Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niekiedy dobre serce to zbyt mało.

Niekiedy nawet najzuchwalsze starania i próby, nie były w stanie przepędzić zła i mroku.

Książę odpychał od siebie każdego. Zdawał się robić to po prostu... mimowolnie, zupełnie jakby od urodzenia nie pozwalał sobie obdarzyć kogokolwiek czymś więcej, prócz pogardą i niechęcią.

Choć zachowywał się tak również w stosunku do samej Idalii, brunetka jakimś cudem zamiast potwora widziała w nim jedynie samotną, skrzywdzoną przez los osobę. Jej dobre serce chciało za wszelką cenę pomóc Księciu, pokazać mu, że mrok, w którym żyje, może być równie piękny, jak blask słońca.

— Nie jesteś głodna, moja droga?

Spokojny, ciepły głos Marii sprawił, że dziewczyna poderwała głowę i, spoglądając na stojącą przy piecu kobietę, rozchyliła wargi.

Nagle wróciła myślami do miejsca, w którym była — pałacowej kuchni i ciężkiego, drewnianego stołu, przy którym siedziała, pochylając się nad miską z wystygniętą już zupą.

— Nie zjadłaś zbyt wiele — dodała kobieta.

— Przepraszam, po prostu...

— Jesteś smutna? — wtrąciła spokojnie, po czym, wycierając dłonie w biały fartuszek, ruszyła w stronę stołu.

— Ja... — Idalia odetchnęła głęboko, a jej ramiona opadły. Odsunęła od siebie miskę, po czym oparła podbródek na złączonych dłoniach. — Tak, Mario, chyba tak...

Kucharka usiadła naprzeciw niej i, obdarzając Idalię matczynym, pełnym ciepła i troski uśmiechem, zapytała:

— Dlaczego?

— Chodzi o... — ponownie zamilkła.

— O Księcia Lokiego? — mruknęła kobieta, pochylając się w stronę Idalii, która delikatnie skinęła. — Zrobił ci krzywdę?

— Nie — odparła natychmiast. — On po prostu... Nie chce przyjąć żadnej pomocy... — westchnęła ciężko. — Odpycha mnie od siebie za każdym razem, kiedy zrobię dla niego coś miłego, kiedy się uśmiechnę, czy choćby powiem jedno dobre słowo...

Maria odchyliła się w tył, po czym nabrała głęboki oddech, wciąż patrząc na brunetkę.

— Wiesz więc o ciążącej na nim klątwie? — zapytała.

— Sądziłam, że to tajemnica...

— To prawda, ale pracuję w pałacu od chwili, w której oba Książęta byli jeszcze dziećmi. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Wiem o nich niemal wszystko...

— Więc to prawda, że Książę Loki jest przeklęty od... od zawsze? — szepnęła. Maria skinęła. — Ale... kto mu to zrobił?

— Jego matka...

— Królowa Frigga? — wtrąciła.

— Nie, Idalio... — odparła cicho. — Widzisz... Po Asgardzie snuje się wiele plotek, jakoby Książę Loki nie był tak naprawdę dzieckiem Odyna i Friggi. Nie są to jedynie plotki...

— Oh...

— Gdy, lata temu, Odyn udał się na jedną z bitew, odnalazł w Krainie Skutej Lodem, małe dziecko.

— Był nim Książę...

— Tak. Był zaledwie niemowlęciem, więc Odyn zabrał go ze sobą do Asgardu i nazwał swym synem. Szybko jednak okazało się, że na młodym Księciu ciąży klątwa, rzucona przez jego prawdziwą matkę. Podobno tak rozpaczliwie pragnęła urodzić córkę, że gdy na świat przyszedł chłopiec, znienawidziła go do tego stopnia, że porzuciła go w jaskini i rzuciła klątwę, mając nadzieję, że pewnego dnia, gdy nieco podrośnie, zdoła wyjść na zewnątrz i spłonie w słońcu...

Serce Idalii przeszył nieprzyjemny chłód. Brunetka skrzywiła się, nie będąc w stanie pojąć takiego okrucieństwa.

— Ale... Każdą klątwę da się zdjąć, prawda? — szepnęła, bowiem jej głos okazał się aż nazbyt słaby.

— Tak, ale... — Maria zawahała się, spuszczając wzrok. — Ma to swoją cenę. Zawsze — dodała. — Gdy Odyn po latach prób złamania klątwy, w końcu udał się do Krainy Lodu, jego Królowa zgodziła się wyleczyć Księcia. W zamian zażądała jednak głowy Friggi... Król nie mógł na to przystać.

— Więc... Książę Loki będzie taki już... zawsze? — szepnęła.

Maria odpowiedziała jej jedynie delikatnym skinięciem, które sprawiło, że serce Idalii ścisnęło się boleśnie.

Każdego dnia na twarzy Księcia widziała, jak wielki musi nosić ciężar, jak wiele kosztuje go życie w mroku, z dala od światła, od ludzi, od wszystkiego, co przynosiło radość. Czy da się żyć z owym bólem całą wieczność?

— Najwybitniejsi uzdrowiciele próbowali złamać klątwę. Każda metoda zawiodła... — westchnęła smutno Maria. — Frigga gotowa była zrobić wszystko, aby wyrwać z mroku swe dziecko, ale, gdy Książę Loki dorósł, w końcu odmówił. Zatracił się w mroku, w końcu stając się jego częścią. Od tej chwili... Ani razu nie widziałam na jego twarzy szczerego uśmiechu, a niegdyś był tak pogodnym dzieckiem. Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak skradał się do spiżarni, a kiedy go na tym nakrywałam, zawsze zdołał przekonać do mnie, abym dała mu jakieś słodycze... — Na twarzy Marii pojawił się cień smutku. — I ja oddałabym naprawdę wiele, aby znowu zobaczyć w nim tego małego, uśmiechniętego chłopca, Idalio. Ale czasu nie da się cofnąć. Nigdy nie odzyskamy tego, co już przepadło.

Brunetka spuściła wzrok, gdy nagle ogarnęła ją dziwna nostalgia. Historia Księcia, choć tragiczna, zdawała się również piękna, w mroczny, straszny sposób.

— Wiem, że za wszelką cenę chciałabyś mu pomóc, moje dziecko...

— I zrobię to — wtrąciła, spoglądając na swoją dłoń. Mimowolnie przypomniała sobie uścisk Księcia, pełen desperacji i smutku.

— Słucham? — zapytała zaskoczona Maria.

Idalia uśmiechnęła się szeroko, po czym wstała na równe nogi.

— Jak? — dodała kobieta, śledząc poczynania dziewczyny, która okrążyła ciężki stół i ruszyła w kierunku wyjścia.

Przystanęła, zanim jednak opuściła kuchnię i, ostatni raz zerkając w kierunku Marii, odparła pewnie:

— Sprawię, że Książę Loki ujrzy piękno w mroku, Mario.

***

Gdy wróciła do komnat Księcia, salon był skąpany w ciszy i mroku. Idalia spojrzała na skrzydłokwiat, którego zakupiła tego poranka i, który wciąż stał na kominku. Jego białe płatki odznaczyły się na tle panującej dookoła czerni.

W chwili, w której jej wzrok spoczął na zamkniętych drzwiach do sypialni, poczuła niepokój. Być może to, co zaplanowała, było... Cóż, naprawdę szalone, zważywszy na fakt, że Książę zdawał się za nią nie przepadać.

Nie zamierzała się jednak poddać.

Zacisnęła dłonie w pięści, stanęła przed drzwiami i zapukała. Trzy razy.

Potem nabrała głęboki oddech, w myślach licząc mijające sekundy. Gdy dotarła do piętnastu, wyciągnęła drżącą dłoń w stronę złotej klamki. Nacisnęła ją ostrożnie, po czym popchnęła drzwi.

Wkroczyła w mrok pomieszczenia. Ciężkie, ciemne zasłony zatrzepotały na wietrze, swymi brzegami muskając stojący tuż przed rzędem okien welurowy fotel. Pokój był jednak pusty.

W chwili, w której zrobiła krok w przód, podłoga tuż za jej plecami zaskrzypiała. Oddech Idalii stał się cięższy, gdy chłodny powiew rozwiał kosmyki jej ciemnych włosów.

Powoli odwróciła się w stronę Księcia, który stanął w wejściu do pomieszczenia, z góry mierząc ją obojętnym, zimnym spojrzeniem.

Mimowolnie przypomniała sobie słowa Marii — o roześmianym radosnym chłopcu, który skradał się do pałacowej kuchni, aby skraść z niej coś słodkiego. Mimo prób, nie potrafiła dostrzec tego dziecka w stojącym przed nią Księciu.

— Ja... — Cofnęła się o niepewny krok. Uśmiechnęła się delikatnie, co sprawiło, że na twarzy bruneta pojawił się grymas niezadowolenia. — Chciałam...

— Znowu włamać się do mej sypialni? — wtrącił.

— Nie. — Splotła przed sobą dłonie. — Szukałam Księcia, ponieważ chciałam o coś spytać...

Brunet westchnął ciężko, po czym, wymijając ją, ruszył w kierunku swego fotela.

— Czy zechciałby udać się Książę na spacer? — zapytała głośno, wiodąc za nim wzrokiem. Jej słowa sprawiły, że przystanął w połowie drogi. — Ze mną? — dodała, już nieco ciszej.

Książę Loki powoli odwrócił się w jej stronę, obdarzając ją mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Potem uśmiechnął się drwiąco, zupełnie jakby miał zaraz powiedzieć: ''Jak śmiesz pytać o coś podobnego?''

— Książę spacerujący ze służką? — prychnął.

— Po zmroku nikt nie opuszcza swego domu, więc może być Książę spokojny o swoją reputacje, nikt nas nie zobaczy. — Uśmiechnęła się nieco szerzej, choć przecież reputacja, jaką się cieszył, nie była zbyt... Cóż, pochlebna.

Odwrócił się w jej kierunku i uniósł jedną brew, krzyżując dłonie za plecami. Ponownie spojrzał na nią w sposób, w jaki okrutny władca patrzy na swych poddanych.

— Dlaczego? — zapytał.

— Pomyślałam, że... — zawahała się, starając ubrać w słowa własne myśli. — Że dawno nie opuszczał Książę pałacu, a spacer jest dobry dla zdrowia, niektórzy nawet sądzą, że ruch może korzystanie pływać także na...

— W porządku — wtrącił, kompletnie ją tym zaskakując.

— Słucham? — szepnęła.

Książę uniósł nieco wyżej podbródek. Jego ramiona opadły, gdy odetchnął głęboko i odparł:

— Udam się z tobą na spacer, Idalio.

— Naprawdę? — zapytała radośnie, wciąż do końca nie wierząc w to, co usłyszała.

— Wyglądam, jakbym żartował? — mruknął, marszcząc brwi.

Idalia pokręciła głową. I, choć Książę nie wydawał się zadowolony z jej pomysłu, ani z faktu spędzenia z nią większej ilości czasu, brunetka była naprawdę szczęśliwa.

— Nie, oczywiście, że nie — odparła, cofając się o krok. Niemal wpadła na stojącą tuż obok ściany ciężką komodę. — Pójdę już. Muszę... Popracować.

— Z pewnością — mruknął Książę.

Idalia obdarzyła go ostatnim uśmiechem, po czym przeszła do salonu, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Potem oparła się o ich powierzchnię i, nabierając głęboki oddech, uniosła wzrok ku niebu.

Najtrudniejszą część miała już za sobą. Teraz... Teraz musiała sprawić, aby Książę Loki po prostu się uśmiechnął. 



J.B.H

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro