Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Książę Loki czuł się... dziwnie samotny pośród tłumu roześmianych ludzi, który wypełniał główną salę pałacu.

Damy w pięknych, kolorowych sukniach, mężczyźni w ciemnych, ozdobionych kurtach. Chichoty, śmiechy, rozmowy. Wszystko, czego szczerze nie znosił.

Pragnął wymknąć się jednym z tylnych wyjść, udać do zacisza swej komnaty lub na długi spacer w mroku nocy, która właśnie zapadała nad Asgardem.

Ale nie mógł odejść. Ilekroć próbował, przyłapywał się na tym, że po prostu nie potrafił.

Czekał na nią.

Na dziewczynę, którą spotkał w lesie. O pięknym uśmiechu, łagodnym spojrzeniu i... dziwnie znajomej twarzy.

Naprawdę liczył na to, że się zjawi.

— Już czas. — Odyn, który zasiadał na swym tronie, z podwyższenia obserwując salę balową, nabrał głęboki oddech. — Loki, Thorze. — Spojrzał na obu swych synów. — Rozpocznijcie tańce...

— Nie — wtrącił brunet. — Jeszcze nie.

Thor, który stał po prawicy Króla, pokręcił głową, jednocześnie poprawiając poły granatowej kurty.

— Może ta, której oczekujesz, wcale się nie zjawi, bracie? — odetchnął głęboko, wiodąc wzrokiem po sali, jakby już rozpoczął poszukiwania idealnej partnerki. — Mamy więc czekać aż do...

— Jeszcze tylko kilka minut — wtrącił cierpko, krzyżując dłonie za plecami.

Odyn skinął, mrucząc pod nosem:

— Kilka minut...

***

Coś ciężkiego opadło na serce Idalii w chwili, w której złota karoca zatrzymała się przed marmurowymi schodami — może był to strach, może ekscytacja. Owe uczucie było jednak tak bardzo dokuczliwe, że gdy Xander otworzył niewielkie drzwiczki i podał jej swą dłoń, w pierwszej chwili nawet nie drgnęła.

— Idalio? — Szatyn obdarzył ją ciepłym uśmiechem. — Chyba nie chcesz przegapić pierwszego tańca, prawda?

Skinęła i, ostrożnie chwytając dłoń królewskiego strażnika, powoli wysiadła z karocy. Zielona, obszerna suknia popłynęła za nią niczym najprawdziwsza woda, a szklane pantofelki, które, rzeczywiście okazały się niezwykle wygodne, zastukały o kamienny dziedziniec.

Uniosła nieco wyżej podbródek i, delikatnie chwytając materiał sukienki, ruszyła marmurowymi schodami w kierunku głównego wejścia do pałacu.

Gdy znalazła się pośród rozległych korytarzy, dobiegły do niej odgłosy rozmów i śmiechów. Skierowała swe kroki w stronę sali tronowej, tej samej, w której kilka tygodni wcześniej zasiadała przy stole wraz z Królem i Królową, jedząc śniadanie.

Przystanęła tuż w wejściu, nieco oślepiona blaskiem, jaki wypełniał pomieszczenie. Tłumy gości, kolorowe suknie, stoły wypełnione jedzeniem i ogromny, pusty jeszcze parkiet, a tuż za nim — podwyższenie, tron, na którym zasiadał Król Odyn, a także...

Jej serce zabiło niczym szalone, gdy napotkała spojrzenie zielonych tęczówek.

Książę Loki, ubrany w czarne spodnie oraz kurtę w takim samym odcieniu, obszytą złotą nicią, spojrzał na nią w tej samej chwili, w której i ona go dostrzegła — stał tuż obok tronu, dumnie wyprostowany, z uniesionym wysoko podbródkiem.

Kącik jego ust drgnął ku górze, gdy Idalia uśmiechnęła się delikatnie. Z początku sądziła, że jej nie rozpozna, podobnie jak ona nie poznała własnego odbicia, kiedy stanęła przed lustrem.

Postawiła niepewny krok, nie zważając na nic innego, na damy, które posłały w jej stronę niemal mordercze spojrzenia, nie starała się odnaleźć wśród nich swej macochy ani jej córek. W tym momencie, tego wieczoru, to wszystko zdawało się nieważne.

Nim zdołała dotrzeć choćby do połowy parkietu, drogę zastawiła jej potężna, dobrze zbudowana sylwetka, spowita w ciemny granat.

Uniosła wzrok, przystając nagle i z zaskoczeniem odkrywając, że Książę Thor pochylił głowę, wyciągając w jej kierunku swą dłoń, po czym zapytał:

— Czy zechcesz ofiarować mi swój pierwszy taniec, piękna istoto?

Choć z początku uśmiechnęła się delikatnie, po chwili odparła pewnie:

— Nie.

Książę, obdarzając ją iście oburzonym spojrzeniem, wyprostował się gwałtownie. Był zaskoczony, że jakakolwiek dama śmiałaby mu odmówić.

Nim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, Książę Loki, niczym cień, pojawił się tuż za jego ramieniem.

— Sądziłem, że się nie zjawisz — odparł, sprawiając tym samym, że jego brat cofnął się o krok.

— To prawda, nie zamierzałam — mruknęła, przesuwając się w kierunku bruneta.

Książę Thor, reszta gości, cała sala — to wszystko zniknęło w zaledwie jednej, krótkiej chwili.

— Dlaczego więc jednak przede mną stoisz? — zapytał, nabierając głęboki oddech.

— Nie mogłam pozwolić, aby nie miał Książę z kim zatańczyć — szepnęła z uśmiechem.

Wzrok Księcia Lokiego przesunął się nieco w dół. Kącik jego ust drgnął ku górze, gdy zrobił krok w przód i, ostrożnie chwytając drobną dłoń Idalii, spojrzał głęboko w jej oczy. Drugą ręką oplótł jej talię, sprawiając, że oddech brunetki utknął gdzieś w płucach, a serce zabiło boleśnie mocno.

Przyciągnął ją ku sobie w chwili, w której dookoła rozbrzmiała melodia — spokojna, przyjemna, delikatna.

Idalia nie była pewna, czy nagle świat, który ją otaczał przestał istnieć, czy też wszyscy goście jakimś cudem, magicznie zniknęli — na parkiecie, rozległym błyszczącym, byli jednak tylko oni.

Jej suknia sunęła nad marmurową posadzką, gdy wirowali w tańcu, wpatrując się w siebie, bez choćby jednego słowa opuszczającego ich usta.

Idalia nie potrzebowała niczego więcej, prócz tej krótkiej, jakże ulotnej chwili, w jego objęciach, ze świadomością, że nikt, kto przebywał obecnie w sali balowej, nie widział w nim Okrutnego Księcia, którym niegdyś straszono dzieci przed snem.

Gdy po chwili przystanęli, dopiero wówczas Idalia spostrzegła tańczące dookoła nich pary, poczuła palące spojrzenia zazdrosnych dam.

Poczuła się... dziwnie nieswojo, a Książę, najwyraźniej to dostrzegając, mocniej ścisnął jej dłoń i odparł:

— Chodźmy...

Potem pociągnął ją za sobą przez tłum, przez pary, które z westchnieniem ustępowały im z drogi. Opuścili salę balową, przemknęli przez pałacowe korytarze, skąpane w ciszy i mroku, pokonali kuchnię i przystanęli, dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, a chłodny powiew wiatru zaatakował ich z każdej strony.

Idalia nie zapytała o nic, gdy Książę poprowadził ją w kierunku królewskiego ogrodu, a dokładniej dużej, kamiennej fontanny. Woda zdawała się błyszczeć, podświetlana magicznym, błękitnym światłem.

— Teraz... — Książę odetchnął głęboko, w końcu puszczając jej dłoń. — Możemy porozmawiać. — Spojrzał na Idalię i, krzyżując ręce za plecami, dodał: — Nie wiedziałem, że twój widok, aż tak bardzo mnie ucieszy. Wyglądasz przepięknie. — Cofnął się o krok.

Idalia uśmiechnęła się delikatnie i, splatając przed sobą dłonie, odparła:

— Suknia leży idealnie. Powinnam podziękować...

— Nie dziękuj — wtrącił. — Jeżeli owa suknia była ceną twego pojawienia się na dzisiejszym balu, nie chcę podziękowań.

Może jej głupie serce, niczym szalone, sprawiło, że iskierka nadziei zatliła się gdzieś głęboko w jej wnętrzu.

— Gdy zbudziłem się wczorajszego ranka... — Książę nabrał głęboki oddech. — Wszystko dookoła zdawało się jednocześnie znajome i tak bardzo obce. Dopiero gdy ujrzałem ciebie... — Przesunął się o krok w jej kierunku. — W całej sali wypełnionej ludźmi, nawet moją rodziną, właśnie ty, Idalio, z jakiegoś powodu, wydajesz mi się najbardziej znajoma...

Jej ramiona opadły, a serce ścisnęło się boleśnie, gdy Książę przybliżył się jeszcze o krok, stając tuż przed nią. Następnie pochylił się, zmniejszając odległość, jaka ich dzieliła, do marnych centymetrów, a potem szepnął:

— Dlatego muszę zapytać... Kim tak naprawdę jesteś?

Owe pytanie zabolało ją bardziej, niż śmiałaby sądzić. Rozdarło jej serce, pozostawiając je w tak bardzo opłakanym stanie.

— Obawiam się, że nie uwierzyłby Książę w żadne moje słowo, gdybym zdobyła się na powiedzenie prawdy, ale... — Odwróciła wzrok. — Jestem zwykłą dziewczyną, bez posagu, bez rodziny, w szklanych pantofelkach i przepięknej sukni. Jestem zwykłą dziewczyną, której dane było zatańczyć z Księciem... — Cofnęła się o krok. — Ale nadszedł czas, abym...

Książę chwycił jej dłoń, nim zdołała w pełni się odwrócić. Poderwała głowę, a gdy napotkała spojrzenie zielonych tęczówek, niemal się skrzywiła.

Czy kochała go na tyle mocno, aby być w stanie po prostu odejść?

Jeżeli był to jednak ostatni raz, kiedy dane im było ujrzeć siebie nawzajem, odważyła się zaryzykować, straciła już bowiem właściwie wszystko, na czym kiedykolwiek jej zależało.

Nabrała głęboki oddech, pokonała dzielącą ich odległość i, stając na palcach, musnęła zimne wargi Księcia, całując go. Po raz ostatni.

Gdy odsunęła się delikatnie, jednocześnie wyswobadzając dłoń z jego uścisku, zmusiła się do słabego uśmiechu, po czym szepnęła:

— Żegnaj, mój Książę.

Potem odwróciła się i, chwytając materiał swej sukienki, ruszyła biegiem przez królewski ogród.

Choć Książę Loki, wciąż zaskoczony, zerwał się z miejsca, już po wykonaniu kilku kroków przystanął, wołając jedynie:

— Idalio!

Lecz po dziewczynie o najpiękniejszym uśmiechu, jaki kiedykolwiek ujrzał, nie pozostało już nic, prócz zgubionego, szklanego pantofelka. 



J.B.H

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro