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.

— W czym się pomyliłem? Zrobił to pod ścianą? Czy zabrał cię do biura...

— Nikt mnie nie zaliczył! — Krzyknęłam, zwracając na nas uwagę kilku facetów, którzy stali w bramie. O Boże, sama sobie rzucałam kłody pod nogi.

— Zaraz ja to zrobię! — krzyknął jeden z obleśnych typów.

— Trzymaj chuja przy sobie, napaleńcu! — Odkrzyknął Philip, robiąc megafon z dłoni. — Wracając, co się stało?

— No poszłam do tej łazienki i... — przerwałam, bo nie wiedziałam nawet jak to ubrać w słowa. — Przyszedł taki facet w szarym garniturze. Nieziemsko przystojny. Powiedział, że to łazienka dla personelu i... wyszłam.

Ominięcie paru szczegółów to nie od razu kłamstwo, prawda?

— O słodki aniele — jęknął podniecony Philip. — To ten inwestor? — skierował pytanie do Logana, a ja zmarszczyłam brwi.

— Jeśli miał idealnie ułożone blond włosy to... tak. — Wyjaśnił, a ja rozchyliłam zdziwiona usta.

Spotkałam się w łazience z jakimś inwestorem?

— Spotkałaś jebanego Harvey'a James'a! Isa, to trzeba opić! — Krzyknął podniecony Larson, łapiąc mnie za ramiona.

— Tobie już wystarczy, Philip — zarządził Logan, łapiąc go po swojej drugiej stronie.

— W takim razie jutro pijemy, anjo — posłał mi buziaka w powietrzu.

Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam myślami do mężczyzny, który prawdopodobnie był inwestorem tego klubu.

Byłam ciekawa czy teraz zyskam zakaz pokazywania się tam, czy może w całym Bostonie będzie wisiało moje zdjęcie z podpisem: to ta, która korzysta z łazienek dla personelu. Miałam nadzieję, że żadna z tych opcji się nie sprawdzi, bo zamierzałam poznać każdy klub w tym wielkim mieście i w każdym z nich skosztować innego drinka.

Dotarliśmy pod nasz dom jakieś czterdzieści minut temu. Jednak rozstaliśmy się dopiero pod moim pokojem, bo Philip jak i Logan uznali, że muszą mieć pewność, że bezpiecznie dotarłam do pokoju i czy jakiś oblech, który podobno mieszkał na trzecim piętrze i zapraszał do siebie dziwki mnie nie zaatakował.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi, upewniając się, że na pewno są zakluczone i zrzuciłam z siebie szpilki, a później sukienkę. Odchyliłam głowę w tył i przeczesałam palcami swoje włosy, w myślach znów wracając do mężczyzny w szarym garniturze.

Wyobrażałam sobie jak jego gładka dłoń wędruje po moim ciele, sunąc od biustu po talię aż do bioder. Czułam jak jego pełne malinowe wargi składają czułe muśnięcia na mojej szyi, dekolcie i brzuchu. Wyobrażałam sobie jak jego włosy, które musiały być równie miękkie co dłonie, łaskoczą mnie po udach podczas naszych intymnych spotkań.

Nie Isa, musisz skończyć. Ten facet z pewnością był ode mnie starszy o dobre pięć lat i pewnie miał żonę czy coś. Musiałam go szybko wybić sobie z głowy, zanim odbije mi do reszty i ten klub stanie się moim drugim domem.

Weszłam pod prysznic i ciepła woda otoczyła moje ciało, powodując rozluźnienie się mięśni. Sunęłam dłońmi po ciele, odprężając się. Żel o zapachu mango rozniósł swój aromat po całej łazience, pozostawiając swoją woń także na moim ciele.

Otuliłam swoje ciało puchatym ręcznikiem przygotowanym wcześniej przez pokojówkę i spięłam włosy klamrą. Kilka chłodnych kropel skapnęło z nich na mój kark, powodując gęsią skórkę na całym ciele. Zmyłam makijaż, posmarowałam twarz kremem nawilżającym i po ubraniu się w piżamę, ruszyłam do sypialni.

Odpłynęłam jeszcze zanim moja głowa zetknęła się z poduszką.

***

Dźwięk mojego telefonu wybudził mnie ze snu, w którym odtwarzałam spotkanie z tajemniczym inwestorem. Na oślep złapałam urządzenie i wyłączyłam upierdliwy dzwonek, jęcząc cierpiętniczo. Wetknęłam nos w poduszke ostatni raz zaciągając się zapachem różanego proszku do prania i leniwie wstałam z łóżka. Spojrzałam przez wysokie okna, ukazujące widok na Charles River i uśmiechnęłam się pod nosem na widok delikatnego słoneczka.

Weszłam do kuchni i zaparzyłam sobie kawę w ekspresie, a następnie wybrałam strój na pierwszy dzień w nieznanej mi jeszcze pracy. Wiedziałam tylko tyle, że jest to firma inwestycyjna i tyle. Nie miałam nawet pojęcia na jakim stanowisku się znajdę.

Zrobiłam szybki, ale całkiem ładny makijaż. Moje delikatne wory pod oczami zostały przykryte niewielką warstwą korektora od Maxa Factora, policzki pokryte brzoskwiniowym różem, kości policzkowe podkreślone bronzerem, a długie ciemne rzęsy wydłużyłam tuszem. Wszystko podkreśliłam srebrnym rozświetlaczem, który znajdował się na czubku mojego nosa, policzkach i na łuku brwiowym. Usta zostawiłam do zrobienia później. Wciągnęłam na siebie białą satynową koszulę z dekoltem w V, a do tego wsunęłam spódniczkę w amartynowym odcieniu, która przylegała do moich bioder jak druga skóra. Całość dopełniłam marynarką z zestawu w tym samym odcieniu, a włosy delikatnie podkręciłam, sprawiając, że wydawały się jeszcze gęstsze niż zazwyczaj.

Gdy telefon wydał z siebie dźwięk, że taksówka już czeka, poderwałam się z kanapy, wysmarowałam swoje usta błyszczykiem, którego zadaniem było nadać ustom objętości oraz idealnego połysku oraz spsikałam się swoim perfumami o zapachu mango i kwiatu bursztynu. Uwielbiałam ten zapach i odkąd go odnalazłam, nigdy nie pachniałam inaczej. A było to już około ośmiu lat.

Wyszłam z mieszkania, upewniając się, że wyłączyłam lokówkę oraz zakluczyłam drzwi i zjechałam windą na parter. Taksówkarz czekał tuż przy chodniku. Szarpnęłam za klamkę i wpakowałam swój tyłek do środka.

— Dokąd panienkę zawieźć? — czy tu wszyscy byli tak uprzejmi, że aż miałam ochotę zwymiotować?

— Hares Holding — wyrecytowałam z pamięci.

Mężczyzna skinął głową i odjechał spod mojego mieszkania. Mijał ulice i wysokie budynki, które momentami bywały przerażające. Byłam ciekawa czy miejsce, w którym ja będę pracowała również będzie tak wielką korporacją.

Niecałe piętnaście minut później zatrzymaliśmy się chyba pod największym budynkiem w całym mieście. Nad samymi drzwiami wisiał wielki baner, którego literki były przerażająco idealne. Hares Holding. To w tym miejscu miałam pracować. Ja pierdolę.

— Dziękuję — powiedziałam, podając mężczyźnie banknot i opuszczając pojazd.

Stanęłam przed wielgachnym budynkiem i czułam się jakbym stała twarzą w twarz z rekinem. Okna pokrywały każdą możliwą powierzchnię budynku, jednak ich przyciemniana opcja, nie ujawniała wyglądu wnętrza. Przełknęłam ciężko ślinę i ruszyłam niepewnym krokiem w kierunku drzwi. Przeszklone wejście otworzyło się przede mną automatycznie ukazując wnętrze zachowane w przyjaznych odcieniach. Wszystko wyglądało inaczej niż w firmie moich rodziców.

Za granatową wyspą, na której wygrawerowany był srebrny napis Hares Holding, stała młoda kobieta, która wyglądała jakby nie wiedziała po co tutaj jest. Jej rude włosy związane były w idealnego koka na czubku głowy, a zielona sukienka, w którą była ubrana absolutnie nie wpasowywała się w otoczenie. W końcu zieleń z granatem nie współgra idealnie. Natomiast mój intensywny odcień garnituru wyglądał tutaj jakbym wyszła z bajki i weszła na plan horroru.

Mimo, że miejsce wręcz zapraszało do środka, to wciąż nie było wystarczająco przyjazne. Gdybym była dzieckiem z pewnością nie chciałabym tutaj przebywać. Granatowa kanapa na srebrnych nóżkach stała po prawej stronie tuż obok wind, a przy niej została ustawiona przeszklona ława pokryta różnymi gazetami. Po lewej stronie od wejścia znajdowało się chyba coś na wzór stołówki, ale raczej wyglądało jak ekskluzywna restauracja. Tam wnętrze zostało zachowane w odcieniach srebra, błękitu i delikatnego pudrowego różu. Mimo dobrania kolorów, wszystko wyglądało jak wyciągnięte z filmu o najpiękniejszych wnętrzach.

Podeszłam do wyspy i wzrok dosyć zagubionej kobiety znalazł się na moim ciele.

— Niech pani mi nie mówi, że też przyszła z ofertą współpracy. Drukarka padła, a szef czeka na umowy. Nie wiem co ja tutaj teraz zrobię — powiedziała łamliwym głosem, jakby od reakcji jej szefa zależało jej życie.

Wystraszyłam się, że mój szef będzie jakimś psychopatą z obsesją na punkcie pracy.

— Nie, spokojnie — uspokoiłam, a kobieta odetchnęła z ulgą, siadając na beżowym skórzanym fotelu. — Tak naprawdę nie mam pojęcia co tu robię. Wiem tylko, że miałam się przedstawić — wyjaśniłam, wycierając spoconą dłoń o materiał spódniczki. — Isa Jones.

— Oh Pani Jones!

— Wystarczy Isa, proszę.

— Oczywiście, żaden problem. Przepraszam za roztargnienie. Jestem Polly i nie wiem co tu robię tak samo jak pani — zachichotałam na wyżalenie kobiety. — No to tak — zaczęła, mrużąc oczy jakby przypominała sobie wyćwiczoną formułkę. — Czterdzieste ósme piętro, lewe drzwi, a później prawe jeśli przejdzie pani przez barykadę w postaci asyst... A nie! Asystentka została zwolniona. Co za szkoda — westchnęła z uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że się polubimy. — W takim razie windą na czterdzieste ósme piętro i...

— Lewe drzwi — dokończyłam za kobietę, zapamiętując liczby w głowie.

Rudowłosa posłała mi uśmiech i skinęła głową. Podeszłam do windy, a dźwig niemalże od razu się otworzył. Weszłam do środka, w tym samym momencie co kobieta wystawiła w moją stronę kciuki w górę. Uśmiechnęłam się i naprawdę nie dowierzałam w to, że w tym mieście wszyscy są tak życzliwi i pełni miłości.

Dźwig jechał w górę z taką prędkością, że nie zorientowałam się nawet kiedy drzwi windy, rozsunęły się, ukazując korytarz pogrążony w ciemności. Naprawdę? Cały budynek przeszklony, a w korytarzu panował zmrok? Prychnęłam pod nosem i na oślep szukałam drzwi po lewej stronie. Gdy mój wzrok przystosował się do ciemności dostrzegłam, że tutaj są to jedyne drzwi. Po prawej stronie stały tylko dwa biurka. Wraz z naciśnięciem klamki, korytarz spłowiła jasność. Spojrzałam na okna, które okazało się, że wcześniej były zasłonięte roletami.

No cóż, skąd mogłam to wiedzieć.

Znalazłam się w niedużym pomieszczeniu. Na samym środku stało przeszklone biurko z idealnie ułożonymi długopisami, kartkami, telefonem oraz laptopem, a tuż za nim znajdowały się wysokie okna, ukazujące widok na cały Boston. Na jednej ze ścian ustawione były trzy regały pełne segregatorów i kilku grubych ksiąg z zasadami zarządzania.

Po prawej stronie otwarte były duże, dwuskrzydłowe czarne wrota. Wychyliłam się do środka. Wielki gabinet, który należał do szefa był całkowicie inny od pozostałej części budynku.

Długie szklane biurko stało na tle okien, które znów pokazywały całe miasto z góry. Po prawej stronie ustawiono długi stół, przy którym z pewnością podpisywane były umowy. Z lewej strony natomiast stała długa granatowa kanapa o srebrnych nóżkach, identyczna jak w holu. Przy niej również stała ława, jednak tym razem była ona czarna z grawerowanymi elementami srebra. Nagle znikąd pojawił się mężczyzna w czarnej koszuli i szarych spodniach garniturowych. Uniosłam wzrok i spotkałam się z jego poważną twarzą.

O kurwa.

____________
anjo - (przyp. tłum.) anioł w języku portugalskim obowiązującym na terenie Brazylii.

#TheCompanyMan

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro