Rozdział 7: Ostatnie życzenie Harry'ego Dubois

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatnia zmiana: jest to OSTATNI ROZDZIAŁ tej opowieści. Chciałam podzielić go na dwie części, ale doszłam do wniosku, że nie ma to sensu. Ta część najbardziej wyprała mnie emocjonalnie. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe... Od początku tak wyglądała moja wizja, a to, że pisząc to wypłakałam morze łez... No cóż, lepiej już nic nie będę mówić. Zapraszam na ostatni rozdział Szmaragdowego Łuku. :)

__________________

Louis próbował skupić się na planowaniu całego przedsięwzięcia. Rozważał wszystkie możliwe scenariusze, w których wychodził na swoje. Scenariusze, w których William Burrows padał trupem, a Louis czuł satysfakcję. Naprawdę mógł zawczasu poczuć jak ten wielki ciężar spadał z jego ramion, a wyżerająca jego duszę chęć zemsty po prostu znikała. Śmierć jednego człowieka mogła sprawić, że mógłby ruszyć dalej. Mając u boku najważniejsze osoby jego życia - Harry'ego i ich nienarodzone dziecko. Krew z jego krwi, ciało z jego ciała. Dalej nie mógł uwierzyć w to, że to się wydarzyło. Ba, nigdy nie przypuszczał, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Takie rzeczy zdarzały się tylko w baśniach i legendach, które pamiętał z dzieciństwa. Ale widział jak z każdym dniem brzuszek Harry'ego był coraz większy, zaś tuż przed jego wyjazdem wydawało mu się, że czuł ruchy maluszka. A sam Harry przypominał najpiękniejszy kwiat jaki natura kiedykolwiek wydała na świat. Louis od nowa zakochiwał się w najmniejszych rzeczach: jego oczach i zmarszczkach, które pojawiały się w ich kącikach, gdy się uśmiechał. W jego czułym uśmiechu i dotyku. W jego miękkich ustach i skórze, którą czuł pod dłońmi każdej nocy. Harry był jego wszystkim. Gdyby go utracił... To byłby prawdziwy koniec. Nie miałby powodu, aby dalej żyć. Dlatego musiał się z nim rozstać. Wiedział, że taki stan rzeczy nie trwałby długo. Na drodze do ich szczęścia ktoś stał.

Człowiek, który śmierć mógł ponieść tylko z ręki Tomlinsona.

*

Louis zaczął się denerwować, gdy Zayn nie powrócił do obozu w ustalonym czasie. Na początku nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło się stać coś złego. Może po prostu Zayn postanowił pomóc Harry'emu zaaklimatyzować się w nowym miejscu i upewnić się, że ich plan na pewno się uda. I Louis naprawdę zrozumiałby to, gdyby poinformował go o tym, chociażby wysyłając krótką wiadomość. Benedict z troską obserwował zachowanie młodego człowieka, który z każdą godziną był coraz bardziej poddenerwowany. Owen nie był głupi, doskonale wiedział o tym, co łączy Louisa z Harrym. Był zaskoczony, ale z czasem zauważył, że nikogo tym nie krzywdzili. Był starym i dobrym przyjacielem ojca Louisa, widział jak młody lord dorasta i nie miał serca go potępiać.

*

Tętent kopyt wyrwał młodego lorda z zamyślenia. Louis, który nie mógł spać targany złymi przeczuciami, wypadł z domku na drzewie jak oparzony. Wiedział już, że coś się stało.Przeczuwał to od samego początku, choć z sukcesem dławił to w sobie. Nie spodziewał się jednak, że wieści, które niósł Zayn były tak złe. Przeskakiwał stopnie drabiny, aby jak najszybciej znaleźć się na dole i porozmawiać z przyjacielem. W końcu stanął twarzą w twarz z Zaynem. Panowała ciemność, ale w świetle księżyca widział siniaki, które zdobiły twarz młodego mężczyzny.

- Gdzie on jest? - zapytał twardo, ale z nadzieją, że nie nastąpiło najgorsze. W oczach Zayna pojawiły się łzy, których za wszelką cenę chciał się pozbyć.

- Pojawili się ludzie Szeryfa, otoczyli nas ze wszystkich stron... Było ich za dużo... - zaczął, a Louis pokręcił głową z niedowierzaniem. Złapał go mocno za ramiona i zaczął nim trząść jak szmacianą lalką.

- KŁAMIESZ! POWIEDZ, CO SIĘ NAPRAWDĘ WYDARZYŁO?! - ryknął Tomlinson i popchnął go na ziemię. Zayn przysłonił twarz ręką w geście obrony. Louis nie rozumiał co się dzieje.

- Zabrał go, a ja nic nie mogłem zrobić... - wyszeptał ciemnowłosy. Z jego głosu wprost wylewało się poczucie winy, a Louisowi wydawało się, że słyszy jak jego serce pęka na pół. To nie mogła być prawda.

- O czym Ty mówisz? - Louis opadł ciężko na ziemię, nie zważając na błoto, które powstało po popołudniowej ulewie. Zayn rozłożył ręce.

- Harry jest więźniem Szeryfa z Nottingham. Tylko dlatego jeszcze żyję. Kazał mi przekazać, że Harry zostanie jutro stracony za zdradę.

*

Louis gorączkowo wydawał rozkazy. Postawił na nogi wszystkich, którzy mogli przydać się w szturmie na więzienie znajdujące się na zamku w Nottingham. Adrenalina buzowała w jego żyłach, a jego myśli krążyły wokół ukochanego mężczyzny, który z lękiem czekał w celi na śmierć. Zayn dalej był roztrzęsiony, ale z każdą chwilą dochodził do siebie. Nie było czasu na załamywanie rąk. Uzbrojeni, z konkretnym planem uratowania Harry'ego Dubois, ruszyli galopem na Nottingham pół godziny później.

*

Bramy do miasta strzegło dwóch strażników, którzy z ledwością wyczekiwali zmiany warty o świcie. Nie wiedzieli, że były to ich ostatnie chwile. Louis bez mrugnięcia okiem posłał w ich kierunku dwie strzały, które dosięgnęły celu. Grupa ponad trzydziestu ludzi weszła do Nottingham, które o brzasku wyglądało na jeszcze bardziej opuszczone niż w rzeczywistości. Trzymając w gotowości kusze, miecze i łuki przemierzali opustoszałe ulice. Z każdym krokiem, który zbliżał go do zamku Nottingham, Louis czuł jak furia ogarnia jego serce i umysł. W końcu dotarli na główny plac, gdzie poprzedniego wieczora ustawiono szubienicę, na której miał zawisnąć Harry. To był ostateczny bodziec, który doprowadził do wybuchu. Louis czym prędzej popędził w stronę bramy prowadzącej na dziedziniec zamku. Zayn, Benedict i Liam zabezpieczali jego tyły. Zamek, zwykle pełen żołnierzy, pogrążony był w przejmującej ciszy. Louis nie był w stanie się nad tym głębiej zastanowić, musiał jak najszybciej dostać się do wieży, w której znajdowało się więzienie. Nie wybaczyłby sobie, gdyby Harry'emu naprawdę coś się stało. Zadaniem pozostałych było powstrzymanie nadchodzących posiłków. Louis miał nadzieję, że szkolenie dostatecznie ich przygotowało i potencjalna walka nie zakończy się ich bezsensowną i szybką śmiercią.

*

Przeszukali więzienie bardzo dokładnie, ale po Harrym nie było śladu. Louis nic nie rozumiał. Z informacji Zayna jasno wynikało to, że właśnie tam miał oczekiwać na egzekucję. Spojrzał na przyjaciela, który bezradnie wzruszył ramionami. Zrezygnowany i zły nakazał odwrót, z zamiarem przeszukania pozostałej części twierdzy.

*

Na dziedzińcu walka trwała w najlepsze. William Burrows z zainteresowaniem obserwował jak jego żołnierze metodycznie i skutecznie zabijają najbardziej plugawą część społeczeństwa Nottingham. Nagle jego wzrok zatrzymał się na grupie mężczyzn, która chwilę wcześniej wybiegła z więziennej wieży. Usta Szeryfa wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, zaś w jego oczach zaświeciły mściwe ogniki. Oblizał wargi, a jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza, który kiedyś należał do Marka Tomlinsona.

- Jak zwykle miałem rację, Tomlinson pojawił się jak na zawołanie. - powiedział wesołym tonem i odwrócił się do związanego i zakneblowanego młodego mężczyzny, który skulony siedział na podłodze. Jego loki były posklejane i brudne, zaś twarz opuchnięta od ciosów, które zadał mu Szeryf, gdy odmówił wyjawienia lokalizacji obozu banitów. - Głupiec naprawdę myślał, że uda mu się tak po prostu tutaj wejść i uwolnić swojego kochasia. - zaśmiał się szyderczo i podszedł bliżej do Harry'ego. - Jakie to uczucie być dziwką człowieka bez tytułu, ziemi i majątku? Splugawiłeś honor swojej rodziny, drogi Haroldzie. - jego słowa ociekały kpiną, ale Harry nie zareagował. Dalej wpatrywał się w kamienną posadzkę. Modlił się w duchu, aby Louisowi nic się nie stało. Być może istniała jeszcze szansa na to, że wyszliby z tego cało. Nagle poczuł piekący ból, choć spodziewał się ciosu. Z trudem powstrzymywał wybuch, ale musiał chronić nie tylko siebie. - Odpowiadaj, gdy zadaję Ci pytanie, męska zdziro! - wysyczał Burrows i poklepał go po piekącym policzku. Irytacja Szeryfa sięgnęła zenitu i niewiele myśląc chwycił Harry'ego za włosy i pociągnął w stronę balkonu. Z ust młodego mężczyzny wydostał się stłumiony szloch, gdy podniósł go do pozycji stojącej. Chwilę później przed sobą zobaczył dziedziniec skąpany w morzu krwi. Zobaczył znajome sylwetki i twarze ludzi, którzy walczyli na śmierć i życie. Szukał wzrokiem Louisa, ale na placu panowało zbyt duże zamieszanie. Mrugnął zaskoczony, gdy Szeryf wyrwał z jego ust knebel, a tuż przy uchu poczuł ciepły i odrażający oddech.

- Zawołaj go, a może daruję życie Tobie i temu bękartowi. - powiedział stanowczo i wzmocnił uścisk. Harry nie miał siły z nim walczyć, ale nie chciał dać mu tej satysfakcji. Jego usta zacisnęły się w cienką linię i pokręcił głową. - Głupia pizda! - usłyszał w odpowiedzi i poczuł zimny metal przy szyi. - Hej, Tomlinson! - donośny głos Burrowsa odbił się echem po dziedzińcu. Walka została na chwilę wstrzymana, a oczy żołnierzy i gawiedzi spoczęły na nim. - Louisie Tomlinsonie, ktoś chce się z Tobą pożegnać! - zawołał ponownie rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu człowieka, którego tak bardzo nienawidził. Chciał mu odebrać wszystko, majątek, honor, rodzinę, wszystko, co kochał. W końcu z tłumu ludzi wyłonił się młody mężczyzna, w którego spojrzeniu mógł dojrzeć chęć mordu. Szeryf uśmiechnął się szeroko i mocniej przyłożył sztylet do szyi młodego lorda. - Tak się cieszę, że się w końcu spotykamy, drogi Louisie. Harold bardzo tęsknił i nie mógł przestać opowiadać o Tobie. Wybieraliśmy nawet imiona dla bękarta, które nosi, prawda Haroldzie? - zaśmiał się szyderczo i pociągnął młodego lorda jeszcze mocniej za włosy. Z ust Harry'ego wydostał się szloch. Naprawdę nie miał już siły. Wszystko go bolało, a widok Louisa jeszcze bardziej potęgował jego ból. Przeczuwał, że to jego ostatnie chwile. - Jaka szkoda, że nigdy się nie urodzi. - dodał z udawanym smutkiem, który po chwili przekształcił się w głośny śmiech szaleńca. Harry czuł jak strużka krwi spływa mu po szyi. - Szykowałem dla Ciebie szubienicę, ale dużo bardziej podoba mi się wizja odebrania Ci życia na oczach Twojego ukochanego. Co za...

- Zabij mnie. - jego monolog przerwał stanowczy i wyprany z emocji głos Louisa. Harry spojrzał na ukochanego. - Zabij mnie, na miłość Boską, to o mnie cały czas chodziło, prawda?!

- Louis, to w porządku. - odezwał się w końcu Harry, a po chwili na jego twarzy pojawił się grymas uśmiechu. Louis spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem. - Wróciłeś do mnie, dałeś mi więcej, niż kiedykolwiek miałbym odwagę chcieć. Wiem, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Spotkamy się w lepszym świecie. To jest moje ostatnie życzenie. Kocham Cię. I nasz maluszek też. - jego dłoń spoczęła na brzuszku, a po policzku spłynęła pojedyncza łza.

- Harry...

Lecz nie usłyszał już tego, co Louis chciał mu powiedzieć.

Po chwili czuł jak się unosi i nie czuł już żadnego bólu.

Nie czuł też złości i smutku, a jego serce przepełnione było światłem i spokojem. Śmierć oplotła go swoim ramieniem, zniknęły strach i zwątpienie.

Wyrosły mu skrzydła i to było w porządku.

Ostatni raz spojrzał w dół, na młodego mężczyznę, który ukrył twarz w dłoniach. Chciał go pocieszyć. Powiedzieć, że wszystko skończyło się dobrze.

Z nim też będzie dobrze.

Podniesie się. Dożyje sędziwego wieku i będzie szczęśliwy.

Harry Dubois był tego pewny. Podobnie jak tego, że to nie było ich ostatnie spotkanie.

*

Nottingham, XXI wiek.

Louis Tomlinson z zapałem mieszał barwniki. Jego dziesięcioletni syn z zainteresowaniem przyglądał się jego poczynaniom. Od miesięcy czekał na odrestaurowanie zabytkowego łuku i kołczanu, pochodzącego z czasów króla Lwie Serce. Eksponat należał do zbiorów miejskiego muzeum w Nottingham. Jako historyk i konserwator nie mógł się doczekać, aby w końcu przywrócić mu dawny blask.

- Jest piękny, tato. - ciszę, która panowała w pracowni przerwał jego syn. Edward uwielbiał patrzeć na pogrążonego w pracy ojca.

- Tak sądzisz? - chłopiec w odpowiedzi kiwnął szybko głową. Louis posłał mu ciepły uśmiech. Kochał go najbardziej na świecie. Jego czekoladowe loczki i zielone oczy. Wyglądał jak Cherubin. Praca nad łukiem zajęła mu parę godzin, a czekał na niego jeszcze wyblakły, szarobury kołczan. Z dokumentacji badań, które zostały wykonane tuż po jego odkryciu wynikało, że w czasach świetności miał zdecydowanie inny, niezwykle rzadki kolor. Louis nigdy wcześniej nie spotkał się z błękitnym kołczanem, wykonanym z innego materiału niż skórzany. Była to dla niego wyjątkowa gratka. Łuk i kołczan musiały należeć do kogoś wyjątkowego, ale mroki historii zatarły jakiekolwiek ślady. Jedyne czego Louis był pewien to to, że jego właściciel musiał być niezwykłym człowiekiem.

- Jaki kolor wybrałeś? - zapytał po chwili syna, gdy ten wrócił z wybranym barwnikiem. Ed bez słowa, ale z szelmowskim uśmiechem podał ojcu słoik z ciemnozielonym proszkiem. Louis parsknął śmiechem. - Mogłem się tego spodziewać.

- Tato, przecież wiesz, że oczy Mamy są najpiękniejsze na świecie. - dziesięciolatek założył ręce i pokazał ojcu język.

- Synu, przecież wiesz, że nie zamierzam się z Tobą sprzeczać w tym temacie. Leć do Mamy i powiedz, że niedługo kończymy, dobrze? - odpowiedział Louis, a malec zerwał się z miejsca i wypadł z pracowni ojca jak burza.

Louis z zainteresowaniem obejrzał jeszcze raz kołczan podziwiając jego fakturę i wykonanie. To, że przetrwał ponad osiemset lat w zwykłym grobie naprawdę było cudem. Chociaż jego kolegów archeologów bardziej zaintrygowały szkielety, przy których je znaleziono. Był to młody mężczyzna, którego pochowano razem z maleńkim dzieckiem, zawiniętym w jedwabną koszulę. Lekarz sądowy ocenił, że dziecko zmarło w łonie matki pod koniec czwartego miesiąca...

Gdyby coś takiego spotkało Louisa... Gdyby stracił Eda...

Louis odrzucił głupie myśli i na nowo zagłębił się w studiowaniu kołczanu. Oczyścił dokładnie całą powierzchnię z brudu i zanieczyszczeń. Już miał się brać za odświeżenie koloru, gdy zauważył wcześniej niewidoczną inskrypcję na spodzie kołczanu.

∞H.D + L.T∞

- Rany boskie! Chodźcie tu! To coś niewiarygodnego! - zawołał Louis, który nie mógł oderwać wzroku od wyblakłego tuszu. Do pokoju po chwili wpadł Ed, a tuż za nim jego matka. Louis z ekscytacji prawie wylał na siebie słoik z farbą.

- Harry, Ed... Chyba wiem do kogo należał ten łuk!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro